28/04/2006 09:09:06
Solidny jak Niemiec
Tomek, jak każdy, miał pewne wyobrażenia o cudzoziemcach. Porównał je podczas pobytu w Niemczech, gdzie pracował jako tapicer. Zajęcie zgadzało się z jego wykształceniem. Dodatkowo miał duże doświadczenie, a jednak obawiał się i miał wątpliwości. Niestety, był uprzedzony do Niemców. – Na szczęście dostałem tak korzystną propozycję, iż nie mogłem odmówić. I dobrze się stało, bo moje stereotypy nie potwierdziły się – wyznaje. – Pracowałem w Berlinie dla bogatego Niemca, który urzadzał swój hotel. Zamówił u mnie skórzane kanapy i fotele w stylu kolonialnym. Hans nie odstępował mnie niemal na krok, stale sprawdzał postępy i wprowadzał milion poprawek. Strasznie mnie to irytowało, bo czułem się jak pracownik specjalnej troski – śmieje się. – Dodatkowym stresem była bezwzględnie wymagana punktualność, z którą zawsze miałem kłopoty – przyznaje. Dziś Tomek cieszy się z tego doświadczenia. Jest nawet wdzięczny – stał się bardziej solidny i obowiązkowy. Do tego nieźle zarobił, choć nie chce zdradzić ile. – Dostałem trzymiesięczne wynagrodzenie, a pracowałem zaledwie pięć tygodni. Hans nagrodził mnie w ten sposób. Wystawił też świetne referencje, więc przez jakiś rok nie muszę martwić się o zlecenia – stwierdza zadowolony.
Żydówka – bałaganiara
Alina musiała wyjechać do pracy do USA ze względu na trudną sytuację życiową. – Obawiałam się, że sobie nie poradzę, bo jestem po pięćdziesiątce, ale siostra, do której leciałam, obiecała pomóc. Wierzyłam, że będzie w porządku – wyznaje. Po kilku dniach dostała propozycję – miała opiekować się domem dobrze sytuowanej żydowskiej rodziny. I tu pojawiły się wątpliwości. – Niestety, miałam złe wyobrażenie o Żydach, jeszcze z dzieciństwa. W domu mówiło się, że Żydzi „kombinują” tak, aby nigdy nie stracili, nawet kosztem innych. Do tego ponoć są bałaganiarzami. Wstyd się przyznać, ale nigdy nie myślałam inaczej – przyznaje się. Ze stereotypem Żyda-dusigrosza zmierzyła się więc dopiero w Stanach. Niestety, zachowa złe wspomnienia. – Dostawałam 10 dolarów za godzinę. Miałam przychodzić trzy dni w tygodniu na trzy-cztery godziny. W rzeczywistości pracowałam codziennie poza niedzielami. Tyrałam niemal cały dzień – tyle miałam sprzątania. Pani domu nigdy nie była zadowolona i krzyczała, że mnie wyrzuci, bo jestem flejtuchem. A ja prałam pościel, firany i dywany – niechętnie wspomina. – Wytrzymałam trzy tygodnie – najdłuższe w moim życiu. Za karę nie dostałam jeszcze wszystkich pieniędzy. Uciekałam z wielką ulgą – przyznaje.
Chłodny jak Szwed
Krzysztof wyjeżdżał do Szwecji do pracy na farmie. Słyszał o ludziach Północy i ich chłodnym usposobieniu. I to się potwierdziło. – Mimo iż pracowałem trzy miesiące, nie zawarłem żadnej bliższej znajomości. Mogłem porozumieć się po angielsku, ale koledzy nie mieli ochoty na pogawędki z obcym. Trudno się z nimi zaprzyjaźnić, bo są zamknięci i zdystansowani. Są mili, pomocni, ale to standardowe uprzejmości. Nie możesz liczyć na wylew uczuć i zostanie przyjacielem domu – podsumowuje. Chyba nigdy wcześniej nie czuł się tak osamotniony. Tym bardziej tęsknił za domem, znajomymi i naszą polską gościnnością.
”Równy” Holender
Z kolei Marek, młody stolarz z Wielkopolski, mile wspomina swoje holenderskie podboje. Był pozytywnie zaskoczony podejściem Holendrów do siebie – w końcu całkiem obcej osoby. Słyszał o pewnych „przywarach” mieszkańców, ale nie wziął sobie tego do serca. – Myślałem o nich podobnie, jak o Niemcach, którzy w moim odczuciu są zasadniczy, nieustępliwi i wymagający. Tak się nastawiłem przed poznaniem Jana, mojego szefa. Pierwszy dzień był rzeczywiście ciężki, ale dziś wspominam go raczej jako anegdotę. Jan przyznał, iż chciał mnie sprawdzić. Gdy pojawiłem się o 7.00 rano w jego biurze w Amsterdamie, od razu dostałem listę sprawunków...oczywiście po holendersku. A ja rozumiałem...troszkę po angielsku. Ale jakoś udało się i potem poszło już gładko – chłopak uśmiecha się. Dziś jest prawą ręką szefa, nadzoruje wszystkie budowy firmy, ma pod sobą kilku ludzi. Jan całkowicie zdał się na Polaka, jego wyczucie i doświadczenie. – Szybko zostałem doceniony i już po kilku tygodniach szef przekazał mi swoje projekty. Pozwolił nawet, abym sam zaprojektował i wykończył wnętrze największej dyskoteki w mieście. Dziś wiem, iż Holendrzy są otwarci, elastyczni i bardzo ufni. Naturalnie chcę zostać tu jak najdłużej – deklaruje Marek.
Zatem wszystko tak naprawdę zależy od nas samych, naszej otwartości i ciekawości świata. Pozostaje przekonać się samemu.
Kazimierz Kowalewski
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...