MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

14/07/2006 12:11:09

POLSKA EMIGRACJA TWORZY NOWE ZJAWISKA

Z prof. George Kolankiewiczem, specjalistą do spraw emigracji, socjologiem, dyrektorem School of Slavonic and East European Studies University College London, rozmawia Martyna Mazurek

 

Prof. George Kolankiewicz – wybitny socjolog, specjalizujący się m.in. w problematyce społecznych aspektów przemian w krajach postkomunistycznych. Autor i współautor wielu prac naukowych i badawczych, m.in.: “Regional Issues in Polish Politics”; "Continuity and Change in UK - Transition Research"; “Europe 2021: Beyond visible and invisible borders”; „Reemigracja z Wielkiej Brytanii”; “Social Science in Eastern Europe”; “Towards a Sociology of the Transition. Rights, Resources and Social Integration in Poland”. Prof. Kolankiewicz od pięciu lat pełni funkcję dyrektora School of Slavonic and East European Studies University College London.

 

Według opublikowanych nie tak dawno badań statystycznych, od chwili przyłączenia naszego kraju do struktur Unii Europejskiej i uzyskania prawa pracy na rynku brytyjskim, ilość przybywających do Wielkiej Brytanii Polaków bardzo wzrosła. Jest nas na Wyspach kilkaset tysięcy i prawdopodobnie będzie jeszcze więcej. Jak Pan, zajmujący się od wielu lat migracyjną problematyką socjolog, ocenia to zjawisko?

Na SEES mamy dość dużą grupę pracowników naukowych i studentów, którzy np. w swoich doktoratach poruszają dość ciekawe tematy, dotyczące m.in. nowej fali polskiej migracji. Na pewno jest to emigracja, która swoją liczebnością jest w stanie stworzyć nowe zjawiska, także w Wielkiej Brytanii. Jest to wielka fala napływowa, wobec której kraj nie pozostaje obojętny. Składa się głównie z ludzi młodych, rzadziej z osób przyjeżdżających z całymi rodzinami – one stanowią stosunkowo niewielką ilościowo grupę.

Gdy przyjrzymy się grupie młodzieży, przyjeżdżającej z Polski do Anglii w celach zarobkowych, to bardzo przypomina ona angielską młodzież, która często jedzie pracować do innego kraju, aby się dorobić, ale myśli o tym, żeby potem wrócić. Ja zdecydowanie wolę na to zjawisko nowej emigracji patrzeć w ten sposób, niż jak na osoby, które się tu zakorzenią i zostaną. Oczywiście, można powiedzieć, że będą wśród niej i tacy, ale rynek pracy już się kurczy, prasa brytyjska coraz bardziej zwraca uwagę na negatywne skutki masowej emigracji osób z nowych państw członkowskich Unii i myślę, że w tej dziedzinie, fala nowej emigracji zacznie się zmniejszać. Z czasem będziemy obserwować coraz częściej inny proces: że przybywać tu będą ludzie z określonymi z zawodami. Śledzimy już teraz, zakrojoną na szeroką skalę rekrutację lekarzy czy inżynierów.

Często też tam, gdzie tworzy się emigracyjna subkultura, młodzież kreuje własne, jednolite narodowościowo środowiska, jak np. Australijczycy, czy obywatele Nowej Zelandii - w ich obrębie też z kolei, członkowie emigracji znajdują zajęcia i Anglia powoli ich wchłania.

To, co obserwujemy obecnie, to duże rozwarstwienie w obrębie emigracji. Mamy więc tutaj emigrację zawodową - grupę młodych ludzi, którzy wierzą, że do kraju wrócą oraz napływową grupę osób, które przyjechały na czasowe zatrudnienie. Ta ostatnia, z czasem się wykruszy i przyjadą inne grupy, jeszcze tańszych pracowników - ich miejsce zajmą więc np. Rumuni, czy Bułgarzy. W sumie sądzę, że jest to bardziej zróżnicowane środowisko, niż byśmy się spodziewali.

 

Co sądzi Pan o zjawisku tzw. „drenażu mózgów” czyli odpływu z krajów biedniejszych do bogatszych, wykształconych i wykwalifikowanych kadr ?

Myślę, że drenaż mózgów z Polski będzie bardzo, bardzo potrzebny, bo postawi pracodawców w takiej pozycji, że będą musieli doceniać swoich pracowników i prowadzić do ich bardziej wydajnej pracy. Nie wierzę, że takie, kraje, które się rozwijają, będą w stanie kiedykolwiek uniknąć zjawiska drenażu, jeśli chodzi o zawody poszukiwane np. takie jak dentyści czy lekarze. Polska zresztą, mając więcej mieszkańców, jest w o wiele lepszej sytuacji, niż znacznie mniejsza Litwa i tego zjawiska aż tak nie odczuje.

Ja widzę tylko i wyłącznie pozytywne strony tego zjawiska - ci, którzy wyjadą, jak wrócą, bogatsi o nowe doświadczenia, przyniosą Polsce korzyść. Jeśli zostaną, to nie znaczy, że stracą kontakt z krajem. A środowisko profesjonalistów jest międzynarodowe i na pewno ciekawie będzie opowiedzieć w kraju o swoim doświadczeniu - to także będzie wpływać pozytywie.

Dlatego też, pojawiające się ostrzeżenia przed odpływem wykwalifikowanych kadr, tzw. drenażem mózgów, to panika tych, którzy będą mieli więcej zmartwień, jeśli chodzi o konkurencyjność. Jeśli chodzi o środowisko brytyjskie, to np. gdy chodzi o przyjazd polskich kadr, dobrze wykształcone osoby z Polski mogą wprowadzić, z kolei tutaj, ducha zdrowego współzawodnictwa, np. w przypadku przyjazdu nauczycieli, dobrze wykształcona kadra pedagogiczna z Polski może konkurować z miejscową - przecież tyle Polek i tylu Polaków już znalazło etat w brytyjskich placówkach edukacyjnych!

Drenaż mózgów to problem także innych krajów, nie tylko Polski, ale i Wielkiej Brytanii.  Jest z nim trochę tak, jak z wyrównywaniem poziomu wody, ale nie możemy wracać do sytuacji, kiedy państwo próbowało to ograniczać i nie pozwalało na mobilność, bo te czasy należą już do przeszłości.

 

Jak ocenia Pan, na tle nowej emigracyjnej rzeczywistości, sytuację szkolnictwa polskiego w Wielkiej Brytanii?

To jest nie do uniknięcia, że będą konflikty na tle oczekiwań w stosunku do szkół sobotnich. Pokolenie, które stworzyło szkoły sobotnie, miało swoje oczekiwania i obecne pokolenie ma je także. Mówiąc o polskich szkołach sobotnich, warto popatrzeć na to, jak zachowały się w Wielkiej Brytanii szkoły sobotnie azjatyckie – w Londynie jedna z nich mieści się np. na  Willesden Green – bo oni też wciąż mają nowe fale emigracji. Trzeba przyjrzeć się, jak oni sobie z tym problemem radzą.

Myślę, że po pewnym czasie nowa fala emigracji stworzy syntezę z tego, co było, z tym, co jest teraz i co będzie. Że szkoły sobotnie nie będą polegać na tym – i chyba coraz rzadziej już polegają – że rodzice mogą zostawić w nich dzieci i się ulotnić na popołudnie; że to się zmienia i jeszcze bardziej zmieni, bo rodzice też będą mieć swoje własne, dotyczące tego szkolnictwa wizje.

Także obecne w szkołach elementy religijne i narodowościowe, dotyczące wartości, z którymi Polacy się identyfikują, będą inaczej wypowiedziane – bo także co innego niż przed laty znaczy dla nas polskość teraz, gdy można swobodnie wyjechać w każdej chwili do ojczyzny.

Ten proces potrwa. Wymaga także zadania sobie pytania o to, co oznacza Polska w Londynie albo Leeds. I chyba to zapotrzebowanie na polskość, któremu starają się sprostać szkoły sobotnie będzie wciąż widoczne; bo przecież nie chodzi tutaj tylko o przygotowanie do egzaminów AS, czy innych.

Podejrzewam więc, że szkoły polskie będą takimi miejscami, gdzie Polacy jako grupa będą mogli wykazać się jako społeczność wobec multikulturalizmu brytyjskiego. Ale nikogo nie można zmuszać do polskości, ani jej mu narzucać. Ja osobiście nie przypuszczam, aby do polskich szkół sobotnich w Wielkiej Brytanii miał miejsce jakiś nowy, duży napływ, ale są to miejsca, gdzie wytworzone już zostały sposoby funkcjonowania w takich sytuacjach, a nowa grupa, która przybędzie, żeby mogła się dogadać musi ustalić, co ma wspólnego poza językiem. Dla mnie będzie to bardzo ciekawy proces. Nauczyciele też muszą być lepiej przygotowani, żeby kierować taką wymianą poglądów .

Szkoły sobotnie powinny być przede wszystkim miejscem, gdzie tworzy się nasza identyfikacja narodowa. Bo jeśli nie tam, to gdzie indziej?  Są różne instytucje polonijne, jak np. harcerstwo czy polska YMCA ale szkoły sobotnie to prawdziwe wyzwanie. I na pewno są tak samo potrzebne teraz, jak i 50 lat temu.

 

Jest Pan autorem kilku interesujących opracowań dotyczących „Solidarności”. W zeszłym roku obchodziliśmy rocznicę powstania tego, zasłużonego dla historii ruchu. Jaka wygląda, Pana zdaniem, percepcja Solidarności wśród Anglików?

Mówiąc o percepcji Solidarności i świadomości jej obecności wśród Anglików, należy uciec się do porównania i popatrzeć chociażby, jaka jest ona wśród polskiej młodzieży. Przeprowadzone w Polsce badania naukowe pokazują, jak niewiele wie ona o wydarzeniach, których nie była naocznym świadkiem. Dla nas, jako naukowców, pojawia się tu problem następujący: że trzeba przede wszystkim wyjaśnić, na czym polega system komunistyczny i dopiero potem, na tym tle wytłumaczyć, co oznaczała Solidarność. Ta świadomość wydarzeń minionych będzie raczej zanikała, ale nie ma się co denerwować - taka jest naturalna kolej rzeczy.

Co jest ważne, to to, że wątek polskości w percepcji światowej utrzyma się. W kontekście historii świata i upadku komunizmu będzie się mówić o Lechu Wałęsie, o Janie Pawle II i te rzeczy zostaną w pamięci wszystkich, nie tylko tych, którzy na co dzień mają do czynienia z historią. Będzie się np. pamiętać, że był papież Polak, który przyczynił się do obalenia muru berlińskiego, podobnie jak wciąż w Wielkiej Brytanii pamięta się, że miała miejsce Bitwa o Anglię, gdzie polscy lotnicy odegrali tak dużą rolę.

Jeśli chodzi o rolę Solidarności i jej percepcję na świecie, dużo na pewno będzie zależało od filmowców, którzy dzięki swoim dziełom najszybciej będą mogli sprawić, żeby jej istnienie weszło do globalnej świadomości. Bo przecież, jej powstanie i działalność miały znaczenie nie tylko dla Polski, ale i dla całej Europy, takie jak np. ostatnio rewolucja pomarańczowa na Ukrainie.

Wtedy też dowiemy się, jakie były trwałe elementy tego ruchu, które sprawiły, że przetrwał w społecznej świadomości – np. formy zachowań człowieka wobec represji. Ale to będzie działo się przez lata. Mało kto będzie pamiętał, w którym roku miały miejsce wydarzenia związane z Solidarnością, ale tak jak o ruchu Gandhiego w Indiach, i tu będzie się mówić, że był w historii taki ruch jak Solidarność i że narodził się on w Polsce. W towarzystwie takich odniesień, ten ruch przetrwa w świadomości - nie tylko jako samodzielnie polski. Taka sytuacja będzie szczególnie istotna tam, gdzie człowiek szuka wyzwolenia duchowego, gdzie np. na scenę wchodzi religia – to jest ważne, ale to jest praca na wiele kolejnych wieków... Kto wie, jaki polityk, w jakim kręgu kulturowym, sięgnie kiedyś po dorobek Solidarności ?

Ja przynajmniej nie mam wątpliwości, że jest on znaczny i jest czymś, z czego ludzkość może być dumna – nie tylko Polacy, ale my wszyscy.

 

Jak Pan, po prawie dwóch latach, ocenia fakt włączenia Polski w struktury Unii ?

Główny atut polskiego akcesu jest taki - i jest to przeciwieństwo tego, co jest na Zachodzie - że obecnie, jak są jakieś zmiany w  Polsce, np. w polityce, to ludzie mogą być pewni, że większość z nich ma swe źródło w Brukseli, bez względu na to kto, byłby u władzy.

Dochodzić będzie być może czasem do rozdźwięku politycznego, bo też zawsze każda polityka działa jakoś w odniesieniu do konsumpcji masowej, także przy tworzeniu ustaw. Polska do tej pory bardzo skorzystała ze swojego unijnego akcesu – działa aktywnie na arenie międzynarodowej i jest na niej postrzegana, jako ważny gracz. Polacy nigdy też nie mieli problemu, w porównywaniu się z innymi narodami, jeśli chodzi o tożsamość narodową. Państwo, które przetrwało zabory, nie musi się martwić o procesy homogenizacyjne.

Wejście do Unii, szczególnie z punktu widzenia konsumpcyjnego, obywatelom Polski przyniosło korzyści. Jakiekolwiek byłyby niewielkie minusy, Polska, jeśli chodzi o swój kierunek rozwoju, nie może, moim zdaniem istnieć bez Unii. Polska może od razu nie mieć wpływu na gwałtowne zmiany, ale musi mieć wspólnych sojuszników, chociaż nie ze wszystkimi będzie mieć te same interesy. Jednak, o to się nie należy martwić. Ważne jest, żeby Polska z przystąpienia do Unii korzystała: kulturalnie, społecznie i politycznie. Myślę, że Polska ma duży potencjał, ale i dużo do zrobienia i to jest ogromne zadanie stojące przed nowym prezydentem i rządem.

 

Pojawia się tu jednak także chyba problem, związany z koniecznością zmiany, kształtującego się przez kilkadziesiąt lat sposobu myślenia i wzorców zachowań...

Kwestia mentalności to taka chmura, która wisi nawet nad młodym pokoleniem, gdyż pewne sposoby zachowania wywodzą się z niektórych praktyk, obecnych w państwie socjalistycznym. Mnie osobiście wydaje się, jako socjologowi, że trzeba przeczyścić miejsca, gdzie taka mentalność była i jest obecna. Do jakiego stopnia uda się oczyścić instytucje i usunąć negatywne pozostałości i sposoby działania, które weszły na stałe w zakres norm i regulaminów, to już inny problem, którego często nie doceniamy. Tu nie chodzi tylko o korupcję, ale i o sposób traktowania klienta czy petenta.

W Wielkiej Brytanii - nie wiem, czy wiele osób naprawdę odczuło wydarzenia w Europie z roku 1989 – bo tu nie wpłynęły one na życie. Inaczej w Polsce. Dla przeciętnego Polaka,też byłoby ciekawe, jeśli chodzi o instytucje, z którymi ma do czynienia codziennie, zaobserwować, do jakiego stopnia zmieniły się tam sposoby działania.

Istnieje taki pogląd, że ta transformacje zatrzymały się na półskończonym etapie, bo ludziom przestało zależeć. Polacy są sami świadomi tego – pytam często osoby w ankiecie o powody wyjazdu w kraju i dużo, jako odpowiedź, zakreśla niekompetencję reform. Polacy maja więc także silna świadomość, że przemiany w ich ojczyźnie są niedokończone i dlatego Polska może będzie żyć pozostałościami komunizmu, i dlatego tylu z niej wyjeżdża młodych.

Trzeba patrzeć nie tylko na przyczyny zewnętrzne, ale głębiej, tam gdzie leży jądro problemu. Łatwiej zmienić politykę czy ekonomię, ale instytucje - o, tu jest o wiele trudniej o gwałtowne zmiany i to nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach. My sami wiemy, jak niełatwe były radykalne przemiany za czasów Thatcher. Ona zmieniała Wielką Brytanię przez wiele lat i były to zmiany ostre, a działo się to już przecież w państwie demokratycznym. Czego życzę Polsce, to tego, żeby była takim krajem, jak jej zachodni partnerzy.

 

Ten rok jest ostatnim rokiem Pana pięcioletniej kadencji na stanowisku dyrektora SEES - placówki naukowej wchodzącej w skład jednej z najbardziej prestiżowych, londyńskich uczelni...

University College London, w obrębie którego znajduje się School of Eastern European and Slavonic Studies, jest jedną z 4 najlepszych uczelni w Zjednoczonym Królestwie, ma też wiele osiągnięć naukowych.

Na UCL studiuje 19,5 tys. studentów. Na SEES mamy studentów nie tylko z jednego regionu, ale są tu też tacy, którzy wykazują zainteresowanie Europą Wschodnią, a w rodzinie nie mieli polskich korzeni. Ma miejsce bardzo duża różnorodność, zwłaszcza, jeśli chodzi o znajomość języka polskiego - niektórzy studenci znają go na poziomie A-level, albo wcześniej się go uczyli, są też tacy, którzy jego naukę zaczęli dopiero na pierwszym roku. Od tego roku akademickiego zajęcia prowadzimy w nowym budynku.

Polacy stanowią grupę, silnie istniejącą w środowisku brytyjskim, także środowisku studenckim, a SEES odzwierciedla strukturę etniczną Wielkiej Brytanii, mamy tu np. duży procent studentów z Azji oraz, oczywiście, wielu polskich studentów.

Podejmujemy też różnorodne inicjatywy naukowe: z polskiej ‘beczki’ były to m.in. konferencje na temat Solidarności czy stosunków Polski z jej kresowymi sąsiadami; sesja dotycząca polskiego czerwca; konferencja znacząca 100-lecie Polskiej Macierzy Szkolnej w historii oraz inne, np. dużo konferencji poświęconych było Węgrom.

Wspólnie z Polską Macierzą Szkolną, tradycyjnie też organizujemy konferencje dla nauczycieli oraz studentów klas A-level. Jest też duża, trzydniowa konferencja dla doktorantów – należy podkreślić, że mamy dość dużą grupę doktorantów z Polski.

Poza tym SEES organizuje bardzo często konferencje, dotyczące krajów bałtyckich, na których z referatami występują specjaliści od historii Polski, bo Polska przecież to kraj bałtycki.

Udało nam się też wykształcić prężny komitet do spraw polskich – grupę pracowników naukowych, zajmujących się polską problematyką, do których należą m.in.: dr. Dorota Hołowiak, dr. Katarzyna Zechenter, dr. Richard Butterwick, prof. Tomasz Mickiewicz, nasz bibliotekarz, p. Wojciech Janik oraz członkowie Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. W Wielkiej Brytanii, nauczanie języka polskiego jest prowadzone w 7 – 8 ośrodkach, nigdzie jednak nie ma tak dużego, polskiego zespołu.

Moim marzeniem dla SEES jest, żebyśmy rozwijali się nadal. A także, żebyśmy zostali formalnie uznani najlepszym ośrodkiem nauczania języka, kultury, literatury i nauk społecznych nie tylko Polski, ale innych krajów Europy Wschodniej. Liczę na to bardzo, po 5 latach mojego tutaj dyrektorowania.

Moim osobistym marzeniem jest także, żebym mógł, jak już odejdę z piastowanego tu stanowiska dyrektora, mieć świadomość, że dobrze zagospodarowaliśmy budynek i że, pozostając w ramach UCL, nie straciliśmy, jako ośrodek, swojej tożsamości w większej w całości. Wtedy będę mógł spokojnie odejść i poświęcić się pracy naukowej.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała: Martyna Mazurek

 

Katolicki Ośrodek Wydawniczy „Veritas”, oprócz wydawania „Gazety Niedzielnej”, prowadzi największą w Wielkiej Brytanii polską księgarnię, gdzie można kupić nie tylko dobre książki religijne, ale również słowniki, podręczniki do nauki języków obcych, poradniki, literaturę piękną, beletrystykę, a także pozycje antykwaryczne.

Zapraszamy do przeglądnięcia naszego katalogu w formacie pdf

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska