MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

27/06/2006 20:02:00

Igraszki ze śmiercią

Zupełnie niezauważona przez media agencyjna depesza donosi: „Brytyjskie władze zdecydowały się zaostrzyć kary za posiadanie narkotyków. Do pięciu zmalała ilość tabletek ekstasy, za posiadanie których można trafić do więzienia i zostać oskarżonym o handel. Grozi za to 14 lat w więzieniu.”

Kilka dni później londyńska policja zgłasza się o pomoc w ustaleniu tożsamości młodej dziewczyny, która zmarła w St.Helier Hospital w Carshalton 29 maja tego roku. Wykonana sekcja zwłok potwierdziła obawy policji. W żołądku znaleziono aż 61 lateksowych woreczków wypełnionych kokainą. Niestety, w czasie przelotu z jednego z afrykańskich państw do Londynu jeden z woreczków pękł i dziewczyna – już nieprzytomna – z lotniska przewieziona została natychmiast do szpitala. Nie odzyskała przytomości i policja stara się ustalić jej imię i nazwisko.
- Takich przypadków jest coraz więcej – tłumaczy mi Melissa Kaley, pracująca w ośrodku socjalno-wychowawczym dla trudnej młodzieży w Peckham. – Zapotrzebowanie na towar w Londynie rośnie z tygodnia na tydzień.
A na rynku pojawiła się nowa grupa środków odurzających, których nie trzeba przemycać w żołądkach kurierów, a można je kupić zupełnie legalnie, w sklepie. I dostać paragon, jeśli oczywiście chcemy.

BZP LEGALNIE
- To jest nowa rodzina środków odurzających, podobna w swoim pochodzeniu do popularnej na całym świecie Viagry, ale z efektami bardziej zbliżonymi do ekstazy. Środek znany jest pod nazwą „piperazines” i oznaczany jest literkami p.e.p. na każdej tabletce – wyjaśnia mi Melissa i tłumaczy, dlaczego robi on taką furorę na rynku. – Kupić go możesz wszędzie: w sklepach czy w sieci, ma odurzające działanie, ale nie grozi ci, że za jego posiadanie trafisz do więzienia czy też spotkają cię inne nieprzyjemności.
- To jest odlotowe – tłumaczy mi Piotr, który na p.e.p trafił kiedyś przez przypadek w jednym ze sklepów na Soho. – Kupiłem dwie tabletki za pięć funtów, by wypróbować. I byłem całą noc na takim haju, że aż miło.
Niestety, Piotr nie wspomina nic o skutach ubocznych. Nie mówi o potwornym bólu głowy, gdy już całe podniecenie minęło, a emocje opadły. Nie mówi, bo nic nie wiedział o tym i myślał, że tak czuje się człowiek po każdych środkach odurzających.
Alexander Shulgin, amerykański biochemik, który odkrył receptę na BZP (środek zawierający pochodne benzylpiperazyny) twierdzi, że to dopiero początek.
– W tej chwili można mówić o ponad stu różnych odmianach psychoaktywnych środków chemicznych, ale jestem pewien, że za kilka lat liczba ta wzrośnie do tysiąca, może nawet dwóch – tłumaczy na łamach prasy. Nie ukrywa, że to co robi nie jest wpomaganiem handlarzy narkotykami, ale czymś zupełnie przeciwnym. – Chcemy zastąpić popularne i uzależniające narkotyki ich sztucznymi podróbkami, które nie tylko będą mniej toksycznie wpływały na ludzki organizm, ale przede wszystkim będą legalne i nie uzależniające w takim stopniu, jak obecnie znane na rynku narkotyki.

BEZ LICENCJI
- Legalny narkotyk? Zwariowałeś? Nic o tym nie wiem i nawet nie chcę słyszeć, dla mnie nie ma legalnego narkotyku, chyba, że jest to multliwitamina, w oryginalnym opakowaniu. Może też być guma do żucia. Albo paczka papierosów. Nic więcej – Neil nie chce się wypowiadać na temat legalnych prochów. Dla niego coś takiego nie istnieje. Jemu płacą za to, by wiedzieć o nich wszystko i... skutecznie z nimi walczyć.
Neil jest ochroniarzem w jednym z najpopularniejszych londyńskich klubów. Każdego wieczoru przewija się tam kilkaset do kilku tysięcy ludzi. Każdy przy wejściu jest dokładnie rewidowany.
- Nie ma taryfy ulgowej dla nikogo. Jeśli tylko znajdziemy coś dziwnego, niepokojącego, co wygląda na narkotyki, to natychmiast to konfiskujemy. I taka osoba z pewnością nie wejdzie do naszego klubu – wyjaśnia mi zasady swojej pracy. Neil wie czym to grozi, nie raz miał do czynienia z problemami.
Wcześniej był to temat tabu, ale za dużo było w ostatnim roku wypadków śmiertelnych w różnych londyńskich klubach. Policja wzięła się do pracy, przerażeni właściciele też zaczęli bardziej przyglądać sie każdemu, kogo wpuszczają do klubów. Efekty już są: parę miejsc straciło licencję i zniknęło z rynku, w paru podwoiła się ilość ochroniarzy, inni zatrudnili na stałe medyków, czuwających w klubach w najbardziej tłoczne dni. A policja nie ukrywa, że sezon nalotów dopiero się zaczął.
Przekonali się o tym ci wszyscy, którzy w Wielkanoc udali się do Fridge na Brixton. Jeden z największych i najbardziej popularnych klubów następnego dnia znalazł się na czołówkach gazet. Powód? Policja wtargnęła o pierwszej w nocy, informując właściciela, że ma informacje o tym, iż w klubie sprzedaje się narkotyki klasy A: kokainę, ekstazy, ale także ketaminę i inne. W jednej chwili zaskoczeni klubowicze pozbawieni zostali muzyki i planowanej zabawy. Włączono wszystkie światła, wygasła muzyka, a policja – przeszło 200 funkcjonariuszy – zabrała się do dokładnego rewidowania każdego uczestnika zabawy.
- To była bardzo udana akcja, w czasie której aresztowaliśmy sześć osób i skonfiskowaliśmy narkotyki o dość sporej wartości. Równocześnie wystąpiliśmy do władz Lambeth o cofnięcie licencji dla Fridge, klubu otwartego w 1980 roku – tłumaczyła policja następnego dnia na konferencji prasowej.
- To była znakomita akcja, w której nie chodziło tak naprawdę o to, ile narkotyków znajdą, ale o to, by właścicielom klubów wysłać wyraźny sygnał, jakie są reguły gry i kto tutaj rozdaje karty. Jeśli w Angli raz stracisz licencję na wniosek policji, to raczej nie masz już szans na to, by kiedykolwiek otrzymać ją ponownie – tłumaczy Neil. Wie, co mówi, bo w dzień po wydarzeniach w Brixton jego szef zwołał wszystkich do pracy na „naradę kryzysową”. – Każdy wie, że połowa ludzi chodzących do klubów w piątkowe czy sobotnie noce jest naćpana. Zawsze tak było.
Praca Neila to jednak nie tylko rewidowanie wchodzących do klubu. Jeszcze ważniejsze jest obserwowanie bawiących się.
- To ciężka praca, trudna, bo zdajesz sobie sprawę, że od tego jak sumiennie podchodzisz do tego co robisz, może zależeć czyjeś życie – Neil już nie raz wzywał karetkę pogotowania do klubu. – Ludzi, którzy ciągle biorą, nie brakuje. Oni igrają ze śmiercią, myśląc, że to fajna zabawa, że następnego dnia wszystko wróci do normy. Tylko że czasem następnego dnia może już  nie być.

ODEJŚĆ NA HAJU
- W tym roku mamy kilkanaście przypadków śmierci z przedawkowania narkotyków w klubach czy barach w Londynie – mówi mi anonimowo funcjonariusz londyńskiej policji, wydziału zwalacznia narkotyków. – Są to przeważnie młode osoby, które nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie grozi każdemu zażywającemu środki odurzające. Dla nich przeważnie miała to być lepsza zabawa, większy speed, lepsze odloty, dla których warto było wciągnąć jeszcze jedną porcję, łyknąć jeszcze jedną tabletkę. Gdy jesteś na jeszcze jedną tabletkę. Na prochach, twoje poczucie realności zanika, nie masz często świadomości ile wziąłeś, gdzie jest granica. Odpływasz tak szybko, że czasem nie można cię już uratować.
25-letni Martin z Finsbury Park jest tego przykładem. Na co dzień zdolny student, pewnego ranka znaleziony został w toalecie jednego z klubów. Obsługa lokalu tłumaczyła, że sprawdza każdy zakątek co chwilę, do kabiny w toalecie nie mogą jednocześnie wejść dwie osoby.
- To musiało się wydarzyć natychmiast, ten chłopak nie mógł leżeć na podłodze dłużej niż kilka minut – odpowiadała policja na pytania dziennikarzy. – Zanim ochronie udało się wyważyć drzwi, chłopak już nie żył, co jest szczególnie przykre, bo na miejscu w klubie jest dość dobrze wyposażony punkt medyczny, w którym ciągle dyżuruje dwóch paramedyków zaopatrzonych w najpotrzebniejsze środki, przydatne w przypadku zatrucia ogranizmu. – Smutne było to, że ofiara nie miała przy sobie żadnych dokumentów, nikt nie szukał znajomego, wyglądało na to, że przyszedł sam. To nie tylko utrudnia mam działanie i pracę, ale często może też być przyczyną śmierci. Jego tożsamość ustalono po miesiącu.

WE DWOJE RAŹNIEJ
Melissa i Neil są zgodni, że nie da się wszystkich wyłapać, szczególnie wtedy, gdy przychodzą do klubu już naćpani. Wielu jest takich, którzy łykają coś w domu tuż przed wyjściem, tak że środek nie zacznie działać przed wejściem do klubu. Z jednej strony to sprytne działanie, z drugiej strony może to być cichy samobójczy krok. Oboje apelują do wszystkich: - Jeśli jesteś na imprezie i szczególnie jeśli nie bierzesz niczego, rozglądaj się dookoła, patrz na innych. Jeśli widzisz, że ktoś chwieje się na nogach, albo ogarniają go dreszcze, słania się na podłogę, zaczyna sam do siebie krzyczeć, to nie czekaj. Poszukaj kogoś z obsługi i poproś o pomoc. Nikt się nie będzie ciebie czepiał, obługa sama sprawdzi, co jest nie tak, a to może komuś uratować życie. - A co z tymi, co biorą? – pytam Neila.
- Trudne pytanie, ale jeśli już biorą, to niech biorą z głową. Wiem, że to śmiesznie brzmi, ale to może mieć poważne znaczenie – Neil nie boi się ostrych słów, wie co mówi. I wylicza.
- Nigdy nie bierz narkotyków od nieznanej ci osoby. Bez względu na to, czy właśnie się poznaliście, czy nie, to może być niezwykle niebezpieczne. Nawet jeśli jesteś przekonany, że wiesz co bierzesz. Na rynku istnieją różne wersje narkotyków, robione są z różnych środków i ich siła i moc działania mogą być diametralne odmienne – dla Neila to zasada numer jeden.
Dwa? Zawsze sam kupuj sobie drinki i jeśli to możliwe, to w zamkniętej butelce. Na rynku istnieje kilkanaście narkotyków występujących w postaci płynu (GHB, tina), których smaku nie poczujemy po wymieszaniu z napojem czy piwem, a które w połączeniu z innymi środkami mogą spowodować śmierć. Szczególnie niebezpieczne są dwa z nich: GHB oraz tina. Te dwa narkotyki na rynku znane są z tego, że wzmagają pobudliwość organizmu, szczególnie seksualną. Niestety, są również niezwykle niebezpieczne, wręcz mordercze.
- Organizm każdego z nas ma inną odporność na te dwa narkotyki, ale pod żadnym pozorem nie wolno ich mieszać z innymi. W Londynie mamy kilka przypadków śmiertelnych, kiedy ofiary czuły się najzwyczajniej zmęczone i poszły spać, nie wiedząc, że takie objawy po spożyciu niektórych narkotyków świadczą o zatruciu organizmu i są zagrożeniem dla życia – Neil przestrzega i uczula jednocześnie: brałeś coś i już w czasie imprezy czujesz, że chce ci się spać, to znak, że coś jest nie tak. Należy poprosić o pomoc.

SKRĘT
- Nie ma środków bezpiecznych. Legalne? – Melissa na samą myśl się śmieje. Przypomina sobie, jak kiedyś słyszała o tym, że palenie jointa nie jest szkodliwe dla organizmu. A potem przypadek sprawił, że pracowała z rodziną 17-letniego chłopaka, u którego wykryto schizofrenię. Palił 10 skrętów codziennie przez rok i jego mózg uległ bezpowrotnym zmianom, chłopaka trzeba było umieścić w zakładzie psychiatrycznym.
- Dla mnie każdy narkotyk jest zabójcą – wyznaje Melissa. Kiedyś też brała. Dzisiaj pracuje z młodzieżą, której wydaje się, że na speedzie żyje się łatwiej, szybciej, przyjemniej.
- Ja im tłumaczę, że świat bez prochów też może być piękny. I czasem udaje mi się kogoś przekonać, że igra ze śmiercią.

Waldemar Rompca

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska