MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

28/05/2006 07:50:06

Moja pasja, mój sposób na życie

Praca, która daje satysfakcję to dla wielu marzenie ściętej głowy. Zwłaszcza w obcym kraju, kiedy podejmujemy się często prac nie mających nic wspólnego z naszym wykształceniem, bo tak, a nie inaczej pokierował nas los. Niektórym udaje się jednak połączyć pasję z tym, co robią na co dzień. Instruktorzy sztuk walki w Londynie zamienili swoją fascynację sportem w sposób na życie.

Goniec Polski .:. Polski Magazyn w Wielkiej Brytanii

Jacek Lipiński trenuje karate od 25 lat. Był prezesem dużego klubu Karate Shotokan w Częstochowie. Ma mistrzowski stopień 5 Dan – swoje kimono przepasuje czarnym pasem. W Polsce odnosił sukcesy i jako zawodnik, i jako trener. Zdobywał medale na mistrzostwach Europy i świata, przygotowywał dzieci i młodzież do zawodów. Od lokalnych mediów i Wojewódzkiego Komitetu Olimpijskiego dostał nagrodę dla najlepszego trenera. Często wyjeżdżał za granicę na puchary, zgrupowania, treningi. W kluczowym dla klubu momencie, kiedy zaczęło przychodzić po kilka zaproszeń na międzynarodowe zawody w tygodniu, wycofał się sponsor. Sytuacja gospodarcza w Polsce cztery lata temu nie sprzyjała szukaniu nowego. Pan Jacek zdecydował, że przyszedł czas na wybór innej drogi.

Kiedy przyjechał do Londynu, zaczął od pracy na budowie. Szybko jednak doszedł do wniosku, że praca nie polega tylko na zarabianiu pieniędzy, powinna dawać też satysfakcję. Poza tym tęsknił do codziennych treningów. Zaczął poszukiwania klubu, który spełniałby jego oczekiwania. Ponieważ jest perfekcjonistą, nie było to proste. Okazało się, że taki klub w Londynie nie istnieje. Kiedy próbował forsować swoje pomysły na rozwój, spotykał się z rezerwą szefów. Wtedy powiedział sobie – stop. Czas zacząć pracę na własny rachunek. Na szczęście mógł liczyć na wsparcie rodziny – zarówno żona, jak i córka są pasjonatkami karate.
Pierwsza grupa podopiecznych przyjechała za nim z Polski. Kolejni uczniowie przekazywali informacje o prowadzonych przez pana Jacka zajęciach kolejnym, a ci jeszcze kolejnym. Dziś treningi odbywają się w trzech miejscach w Londynie, prężnie działa kilka grup – dla dzieci poniżej piątego roku życia, starszych dzieci, młodszych juniorów i starszych juniorów. Niedawno, we współpracy z Western Union, panu Jackowi udało się stworzyć pierwszą dziecięcą ligę karate, planuje stworzenie ligi kickboxingu. Od paru lat organizuje cykliczne zawody i turnieje, w których uczestniczy coraz więcej zawodników.
W ubiegłorocznym spotkaniu z okazji Dnia Dziecka brało udział 60 młodych karateków, a ponad 200 osób przyglądało się ich zmaganiom na macie. – Te spotkania są doskonałą okazją dla dzieci do sprawdzenia się, posmakowania rywalizacji – mówi pan Jacek – ale nie tylko. Rodzice też na nich korzystają. Spotykają innych rodziców, którzy mają dzieci w tym samym wieku, nawiązują się nowe przyjaźnie, a zawody zmieniają się w imprezy towarzyskie. Na zawodach i w klubie spotykają się głównie Polacy, ale nie tylko. – 70 procent trenujących stanowią dzieci mówiące po polsku – mówi pan Jacek – jeśli jednak na zajęciach pojawi się choć jedno angielskojęzyczne dziecko, trening prowadzę po angielsku.

Na zajęcia trafiają różne dzieci: nadpobudliwe, nieśmiałe, mające problemy z odnalezieniem się w grupie, statyczne w zachowaniu. Większości karate pomaga – w zależności od potrzeb – nabrać pewności siebie lub trochę się wyciszyć. – Lubię obserwować najmłodsze dzieci, które trafiają na treningi – mówi pan Jacek – dwuipółlatki na początku bezładnie biegają i skaczą po sali, robiąc dużo hałasu. Trudno je okiełznać. Miło patrzeć jak z zajęć na zajęcia uczą się respektować moje prośby, a ta odrobina dyscypliny zaczyna im się podobać.
Nauka dyscypliny to nie jedyna korzyść, jaką dzieci odnoszą z zajęć karate. Ta dziedzina sportu zapewnia dziecku lepszy rozwój psychosomatyczny i nie przynosi szkód dla młodego organizmu, jak inne sporty. – Trenujemy dzieci metodą bezkontaktową – wyjaśnia pan Jacek – to najbezpieczniejsza forma karate, w pełni zaakceptowana i propagowana przez Światową Federację Karate. Na zajęciach dzieci mają też okazję podszkolić język polski, na co dzień czasem pozostający w niełasce. Uczą się nowych słów, które nie pojawiają się w rozmowach z rodzicami, na przykład nazw ćwiczeń czy przyrządów gimnastycznych. Dzieci sprawdzają też na własnej skórze, że systematyczność popłaca. Pan Jacek jest dla swoich podopiecznych niekwestionowanym autorytetem. Rodzice stawiają go dzieciom za wzór, straszą, że pójdą na skargę do trenera, kiedy pociechy coś przeskrobią. I to działa! – Spoczywa na mnie duża odpowiedzialność – śmieje się pan Jacek – nie jest łatwo być wzorem dla dzieci w dzisiejszych czasach. Ale daję z siebie wszystko, żeby ich nie zawieść.
Pan Jacek często odbiera telefony od instruktorów karate, którzy właśnie przyjechali do Londynu i szukają pracy. Na razie nie jest jeszcze na tym etapie, żeby zatrudniać pracowników, a może znów daje tu o sobie znać perfekcjonizm? Pan Jacek przyznaje, że trudno by mu było powierzyć swoich małych zawodników innemu trenerowi. Poza tym, jak sam mówi, jest pracoholikiem. Na razie więc prowadzi klub w pojedynkę. Tym, którzy chcieliby pójść w jego ślady, radzi przede wszystkim, by nie ustawali w dążeniach do celu. – Tylko skrupulatność i wytrwałość przyniesie rezultaty w przyszłości – mówi – cierpliwość popłaca. Na początek jednak trzeba pamiętać o tym, by nie porywać się z motyką na słońce. Na początek – jak w każdym biznesie – potrzebne będą oszczędności i wsparcie ze strony rodziny. Grunt to się nie poddawać. – Ja miałem to szczęście, że udało mi się połączyć przyjemne z pożytecznym – podsumowuje pan Jacek – karate to moja pasja i mój sposób na życie.

Adam i Krzysztof przyjechali na Wyspy za pracą i przygodą. W Polsce obaj pracowali w biurze, Krzysztof trochę dorabiał trenowaniem, ale nie dało się z tego wyżyć. Dla obu celem było uczynienie ze swojej pasji zawodu z prawdziwego zdarzenia. W kraju nie mieli takich możliwości. – Koszty otworzenia własnej szkoły w Polsce byłyby niebotyczne – mówi Adam – poza tym już istniejące kluby wypracowały sobie monopol na prowadzenie szkoleń. Niezwykle trudno wbić się w skamieniałą strukturę organizacji. A z pensją instruktora sztuk walki można wegetować, a nie żyć. To, co jeszcze rok temu wydawało się odległym marzeniem, w Londynie zmieniło się w rzeczywistość. Pierwszy przyjechał na Wyspy Adam. Trenował Krav Maga (nazwy się nie odmienia) od sześciu lat, wcześniej zajmował się innymi sportami walki. W Londynie zaczął od pracy na budowie. Od swojego polskiego mentora dostał telefon do znajomego instruktora. Dodzwonił się po trzech miesiącach, na początek poszedł na trening. Po dwóch sparingach dostał propozycję pracy. Wtedy ściągnął na Wyspy swojego przyjaciela Krzysztofa.
Kiedy zaczynają opowiadać o Krav Maga, w oczach zapalają im się iskierki. Od razu widać, że to dla nich coś więcej niż praca. – Zakochałem się w Krav Maga od pierwszego wejrzenia – mówi Adam. Co tak bardzo pociąga ich w tym systemie? Tak – systemie – bo Krav Maga trudno nazwać sportem walki. System został stworzony ponad pół wieku temu przez żydowskiego atletę, który wykorzystywał techniki samoobrony do obrony siebie i swoich sąsiadów przed faszystami w Bratysławie. Imi Lichtenfeld – twórca Krav Maga – osiadł po wojnie w Palestynie i wstąpił do izraelskiej armii. Przez dwadzieścia lat doskonalił techniki samoobrony w armii, a po przejściu na emeryturę zajął się przystosowaniem Krav Maga do użytku cywilów. System był przez wiele lat tajną bronią izraelskich oddziałów specjalnych. Jedną z najbardziej znanych akcji, w których o sukcesie zdecydowało użycie właśnie Krav Maga było odbicie w 1994 roku francuskiego samolotu, porwanego przez islamskich fundamentalistów.

Istotą systemu jest wykorzystywanie naturalnych odruchów obronnych człowieka oraz słabości przeciwnika. Chwyty stosowane w walkach wschodu zredukowano tu do minimum. – Sztuki walki są przystosowane dla walczących z zachowaniem pięknych rytuałów – mówi Adam – tymczasem w walce na ulicy nie ma nic pięknego. Krav Maga jest również pozbawiona ideologicznej otoczki, nie ma tu też medytacji. Stosuje się ją po to, by unieszkodliwić przeciwnika. Jest brutalna, agresywna i brudna. Dokładnie taka, jak uliczna bijatyka. Adam i Krzysztof kilka razy wypróbowali działanie systemu na własnej skórze. Adam po pół roku treningów został zaatakowany na ulicy. Instynkt i wypracowane ruchy zadziałały, poradził sobie z przeciwnikiem w kilka sekund. Wtedy już wiedział, że Krav Maga to coś, czego szukał przez te wszystkie lata treningów.
Krav Maga błyskawicznie zdobywa ogromną popularność w Wielkiej Brytanii. Dlatego Adam i Krzysztof nie mogą narzekać na brak pracy. Prawie codziennie prowadzą treningi, dodatkowo zdarzają się i prywatne lekcje. Na zajęcia przychodzi sporo Polaków, chociaż szkoła reklamuje się tylko po angielsku.
Zaczynają zawsze od ostrej rozgrzewki. – Po pierwszym razie miałem ochotę wiać już po rozgrzewce – mówi Michał, świeży adept Krav Maga – a dopiero po rozgrzewce się zaczęło. – Zmęczony człowiek zachowuje się podobnie, jak w sytuacji stresowej na ulicy – wyjaśnia Krzysztof – trening „na sucho” nie miałby sensu. Treningi męczą nie tylko uczniów. Adam i Krzysztof pracują zaledwie po dwie godziny dziennie. Pewnie daliby radę więcej, ale po co? Zarabiają wystarczająco, żeby żyć na przyzwoitym poziomie. – Instruktor Krav Maga w Londynie może zarabiać około 1500 funtów na rękę miesięcznie – mówi Adam – Prywatna lekcja to koszt ok. 60 funtów. Na razie to wystarczy. Na razie, a w przyszłości? Planują nadal trzymać się razem. Marzeniem obu jest wyjazd do Australii – tam instruktorów Krav Maga jest jak na lekarstwo, a popyt na szkolenie wciąż rośnie. Za tym idą duże pieniądze. – Świat stoi przed nami otworem – podsumowuje Adam – wystarczy wierzyć, że marzenia mogą się spełnić.

Magdalena Gignal

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska