MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

27/03/2006 17:12:38

Wiecować każdy może

19 marca w mikrohistorii polsko-londyńskiego światka będzie z pewnością przykuwał uwagę późniejszych kronikarzy. Oto grupa ludzi organizuje wiec, przemawiając w imieniu setek tysięcy Polaków zamieszkałych w Wielkiej Brytanii. Przychodzi blisko tysiąc osób, wymachuje transparentami, wznosi okrzyki „Nie oddamy naszych funtów”, słucha co ma do powiedzenia konsul i rozchodzi się. Czy coś się stało? Niby nic... a jednak. Zmobilizowana i wyzwolona została energia społeczna. Od czasów politycznych uniesień początków lat 80-tych, kiedy pod ambasadą PRL gromadzili się Polacy głośno wysyłając Jaruzelskiego do wszystkich diabłów, nikomu się to nie udało.

Oczywiście nie jest tak, że nie dochodziło wcześniej do wspólnych zgromadzeń i pełnych emocji kontemplacji grupowej solidarności. Jedną z pierwszych w ostatnich latach był pamiętny koncert Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w styczniu 2003 roku. Cichy, stateczny i dość niemrawy Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny na jeden dzień zamienił się w siedzibę rocka, zabawy, tańców i koncertów. Kilka tysięcy osób, większość po raz pierwszy w tym miejscu, zebrała się w karnawałowych nastrojach wprowadzając małe zamieszanie w powagę miejsca. Potem, jak to bywa, organizatorzy się pokłócili i po imprezie poza kociokwikiem został smak z lekka kwaśnego polskiego sosu animozji i ulubionego sportu ziomków, polegającego na wyścigu w kopaniu pod sobą dołków. W tym samym roku było jeszcze pamiętne czerwcowe referendum w sprawie przystąpienia Polski do UE, gdy blisko siedem tysięcy osób kłębiło się wokół ambasady chcąc oddać swój głos. Z kolei rok temu marsz papieski zebrał kilkanaście tysięcy ludzi pragnących oddać hołd zmarłemu Wojtyle. Wszystkie te wydarzenia miały jednak charakter rytualnego czczenia samych siebie, były chwilowym wzniesieniem się ponad jednostkowe interesy, okresowym wtopieniem się w grupę, aby po wszystkim, w słodkim poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, rozejść się do domów i o wszystkim zapomnieć.
Pytanie, które obecnie nurtuje organizatorów wiecu z nowo powstałego Stowarzyszenia Poland Street, dotyczy uniknięcia sytuacji, w której jedno wydarzenie jest jedynie głośnym przerywnikiem monotonii i nudy życia polskich organizacji. Z pewnością zważywszy na silny indywidualizm, niechęć do angażowania się i nieufność, jaką często widuje się wśród Polaków w Londynie, organizatorom udało uzyskać się spory zasób społecznego kapitału. W szeregi organizacji wstępują obecnie dziesiątki osób, wolontariusze wyrażają chęć uczestnictwa i pomocy, media w Polsce wyczuły nowy ciekawy temat i kręcą materiały na temat tworzącego się właśnie społeczeństwa obywatelskiego wśród rodaków w Londynie. Można przypuszczać, że stereotyp o apatycznym Polaku został przełamany. Pytanie: „co dalej” - pozostaje jednak otwarte. Jaki charakter będzie miała organizacja, decyduje się już teraz. Czy będzie nastawiona tylko na wewnętrzne sprawy i powszednie problemy przyjezdnych, czy będzie próbowała otworzyć się i stworzyć Polakom nowe miejsce w wielokulturowym tłumie londyńskim? Czy stanie się organizacją o charakterze masowym, powszechnym, czy tak jak wiele organizacji polonijnych tylko elitarną gimnastyką w bicu piany dla kilku ludzi o przerośniętym ego? A może istnieje droga pośrednia?
Co najciekawsze - to pytanie, na ile organizacja będzie w stanie uniknąć wciągnięcia w politykę polską? A może będzie właśnie chciała w nią wejść? Nie jest specjalną tajemnicą, iż tuż przed wiecem w ścisłym kręgu organizatorów doszło do ostrego starcia dwóch koncepcji dalszej akcji. Jedna stawiała na silną presję na rząd, stałe pikiety ambasady i konsulatu, ostrą konfrontację z władzami. Druga, która ostatecznie zwyciężyła, za narzędzie walki wzięła raczej debatę, presję medialną i prawną (z wniesieniem sprawy do instytucji unijnych włącznie) oraz argument bardzo potężny – wszak to państwo polskie winno zabiegać o imigrantów i ich przychylność zmieniając prawo, a nie obywatele użerać się z władzą. Polacy w Wielkiej Brytanii mają ten komfort, iż mogą po prostu odwrócić się do kraju plecami, wymeldować się, likwidując majątek etc. Wiec był w takiej perspektywie partnerską rozmową obywateli z państwem. Dwie koncepcje wiecu odzwierciedlały w takim razie dwie filozofie polityczne – kogoś, kto idzie do władzy jako petent i osoba na niższej pozycji, dlatego ucieka się do szantażu oraz kogoś, kto najzwyczajniej mówi: „zmieńcie prawo, bo po prostu się wymelduję z tej zabawy, której na imię Polska”. „Nie oddamy naszych funtów” – nie było błaganiem skierowanym do głupich hipokrytów trzęsących się o własne stołki na Wiejskiej, ale tym czym było: po prostu oświadczeniem, że nie oddamy naszych funtów. Bo ja na pewno swoich nie oddam.
Tutaj polscy londyńczycy winni zdać sobie sprawę z atutu, jaki posiadają. Będąc jedną nogą tu, drugą tam, związani sieciami społecznymi zarówno z Polską, jak i z Londynem, nie powinni występować w charakterze pokornych petentów do państwa polskiego, ale jako obywatele świadomi swojej wartości. Fakt bycia za granicą nic tu nie zmienia. Setki milionów funtów przesyłane rocznie do kraju, de facto pomaga utrzymać się gospodarce na powierzchni, a rodzinom imigrantów przetrwać. Inaczej mówiąc – niegdyś organizacje polonijne powstały głównie po to, by ludzie nostalgicznie patrzyli w rodzinne strony, które opuścili. To już przeszłość, a nostalgię dzisiaj leczy się włączając sieć albo kupując bilet Luton/Balice. Dzisiejsze czasy polegają więc między innymi na tym, że nie musimy wybierać „albo albo” (albo Londyn albo Polska), ale że można patrzyć symultanicznie zarówno w londyński tygiel, jak i prowincję polską - i na dłuższą metę na tym zyskać. Liczba nawiązanych kontaktów w Londynie czyni nas jeszcze bardziej wartościowymi na rynku w Polsce. Londyn dla nas wszystkich jest szkołą życia, a idea jest taka, by po tej szkole znaleźć fajną pracę – gdziekolwiek: w Polsce, Londynie, Hiszpanii, Australii. I jeśli jakaś organizacja ma w tym pomagać - to taka, która stawia na twórczy i kreatywny element obecny w każdej popychającej nas do przodu decyzji życiowej. A w końcu wyjazd do tego megamiasta, „do szkół”, zmienił życie każdego z nas.

Michał P. Garapich

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska