15/06/2006 06:57:30
Kiedy i w jaki sposób po raz pierwszy trafiłeś do Wielkiej Brytanii?
- Kiedy się usamodzielniłem w Niemczech w wieku 13 lat, miałem dwa marzenia: zobaczyć Londyn i zobaczyć Paryż. Jedno i drugie zrealizowałem. Pierwszy raz wyjechałem do Anglii na wycieczkę, ale nie widziałem za wiele, bo nie stać mnie było na prawdziwe zwiedzanie. To przyszło później. Może to głupio zabrzmi, ale za pierwszym razem ani Big Ben, ani Wieża Eiffla nie zrobiły na mnie wrażenia. A ci ludzie? Totalnie wyalienowani, nawet bardziej niż w Niemczech. Gdy przyjeżdżałem później, zacząłem zmieniać zdanie. Pierwsze wrażenie potrafi być bardzo mylące.
Masz na swoim koncie prawdziwe doświadczenia emigracyjne. Możesz nam o nich opowiedzieć?
- Jako dziecko przez cztery lata przebywałem w Niemczech, mieszkałem tam, chodziłem do szkoły. Wtedy być tam Polakiem nie było łatwo. Chociaż w moim internacie mieszkali również chłopcy z Iranu i w tej sytuacji do problemów narodowościowych dochodziły jeszcze religijne.
Kiedy za granicą było ciężko, to…
- Rozmowy telefoniczne były bardzo drogie, nie istniały takie możliwości jak dziś, więc pisałem listy. Miałem „matkę”, która zabraniała mi pisać, miała awersję do Polaków, więc robiłem to potajemnie. To była Polka, siostra mojego ojca, która starała się być bardziej niemiecka od samych Niemców. Są tacy, którzy po wyjeździe bardzo szybko przestają mówić po polsku i zapominają, skąd są.
Miałeś okazję podróżować po Anglii?
- Niestety nie, ale mam zamiar to jeszcze nadrobić. Zobaczyć Szkocję, Walię, tereny, które nie mają nic wspólnego z tym, co widzimy w Londynie.
Jakie miejsca lubisz odwiedzać, będąc w Londynie?
- Większość czasu przebywam na Camden Town, gdzie kupuję ciuchy. Zbierają się tam bardzo kreatywni ludzie, którzy w większości przypadków są odrobinę zwariowani i tworzą coś, czego w Polsce nie spotkam. Jeżdżę tam dwa, trzy razy do roku. Camden nie należy do najtańszych. Mówię o tych sklepach, gdzie ceny sięgają kilkuset funtów, bo stragany są niedrogie, ale tam nie kupuje się ciuchów na scenę, tylko na ulicę. Scena ma większe wymagania.
Odcinałeś kupony od wcześniejszych pobytów na Zachodzie?
- Każdy pobyt na pewno dużo daje. Poznajemy język, inne podejście do pracy, życia, zdrowia. Trzeba przyznać, że im dłużej tam przebywamy, to zaczynamy tęsknić za Polską, a jak wracamy, to zastanawiamy się po co wróciliśmy i pojawia się tęsknota w drugą stronę. Chociaż osobiście na stałe nie mógłbym nigdzie zamieszkać. Zastanawiałem się nad tym. Dlaczego wyjechałem z Łodzi do Warszawy? Wyłącznie za chlebem. To była konieczność. Większość osób wyjeżdża, bo ma poczucie odpowiedzialności za własny dom. Ja może miałbym ochotę przeprowadzić się na stałe do Tajlandii, gdzie są przemili ludzie i wspaniała pogoda, ale mnie na to nie stać, bo będąc tam nie chciałbym już pracować.
Zanim założyłeś zespół „Ich Troje” byłeś operatywnym młodym człowiekiem, świetnie zapowiadającym się businessmanem. Czym się wtedy zajmowałeś i dlaczego to porzuciłeś?
- Razem z moim wspólnikiem – Markiem Galewskim – rozpoczęliśmy produkcję plastikowych kart rabatowych. Była to innowacja w tamtych czasach i na polskim rynku. Pomysł okazał się chybiony, otworzyliśmy więc biuro tłumaczeń, by po jakimś czasie znów powrócić do kart. Tym razem się udało, nawiązaliśmy współpracę z takimi firmami jak Polskie Linie Lotnicze LOT czy Orbis. Ale to nie było to, czego szukałem i co mnie kręciło. Potrzebne było nowe wyzwanie. Rozpoczęła się więc moja przygoda z muzyką, która trwa do dnia dzisiejszego.
Kim są Polacy, których masz okazję poznawać w różnych zakątkach globu?
- Najwięcej kontaktu miałem z emigrantami w Stanach Zjednoczonych. To jednak różnica być emigrantem w Anglii a w USA. Z racji różnicy odległości i podejścia samych zainteresowanych, sytuacja ludzi jest inna. Rozmawiając z emigrantami zza Oceanu widać przede wszystkim zawód. Obiecywali sobie złote góry, ale nie każdy mógł się na nie wspiąć. Angielscy emigranci podchodzą rozsądniej do sprawy, a amerykańscy chcieliby, by ich sen o bogactwie ziścił się od razu. Emigracja to wyzwanie - ten kto zmierzył się z obcą rzeczywistością i wygrał, to prawdziwy zwycięzca.
Czy Twoi fani na Wyspach Brytyjskich będą mieli okazję zobaczyć Cię na żywo?
- Oczywiście, wystarczy, że dostaniemy zaproszenie. Zespół Ich Troje reaktywował się i będzie w przyszłym roku obchodził 10-lecie. Już występowaliśmy tam i pojedziemy jeszcze raz, gdy nas zaproszą. Będziemy grać teraz w składzie takim, jaki jest, czyli Michał, Jacek i Ania. Dodatkowo w roku jubileuszowym jest z nami Justyna i Magda, czyli obydwie wokalistki, które do tej pory śpiewały. Równie gorąco polecam stronę www.reniapaczkowska.com, moje drugie kabaretowe wcielenie. Niezobowiązująca muzyka i takie same teksty, doskonała rzecz na „imprę” po wypiciu piwka, oczywiście dla tych, którzy chcą się bawić. Chciałbym jeszcze pozdrowić wszystkich, którzy przyszli w Londynie na mój koncert. Mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze. Tym bardziej, że w tym roku i płyta, i jubileusz. Na pewno pojedziemy do Niemiec, Belgii i Wilna, a może i Londynu?
Rozmawiała: Sylwia Chudak
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...