14/07/2006 12:12:21
W 1999 roku w wywiadzie udzielonym „Gazecie Niedzielnej”, mówił Księdz Rektor, że polska wspólnota w Szkocji kurczy się. Jak wygląda ta sprawa obecnie, po wejŚciu Polski w struktury unijne?
Co do pierwszego stwierdzenia – to rzeczywiście tak było w roku 1999. Potem jednak przyszedł inny czas i sytuacja uległa całkowitej zmianie.
˚eby jednak zobaczyć różnicą w rozmieszczeniu naszych Rodaków na Wyspach Brytyjskich, wspomną o wywiadzie, którego udzielił ks. bp Ryszard Karpiński tygodnikowi „Niedziela” tuż po przejęciu od ks. abp. Szczepana Wesołego opieki nad Polakami mieszkającymi zagranicą. Po przeczytaniu byłem nawet trochę zdziwiony planami Jego Ekscelencji – mianowicie, żeby przyłączyć Szkocją do Anglii i Walii.
Gdyby pod uwagą wchodziły tylko liczby – propozycja wydawała się jak najbardziej słuszna. Samych tylko kapłanów w Szkocji było i jest zaledwie czterech. Natomiast w Anglii i w Walii liczba ich sięga setki.
Zresztą ks. prał. Tadeusz Kukla proponował mi swego czasu funkcją wice-rektora w Londynie – gdyby doszło do włączenia Szkocji w Polską Misją Katolicką w Londynie. Owszem, podziąkowałem za nęcącą propozycją. Niemniej jednak pozwoliłem sobie na żartobliwą uwagą, wspominając o planszach ustawionych na rzymskiej drodze prowadzącej do Kolosseum. Na nich Caledonia w żadnym okresie nie została wcielona pod panowanie Rzymskiego Imperium. W czasie jednej z takich prób zaginął był bez wieści cały legion potężnej armii w drodze do Perth. Dziś można oglądać Ślady z tamtych czasów w postaci fragmentów murów Antoniusza i Hadriana, czy też rzymskich gwoździ, które dopiero 10 lat temu odnaleziono w ogromnych ilościach waśnie niedaleko Perth.
W takim razie, jakich podobieństw ze Szkocją należy się doszukiwać w historii Kaledonii?
Zdążam do tego, aby przypomnieć sprawą oczywistą , że historia Szkocji jest całkowicie inna od południowych sąsiadów mieszkających na tej samej wyspie. Kościół katolicki uszanował tą wyraźną odrębność. Dlatego są dwa Episkopaty zupełnie niezależne. Nie inaczej postąpił ks. kard. August Hlond, kiedy utworzył Polską Misją Katolicką w Szkocji w 1948 roku, mianując ks. infułata Ludwika Bombasa pierwszym rektorem. Kolejnym rektorem mianowanym przez ks. kard. Stefana Wyszyńskiego był ks. prał. Wincenty Nagi-Drobina. Po jego Śmierci ks. kard. Józef Glemp zlecił odpowiedzialność za polskie duszpasterstwo mnie, mimo że liczba kapłanów wciąż pozostawała taka sama, zaś Polaków z dawnych wojennych szeregów ubywało i to coraz więcej i coraz szybciej.
A jaka jest sytuacja od maja 2004 r.?
Od maja 2004 roku sytuacja całkowicie się zmieniła. Granice Brytyjskich Wysp zostały otwarte na oścież. Tą możliwość od razu wykorzystały nowe kraje przyłączone do zjednoczonej Europy – w tym szczególnie nasi Rodacy. Szybko zapełnili ojczystą mową nie tylko londyńskie ulice, ale wiele miast i wiosek porozrzucanych po całej wyspie. I tutaj jest nie tylko coś pocieszającego, że nasze polskie wspólnoty na nowo ożywiły się, ale niestety jest i niepokój, bo w pierwszym zetknięciu, co ogromnie razi wojenne pokolenie, które zachowało przez tyle lat ojczysty język – to, że trzeba słuchać jak ta piękna polska mowa okropnie i często jest plugawiona w ustach naszych „Świeżych emigrantów”.
Na pewno pobyt tutaj jest wielką szansą dla nowo przybyłych na krótszy czy dłuższy czas, aby poprawić swoją sytuacją materialną. Ale jest i wiele niebezpieczeństw. Wspomną choćby tylko o jednym bardzo niepokojącym i powszechnym, jakim są rozdzielone rodziny.
Jak oceniłby Ksiądz Rektor nowo przybyłych Polaków?
Nowo przybyłych cechuje wielka zaradność i duży spryt. A we mnie co rusz powstają wątpliwości, kiedy zastanawiam się po kolejnych wizytach moich ziomków z nowej generacji, których sprowadza do mnie bynajmniej nie sprawa związana z ludzką duszą: czy to jest odwaga, czy zwykła naiwność, a może desperacja, aby jechać tyle godzin w nieznane bez żadnej znajomości języka tubylców, a w dodatku jeszcze bez żadnego konkretnego zawodu? Najczęściej dysponują jedyną wiedzą – ile złotówek mieści się w funcie. Ale i ta operatywność też okazuje się mylna, bo nawet znajdując pracą – trzeba przecież gdzieś mieszkać, żywić się, płacić świadczenia, bo zatrudnienie jest już oficjalne, a nie jak bywało onegdaj – „na czarno”.
Nowi poszukiwacze lepszych warunków życia wciąż przybywają: jedni bezpośrednio z kraju, inni z południa wyspy, mówiąc, że Londyn jest już przepełniony. Dlatego popularność przesuwa się na północne rejony. Szkocja stała się tu istnym magnesem ze swoją stolicą „Edynburgiem”. Według różnych obliczeń ocenia się, że Polaków jest już w tym mieście mniej więcej od 8 aż do 15 tysięcy. Nawet niewielkie Inverness na końcu sławnego jeziora Loch Ness, wchłonęło w siebie 5 tysięcy naszych Rodaków. W Glasgow również „nowi emigranci” bardzo zwielokrotnili liczbą naszej mniejszości narodowej, którą można już porównywać z Hindusami, Pakistańczykami, czy bliższymi nam kulturowo – Wiochami.
Czy wraz z wejściem Polski do Unii Europejskiej i napływem Polaków z kraju zmieniła się także w Szkocji sytuacja duszpasterska?
Jak najbardziej. Wspomniałem wyżej o pierwszym wrażeniu, z którego wyłania się może niezbyt optymistyczny obraz po spotkaniu z wieloma Rodakami. Ale na szczęście nie można tego generalizować, bo są już tutaj i całe rodziny bardzo Świadome swojego chrześcijaństwa. Jest sporo młodych, którzy wywodzą się z różnych ruchów religijnych. To oni zgłaszają się, aby oprócz niedzielnej Eucharystii również w ciągu tygodnia móc uczestniczyć – na przykład w naszym spotkaniu biblijno-liturgicznym.
Przedtem była tylko jedna Msza Św. odprawiana po polsku i szkocki kościół Św. Szymona zupełnie wystarczał. Od września są już dwie – do południa i wieczorem. Frekwencja nie zawsze jest jednakowa, ale dość często bywa, tak jak w naszej Ojczyźnie, że część musi uczestniczyć w liturgii na stojąco.
Wielkie wrażenie na tubylcach robi kolejka młodych ludzi stojących do konfesjonału. Nie zawsze zdążą wyspowiadać wszystkich przed rozpoczęciem Eucharystii. Dlatego często spowiadam po Mszy Św., albo w ciągu tygodnia w izbie, która jest kaplicą Jezusa Miłosiernego i mieści się w hostelu tuż obok Domu Polskiego. Tu waśnie w soboty przygotowują dzieci, młodzież i pary małżeńskie do sakramentów.
Powstał liturgiczny zespól muzyczny. Włączają się również ze swoim Śpiewem i muzyką polscy Romowie. Nasz organista Michael, rodowity Szkot, razem ze szkockim proboszczem ks. Willym uczą się po polsku – obaj mówią, że z zachwytu, ale kto wie czy taki jest główny powód? Dlatego pytam w żartach, czy nie obawiają się, że jeżeli nadal będzie taki napływ moich Rodaków – to wkrótce polski język ma szanse stać się językiem konkurencyjnym. Po ulicach Glasgow już teraz jeździ piętrowymi autobusami 50 polskich kierowców. Podobnie jest w Aberdeen i w Dundee.
Szkoccy księża co rusz dzwonią z różnych miejsc – nawet bardzo odległych – i zapraszają, abym przyjechał do moich Rodaków odprawić Mszą Św., na spowiedź i pomógł załatwić różne sprawy ze wzglądu na barierą językową. Bo rzeczywiście – tak jak szkockie owce – tak samo naszych krajanów można znaleźć wszędzie pośród pól porośniętych wrzosem, porozdzielanych kamiennymi płotami.
Od sierpnia mamy dwóch nowych kapłanów. Więc znowu jest nas czwórka i staramy się ogarnąć duszpasterską opieką zarówno naszych seniorów, jak i nowo przybyłych Rodaków.
Jak nowo przybyli Polacy asymilują się w Szkocji? Jak są postrzegani przez Szkotów?
Trochę już o tym wspominałem. Co trzeba tu podkreślić, że Szkoci są dla nas niesamowicie życzliwi. Na pewno dlatego, że znają problem emigracji z własnego doświadczenia. A co najważniejsze – łączy nas wspólna historia. Po dziś dzień w Gdańsku jest dzielnica nosząca nazwą: Stare Szkoty i Nowe. Wychodząc nawet z tego szczegółu można by wiele opowiedzieć o bardzo ciekawych powiązaniach polsko-szkockich. Ale o tym może przy innej okazji.
Czy istnieje wspólna płaszczyzna porozumienia między Polakami osiedlonymi w Szkocji od czasów II wojny Światowej, a nowo przybyłymi?
W Szkocji na szczęście jest jeszcze kilka polskich ośrodków, które zakładali nasi żołnierze zaraz po wojnie – a przecież rozpoczynali zupełnie od zera. Mieli tą wewnętrzną potrzebą, aby tworzyć nie tylko swoje rodziny, ale organizować się w Polskich Domach. Nie wyobrażali sobie życia na obczyźnie bez polskiego kapłana. Tu znowu muszą zrobić krytyczną uwagą a propos wyznawanej wiary. Z jakim pietyzmem traktują swoje religijne pamiątki, które stanowią nieodłączną część ich życia, bo są z nimi od samego początku wojennej tułaczki. Najczęściej jest to obraz Matki Bożej Częstochowskiej, różaniec, medalik, książeczka do nabożeństwa. A nowi przybysze, dziwna rzecz, o wielu rzeczach pomyśleli, nawet o tym, aby zabrać ze sobą dużą liczbę produktów żywnościowych. Jednak w ich bagażu zabrakło czegoś istotnego. Niektórzy po jakimś czasie reflektują się i przychodzą do mnie. Pytają wtedy o Pismo Święte, czy o różaniec i proszą czy mogliby je dostać. Potem mija trochę czasu i część z nich zaczynam kojarzyć, widząc ich w kościele.
Po skończonej Eucharystii w ogłoszeniach zawsze przypominam, że nie możemy być dla siebie już dłużej obojętni, skoro ten sam Jezus wszystkich nas połączył samym sobą. Na pewno niektórzy biorą sobie to do serca, bo po Mszy Św. ustawia się długa kolejka nie tylko tych, którzy szukają mieszkania i pracy, ale i takich, którzy przynoszą poszukiwane wiadomości i dzielą się nimi. Zdają sobie sprawą, że jest to tylko niewielki procent całości.
Z jakimi trudnościami spotyka się Ksiądz Rektor udzielając pomocy tym, którzy o nią proszą?
Są tacy, którzy przychodzą do mnie z roszczeniowym nastawieniem. Często słyszą: „To ksiądz jest tu już tak długo i nie może mi pomóc? Przecież mną należy się zająć. Przyjechałem z Polski”. Cóż wtedy można powiedzieć? Przyznać tylko, że rzeczywiście duży wyczyn.
Wygląda na to, że jest teraz w obiegu jakieś nowe wydanie „savoir-vivre”. Dla zobrazowania podam taki maleńki drobiazg: gdy jest potrzeba pójścia na przykład do chorego – wtedy jest rzeczą zupełnie oczywistą, że się idzie obojętnie jaka jest pora dnia czy nocy. A co zrobić, kiedy dzwoni krajan – nie ważne, która jest już godzina i przedstawia sprawą, która ma być załatwiona w trybie natychmiastowym. A sprawa jest zwyczajna, przyziemna, wcale nie potrzebująca aż takiego przyśpieszenia.
Bardzo często czują się traktowany, jakbym prowadził bank z bezzwrotną pożyczką. Czasami moje parafialne pomieszczenie przypomina „Job Centre”, albo przytułek dla oszukanych przez „polskie mafie”.
A ilu spotykam na ulicy, w autobusie, albo w polskim klubie, gdzie po którymś już piwie, mój ziomek odważnie wyznaje, bez żadnej żenady, że on do kościoła nie chodzi, bo co mu kościół da?
Przykro mi wtedy, bo taki „mój krajan” szybko upodobni się do przeciętnego kibica drużyny z Glasgow – jak w szkockim kawale:
Irlandzki ksiądz, staruszek, zagadnął jednego z idących na mecz Celtica w zielonym szaliku i w zielonej czapce w rozbawionym tłumie:
- Widzą, że jesteś katolikiem.
- O tak, ojcze, jak najbardziej.
- A w niedziele chodzisz do kościoła?
- No jak to, przecież ja nie jestem fanatykiem.
Tu należałoby zacytować tekst Sławomira Mrożka, który ukazał się w 15 numerze „Polityki” pod tytułem: „Czy myśli Pan o powrocie do Polski?” Smutna lektura, ale prawdziwa, bo to artystom, czy pisarzom dane jest trafnie opowiedzieć o rzeczywistości, w której żyją.
Czy młodzi Polacy przybywają do Szkocji z zamiarem osiedlenia się na stałe, czy są to przyjazdy czasowe?
Po wielu rozmowach z wieloma – trudno dziś powiedzieć jednoznacznie. Na pewno zdecydowana większość nie planuje dłuższego pobytu na przyjaznej szkockiej ziemi. Ale obserwują też zmianą nastawienia. U niektórych, dotychczas w ogóle nie biorących pod uwagą innej opcji, można zaobserwować kierunek w stroną bardziej otwartej postawy, uzależnionej od sytuacji, jaka zaistnieje.
Na łamach „The Catholic Times” (11.12.2005) wystosował Ksiądz Rektor apel, w którym wzywa Ksiądz wszystkich do pomocy nowo przybyłym zarówno na płaszczyźnie duszpasterskiej, jak i socjalnej. W jaki sposób powinniśmy, według Księdza Rektora, skutecznie pomagać nowo przybyłym? Jakiej pomocy oczekują oni od nas?
Zdają sobie sprawą, że zanadto skupiłem się wokół tych Rodaków, którzy psują bardzo dobrą opinią wypracowaną wśród tubylców przez wspaniałe pokolenie, maleńkie już, wojennych tułaczy, dla których zawołanie „Bóg, Honor, Ojczyzna” nie było nigdy pustym sloganem, ale wartością, za którą zawsze warto było życie dać.
Dlatego na koniec dobrze będzie, po tych gorzkich słowach przypomnieć komentarz o napadniętym w drodze z Jerozolimy do Jerycha, który wygłosił był Prymas Polski, ks. kard. Józef Glemp w Rzymie na spotkaniu z księżmi rektorami Polskich Misji Katolickich. Był to czas wielkich przemian w naszym kraju dokuczliwie dotkniętym stanem wojennym. Wtedy nasi Rodacy, oczywiście w mniejszych ilościach i w wielu wypadkach z inną motywacją, też wyjeżdżali na Zachód. Najczęściej swoje pierwsze kroki kierowali do polskich księży, którzy nie byli w stanie wszystkim pomóc. Pytali wtedy ks. Prymasa o radą i usłyszeli jak brzmi Jezusowa przypowieść „tu i teraz”. Znam ją jedynie z ust mojego poprzednika, który mniej więcej w tych słowach relacjonował ją po powrocie:
Wybierającego się w podróż, dopóki był jeszcze w Jerozolimie, można było przekonywać, by nie wyruszał ze swojego miasta, by zaniechał tej podróży. Ale kiedy już powziął taką decyzją i wyruszył w kierunku Jerycha i w drodze został napadnięty – pozostaje tylko jedna możliwość – uczynić to, co uczynił miłosierny Samarytanin. Rzeczywiście – wszelkie tłumaczenia, po co wyruszał, dlaczego nie był rozważny – na niewiele się zdadzą. Będą jedynie jakąś próbą, aby uspokoić swoje sumienie otoczone cieńszą lub grubszą powłoką własnego egoizmu.
Wytłumaczenie bardzo łatwo znaleźć, aby minąć człowieka, który przecież potrzebuje mojej pomocy. Przecież, czy to jest takie ważne, że już popsuł nam opinią, albo dopiero popsuje. Choć taka pokusa jest i nie opuszcza człowieka – wciąż chodzi za mną. Dlatego znowu wstają i idą otwierać drzwi, bo słyszą pukanie. Pewnie są już następni.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Danuta Mytko
Katolicki Ośrodek Wydawniczy „Veritas”, oprócz wydawania „Gazety Niedzielnej”, prowadzi największą w Wielkiej Brytanii polską księgarnię, gdzie można kupić nie tylko dobre książki religijne, ale również słowniki, podręczniki do nauki języków obcych, poradniki, literaturę piękną, beletrystykę, a także pozycje antykwaryczne.
Zapraszamy do przeglądnięcia naszego katalogu w formacie pdf
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...