MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

29/05/2006 08:52:09

My czyści, my przejrzyści

Od blisko siedemnastu lat tzw. scena polityczna jawi się bardziej jako scena teatralna. Zamiast racjonalnych, zbornych i dopracowanych programów porządkowania państwa, społeczeństwu głównie prezentuje się różne didaskalia. Były już FOZZ-zy, Telegrafy, teczki tajnych, jawnych i niewiadomych współpracowników kogoś czy czegoś, a ostatnio afera w resorcie finansów i moskiewska pożyczka. Najnowszym rekwizytem tego wieloletniego spektaklu stała się służba cywilna.

Projektowane zmiany, kolejne od blisko dziesięciu lat, tym razem sięgają bardzo daleko. Tak daleko, że w praktyce zdawać się może, iż zagubiony gdzieś został sens i idea ustanowienia tej instytucji. Nie dziwi więc zdeterminowanie opozycji w ostrej krytyce projektowanych zmian. Argumentacja przeciwników projektu nowelizacji ustawy o służbie cywilnej oraz projektu ustawy o państwowym zasobie kadrowym – dotyczy stanowisk od zastępcy dyrektora departamentu wzwyż – wydaje się być jak najbardziej racjonalna i uzasadniona. Nie chodzi jednak w tym miejscu o to, by dokonywać porównań czy ocen racji dwóch przeciwstawnych koncepcji. Tym niechybnie zajmie się Trybunał Konstytucyjny, jeśli projekty wejdą w życie i jeśli ta instancja sądowa będzie nadal istnieć, co niekoniecznie musi być takie pewne.

 

Zabawne, by nie rzec śmieszne jest to, kto i czego tak naprawdę broni.

Od szeregu lat w kilkudziesięciu, co najmniej, artykułach i raportach o służbie cywilnej ukazywane jest rzeczywiste oblicze i mechanizmy funkcjonowania tej instytucji. Jakże odmienne od zasady przyjętej w art. 153 ust. 1 Konstytucji, powtórzonej w art. 1 ustawy o służbie cywilnej.

 

Korpus służby cywilnej ustanowiony został w celu zawodowego, rzetelnego, profesjonalnego i bezstronnego wykonywania zadań państwa. Przy tym neutralnego politycznie. Przez wiele lat społeczeństwo karmiono roztaczanymi wizjami o niemal doskonałości tej części aparatu administracji publicznej. Celowali w roztaczaniu tych wizji głównie ci, którzy teraz podnoszą larum o praktycznej likwidacji profesjonalnego i rzetelnego korpusu służby cywilnej.

 

Aby ukazać mechanizmy wewnętrzne, które decydują nierzadko o obsadzaniu stanowisk w administracji rządowej, w tym i wyższych stanowisk, trzeba prześledzić konkretne przypadki. Wraz ze szczegółami składającymi się na całość obrazu, o którym obecni zwolennicy utrzymania istniejącego układu przez ostatnie lata nie wspomnieli nigdy ani słowem. Czyste, przejrzyste struktury, tworzone na takich samych zasadach – to był – i nadal jest główny ton wypowiedzi obecnych adwersarzy. Przede wszystkim te hymny pochwalne płynęły z najwyższego kierownictwa służby cywilnej z szefem S.C. na czele.

 

Cofnijmy się nieco wstecz, choć nie aż tak daleko, jak w przypadku moskiewskiej pożyczki.

W roku 2001, jeszcze przed zmianą układu rządzącego, rozpoczęto procedurę konkursu na stanowisko dyrektora Biura Administracyjno-Gospodarczego w Urzędzie Patentowym Rzeczypospolitej Polskiej. Do konkursu tego próbował przystąpić m.in. ówczesny naczelnik wydziału w tym Biurze, Witold Adamus. Z akt sądowych, dotyczących tego samego urzędu i stanowiska, ale już z roku 2005 wynika, że Witold Adamus nie spełniał podstawowego wymogu, warunkującego dopuszczenie do udziału w konkursie – nie posiadał tytułu magistra. Na co więc liczył, nie wiadomo. Być może tajemnica kryje się w zmianach personalnych, jakie nastąpiły w połowie 2001 roku, kiedy to stanowisko dyrektora generalnego Urzędu Patentowego RP objęła inna osoba w wyniku zakończonego właśnie konkursu na to stanowisko.

 

Nowy dyrektor generalny wszedł jednocześnie, w miejsce poprzednika, w skład zespołu konkursowego na dyrektora Biura Administracyjno-Gospodarczego w UP RP. Skutek był taki, że zaraz po wznowieniu prac zespołu Witold Adamus, naczelnik wydziału i jednocześnie p.o. dyrektora Biura w ogóle nie został dopuszczony do udziału w konkursie przyczyn formalnych – nie spełniania podstawowego wymogu – braku tytułu magistra. Konkurs zaś wygrał Ryszard Koton, z którym zawarto umowę o pracę na czas określony jednego roku.

 

Wykorzystany tu został kuriozalny przepis art. 48 ust. 3 ustawy o służbie cywilnej, który powiada, że z osobą niebędącą członkiem korpusu służby cywilnej, a tak było w tym przypadku, dyrektor generalny zawiera umowę na czas określony do 3 lat. Ta przedziwna konstrukcja o niewiadomych przesłankach jej ustanowienia da o sobie znać kilka lat później w odniesieniu do innego konkursu na to samo stanowisko (Opisane to było w artykule „Dyrektora na chwilę przyjmę” – łatwo dostępny w sieci po wpisaniu tytułu w przeglądarkę). Tyle, że w jeszcze bardziej zadziwiający sposób zinterpretowano ów kuriozalny przepis, a potem było już tylko śmieszniej, choć niekoniecznie profesjonalnie i rzetelnie.

 

Ryszard Koton objął stanowisko w listopadzie 2001 roku z umową do końca roku 2002. Do tej chwili w zasadzie wszystko się odbywało zgodnie z prawem i wyglądało na to, że nie ma o czym mówić. Jednakże po wyborach – jesienią 2001 roku – zmienił się układ rządzący i zaczęły się zwyczajowe w takich razach dzielenia łupów i czyszczenie stanowisk. W tym przede wszystkim stanowisk kierowniczych ministerstw i urzędów centralnych. W połowie roku 2002 ówczesny premier, L. Miller odwołał prezesa Urzędu Patentowego RP, a na to stanowisko powołał obecnego prezesa, Alicję Adamczak. W krótkim czasie powołani też zostali dwaj nowi wiceprezesi.

 

Nowa miotła, nowe porządki. Skutek był taki, że Ryszard Koton nie otrzymał przedłużenia umowy i musiał odejść z Urzędu Patentowego RP z końcem roku 2002. Odmowa przedłużenia umowy podyktowana była, podobno, niezadowoleniem nowego kierownictwa z jakości wykonywanych przez Ryszarda Kotona obowiązków dyrektora. Na czym ta zła jakość miała polegać oraz dlaczego nie skorzystano wobec tego z możliwości dokonania dwutygodniowego wypowiedzenia umowy w takim przypadku, nie wiadomo. Reprezentujący UP RP przed sądem pracy na rozprawie, o której wyżej[1], Cezary Pyl nie potrafił udzielić sądowi jasnej, precyzyjnej odpowiedzi w tej materii.

 

Sprawa przed sądem pracy, o której mowa, będzie przedmiotem kolejnych rozważań za jakiś czas, bowiem toczy się nadal i właśnie została skierowana apelacja do II instancji. Treść wskazuje na znacznie szerszy wachlarz aspektów, niż pierwotny pozew ze stycznia 2005 roku. Związek obydwu tych spraw, poza związkami podmiotowymi i przedmiotowymi polega na tym, że powód wnosząc pozew, przystąpił jednocześnie do ustalania szczegółów historii stanowiska dyrektora Biura Administracyjno-Gospodarczego w Urzędzie Patentowym oraz historii osób mających z tymi zdarzeniami jakąś styczność.

 

Po odmowie przedłużenia umowy dyrektorowi z konkursu, na stanowisko p.o. powrócił Witold Adamus, natomiast Ryszard Koton znikł z pola widzenia. Okazało się jednak, że nie na długo, bo już w kwietniu 2003 roku pojawił się w Urzędzie Transportu Kolejowego na stanowisku…p.o. dyrektora Biura Administracyjno-Budżetowego. Jakim sposobem, na jakiej podstawie prawnej objął stanowisko podlegające obsadzeniu w wyniku konkursu, nie wiadomo. Z fiszki życiorysu na stronie internetowej Urzędu Transportu Kolejowego wynikało, że rok później, wiosną 2004 roku przeprowadzony został konkurs na to stanowisko. Wygrał go znów Ryszard Koton, a szef S.C. – już na postawie art. 48 ust. 2 ustawy o służbie cywilnej – przeniósł go na to stanowisko. Było to możliwe, bowiem tym razem w chwili rozstrzygania konkursu Ryszard Koton był członkiem korpusu służby cywilnej jako pracownik UTK. Na dodatek p.o. dyrektora tegoż Biura, jak wynikało z zamieszczonego na stronie życiorysu.

 

Pytanie podstawowe w tej sprawie brzmiało jednak – w jaki sposób w ogóle Ryszard Koton został zatrudniony w Urzędzie Transportu Kolejowego w kwietniu 2003 roku?

Nie było to przeniesienie służbowe, nie było to oddelegowanie, nie był to konkurs, ani nie był to nabór do pracy w służbie cywilnej. Żaden z legalnych sposobów zatrudnienia nie miał tu miejsca. Zatem wraca pytanie, na jakiej podstawie prawnej Ryszard Koton w ogóle został zatrudniony w Urzędzie Transportu Kolejowego po odejściu z Urzędu Patentowego?

 

Pytanie to zostało skierowane do Urzędu Służby Cywilnej, imiennie do szefa S.C. i zastępcy. Następnego dnia po wysłaniu pytania pocztą elektroniczną do USC, dostęp do życiorysów na stronie UTK okazał się niemożliwy. Taki zbieg okoliczności.

 

Zaczęło się żmudne ustalanie faktów, zadawanie pytań kilku instytucjom. Przy czym ponownie dał się zauważyć dziwny przypadek. Na przełomie maja i czerwca 2005 roku Ryszard Koton znów znikł z pola widzenia, a na jego stanowisku pojawiła się inna osoba. Pytania skierowane do UTK – 2 sierpnia 2005 r. do p.o. dyrektora Departamentu Finansowo-Administracyjnego (poprzednio Administracyjno-Budżetowego – przyp. aut.), Katarzyny Lewiak oraz w dniu 17 sierpnia imiennie skierowane do dyrektora generalnego UTK, Grzegorza Mroczka, pozostawały bez odpowiedzi. Dopiero interwencja w ówczesnym Ministerstwie Infrastruktury, będącym organem nadzoru nad UTK obudziła urząd z letargu.

 

Pismem z dnia 6 wrześnie 2005 roku[2], p.o. dyrektora Biura, Katarzyna Lewiak, wyjaśnia, że stosunek pracy z Ryszardem Kotonem został rozwiązany na jego wniosek z dniem 18 maja 2005 r, natomiast Ryszard Koton w chwili przystępowania do konkursu zajmował stanowisko Naczelnika Wydziału. Stanowisko to zostało przez niego objęte „(…) w wyniku przeprowadzonej w Urzędzie rekrutacji wewnętrznej. W związku z powyższym, nie były wówczas prowadzone żadne rozmowy kwalifikacyjne.(…)”

 

Niestety, nie było odpowiedzi na pytanie podstawowe. Jakim sposobem Ryszard Koton w ogóle został zatrudniony w UTK? Pismem z dnia 12 września[3] p.o. dyrektora, Katarzyna Lewiak, udziela w końcu odpowiedzi na ponowione pytanie: „(…) Pan Ryszard Koton został zatrudniony w Głównym Inspektoracie Kolejnictwa (późniejszy UTK – przyp. aut.) na podstawie umowy o pracę zawartej przez Panią Lidię Ostrowską Dyrektora Generalnego Głównego Inspektoratu Kolejnictwa na czas określony od dnia 03 kwietnia 2003 – na stanowisku p.o. dyrektora Biura AdministracyjnoBudżetowego.(…)”

 

Ani wówczas, ani obecnie nie ma takiej podstawy prawnej, która umożliwiałaby podobny tryb zatrudnienia w korpusie służby cywilnej z pominięciem procedur wyliczonych wcześniej. Ustalane sukcesywnie fakty wskazywały coraz wyraźniej, że zatrudnienie w UTK Ryszarda Kotona w 2003 roku nastąpiło z naruszeniem prawa. Zaczęły się jednak gmatwać ustalenia dat i zdarzeń związanych z obsadzaniem stanowisk, bo z ostatniego pisma wynikało, że mamy do czynienia z dość osobliwym zjawiskiem. Zatrudniony na stanowisko p.o. dyrektora rok później przystępuje do konkursu na to stanowisko z pozycji naczelnika wydziału. Przedziwna historia. Został zdegradowany, czy o co chodzi?

 

Zostało więc skierowane pismo – 30 września – już bezpośrednio do prezesa Urzędu Transportu Kolejowego o wyjaśnienie od początku do końca kolejno następujących po sobie zdarzeń. W dwa tygodnie później nadeszła odpowiedź, stawiająca kropkę na d „i”.[4]

 

Otóż Ryszard Koton został zatrudniony tak, jak to wcześniej wyjaśniono, z dniem 1 kwietnia 2003 roku przez ówczesnego dyrektora generalnego, Lidię Ostrowską „(…) z pominięciem przepisów obowiązujących zgodnie z ustawą o służbie cywilnej przy nawiązaniu stosunku pracy.(…)” Stylistyka i gramatyka oryginalne. Mówiąc wiec wprost Ryszard Koton został zatrudniony nielegalnie.

 

Dalej jest coraz bardziej interesująco. Z końcem grudnia 2003 roku Lidia Ostrowska otrzymuje wypowiedzenie umowy o pracę dokonane przez szefa S.C. i odchodzi ze stanowiska dyrektora generalnego UTK. Czy utrata stanowiska była spowodowana złamaniem prawa i przekroczeniem uprawnień w związku z nielegalnym zatrudnianiem w Urzędzie Transportu Kolejowego? Nic podobnego, bowiem cytat dalszej części pisma wyjaśnia: „(…) W celu uregulowania zatrudnienia Pana Ryszarda Kotona zgodnie z obowiązującymi przepisami, w dniu 16 lutego 2004 r. zostało zawarte z Panem Kotonem porozumienie zmieniające postanowienia umowy o pracę zawartej w dniu 3 kwietnia 2003 r. w części dotyczącej zajmowanego stanowiska. Zgodnie z w/w porozumieniem zmieniającym od dnia 16 lutego 2004 r. Pan Ryszard Koton został zatrudniony w drodze rekrutacji wewnętrznej na wakującym stanowisku Naczelnika Wydziału w Biurze Administracyjno-Budżetowym z jednoczesnym okresowym powierzeniem obowiązków Dyrektora Biura Administracyjno-Budżetowego do czasu obsadzenia tego stanowiska w drodze konkursu.(…)”

 

To nie jest bynajmniej tekst z jakiegoś skeczu kabaretowego, lecz cytat z pisma sygnowanego przez funkcjonariusza publicznego, zajmującego wysokie stanowisko w administracji rządowej i reprezentującego na zewnątrz centralny organ administracji rządowej.

 

Wynika stąd, że osoba zatrudniona w sposób bezspornie nielegalny w korpusie służby cywilnej nie tylko nie poniosła z tego tytułu żadnej odpowiedzialności, jak i – prawdopodobnie – osoba, która tego nielegalnego zatrudnienia dokonała. Dokonano zamiast tego swoistej „legalizacji” wcześniej złamanego prawa, tym razem już przy niewątpliwym udziale zarówno dyrektora generalnego oraz kierującego departamentem do spraw personalnych UTK. Trudno też przypuścić, by działo się to wszystko poza wiedzą prezesa UTK.

 

Dalszy ciąg zdarzeń, to już rozwój wizji funkcjonowania państwa a’la Mrożek względnie Orwell. Jak to już wcześniej było wspomniane, w roku 2004, po owej „legalizacji” zatrudnienia, zorganizowany został konkurs na stanowisko tak interesująco obsadzone rok wcześniej i później „zalegalizowane”. Ponieważ zaś za przebieg konkursów odpowiada szef S.C., należało się tam zwrócić o udzielenie stosownych informacji na temat okoliczności przebiegu i rozstrzygnięcia procedury.

 

Z pisma szefa S.C.[5] wynika, m.in., że: „(…) wszczynanie postępowania wyjaśniającego sprawie okoliczności zatrudnienia pana Ryszarda Kotona na stanowisku p.o. dyrektora Biura Administracyjno-Budżetowego wyżej wymienionego urzędu (UTK – przyp. aut.) jest obecnie bezprzedmiotowe(...)”. Motyw? Dyrektor generalny UTK, Lidia Ostrowska nie pracuje już w urzędzie. A dlaczego nie pracuje, tego dowiadujemy się z dalszej części pisma: „(…) stosunek pracy z panią Lidią Ostrowską, dyrektorem generalnym Urzędu Transportu kolejowego, został rozwiązany na pisemne polecenie ówczesnego Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – pana Marka Wagnera, wydane z upoważnienia ówczesnego Prezesa Rady Ministrów – Leszka Millera.(...)”.

 

Pytanie brzmiało, z jakiego powodu została rozwiązana umowa. Widać dla szefa S.C. powodem wystarczającym było polecenie służbowe z Kancelarii Prezesa RM, bez wnikania w szczegóły, dlaczego ma te umowę rozwiązać, co też takiego uczynił dyrektor generalny, że należało pozbawić go stanowiska.

Niestety, nie ma obecnie możliwości zadania tych samych pytań o przyczyny i motywy wydania takiego polecenia jego autorowi.

Natomiast pozostaje ustalenie faktów związanych z tym zagadkowym konkursem. Otóż konkurs, oznaczony sygnaturą K/318/03, przeprowadzony został przez zespół konkursowy w składzie:

- Alicja Stokowska – starszy specjalista w Urzędzie Służby Cywilnej;

- Sławomir Kacprzak – radca generalny w Ministerstwie Finansów;

- Joanna Nosewicz-Lewandowska – radca ministra Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej;

- Ryszard Nowicki – dyrektor zastępujący dyrektora generalnego UTK;

- Edward Piętka – dyrektor Oddziału Terenowego UTK w Lublinie;

- Dariusz Kamoda – naczelnik wydziału w Departamencie Świadectw i Kontroli w UTK.

 

Z wcześniejszych informacji uzyskanych z USC wiadomo też, że do konkursu przystępowało dwóch kandydatów, ale faktycznie dopuszczony został tylko jeden – Ryszard Koton. Kto został zwycięzcą konkursu, wiadomo.

 

Mamy zatem taką oto sytuację, że połowa zespołu konkursowego pochodziła z UTK i nie ma takiej możliwości, by osoby te nie były świadome, że jedyny kandydat dopuszczony do udziału w konkursie był w tym samym urzędzie zatrudniony nielegalnie, a potem „zalegalizowany”, czyli występuje w warunkach ciągłości łamania prawa z pełną tego świadomością.

 

Z kolei druga część zespołu konkursowego musiałaby być niezwykle odporna na wiedzę, ze zdolnością kojarzenia faktów na poziomie zerowym, by również się nie zorientować w sytuacji. Zespoły konkursowe nie tylko mają w dyspozycji całe dossier kandydatów, ale też obradują wielokrotnie dyskutując o kandydatach i spełnianiu przez nich rozmaitych wymogów. Czy w tym przypadku jest prawdopodobne, by połowa zespołu reprezentującego szefa S.C. nie miała pojęcia, że ma do czynienia z kandydatem – jedynym, warto podkreślić -  który świadomie brał czynny udział w łamaniu prawa?

 

Jak w takim przypadku powinien reagować szef S.C., gdy poweźmie wiedzę o szczegółach tej całej historii? Otóż mamy i na to odpowiedź we wskazany piśmie: „(…) Jeśli zaś chodzi o członków zespołu konkursowego, który wskazał pana Ryszarda Kotona jako najlepszego kandydata na stanowisko dyrektora Biura Administracyjno-Budżetowego AdministracyjnoBudżetowego UTK(…), to pragną wyjaśnić, ich zadaniem było przeprowadzenie konkursu i wskazanie zwycięzcy spośród jego uczestników, nie zaś analizowanie okoliczności nawiązania z nimi stosunków pracy na zajmowanych dotychczas stanowiskach. A zatem nawet przy założeniu, że stosunek pracy na stanowisku p.o. dyrektora Biura Administracyjno-Budżetowego UTK został z panem R. Kotonem nawiązany z naruszeniem prawa, okoliczność ta nie mogła mieć wpływu na decyzję zespołu konkursowego wskazaniu go jako zwycięzcy konkursu, jeśli jego przebieg taką decyzję uzasadniał. Nie ma tu więc przesłanek przemawiających za pociągnięciem członków zespołu konkursowego do odpowiedzialności dyscyplinarnej.(…)”.

 

Mamy więc, jak widać, przykład jednego ze sposobów „czuwania nad przestrzeganiem standardów służby cywilnej”. Przy czym nie ma tu mowy o żadnych założeniach, natomiast jest pewność oparta na udokumentowanych faktach. To nielegalne zatrudnienie jest de facto wykorzystaniem stanowiska służbowego dla celów prywatnych i przekroczeniem uprawnień. Spełnia więc przesłanki rozpatrywania w kategoriach przepisów kodeksu karnego – art. 231 KK, a dalsze działania spełniają przesłanki rozpatrywania tej sytuacji pod kątem pozostawania w stanie przestępstwa w warunkach ciągłości.

 

Dla szefa S.C. i zespołu konkursowego nie ma to, jak widać, żadnego znaczenia i wyznaczenie na stanowisko dyrektora osoby pozostającej wciąż w warunkach łamania prawa jest czymś zupełnie naturalnym. Tym samym wszyscy pozostali również biorą udział, co gorsza - z pełną świadomością, w ciągłości tego procederu. Gdyby zastosować logikę zaprezentowaną przez szefa S.C., to można sobie wyobrazić i taką sytuację, że zespół konkursowy ma świadomość, iż któryś z kandydatów jest skazanym prawomocnym wyrokiem przestępcą, ale komisja nie zwraca uwagi na kłamstwo w oświadczeniu o niekaralności. Ma wszak jedno zadanie – wyznaczyć najlepszego kandydata na stanowisko dyrektora.

 

Ciekawostką jest też i taka okoliczność, że zgodnie z przepisami o konkursach zespół powinien w połowie składać się z reprezentantów szefa S.C. Wydawać by się mogło naturalne, że połowa składu będzie wyznaczona spośród pracowników Urzędu Służby Cywilnej, co jest właściwie regułą w konkursach. W tym przypadku tylko jedna osoba pochodziła z USC – przewodnicząca zespołu, a na domiar wszystkiego o statusie dużo poniżej dyrektora, a nawet naczelnika wydziału. Czyżby szef S.C. nie miał w swoich zasobach kadrowych odpowiednich pracowników, skoro sięgnął po pracowników innych urzędów? Też zresztą nie na stanowiskach dyrektorów? Zastanawiające.

 

Niemniej zastanawiająca jest postawa, w sumie, kilkunastu urzędników z kilku urzędów. Jeszcze bardziej zastanawiająca jest postawa szefa S.C., jak również brak jakichkolwiek reakcji ówczesnego układu rządzącego.

 

Co zamierza z takim kuriozalnym wydarzeniem zrobić władza obecna, zobaczymy. Póki co, wszystkie osoby mające styczność z opisana sprawą mają się dobrze.

 

Również zagadkowym jest powód rezygnacji ze stanowiska bohatera niniejszego tekstu w dość niezwykłym jak na rozstawanie się z pracą terminem. Dziwnym trafem zbiegło się to w czasie ze wzmożonym zainteresowaniem okolicznościami tej historii i zadawaniem serii pytań kierowanych do kilku urzędów. W tym i pytania, czy dyrektor z konkursu w UTK i właściciel kancelarii rzeczoznawców majątkowych to ta sama osoba. Wskazywałoby to bowiem na kolejne łamanie przepisów, tym razem ustawy o ograniczeniu działalności gospodarczej osób na określonych w ustawie stanowiskach. To stanowisko, pośród innych, jest wymienione w ustawie.

 

Nikt do tej pory nie zbadał w sposób szczegółowy, ile i jakie wysokie stanowiska w administracji rządowej zostały obsadzone na podobnych zasadach.

 

Kiedy więc słychać teraz tę żarliwą obronę czystej i przejrzystej służby cywilnej i argumentację za utrzymaniem obecnego status quo, trudno powstrzymać się od wzruszenia ramionami. Nie dlatego, że argumenty miałkie. Przeciwnie, merytorycznie są uzasadnione. Jednakże jeśli się przyjrzeć, kto te racjonalne argumenty zaczyna teraz podnosić, to ciśnie się pytanie – a co autorzy robili wówczas, gdy rozgrywały się, zresztą nadal rozgrywają historie żywcem przenoszone z orwellowskich powieści? Dlaczego wówczas nie tylko nie podejmowano żadnych działań naprawczych, a nawet okrywaną z premedytacją mgłą milczenia konstruowanie aparatu wykonawczego państwa na podobnych zasadach, jak wyżej opisane?

 

Pytanie to zresztą jest nadal aktualne w stosunku do obecnej władzy. Z zestawienia dat widać, iż cała historia jest całkiem świeżutka. Niczym chrupiące bułeczki pewnego ministra sprzed lat. Zapewne wkrótce zostanie też rozwinięty temat egzorcyzmów wokół stanowiska dyrektora w Urzędzie Patentowym Rzeczypospolitej Polskiej, o czym wspomniano tu na początku. I niewykluczone, że będzie jeszcze zabawniej.

 

Ale kudy tam takiej drobnicy do moskiewskiej pożyczki. Tamto to jest temat. Choć właśnie się okazuje, że uchwała o powołaniu specjalnej komisji sejmowej do ujawniania wszelkich draństw w naszym ślicznym kraju zamierza sięgnąć jeszcze głębiej w przeszłość. Nieważne, że nikogo za tamte sprawy nie da się już pociągnąć do odpowiedzialności. Za to jakie to ekscytujące widowisko może nam się wyszykować.

 

Do tych spraw, które dzieją się tu i teraz, też się kiedyś wróci. Za jakieś dziesięć, może dwadzieścia lat. Zależy, kto wówczas będzie głównym reżyserem, kto scenarzystą, a kto i jakie podsuwał będzie rekwizyty. Tymczasem osoby, które mogły objąć stanowiska w wyniku działań sprzecznych prawem, czy choćby sprzecznych ze zwykłą przyzwoitością mogą wejść, automatycznie, do - wedle projektowanej ustawy - państwowego zasobu kadrowego. Zgodnie z przyjętą w projekcie zasadą.

 

Czyszczenie struktur państwa czy kolejne igrzyska?

 

Witold Filipowicz

Warszawa, maj 2006 r.

mifin@wp.pl


[1] Sygn. akt P VII 464/06 Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy

[2] Pismo UTK z dnia 6 września 200 5 r., znak sprawy TFA-114-27/AM/05

[3] Pismo UTK z dnia 12 września 2005 r., znak sprawy TFA-076/KL/05

[4] Pismo z dnia 14 października 2005 r., znak sprawy TFA-076-19/AM/05

[5] Pismo szefa S.C. z dnia 14 kwietnia 2006 r. znak sprawy S.C.-061-18/06

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska