MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

28/04/2006 09:17:37

Żona musi mieć respekt przed mężem

Gdy pierwszy raz dziesięć lat temu poleciałem do Tunezji, która była wtedy dla mnie pierwszym odwiedzanym krajem arabskim i afrykańskim, byłem zachwycony i urzeczony tamtejszą kulturą. Kolejny pobyt w 2005 roku – jeszcze przed tragicznymi wydarzeniami w Londynie – w Tunisie i na Saharze był już obarczony innym, bardziej krytycznym spojrzeniem.

Goniec Polski .:. Polski Magazyn w Wielkiej Brytanii

Tunezja to kraj kontrastów. Mimo iż jest to najbardziej rozwinięte i zeuropeizowane państwo północnej Afryki, nie da się ani na chwilę zapomnieć, że jest to kraj muzułmański, przynależny do kultury arabskiej. Nawet przytulne, stosunkowo tanie i do tego na znośnym poziomie schronisko młodzieżowe sąsiaduje z meczetem. W prawie milionowym Tunisie, stolicy tego niespełna 10-milionowego państwa, wybrane przeze mnie schronisko – z francuska zwące się oberżą – znajduje się w samym sercu stołecznej mediny, czyli najstarszej części miasta.
Do początków ubiegłego wieku medina w Tunisie, jako zabytkowa i najstarsza część miasta, cieszyła się dobrą renomą. Obecnie jest ubogą, proletariacką dzielnicą, tętniącą życiem od 5.00 do 20.00, kiedy funkcjonuje tu rozwinięty do niebywałych rozmiarów handel.
Wieczorem lub nocą gromadzą się bezdomni, aby ułożyć się pod jakimś kramikiem do snu. Wiadomo, że każde duże miasto przyciąga przybyszy z prowincji w nadziei znalezienia pracy – zwłaszcza, gdy średnia stopa bezrobocia w całej Tunezji oscyluje na poziomie 15 procent. Od końca lat 80. ubiegłego wieku postawiono tu na turystykę. Jednak sytuacja ostatnich lat nie sprzyja rozwojowi turystyki w krajach Maghrebu. Tunezja, i tak kraj najbardziej bezpieczny dla turysty, notuje od 2001 roku systematyczny spadek gości z zagranicy. W ubiegłym roku odwiedziło ją 6 milionów turystów, z czego ponad 3 miliony stanowili przybysze z Europy (w tym pół miliona z Niemiec i 50 tys. z Polski).

Moheddin, kobiety i turyści
Jednak niektórzy Tunezyjczycy nie mogą narzekać na brak zajęć i to zajęć w co najmniej dwóch językach. Moheddin Zghidi jest asystentem na uczelni sportowej w mieście Fax, a ponadto płynną polszczyzną oprowadza wycieczki polskich turystów po Tunisie lub w czasie uczelnianych wakacji, gdy dysponuje większą ilością czasu – po całej Tunezji.
Na spotkanie umówiliśmy się – jakże by inaczej – w godnym zwiedzenia muzeum Bardo. Zbiory tej placówki należą do jednych z większych i ciekawszych w północnej Afryce i są dumą Tunezyjczyków. Prócz przepięknych mozaik, ręcznie tkanych dywanów, alabastrowych koronkowych sufitów jest też całkiem pokaźna kolekcja wczesnochrześcijańskich przedmiotów codziennego użytku.
Moheddin okazuje się wyjątkowo ciekawym człowiekiem, który rzecz jasna chciałby godzinami opowiadać mi o historii i tunezyjskich zabytkach. Nie omieszka oczywiście wspomnieć o turystycznej atrakcji w postaci wyspy Dżerba, gdzie obok nowoczesnych hoteli i plaż dla turystów toczy się normalne prowincjonalne życie i gdzie zamieszkuje dwutysięczna mniejszość żydowska.
W Tunezji pali się wszędzie – nawet w małych sklepikach czy autobusach. Mężczyzna bez papierosa, to nie mężczyzna. Dlatego mój rozmówca odpala papierosa od papierosa i to nawet nie jest reakcją na moje pytania o dzień dzisiejszy, o pozycję kobiety w tej kulturze... Najpierw słyszę wykład o tym, jak ćwierć wieku temu, gdy studiował w Polsce, bardzo cierpiał z powodu warunków klimatycznych (miał to „szczęście”, że załapał się na zimę stulecia u schyłku lat 70!). Kiedy poznał Barbarę, która została jego wybranką życia i z którą później już jako małżeństwo dorobili się dwójki dzieci – córka studiuje prawo we Francji, ale obecnie jest na stypendium w Polsce – życie w Polsce, ogarniętej kryzysem, nabrało dla niego innych wymiarów. Po studiach powrócił wraz z polską żoną do Tunezji: – Jestem szczęśliwy, że w tym kraju nie ma konfliktu na tle religijnym – stwierdza Moheddin – na głównej ulicy Tunisu jest katolicka katedra, gdzie odprawiane są msze po francusku, włosku i czasem po polsku. Religia dla Tunezyjczyka jest sprawą osobistą. Wiem dlaczego pan o to pyta. Jest mi wstyd za te poglądy innych, że jako muzułmanie powinniśmy nienawidzić wyznawców innych religii.
W ciągu całego spotkania nurtuje mnie pytanie, ile z tych jego wypowiedzi i sądów odzwierciedla jego prywatne przekonania, a ile jest głoszonych z perspektywy przewodnika turystycznego. Tunezja bezspornie uległa zachodnim wpływom – szczególnie stolica i nadmorskie kurorty – w końcu piwo dostępne jest tu nie tylko w zamkniętych turystycznych enklawach, ale i w normalnych sklepach i ulicznych restauracjach. Jednak wyczuwa się frustrację pośród młodych Tunezyjczyków, który oceniają Europę i jej poziom życia poprzez przybywających do nich zagranicznych turystów. To są te wady rozwoju turystyki, o których mój rozmówca już nie wspomniał.



Im dalej, tym biedniej
Jednak wiedziony ciekawością ujrzenia nie tylko Sahary, ale i takiej prawdziwej Tunezji udaję się na południe kraju. W królestwo gajów oliwnych. W Tunezji rośnie 20 milionów drzew oliwkowych! Kolczaste opuncje przy drodze, a dalej jak okiem sięgnąć plantacje palm daktylowych (Tunezja zajmuje drugie miejsce na świecie w eksporcie daktyli) i drzew granatowców. Droga zaprowadziła mnie najpierw do Gabez, zwanego bramą Sahary. Tu już widać Afrykę na każdym kroku. Nagle kończą się chodniki i asfaltowe drogi. Prócz tego, im dalej na południe, tym biedniej. Tu pojęcie takie jak pomoc socjalna państwa jest nieznane. Biedniejszym członkom rodziny czy też ich starszym pokoleniom zobowiązani są okazywać pomoc inni bliscy.
Wszędzie widać też gromady dzieci w wieku szkolnym. W Tunezji nie ma obowiązku ukończenia szkoły, jednak można przyjąć, iż praktycznie wszystkie dzieci kończą edukację przynajmniej na poziomie 6. klasy szkoły podstawowej.
Mimo lejącego się żaru z nieba, tubylcy chodzą owinięci czarnymi turbanami. Przypomina mi się uwaga Moheddina, który wytłumaczył mi, dlaczego nosi się właśnie ciemne ubiory – bo chronią przed działaniem promieni ultrafioletowych, które mogą powodować raka skóry. Tu na prowincji „po europejsku” ubierają się tylko urzędnicy i pracownicy np. banków. Tunezyjska prowincja, jak każda prowincja na świecie, żyje swoimi przyzwyczajeniami i tradycją. Tu charakterystyczne męskie nakrycie głowy, które na spotkanie ze mną w Tunisie specjalnie przywdział Moheddin, jest czymś normalnym. Chechia, czyli okrągła, stożkowa czapka z frędzlami, z widocznymi wpływami pobytu na tych ziemiach Turków, w dużych miastach noszona jest tylko przez męską starszyznę, a tu na południu jest czymś tak naturalnym jak czarny turban.

Ludzie z jaskiń
Decyduję się na dalszą podróż. Coś, co ma być dworcem autobusowym, w rzeczywistości przypomina rozjeżdżony plac budowy. Po dwóch godzinach oczekiwania (rozkład jazdy jest pojęciem równie nieznanym i obcym jak wspomniana „opieka socjalna państwa“) zaczyna się szalona jazda po górskich serpentynach. Jestem jedynym cudzoziemcem pośród powracających ze szkoły nastolatków, którzy nie bacząc na tłok w autokarze kopcą jak smoki. Po godzinie jazdy docieram do Matmata, która opisywana jest w każdym turystycznym przewodniku po Tunezji. Nie bez powodu. Wioska – mimo iż momentami można dostrzec turystyczny kicz – sprawia wrażenie księżycowe. Wszystko za sprawą jaskiń i mieszkających w nich troglodytów. Jaskinie te nie są oznakami biedy – taki jest styl życia mieszkających tu plemion. W końcu znajdujemy się w okolicach, gdzie nie rosną drzewa i jedynym budulcem, z którego można stworzyć sobie domostwo jest ziemia i glina.
Stąd już niedaleko na Saharę. Jeszcze tylko 2-3 godziny autobusem i jestem w Tozeur, na pustyni. Jednak nim tam dotrę przemierzam w poprzek słone jezioro Chott Jerid. To niesamowite wrażenie, kiedy mknie się stukilometrową drogą wybudowaną na sztucznej grobli jeziora, gdzie po obu stronach jak okiem sięgnąć wielkie połacie krystalizującej się soli. Wszak całe jezioro rozciąga się na długości 250 km. Nie omieszkam w czasie jednego z postoi zeskoczyć z asfaltowo-żwirowej drogi nad brzeg i oderwać jedną bryłę na pamiątkę. Wpatrywanie się poprzez nagrzane powietrze w śnieżnobiałą solną toń powoduje stany bliskie fatamorgany.

Nie można nie przestrzegać norm
Wjazd do Tozeur powoduje, że szybko powracam na ziemię – zwłaszcza, że w ulicznym tłumie na przystanku autobusowym muszę odnaleźć Magdalenę Chelbi, która przyleciała z Tunisu na południe w sprawach służbowych i jest mi w stanie poświęcić właśnie to popołudnie. Pani Magda 20 lat temu poznała na studiach w Polsce swego przyszłego męża, z którym od 18 lat mieszka w Tunezji. Magda, tak jak i Barbara, żona Moheddina, stanowi rdzeń tej „starej“ Polonii. To znaczy takiej osiadłej od około ćwierćwiecza w Tunezji. Takich osób jest niespełna 100, może nawet tylko 80: – Tą starą Polonię, tworzą najbardziej interesujące osoby – stwierdza rezolutnie, jak przystało na osobę pracującą i zajmującą eksponowane stanowisko w administracji rządowej – młoda Polonia, to najczęściej małżeństwa, które kojarzą się na zasadzie przypadkowych spotkań, mężowie z reguły myślą jak tu najszybciej wyrwać się z taką europejską żoną do kraju jej pochodzenia. Takie związki często zawiązują rodaczki znad Wisły, jak i te zamieszkałe na stałe we Włoszech czy też Niemczech. Te osoby raczej ze zrozumiałych też względów nie chcą i nie utrzymują żadnych kontaktów z organizacjami polonijnymi. Na 35 nowo zawartych w 2004 roku związków małżeńskich między Tunezyjczykami a Polkami, tylko w dwóch przypadkach deklarowano chęć pozostania w Tunezji. Prócz tego na południu pozycja zamężnej kobiety jest nieporównanie gorsza niż w stolicy kraju. Gdy rozmawiam z Magdaleną, W uszach mam jeszcze stwierdzenie wypowiedziane parę dni temu przez Moheddina: – Żona musi mieć respekt przed mężem. To jest u nas normalne, że ja spotykam się wyłącznie z kolegami, ale jak mam zaufanie do żony i jak wiem z kim się ma spotkać to jest wszystko ok! Ale przyznaje, że jest problem, gdy żona Tunezyjczyka ma się spotkać z nieznanym mężczyzną. Potwierdza to zresztą Magdalena Chełbi: – Sytuacja kobiet tu na południu jest zupełnie inna niż w stolicy. Tu większość kobiet nie pracuje, zajmuje się domem i wychowywaniem dzieci. Tu nie można nie przestrzegać norm obyczajowych przynależnych tej kulturze.
Następny dzień przeznaczam na wyjazd na Saharę. Małą jej część widziałem już z okien autobusu, gdy jechałem do Tozeur. Teraz mogę rzeczywiście podziwiać różne formy tej pustyni: od skalistej poprzez kamienistą, a na piaszczystej skończywszy. Podobnie jak przy okazji przejażdżki przez słone jezioro, tak samo teraz nie mogę się oprzeć, by nie wrzucić do reklamówki kilku garści piasku. W czasie ładowania piasku natrafiam na bardzo popularny w Tunezji talizman, często zawieszany nie tylko na szyi, ale też w samochodach i w domach, zwany „ręką Fatimy”. Ma ona przynieść szczęście i odpędzić złe moce.
Zapewne gdyby nie wydarzenia ostatnich lat, postrzegałbym Tunezję przez pryzmat Sahary, palm daktylowych i gajów oliwnych, a tak moje wrażenia zdominowały inne problemy i inne tematy. Mimo wszystko traktuję moje pustynne znalezisko jako dobry znak na przyszłość.

Piotr Geise

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska