06/05/2006 09:49:23
Pytanie, które mu postawiłem, dotyczyło korzystnej dla mnie oferty cenowej biletu na przelot z Australii na wyspy Vanuatu - jeden z najmniej znanych archipelagów południowego Pacyfiku. Niestety, pan Mirek,
pomimo wysiłku z jego strony, nie był w stanie mi pomóc; od lat koncentruje się bowiem na połączeniach Australii z Polską i lotów ponad błękitną przestrzenią Pacyfiku nigdy nie brał pod uwagę. Kiedy dowiedział się o moich planach podróży z namiotem po tamtejszych wyspach, wstał z fotela i spojrzał na mnie z powagą. - Co pan chce zrobić? Czy panu życie niemiłe? Przecież tam żyją sami kanibale! Oni tam pana zjedzą!!!
Tak głośno
Niewiedza zawsze prowadzi do świata półprawd i uprzedzeń, tworzy fałszywe obrazy i mniemania, według których bez zastanowienia i na wyrost postrzegamy nieznany, bo nie doświadczony przez nas świat. Obawy pana Mirka - osoby wykształconej i podróżującej - stanowiły doskonały przykład, kiedy to bojaźń przed nieznanym nakazuje doprawić mu diabelskie rogi i wampirze kły. Jednej rzeczy nie mogę zaprzeczyć: pan Mirek, podobnie jak każdy z nas, słyszał i czytał o ludożercach z wysp Mórz Południowych i ta wiedza absolutnie wystarczyła, by urocze atole Melanezji, Mikronezji i Polinezji automatycznie zakwalifikować do ryzykownych, by nie rzec wręcz niebezpiecznych dla europejskiego człowieka. I od dziesiątek lat niewiele się w tej kwestii zmieniło, pomimo że telewizja dawno wprowadziła nas do najbardziej sekretnych zakamarków naszej planety. Ale „dzisiaj” to nie „wczoraj”, to nie epoka sprzed dwustu lat, kiedy to relacje o ludożerstwie na Pacyfiku dopływały do Europy. Dopiero wydarzenie na wyspach Fiji, to sprzed prawie 140 lat, na dobre uzmysłowiło Europejczykom prawdziwy wymiar pojęcia kanibalizm, a w wiktoriańskiej Anglii na tyle wzbudziło oburzenie, by nie rzec przestrach, że na wieki wypalono tamtejszym archipelagom piętno Wysp Kanibali. Od tego też czasu w Europie na dobre rozbudziły się mrożące krew w żyłach opowieści o okrucieństwie ludożerstwa na tamtejszych wyspach - po części prawdziwe, w przewadze wymyślone i z pewnością ponad miarę ubarwione czerwienią krwi oprawianego, ludzkiego mięsa. Miał się o tym przekonać ksiądz Thomas Baker - najlepszy, jak go ówcześnie oceniano, misjonarz Wesleyańskiego Kościoła Metodystów i jedyna biała ofiara kanibalizmu na Fiji. Tragiczne zdarzenia i nieunikniony los zastały Thomasa Bakera w środkowej części wyspy Viti Levu, gdzie zajmował się nawracaniem ludności tubylczej na chrześcijaństwo. By w pełni oddać klimat towarzyszący narracji zdarzeń z owego pamiętnego dnia, posłużę się rozemocjonowanym doniesieniem prasowym dziennika The Times, z 17 grudnia 1867 roku, który na pierwszej stronie głośno krzyczał czarnymi literami wytłuszczonej czcionki „Masakra na Fiji!”. Nastąpiło to pięć miesięcy po rozegraniu się dramatu - tyle czasu wieści z południowego krańca kuli ziemskiej potrzebowały, by lotem błyskawicy, via Australia, dotrzeć do Londynu.
Pióropusze palm
Informacje w całości opierały się na szczegółach uzyskanych z gazet australijskich. Według nich ofiarami mordu padł nie tylko sam ksiądz Baker, ale i jego pomocnicy w posłudze misyjnej, między innymi Shadrach Seileka - krajowiec i osobisty asystent misjonarza, miejscowy katecheta oraz sześciu uczniów, także krajowców, biorących udział w przyuczeniu do pracy misyjnej. Grupa misjonarzy podróżowała po wioskach Viti Levu, goszcząc tym razem na terenach plemienia Navosa. W sobotę, 20 lipca, misjonarze przybyli do wioski Gayadelavatu - największej z osad plemienia Navosa. Aczkolwiek mieszkańcom osady daleko było do okazania radości z tytułu pojawienia się „intruzów”, to najmniejszym nawet gestem nie okazano przybyłym wrogości. W pokoju także goście jak i mieszkańcy wioski udali się na nocny spoczynek. Następnego dnia rano, gdy słońce grzało pióropusze palm, Baker zwrócił uwagę na zachowanie tubylców, które wprowadziły go w zaniepokojenie. Przeczuwając niepokoje, ksiądz postanowił opuścić wioskę. - Ubierzcie się i niedługo wyjdziemy stąd, bo inaczej mogą z nami źle postąpić - ostrzegł spokojnym i ciepłym tonem. Po modlitwach, w trakcie intonowania pieśni, gdy drużyna gotowała się do wymarszu, podszedł wódz Nakatakataimosi. - Chodźcie, pokażę wam wygodną ścieżkę idącą na wybrzeże Vuda - zaproponował gościnnie. A że był to zamierzonego cel przeprawy misjonarzy, chętnie na to przystali. Baker dał sygnał do wymarszu. Na czele kolumny pomaszerował wódz z bitewną pałką przesadzoną przez opaskę biodrową. Za nim podążył Baker. Podczas marszu od grupy odłączył się jeden z uczniów, by zapytać o coś napotkanego krajowca. Zauważył wtedy, że w wiosce nastąpiło niezwyczajne ożywienie: mężczyźni opuszczali chaty i uzbroiwszy się w pałki i włócznie podążali śladem misjonarzy. Pobiegł co sił, by ostrzec towarzyszy. Dogoniwszy kolegów zdał gorączkowo relację ze swojego spostrzeżenia. - Oni nas zaatakują! - na chwilę podniósł głos, by nadać mu błysk całkowitej pewności. Ledwie katecheta Aisea pomyślał o realnym zagrożeniu, mocne uderzenie wymierzone w jego głowę nieomal pozbawiło go życia. Na lewym ramieniu niósł niewielkie drewniane pudełko i ono szczęśliwym trafem przejęło impet morderczej pałki. Lekko tylko zamroczony, odruchowo rzucił się w gęstwinę dżungli. Thomas Baker odwrócił się, by natychmiast pojąć powagę zaistniałej opresji. - Nie uciekajcie! - krzyknął w pierwszym odruchu, ale nie dokończył komendy, bowiem potężne uderzenie od tyłu rozpłatało mu potylicę. Nad ciałem misjonarza pojawił się cień jego oprawcy – wodza Nakatakataimosi. Zginęli wszyscy pominąwszy Aisea i Josefata. Dotarli do kwatery misji, gdzie opowiedzieli o szczegółach zdarzeń. W dalszej części relacji The Times podał, że podjęto natychmiastowe kroki służące wyjaśnieniu okoliczności zbrodni i poinformował o decyzji wysłania oddziałów wojska, celem przeprowadzenie akcji odwetowej pośród plemion zamieszkujących owe tereny. Kilkunastu Białym, zamieszkującym wyspę, rozdano broń i dodatkowe zaopatrzenie. By uniknąć represji na dużo większą skalę, Thakobau - główny wódz wyspy Viti Levu - zobowiązał się do ukarania sprawców mordu. W akcji, którą przeprowadził na terenie plemienia Navrosa, stracił prawie 100 wojowników.
Tyle relacja gazety. Nieznacznie później, w kolejnych rewelacjach z wysp i w toku dochodzenia podano detale dotyczące tragicznego dnia: pisano o sprofanowaniu ciał i ich rytualnym skonsumowaniu. Ciało Thomasa Bakera rozczłonkowano i ugotowano w pokaźnym garnku, po czym spożyto. Jeden z jego butów gotowano ponad miesiąc, lecz skóra nadal była zbyt twarda, by dać się pogryźć. Dzisiaj owy but i rytualny gar, w którym gotowano ofiary, zobaczyć można w Muzeum Narodowym Fiji w Suva. W liście, jaki na kilka miesięcy przed śmiercią Thomas Baker wysłał do żony, pisał, że jego misja bez wątpliwości dowiedzie, iż „ …tubylcy z Fiji nie są amatorami ludzkiego mięsa”. Morderstwo krańcowo podzieliło mieszkańców samej wyspy. Do uczestniczenia w przygodach podczas podróży po archipelagu Vanuatu - wyspach ludożerców - zapraszam Czytelników w następnych wydaniach Polish Express.
Andrzej Łapiński
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...