27/06/2006 20:01:23
Kiedy, w jaki sposób i z jakiego powodu trafiła Pani po raz pierwszy do Wielkiej Brytanii?
- To był rok 1985. Przypłynęłam statkiem pasażerskim „Batory”. Nasz kuzyn, mieszkający od urodzenia w Londynie i prowadzący tam prywatną przychodnię lekarską, odebrał mnie z Oxford Street i zabrał na zwiedzanie miasta. Towarzyszyła mi młodsza córka Pamela (wówczas pięciolatka), która pół dnia spędziła na oglądaniu bajek Disneya, których wtedy w Polsce nie było. Nie pracowałam, ani nie uczyłam się w Londynie. Każdorazowo byłam tam turystycznie.
Pierwsze wrażenia w zetknięciu z inną mentalnością, systemem i obyczajowością?
- Naturalnie byłam w szoku, choć wcześniej widziałam już sporo Europy, ale Londyn był miastem nieporównanie okazalszym. Byłam z lekka zagubiona i oszołomiona. Nie widziałam też wcześniej takiego „urozmaicenia” ras i kolorów skóry. Ze wzruszeniem patrzyłam na wszystkie stałe elementy Londynu, a gdy potrzebowałam nagle pomocy topograficznej wszyscy chcieli mi pomóc, okazując stoicki spokój i uprzejmość. Następny pobyt w Londynie, tym razem miesięczny, pozwolił przyjrzeć się codziennemu życiu. Zauważyłam, że ludzie są bardziej niż my na luzie, bo też i codzienność nie jest taka dokuczliwa. Nie robią też przesadnych ceregieli, jeśli chodzi o dzieci. Pozwalają im zachowywać się bardzo swobodnie i karmią słoiczkami, co w Polsce było wtedy nie do pomyślenia. Byłam zaszokowana, że na urodzinowe party w ogrodzie, oprócz prezentu przynosi się wino, kotlety i pieczywo. Dziś patrzę na to inaczej, ale nadal kłóci się to z polskimi normami.
Bilans pobytów zagranicznych?
- Cóż… większość moich licznych podróży to wyjazdy na trasy koncertowe i z tego punktu widzenia zawsze byłam bardzo z nich zadowolona, szczególnie, że kocham zwiedzanie nieznanych mi miejsc i poznawanie ludzi. Zawsze starałam się zobaczyć jak najwięcej. Popatrzeć na zwykłych mieszkańców w codziennych sytuacjach. Poznać trochę ich kulturę, a nawet kuchnię. Odbyłam wiele bardzo egzotycznych podróży i pod tym względem kilka pobytów w Londynie nie przyniosło mi jakiś niezwykłych wrażeń.
Czy jest Pani materiałem na emigrantkę, mogłaby mieszkać poza Polską na stałe?
- Absolutnie nie jestem materiałem na emigrantkę. Wyłącznie zagrożenie mojej rodziny mogłoby mnie zmusić do opuszczenia Polski.
Czy zagraniczne doświadczenia wpłynęły na Pani późniejsze życie zawodowe lub prywatne?
- Całe życie jest jednym wielkim doświadczeniem i nauką. Myślę, że to co czułam intuicyjnie, a więc niechęć do emigracji, potwierdziły moje podróże i ludzie, których spotykałam.
Czy spotkała Pani szczęśliwego emigranta?
- Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Spotkanie kogoś w warunkach przyjęcia po koncercie nie pozwala na wyciąganie tak jednoznacznych wniosków. Polacy, zamieszkali za granicą, przeważnie malują swoje życie w ładniejszych kolorach, niż ono naprawdę wygląda. Trudno się przyznać, że decyzja o emigracji była błędem. Rzadko słyszałam, że ktoś żałuje, ale wiele można się dowiedzieć między wierszami. Według mnie Polacy nie nadają się na emigrantów i wcześniej czy później ponad wszystko pragną wrócić do kraju.
Nie martwi Pani ogromna liczba Polaków wyjeżdżających ostatnio za granicę do szkoły lub pracy?
- I tak, i nie. Jesteśmy w Unii Europejskiej i powinniśmy dogonić innych jej mieszkańców, również w dziedzinie pracy i nauki. Z drugiej strony to wyjeżdżanie absolutnie powinno być jakoś monitorowane. Wszyscy wyjechać nie możemy. Państwo musi płacić fachowcom jak należy za ich pracę, by chcieli Polsce oddać swoje talenty i wykształcenie.
Czy zdarzyło się Pani postawić w życiu wszystko na jedną kartę?
- Jeśli decyzję o bardzo późnym macierzyństwie i towarzyszącym mu niebezpieczeństwie można tak nazwać, to…oczywiście tak! W sprawach zawodowych nigdy na niczym nie zależało mi aż tak!
Czy Pani życie zawodowe od początku przebiega zgodnie z planem?
- Raczej nie miałam jako nastolatka specjalnego planu na życie. Zaczęłam śpiewać trochę przez przypadek, a dalej to życie i Pan Bóg pisali scenariusz.
Ludzie i wydarzenia, które miały na Panią decydujący wpływ?
- Dziś jeszcze dużo za wcześnie na takie podsumowania. Jedno, co jest pewne, to obecność moich bliskich przy mnie i nieobecność tych, którzy mnie opuścili. Poza tym wszystko ma na nas decydujący wpływ. W danej chwili…
Trzy rzeczy, za które Polacy dadzą się lubić?
- Myślę, że spontaniczność i życzliwość. Mówi się zawsze również o polskiej gościnności i to na pewno jest prawda.
Z jaką częścią Londynu czuje się Pani najbardziej związana?
- Raczej z żadną, ale pięknie zapamiętałam wino wypite na trawie w Hyde Parku.
Jakie dziś związki łączą Panią z krajem Szekspira?
- Mam tam sporo znajomych, a w Londynie również bliską rodzinę, ale to niestety nie zwiększa częstotliwości moich pobytów w Anglii. Chcę jednak podkreślić, że jestem pod wrażeniem osoby królowej Elżbiety i wszystkiego, co pachnie wielką, angielską tradycją. Londyn kojarzy mi się z tym, czego symbolem są zachwycające kapelusze, prezentowane na wyścigach konnych.
Co obecnie porabia Ewa Bem?
- Jestem w trakcie kompletowania materiału na nową płytę. Po dwóch poprzednich utrzymanych w charakterze popowym, przygotowuję projekt w gatunku smooth jazz. Poza tym dużo koncertuję. Mam nadzieję, że uda mi przyjechać na koncert do Londynu.
Zeszłoroczne, tragiczne wydarzenia w londyńskim metro uniemożliwiły mi spotkanie z Państwem.
Rozmawiała: Sylwia Chudak
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...