MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

21/06/2006 07:57:15

Emigranci doby UE

Można ich właściwie podzielić na dwie grupy: z jednej strony młodzi, dobrze wyedukowani, z niezłymi kwalifikacjami zawodowymi i znajomością języków obcych szukający swoich szans na prawdziwą karierę; z drugiej strony ci bez pracy lub bardzo kiepsko wynagradzani, nie widzący szans na godne życie i zmianę swojego losu w kraju nad Wisłą. Dla jednych i drugich – choć kierują nimi różne motywy – rozwiązaniem jest wyjazd i szukanie szczęścia za granicą.

Emigranci doby UE już nie mówią o sobie „emigranci” - ten termin  zarezerwowany został dla tych, którzy wybierają się na dłużej lub na zawsze za Ocean. Bo Europa ostatnimi laty zrobiła się jakby mniejsza, z Krakowa, Warszawy czy Katowic do Londynu, Dublina, Kopenhagi, Sztokholmu to tylko jeden dwugodzinny skok samolotem, za który już nie trzeba przepłacać – dzień - półtora pracy na Wyspach wystarczy na weekendowy wypad do kraju, aby odwiedzić rodzinę, kumpli, pochwalić się, że się udało... Granic prawie nie ma, dwa lata po wejściu do UE o paszportach i wizach niektórzy już zapomnieli, więc co to za emigracja…?

Kariera po irlandzku
Paweł Mikoś, informatyk, absolwent krakowskiej AGH, od półtora roku pracujący w firmie internetowej pod Dublinem tylko się uśmiecha. – Jaki ze mnie emigrant? Dwa albo trzy razy w miesiącu jestem w Tarnowie, żona i córka tu mieszkają i na razie nie myślimy o usadowieniu się w Irlandii. Przynajmniej do czasu aż mała nie skoczy szkoły, a to jeszcze parę lat. Pewnie, tęsknię za nimi, ale tak naprawdę jesteśmy blisko. Codziennie z godzinkę lub dwie porozmawiamy, zamontowałem im kamerę internetową, więc też widzimy się, a jak jest trochę luzu to wskakuję w samolot i najdalej po sześciu-siedmiu godzinach jestem w domu. Tak naprawdę, to gdy dojeżdżałem do pracy w Krakowie nie mieliśmy z żoną tyle czasu w domu na pogawędki.
Paweł prace znalazł przez europejski system rekrutacyjny EURES. Informatyków szukają prawie wszędzie, wiec uważnie wertował oferty aż trafił na zajęcie, do którego był wręcz znakomicie przygotowany. Wysłał aplikację, odbył rozmowę telefoniczną i zaproszono go do złożenia wizyty w firmie. Musiał wypaść naprawdę dobrze, a pewnie i dotychczasowe osiągnięcie nie były bez znaczenia, bo od razu zaproponowano mu trzymiesięczny kontrakt, z opcją na kolejne sześć miesięcy. I tak siedzi w tej Irlandii już pół roku, projektuje rozwiązania dla baz danych systemów sprzedaży elektronicznej i bardzo sobie chwali. – W Polsce zarabiałem wiele, wiele mniej, warunki pracy były znacznie gorsze, a o jakimś rozwoju trudno było pomarzyć. Tu jest zdecydowanie inaczej: firma docenia człowieka, a tych którzy wnoszą coś więcej, oprócz własnego wkładu pracy, wręcz hołubi. Podrzuciłem kilka własnych pomysłów i nie tylko dostałem premię, o której w mojej krakowskiej pracy mógłbym tylko śnić, ale jeszcze zafundowano mi z rodziną tydzień ma Majorce.
Paweł ściągnął do irlandzkiej firmy swojego przyjaciela ze studiów, który wegetował – jak to określał – na jakiejś mizernej akademickiej posadzie i ledwie wiązał koniec z końcem. Teraz pracują w tandemie, a menadżerowie firmy dopytują się, czy jest jeszcze takich więcej. – Mogą nam nieźle wydrenować kraj ze specjalistów – mówi Paweł, który żałuje, że tego samego nie może robić za podobne pieniądze w Polsce. – Niby coś się u nas zmienia, jakoś to wszystko idzie do przodu, ale gdy oglądam z satelity nasze programy informacyjne i widzę tę polityczną degrengoladę, tych wszystkich Dyzmów pchających się do władzy, nabieranie ludzi na jakieś nieziszczalne obiecanki, to coraz bardziej nie mam ochoty wracać do kraju.
Paweł ze swoim przyjacielem po cichu planują, że popracują w obecnej firmie jeszcze dwa-trzy lata, odłożą trochę pieniędzy i pomyślą o własnym biznesie. – Jakby było za mało kasy to inwestor zawsze się znajdzie – podkreśla Paweł. – Tutaj wręcz czekają na ludzi z pomysłami, w których warto zainwestować, tak budowano prawdziwe fortuny. Mamy po 30 lat, a więc sporo czasu jeszcze przed nam, więc może tez nam się uda. Ale raczej nie w Polsce…

W Anglii na własnym
Bartek Pawluś wybrał Anglię. Bezrobotny nauczyciel ze specjalizacją wychowanie techniczne miał wybór: albo dojeżdżać prawie 25 km do wiejskiej szkoły i uczyć za niespełna 900 zł miesięcznie, albo pojechać w ciemno szukać pracy na Wyspach. Wiosną 2003 roku, gdy doszedł do wniosku, że lepsze będzie to drugie rozwiązanie wsiadł w autobus i wylądował na Victoria Coach. – Po angielsku mogłem się jako tako porozumieć, więc pomyślałem, że do prostych robót to wystarczy. Pracę na budowie znalazłem po trzech dniach. Na czarno, takie przynieś, wynieś pozamiataj, ale płacili 4,5 funta za godzinę, a dla mnie to były kokosy, bo funt był wtedy w Polsce powyżej 6 zł i dziennie mogłem zarobić prawie jedną czwartą proponowanej mi przed wyjazdem nauczycielskiej pensji.
Po pół roku Bartek już dobrze radził sobie z kafelkami, tapetami, układaniem podłóg i murarskimi robotami, miesiąc później zatrudniony był już legalnie. – Jak zapłaciłem pierwsze podatki, to poczułem się jak prawdziwy Angol – śmieje się dzisiaj na wspomnienie tego okresu. – Stawkę godzinową już miałem wyższą, trochę odłożone, więc zacząłem zastanawiać się, co dalej. Wracać nie miałem do czego, a gdy po roku od mojego przyjazdu Polska weszła do UE i otworzyły się nowe możliwości postanowiłem założyć własną firmę.
Bartka firma jest obecnie trzyosobowa, przy większych zleceniach dołączają inni pracownicy, najczęściej szukający pracy Polacy. – Wszyscy chcą pracować na czarno, ale nie chcę robić sobie kłopotów. Tłumaczę im, że to nieopłacalne na dłuższą metę i jak widzę, że ktoś pracowity i coś umie to płacę za niego 50 funciaków, żeby dostał zezwolenie na pracę. W ciągu dwóch lat przewinęło się u mnie chyba ze czterdzieści osób i chyba wszyscy są zadowoleni.
Firma Bartka jest tania, solidna, więc jedni zleceniodawcy polecają ją innym i tak buduje sobie renomę. Niedługo Bartkowi szykuje się całkowita modernizacja dużej kamienicy, więc myśli o zatrudnieniu elektryka i gazownika z angielskimi uprawnieniami. – Jak sobie pomyślę, że ja, jeszcze trzy lata temu tyrający na czarno, będę zatrudniał Angoli to mi się wierzyć nie chce – śmieje się.
Na pytanie, czy warto jeszcze szukać pracy na Wyspach Bartek odpowiada twierdzącą choć z zastrzeżeniami. – Na pewno bez problemu znajdą zatrudnienie fachowcy, przede wszystkim z branży budowlanej, ślusarze, mechanicy, piekarze… Jeżeli jednak ktoś nie ma konkretnego fachu w ręce, niech nie liczy na jakieś atrakcje i przysłowiowe kokosy. Pracy jest dużo, ale są to w większości zajęcia, których nie chcą się podjąć Anglicy, a nawet zasiedziali już emigranci. Chodzi o sprzątanie w hotelach, pubach, restauracjach, domach opieki, prace przy porządkowaniu miasta itp. Oczywiście nie muszę mówić, że bez znajomości angielskiego nie ma co marzyć o jakimś ciut lepszym zajęciu.
Ile można zarobić w Anglii pracując dorywczo? - Przy najprostszych pracach niewiele – od 150 do 180 funtów tygodniowo, około 250 funtów tygodniowo mogą zarobić rzemieślnicy. Im wyższe kwalifikacje i bardziej poszukiwana profesja tym zarobki są wyższe. Ale trzeba pamiętać, że trzeba odliczyć 10% podatku i około 5% na ubezpieczenie, a życie w Anglii jest kosztowne – ostrzega

Polacy
to dobrzy pracownicy
Wiedzieć też trzeba, że to nie tylko Polacy szukają pracy w innych krajach UE, ale praca również szuka Polaków. Przez dwa lata obecności w UE polscy pracownicy wyrobili sobie niezłą markę, toteż coraz częściej pojawiają się w naszym kraju przedstawiciele europejskich firm rekrutacyjnych, którzy szukają przedstawicieli konkretnych zawodów. Wbrew pozorom nie chodzi wyłącznie o wysokokwalifikowanych fachowców, ale również o przedstawicieli takich profesji jak pielęgniarki, krawcy, piekarze, kierowcy z uprawnieniami na duże samochody, spawacze,... Pracodawcy w różnych krajach Europy potwierdzają dobre opinie o pracownikach-Polakach. Mark B. Foster, właściciel sporej firmy remontowo-budowlanej w Manchesterze w wakacje zatrudnił sporą grupę polskich studentów do prac pomocniczych. – Zrobiłem to trochę na prośbę mojej żony-Polki, ale bardzo szybko okazało się, że wybór był znakomity – opowiada. – Chłopcy byli pracowici, bardzo wydajni, punktualni, a na dodatek – co mnie bardzo ucieszyło – wykazywali sporo własnej inicjatywy i dzięki ich pomysłom prace rozbiórkowe na jednym z większych osiedli zakończyliśmy ponad tydzień przed terminem.
Od dłuższego czasu współpracuję już z polskimi firmami budowlanymi i musze przyznać, że nie miałem żadnych problemów – twierdzi Gunter Horschner, niemiecki przedsiębiorca polskiego pochodzenia z Hamburga w internetowej dyskusji o pracownikach z nowych krajów członkowskich UE. – Polacy są terminowi, dokładni, w zdecydowanej większości są naprawdę dobrymi fachowcami. Gdy mam do wyboru kilka firm spoza Niemiec, najczęściej wybieram polską. Przedsiębiorca jest zdania, iż przed polskimi specjalistami rynki pracy „starej’ UE szybko staną otworem. – Polacy błyskawicznie się uczą, bardzo szybko dostosowują się do nowych warunków pracy, szybko opanowują nowe technologie, są bardzo innowacyjni.
Horschner mówi, że gdyby w Polsce na poważnie zaczęto dobrze wynagradzać i premiować najlepszych pracowników, szybko dogonilibyśmy pod wieloma względami „starą” Europę. – Polak dobrze pracuje, gdy jest dobrze wynagradzany, gdy jego praca i zaangażowanie jest doceniane, nie tylko finansowo. To, co jest oczywiste dla wielu pracodawców na Zachodzie, nie dotarło jeszcze do wszystkich przedsiębiorców w Polsce, którzy za wszelką cenę chcą zaoszczędzić na płacach. A to jest ślepy zaułek, bo w ten sposób nigdy nie będzie można mówić o lepszej wydajności czy innowacyjności.

Europa bardziej otwarta
Gdy przed dwoma laty, 1 maja 2004 roku, Polska oficjalnie znalazła się UE, brytyjskie służby celne zmobilizowały w terminalu promowym w Dover dodatkowe siły, aby sprostać naporowi obywateli krajów tzw. nowej UE chętnych do znalezienia zatrudnienia w Wielkiej Brytanii. W Dover odbywa się odprawa celna i imigracyjna dla podróżnych przyjeżdżających na Wyspy autokarami. I napór był, aczkolwiek bardzo szybko interes zwietrzyły linie lotnicze i Polacy masowo zaczęli korzystać z taniego latania.
Przed dwoma laty brytyjskie MSW oceniało, że z zamiarem pracy przyjedzie do Wielkiej Brytanii 5-13 tys. osób rocznie. Niezależna organizacja Migration Watch UK sądziła wówczas, że będzie to ok. 40. tys. ludzi. Okazało się do Wielkiej Brytanii i Irlandii wybrało się w ciągu ostatnich dwóch lat prawie ćwierć miliona Polaków, a drugie tyle szukało i szuka szczęścia w innych krajach Europy Zachodniej.
Tymczasem swoje rynki pracy dla Polaków otwierają inne kraje. Według ostatnich danych publikowanych przez Rzeczpospolitą, całkowicie rynek pracy otwierają: Hiszpania, Portugalia, Finlandia i Islandia. We Francji na Polaków będzie czekało 250 tysięcy stanowisk w budownictwie, gastronomii, hotelarstwie, a także spedycji. Tuż przed 1 maja o zniesieniu pozwoleń na pracę zdecydują Grecy. Włosi są gotowi przyjąć aż 170 tysięcy nowych pracowników z naszego kraju po spektakularnym zwiększeniu obowiązujących dotąd limitów. Ułatwienia zapowiedzieli też Belgowie i Luksemburczycy.
Obecnie coraz więcej osób myśli o pracy w Hiszpanii, gdzie zarobki są, co prawda, trochę niższe niż w bijącej wśród Polaków rekordy popularności Wielkiej Brytanii i Irlandii, ale zawsze można liczyć na miesięczne wynagrodzenie w wysokości około1,5 tys. euro. Oficjalnie w Hiszpanii już pracuje 34 tys. Polaków, ale specjaliści od rynków pracy twierdzą, że około 100 tys. jest zatrudnionych na czarno. Na pewno Hiszpanom brakuje personelu medycznego, ale tu pewną barierą może być znajomość języka.
Wiele osób sprawdza też oferty północnych członków UE, czyli Islandii i Finlandii. Praktycznie pracę dla niewykwalifikowanego robotnika znaleźć tam może każda osoba znająca język angielski, zarabiając za godzinę od 8 do 10 euro. Natomiast gdy dysponuje się kwalifikacjami i mówi po angielsku zarobić można 15 i więcej euro.
Unijni eksperci szacują, że już niedługo liczba Polaków, którzy wyjechali pracować w innych państwach UE po 1 maja 2004 roku, może osiągnąć milion.

Ireneusz Kutrzuba

-------


71% ANKIETOWANYCH POLAKÓW  uważa, że wyjazd do pracy za granicę to „raczej przykra konieczność”. Jedynie co czwarty respondent (25%) postrzega taki wyjazd jako „radosną szansę” - wynika z sondażu TNS OBOP. Zaledwie 4% badanych nie miało na ten temat zdania. Ogromna większość respondentów (87%) uważa, że po otwarciu granic najwięcej korzyści gospodarczych z pracy Polaków za granicą odnosi kraj, w którym Polacy pracują. Z kolei 8% sądzi, że korzyści odnosi Polska, a co dwudziesty badany (5%) nie ma na ten temat opinii.

 

WYJEŻDŻAJĄCY DO PRACY  NA WYSPACH Polacy, podobnie jak i przedstawiciele innych nacji, szukają pracy głównie w Londynie i tamże składanych jest najwięcej podań o pracę. W ubiegłym roku, na prawie 220 tysięcy aplikacji od szukających pracy obywateli nowych krajów UE ponad 41 tys. złożonych zostało w Londynie, a kolejne 35 tysięcy w przylegających do niego hrabstwach. Na wyjazd w inne rejony Wysp, czyli do Walii, Irlandii Północnej czy do Szkocji zdecydował się najmniejszy odsetek imigrantów - niecałe 30 tysięcy.
Sami mieszkańcy Wielkiej Brytanii podkreślają, że pracownicy z Polski są dla nich wzorami pracowitości, a niektóre firmy (np. transportowe) zatrudniające Polaków umieszczają taką informację na swoich reklamach.

 

66 PROC. STUDENTÓW I 58 PROC. UCZNIÓW ŚREDNICH  SZKÓŁ ZAWODOWYCH  deklaruje chęć pracy za granicą, ale tylko około 14-16 proc. podejmuje działania w tym kierunku - wynika z badań przeprowadzonych przez Urząd Komitetu Integracji Europejskiej.
Studenci najbardziej zainteresowani są pracą we własnym zawodzie. Dużo jest też osób, które dzięki zarobionym pieniądzom zamierzają finansować dalszą naukę. Młodzież ze średnich szkół zawodowych chce zaś pracować za granicą ze względu na wyższe niż w kraju zarobki. Deklarują chęć podjęcia pracy o charakterze sezonowym i to w większości przypadków nie związanych z kierunkiem ich edukacji.
Elżbieta Skotnicka- Illasiewicz podkreśliła, że badana młodzież chętnie pracowałaby w kraju, gdyby można było łatwiej znaleźć w nim zatrudnienie. Dodała, że około 70% uczniów zadeklarowało gotowość pracy poza miejscem zamieszkania.
Według badań najwięcej młodych ludzi chce pracować w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Irlandii i Francji.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska