15/06/2006 06:54:52
Kiedy, w jaki sposób i z jakiego powodu trafił Pan po raz pierwszy do Wielkiej Brytanii?
- Nigdy nie byłem w Wielkiej Brytanii. Z krajów anglosaskich najczęściej jestem w USA, lubię też Australię.
Jakie były Pańskie pierwsze wrażenia w zetknięciu z zachodnią mentalnością, systemem i obyczajowością?
- Dla mnie mentalność Amerykanów wcale nie jest „inna” ani „obca” – przeciwnie: bliżej mi do nich niż do Polaków. Od wielu lat czytam książki prawie wyłącznie po angielsku, do kina chodzę tylko na filmy z Hollywood, z muzyki słucham country, bluesa lub latino, a kiedy śpiewają po polsku, to lecę zgasić radio. A więc pierwsze wrażenie w zetknięciu z „inną mentalnością” jest przyjemniejsze niż zetknięcie z mentalnością polską. Wie Pani, ja tak dużo podróżuję nie bez powodu – za granicą czuje się lepiej niż w Polsce. I to od wielu lat.
Czy jest Pan materiałem na emigranta, mógłby mieszkać poza Polską na stałe?
- Jestem materiałem na bezpaństwowca, a niekoniecznie emigranta. I wolałbym żyć tak jak teraz, czyli nigdzie nie mieszkać na stałe. Mam na ziemi kilka miejsc, które są moim domem. Miasto Meksyk znam lepiej niż Warszawę czy Gdańsk. San Francisco lubię bardziej niż mój ukochany Toruń. I tak ze wszystkim...
Czy zagraniczne doświadczenia wpłynęły na Pańskie późniejsze życie zawodowe lub prywatne?
- Wszystko, dokładnie wszystko w życiu człowieka wpływa na niego osobiście i zawodowo – każde doświadczenie. Moje doświadczenia wyniesione z amerykańskiego show biznesu były dla mnie w Polsce rujnujące. Dziennikarstwo amerykańskie jest dociekliwe. Gościa w programie telewizyjnym można wyciskać jak cytrynę, a w Polsce gościowi serwuje się soczek pomarańczowy i serię grzecznych pytań. Kiedy ja w moim programie „WC Kwadrans” stosowałem amerykańskie metody, koledzy z branży byli oburzeni, że „Jak tak można?”.
Czy spotkał Pan szczęśliwego emigranta?
- Całe stada. Tylko nie szukałem w Chicago, ani w Nowym Jorku, ani w Londynie. Ja znam emigrantów, którzy wyjeżdżali z dobrymi zawodami, a nie z przymusu ekonomicznego. Oni nie UCIEKALI, lecz EMIGROWALI – to zasadnicza różnica. Teraz są dostojnymi milionerami w Colorado, w Argentynie, w Chile...
Najtrudniejsze doświadczenia w Pana drodze do sukcesu?
- Ja jakoś zawsze w życiu miałem łatwo – obyło się bez trudnych doświadczeń. Jestem na własnym utrzymaniu od 16-go roku życia, prowadzę sobie interesy, sporo podróżuję. Dobrze mi.
Czy zdarzyło się Panu postawić w życiu wszystko na jedną kartę?
- Bardzo często. Każda moja wyprawa do Amazonii jest stawianiem wszystkiego na jedną kartę. Za każdym razem mogę stracić życie. Przecież szukając dzikich plemion nie wiem, jakich konkretnie Indian spotkam.
Czy kiedykolwiek był Pan zmuszony pracować poniżej swoich kwalifikacji, bądź wykonywać prace niezgodne z wyuczonym zawodem?
- Nie mam wyuczonego zawodu (oczywiście, jeżeli przez „wyuczony” rozumieć jakieś formalne papiery). A poniżej moich kwalifikacji pracuję całkiem często, powyżej zresztą też często. To zależy od fartu. I w ogóle mi to nie przeszkadza. Jeżeli ktoś chce mi zapłacić dziesięć razy więcej za pracę poniżej kwalifikacji, to się nie zastanawiam. A jak chce zapłacić dziesięć razy więcej za pracę powyżej kwalifikacji, to też nie wybrzydzam i w ogóle nie bardzo rozumiem, w czym problem? A czy to jakaś ujma dla prestiżu, że profesor kopie rowy? Przez wiele lat pracowałem w szwedzkiej stadninie koni jako cieśla i koniuszy. I było fajnie. A teraz jako znany pan z telewizji, pisarz itd. też często muszę całymi tygodniami brać się do roboty fizycznej – kiedy ruszasz na wyprawę do dżungli, to wymaga mięśni, a nie rozumu.
Czy Pana życie zawodowe od początku przebiega zgodnie z planem?
- Nigdy nie miałem planu. I nie mam zamiaru mieć!!! Gospodarka planowa to przeżytek. Teraz człowiek powinien się szybko adaptować do nowych warunków, zmieniać miejsca pobytu, profesje... Planowanie ogranicza i frustruje, bo plan rzadko wychodzi w 100%. Natomiast kiedy nie planujesz, to sam siebie masz szanse czymś zaskoczyć. Życie robi się ciekawsze.
Ludzie i wydarzenia, które miały na Pana decydujący wpływ?
- Urodziłem się i to miało zdecydowanie decydujący wpływ na moje życie. A ludzie, którzy za tym stali (a właściwie leżeli), to oczywiście moi rodzice. A bez żartów... spore znaczenie miał pierwszy wyjazd do Meksyku. Trwała właśnie któraś tam zima stulecia, był rok 1985 i w lutym wylądowałem na tropikalnym Jukatanie. Od tamtej pory nigdy nie spędzam zimy w Polsce. Jestem jak bocian, który na zimę odlatuje do ciepłych krajów. To zdecydowanie zmieniło moje życie. Z osiadłego i przywiązanego do Polski, w życie... wędrowne.
Trzy rzeczy, za które Polacy dadzą się lubić?
- Jestem Polakiem i może dlatego nie potrafię wskazać żadnej. Za to mogę wymienić setki rzeczy, za które Polacy NIE dadzą się lubić. (śmiech)
Rozmawiała:
Sylwia Chudak
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...