31/05/2006 09:35:39
Dziennikarka odwiedziła nie tylko polskie dzielnice Londynu, miasto Southamtpon czy Mancheste. Wybrała się również do Polski, do prowincjonalnego miasteczka Rzeszowa - jak opisuje południowo-wschodnie miasto Daily Mail - gdzie spotkała się z rodzinami imigrantów, czy z potencjonalnymi chętnymi na wyjazd do pracy na Wyspy. Seria trzech artykułów „Daily Mail” to historie imigrantów opierające się przede wszystkim na kontrastach: nadzieja i zachłanność, ciężka praca i eksploatacja, ambicja i skrajna nędza. Bohaterowie artykułów to zarówno ci, którym się powiodło na Wyspach; tacy, którzy ponieśli porażkę lub zostali oszukani i wreszcie ich rodziny w Polsce.
Dziennikarka podczas zbierania materiałów do artykułów zarówno w angielskim mieście Southampton, jak i w Polsce czuła się jak ...obcokrajowiec. W Southampton, prężnie rozwijającym się mieście w hrabstwie Hampshire, w którym niegdyś częściowo osiedliła się emigracja powojenna, dzisiaj na 220 tysięcy mieszkańców, co dziesiąty pochodzi z Polski. Nic dziwnego, skoro w Polsce miasto to uchodzi za brytyjskie eldorado. Skuszeni opowieściami Polacy przyjeżdżają tam w poszukiwaniu szczęścia. Jest w Southampton polski fryzjer, polskie sklepy, polskojęzyczny program w radiu, kościół, klub, pub, a w drużynie piłkarskiej „The Saints” gra trzech polskich zawodników. Odkąd zadomowili się tam Polacy, tani i z dość podłymi produktami spożywczymi Lidl zyskał wreszcie klientów, a w jednej ze szkół St Joseph’s zatrudniono trzech polskich nauczycieli wspomagających, aby pomogli zaaklimatyzować się polskim uczniom.
„Kiedy jadę rano do pracy rowerem, z cudem graniczy, aby usłyszeć na ulicy język angielski. Nie posądzajcie mnie o rasizm, lubię Polaków, ale jest ich tu trochę za dużo” – czytamy w „Daily Mail” relację jednego z mieszkańców Southampton.Poznajemy też bardzo optymistyczne opinie: „myślę, że wnieśli życie do sennego Southampton”
W artykule „The new Britons” autorka przedstawia czytelnikom Anię, blondynkę z tipsami, która z powodzeniem prowadzi niedawno otwarty własny zakład fryzjerski.
Jednak nie dla wszystkich „nowych Brytyjczyków”, jak określa Polaków Fiona Barton, wyjazd do Brytanii okazał się sukcesem i zdecydowanym polepszeniem statusu materialnego.
W artykule „New Slave Trade” z 18 maja poznajemy ludzi, którzy ulegli bajkom opowiadanym przez firmy rekrutujące w Polsce do pracy na Wyspach. Przed potencjalnymi pracownikami roztaczano utopijne wizje o krainie mlekiem i miodem płynącej. Jednak po przyjeździe do Anglii prawda okazała się zgoła inna.
Agencja Resource Recruitment obiecywała pomoc przy załatwieniu National Insurance Number, w Home Office, z rejestracją, bankiem, zakwaterowaniem. Po przyjeździe okazało się, że żaden z warunków nie został spełniony, a kwatera okazała się – w przypadku jednego z opisanych bohaterów – ciasnym pokojem z trzema innymi mężczyznami, za który każdy z osobna płacił 60 funtów tygodniowo! Oprócz tego zmuszony został do płacenia 15 funtów tygodniowo za transport busem do pracy oddalonej od kwatery 30 mil.
W artykule poznajemy również inne sposoby eksploatacji pracowników z Polski.
Jedna z agencji rekrutujących w Nerfold z każdej tygodniówki zabierała po 15 funtów na dla nikogo nic nie mówiące „management fee”. W efekcie pracownicy dostawali 53,87 funtów na rękę za 40 godzin pracy. Łatwo policzyć, że to o wiele mniej niż podobno gwarantowane minimum, czyli 5,05 funta na godzinę przed podatkiem. Pracownicy w Norfold musieli się zadowolić śmieszną kwotą 1, 35 funta na godzinę.
We wschodniej Anglii jeden z pracodawców pobierał od każdego Polaka 50 funtów z tygodniówki. Kwota ta miała pokryć koszty dojazdu, który zapewniał swoim pracownikom. Dziesięciu pracowników w tygodniu pozwalało mu zarobić na czysto 500 funtów!
Autorka „New Slave Trade” przypomina, że pracownicy z Polski nie mają prawa do ubiegania się o zasiłki, nawet wtedy, kiedy wykorzystani czy oszukani lądują na ulicy.
Nie dziwi zatem, że niektórzy popadają w skrajną nędzę lub kończą w przytułkach lub bez dachu nad głową.
75 procent ze 110 ludzi, którzy korzystają z darmowych posiłków w kościele St Saviour’s (zachodni Londyn) to Polacy.
Często są to właśnie ofiary zdzierstwa, niesprawiedliwych i działających niezgodnie z prawem agencji rekrutujących, które żerują na często zdesperowanych, nie znających ani języka angielskiego, ani prawa pracownikach z Polski.
Przekaz jednego z bohaterów artykułu „New Slave Trade” jest jasny: „Nikt w Polsce nawet nie podejrzewa, że tu może być aż tak źle, że żyjemy w podłych warunkach. Mówiłem moim przyjaciołom o realiach i o swoich problemach, ale oni nie chcą słuchać. Dalej przyjeżdżają, bo nie mogąc znaleźć w Polsce pracy liczą na to, że uda im się tutaj. Ryzykują i przyjeżdżają”.
Jak się okazuje – co dowodzą rozmowy, które Barton przeprowadziła w Polsce – dla wielu wyjazd to ostatnia deska ratunku. Czytamy: „żeby żyć muszą wyjechać z Polski, gdzie bezrobocie sięga 20 procent, a 40 procent absolwentów każdego roku nie znajduje zatrudnienia. Aby zarobić na życie muszą zatem opuścić Polskę”.
W rezultacie wyjazd do Wielkiej Brytanii stał się jedyną alternatywą dla tych wszystkich, którzy nie znaleźli zatrudnienia w Polsce lub zarobiane pieniądze nie starczały na życie. To problem, który dotyczy zarówno Polski, jak i Wielkiej Brytanii. Podczas gdy Polska traci młodych, chętnych do pracy najlepszych swoich pracowników, tak Wielka Brytania pochłania kolejne najazdy pracowników z Polski, którzy niestety dość często stają się ofiarą nieprofesjonalnych firm rekrutujących. Eksploatacja, poniżenie to jeden z odcieni emigracji.
Joanna Biszewska
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...