MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

11/04/2006 20:27:12

Każdy uzyska informację lub pomoc

z Januszem Wachem, konsulem generalnym w Londynie rozmawia Jarosław Koźmiński.

Dziennik Polski

Media alarmują, że w polskich konsulatach brakuje pracowników. Dla przykładu na spotkanie z konsulem w Dublinie trzeba się zapisać z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Kiedy tworzono tę placówkę, w Irlandii żyło blisko tysiąc Polaków. Do ich obsługi stworzono półtora etatu. Etatów w Dublinie jest tyle samo co dziesięć lat temu, ale żyje w tym kraju dobre 120 tysięcy Polaków. To drugi rok nowych doświadczeń dla wszystkich...
– Mamy kolejny rok członkostwa w Unii Europejskiej i doświadczania wszystkiego, co wiązało się z wejściem do Europy. Dla obywateli Polski było to dużo dobrego. Przede wszystkim mam tu na myśli możliwość swobodnego przemieszczania się w obrębie Unii Europejskiej i nieskrępowaną sposobność podejmowania pracy w trzech krajach unijnych, z których dwa szczególnie upodobali sobie Polacy: Irlandię i Wielką Brytanię.
MSZ obiecuje, że już wkrótce polskie placówki w krajach, które otworzyły rynki pracy dla Polaków, mogą liczyć na dodatkowe etaty.

Mówi się o trzech czwartych miliona Polaków, którzy przybyli w ostatnich kilku latach…
– Intensywność i dynamika tego zjawiska jest wydarzeniem bez precedensu. Ilość rodaków przybywających do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu pracy wciąż ma tendencję wzrostową, ale nie można podać żadnych konkretnych liczb, gdyż takie po prostu nie istnieją. Nie ma odpowiednich statystyk. A trudno o spekulacje, skoro już na początku pojawia się kłopot z definicją. Ludzie przyjeżdżający nie są w stanie określić na jak długo opuścili Polskę. Kto wie czy w rzeczywistości Europy wspólnej, unijnej będzie miało to jakieś znaczenie. Prawdopodobnie jedynym kryterium okaże się definicja oparta na rozdzieleniu między ‘pobytem’ a ‘turystyką’. Sprawa podejmowania pracy zejdzie na plan dalszy.

Home Office prowadzi system rejestracji zatrudnionych, z którego wynika, że grupa polska stanowi około 60 procent wszystkich obywateli nowych państw członkowskich, którzy przybyli do Wielkiej Brytanii po maju 2004 roku. Po Warszawie i Chicago Londyn staje się trzecim największym skupiskiem Polaków na świecie…
– System rejestracji Home Office obejmuje zatrudnionych i jako taki pomija szereg przypadków. Na przykład nie jest obecny w tej statystyce ktoś, kto nie podejmuje pracy albo przyjeżdża z zamiarem samozatrudnienia. Mając na uwadze rejestracje w Home Office można powiedzieć, że kwartalnie do Wielkiej Brytanii przybywało około 30 tysięcy obywateli polskich. Kiedy jednak doda się do tego grono ludzi, którzy się nie rejestrują, albo tych, którzy nie przyjeżdżają, by podjąć pracę, a tylko z zamiarem odwiedzin bliskich czy w celach turystycznych, to okaże się że w skali roku może to być nawet 200-250 tysięcy Polaków odwiedzających Wielką Brytanię. Być może nawet więcej, gdy doda się jeszcze do tego część już osiadłych tu rodaków, którzy przybyli do Anglii jeszcze przed majem 2004 roku.

Jedni podróżują i zwiedzają, drudzy odwiedzają, inni przyjechali na studia, jeszcze inni ‘do roboty’. Mam wrażenie, że raczej nikt nie kwapi się do szybkiego powrotu.
– Przyjezdni rodacy, z którymi mam okazje się spotkać i rozmawiać zakładają, że ich pobyt będzie ‘dłuższy’, czyli kilkuletni. Planują – zwłaszcza, jeśli idzie o ludzi bardzo młodych – inwestowanie w siebie: nostryfikują dyplomy, zdobywają na miejscu nowe zawody i kwalifikacje, szkolą język. W rezultacie zmierzają do osiągnięcia pewnej stabilizacji życiowej, która w tym państwie w aktualnej rzeczywistości jest w ich zasięgu. I tę stabilność osiągają.
 
Odległość od kraju, rodziny i bliskich nie stanowi już tak dużego problemu, jak jeszcze przed kilkoma laty.
– Tęsknota za krajem nie doskwiera już tak mocno. Łatwo o kontakt. Koszty przejazdu są przecież bardzo niskie. Już nie tylko autokary, ale i samoloty i ich ceny są dostępne praktycznie dla wszystkich. Bardzo tanie są rozmowy telefoniczne. Jest Internet, telewizja satelitarna czy radio, polskojęzyczna prasa tutejsza i krajowa. Gazety można nabywać niemal na każdym rogu, bez mała u każdego gazeciarza. A rodacy polską prasę kupują, jest takie zapotrzebowanie – sam wielokrotnie widziałem u angielskich newsagentów polskojęzyczne kolorowe pisma z programem telewizyjnym.
 
Media w Polsce wciąż mocno nagłaśniają temat wyjazdów do Anglii. Mimo wielu przestróg wydaje się, że zdroworozsądkowe opory przegrywają z huraoptymizmem. Zwycięża mit El Dorado i naiwna wiara, że się jakoś uda…
– Trzeba przyznać, że choć coraz więcej ludzi próbuje szukać w szczęścia na Wyspach i wydawałoby się więc, że lepsze jest ‘rozpoznanie terenu’, to jednak coraz większa jest grupa osób, które zupełnie nie są przygotowane do tego wyjazdu: ani pod względem materialnym czy językowym, ani pod względem kwalifikacji zawodowych. Ludzie liczą na zdobycie jakiejkolwiek pracy, a tymczasem pracodawcy mają swoje wymagania – po prostu potrzebują specjalistów w danym zawodzie, pracowników z doświadczeniem. Mających naiwną nadzieję na łatwość znalezienia dobrej pracy spotyka więc rozczarowanie i zawód. W wielu przypadkach jest to doświadczenie bardzo bolesne.

W Polsce pokutuje jednak mit Zachodu kojarzonego jednoznacznie z dobrobytem, wygodą i łatwością życia. Chyba szczególnie dotyczy to Anglii nie tak dawno obwarowanej restrykcjami już na granicy...
Wielka Brytania jest krajem przyjaznym. Brytyjczycy są życzliwie nastawieni do naszych rodaków. Ogromna doza sympatii idąca w parze z otwarciem rynku pracy napawa optymizmem, ale nie może być odbierana dosłownie. Stworzona została atmosfera przychylności, zainteresowania naszym krajem. To jednak nie zastąpi odpowiednich kwalifikacji, determinacji, wytrwałości, które w ostatecznym rozrachunku są jedynymi atutami, dzięki którym można liczyć na uzyskanie w tym kraju względnej stabilizacji życiowej.
Rzeczywistość za granicą dla szeregu przyjezdnych okazała się zbyt brutalna. Wielu odniosło tu dotkliwą życiową porażkę.
 
W takich wypadkach szukają pomocy. Jak to się przekłada na działania urzędu, który pan reprezentuje? Szczególnie w ciągu ostatnich lat musi to być ekstremalna zmiana sytuacji i warunków pracy?
– Konsulat, mimo ostatniego wzrostu o kilkaset tysięcy obywateli przebywających w Wielkiej Brytanii, pozostaje w tym samym miejscu i w tym samym składzie osobowym. Ratujemy się roszadami i reorganizacją wewnętrzną, nowymi podziałami obowiązków, kładąc nacisk na to, co w danym momencie przysparza nam najwięcej problemów.
Nie ulega wątpliwości, że okoliczności zmieniły się diametralnie, np. od trzech lat każdego roku notujemy 25-procentowy wzrost ilości wydawanych paszportów, z roku na rok. Nie idzie wcale o sytuację, że upływa czas ważności dokumentu i trzeba z tego powodu – jak to dotąd bywało – wydać nowy dokument. Teraz nagminne, niemal powszechne jest gubienie paszportów. Dokumenty nader często padają łupem złodziei.

My chyba jeszcze w społeczeństwie polskim nie dostrzegliśmy, jak ważnym ‘towarem’ jest kradzież tożsamości.
– A przecież pierwszym elementem tego procederu jest właśnie utrata dokumentu tożsamości. Ale sprawa paszportów to tylko przykładowa kwestia, jedna tylko sfera obciążeń konsulatu. Zwracam uwagę, że obecność tak ogromnej grupy przybyłej w tak krótkim czasie oznacza prowadzenie czy pośredniczenie przez nasz urząd w ogromnej ilości spraw, którymi dotąd zajmowały się poszczególne urzędy w miejscach zamieszkania w Polsce. Nie są to – jak się zwykło uważać – tylko śluby, rozwody, akty zgonu czy testamenty…
Podobnie ze sprawami z zakresu opieki konsularnej. Tu naprawdę nie sposób nawet wymienić ogromu i różnorodności spraw czy przypadków, z którymi się spotykamy, a w których obywatel nie może sobie sam w pierwszej chwili poradzić. Albo jest w sytuacji ekstremalnej, w której niezbędna jest pomoc konsulatu.
 
Ma pan na myśli ludzi łamiących prawo? Albo padających ofiarą przestępstwa?
– To zdarza się najczęściej. Ale podam przykłady zupełnie innego rodzaju sytuacji, kiedy potrzebna była obecność czy interwencja konsula. Niech to będą tylko wypadki z londyńskich lotnisk. Osiemdziesięciopięciolatek, który wyszedł z domu na polskiej prowincji, wsiadł na rower i… niespodziewanie odnalazł się po kilku dniach na Heathrow. Na Gatwick po terminalu błąkała się dwójka dzieci – okazało się uciekinierów z domu w Polsce. Na Luton przyleciała para osób, których nikt na lotnisku nie oczekiwał – zapraszający, jak później ustalono, w ogóle nie miał zamiaru się zajmować przybyszami, tym niemniej nieopatrznie zaprosił gości, ci zaś lekkomyślnie przyjęli zaproszenie. Nie byłoby w tym może nic specjalnie nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż owi goście byli osobami niewidomymi…

Podsumowując: jak pan ocenia sytuację konsulatu po otwarciu brytyjskiego rynku pracy dla Polaków?
– Nasze działania i warunki pracy, można porównać do sztabu kryzysowego działającego w nadzwyczajnej sytuacji. Zapewniam jednak, że każdy potrzebujący uzyska od nas odpowiednią informację czy pomoc

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze (wszystkich 1)

pogorzelscypl

2 komentarze

1 styczeń '14

pogorzelscypl napisał:

Komentarz usunięty w związku z naruszeniem regulaminu.

Konto zablokowane | profil | IP logowane

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska