28/04/2006 09:13:34
Katarzyna Makselan wraz z Tomaszem, partnerem życiowym możliwość wyjazdu za granicę brali pod uwagę już od dłuższego czasu. - W styczniu tego roku w Gazecie Krakowskiej znalazłam ogłoszenie, że niejacy państwo Stevens z Anglii szukają pracowników na swoją farmę - mówi Katarzyna, która postanowiła pod numer wskazany w ów ogłoszeniu oddzwonić.
Od pani, która je zamieściła dowiedziała się, że najchętniej widziałaby parę, co było niewątpliwie dobrą wiadomością. Niezwłocznie umówili się, więc na rozmowę kwalifikacyjną, na którą Katarzyna przyszła razem z Tomaszem oraz swoją 16-letnią córką, która naturalnie także miała, w razie pozytywnych wyników rozmów, wyjechać z nimi na Wyspy Brytyjskie.
Wyniki rozmów
- Na drugi dzień państwo Stevens zadzwonili do nas i zaprosili do pubu na Kazimierzu w Krakowie, gdzie mieszkaliśmy, w celu omówienia szczegółów - dodaje. Rozmowy przebiegły bardzo szybko i sprawnie. Katarzyna z Tomaszem powiedzieli przy tym, iż chcą wyjechać razem z córką i żyć w Anglii, ale przede wszystkim, a co jest najważniejsze, że zależy im tylko i włącznie na legalnej pracy. Pani Stevens uspokoiła ich, że akurat o to nie muszą się martwić, gdyż w Anglii nie ma nielegalnej pracy. Poza tym jej mąż jest prawnikiem, wiec nie ma absolutnie żadnego problemu. Wówczas to jedynym problemem pozostawał fakt umówienia się z dotychczasowym pracodawcą Tomasza, w celu znalezienia zastępstwa na jego miejsce, po czym dopiero mógł wyjechać.
Znaleźć szkołę
W efekcie mężczyzna rzucił pracę i wedle zawartej, słownej umowy 20 lutego wyjechał do Anglii. Katarzyna z córką czekały jeszcze tylko na dowód córki, po otrzymaniu, którego mogły do niego dołączyć. Bilety, podobnie jak wcześniej Tomaszowi, zakupiła pani Stevens i już po tygodniu mogli się cieszyć z bycia razem. Od tego momentu oboje zamieszkiwali na farmie w Stalham niedaleko Norwich. Katarzyna podjęła pracę w miejscowym Coffe Shopie, dla córki natomiast udało się znaleźć szkołę. - Wszystko układało się jak w bajce... dopóki nie powiedziałam, że zaszłam w ciążę - wspomina po czasie Katarzyna. Angielskie małżeństwo niemal natychmiast wymówiło Tomaszowi pracę. Kazano im również do 20 kwietnia opuścić definitywnie dom. - Zaoferowali nam jedynie, że mogą nam kupić bilety powrotne do Polski. Tłumaczyłam, że przecież moja córka chodzi do tutejszej szkoły, a ja mam pracę i moja pracodawczyni wcale nie zamierza mnie zwalniać, szczególnie z powodu mojej ciąży. Moje tłumaczenia były jednak na nic - dodaje.
Sytuacja Polaków stawała się coraz bardziej trudna. Zbliżały się święta wielkanocne, po których mieli opuścić dom. Oparcie znaleźli niespodziewanie u małżeństwa, które zatrudniało Katarzynę. - Moja szefowa stara się poruszyć wszelkie kontakty by nam pomóc, ale okazuje się, że państwo Stevens - pomimo obietnic - nigdzie nas nie zarejestrowali. Ani w Home Office, nie mamy także Insurance Number. Nic, po prostu nic, co obiecali - podkreślają oboje. Na początku z przyczyn oczywistych byli zdruzgotani. Ona - z córką od dwóch lat w Polsce mająca status osoby bezdomnej, gdyż po swoim rozwodzie musiała się wyprowadzić z domu byłej teściowej, mieszkając w wynajmowanych pokojach. - Moja matka nie żyje od 11 lat, nie mam po prostu gdzie wrócić, a z tym wyjazdem wiążemy długoletnie plany - mówi Katarzyna.
W przyczepie
Państwo Christine i Andy Bradfield, pracodawcy Katarzyny zaangażowali się w sposób szczególny w sprawę polskiej rodziny. Oprócz dobrej pracy, wyżywienia oraz zagwarantowanych i pewnych £5 na godzinę zapewniło także, do momentu znalezienia czegoś bardziej odpowiedniego przyczepę campingową, co w przypadku Polaków okazało się rzeczą bezcenną. Z miejsca też podarowało córce pani Katarzyny rower, aby mogła szybciej dojeżdżać do szkoły. Tomasz natomiast, jako stajenny zarabiał 2 funty na godzinę, ciężko pracując po 160 godzin w miesiącu. Na domiar złego z obiecanych w kontrakcie £423 otrzymał jedynie £300, ponieważ państwo Stevens odliczyło sobie... koszt zakupu biletów z Polski do Anglii. Za jeden miesiąc nie płacą mu jednak w ogóle, to z kolei tłumacząc... pracą na okresie próbnym! Obecnie Christine, Andy, jak i inni miejscowi szukają intensywnie pracy dla Tomasza. - Tam, gdzie pracuję przychodzi coraz więcej miejscowych chcących nam pomóc. To zasługa mojej pracodawczyni. Gdyby nie ona, jej mąż i ich przyjaciele została by nam chyba ulica. Mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na takich ludzi. Wiemy jednak również, że państwo Stevens ponownie chcą ściągnąć następną osobę z Polski, niejakiego pana Nowaka, a przecież wcześniej, jeszcze przed nami nie wypłacili pensji za dwa miesiące wcześniej u nich pracującemu, niejakiemu panu Davidowi Mitchelowi. Cóż, widać prawnik, pan Stevens i jego prawo żądzą się widać swoimi prawami... - dodaje na zakończenie Katarzyna Makselan.
Darek Zeller
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...