MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

25/03/2006 07:41:08

"Niuanse trzymają mnie przy życiu"

Po raz pierwszy w swojej wieloletniej karierze wrocławianin Lech Janerka zagrał koncert w Londynie. Na trzeci bis już nie wyszedł. Nie dlatego, że nie chciał tego on lub publiczność. Po prostu – techniczni rozmontowali mu sprzęt. Koncert odbył się 19 marca w klubie „The Garage”. Po koncercie z Lechem Janerką rozmawiał Zbigniew Drzewiecki

Goniec Polski .:. Polski Magazyn w Wielkiej Brytanii

Udzieliłeś już tylu wywiadów, że właściwie trudno, nie wpadając w banał, o coś Cię spytać, szczególnie po ostatnim obszernym wywiadzie w Wyborczej…
Ja się o to nie prosiłem. Oni do mnie przyszli, to porozmawiałem. Ja wbrew pozorom jestem bardzo otwarty. Taki już jest charakter tej pracy, że do twoich obowiązków należy udzielanie wywiadów. Poza tym, to są już raczej jedne z ostatnich wywiadów, ja powoli kończę sprawę. Jeszcze może jedna płyta.

Czy to zatem koniec kariery?
To jest taki prosty i słodki plan: jeszcze jedna płyta – a potem emerytura w kapciach przed telewizorem i oglądanie „Polsatu”. Ale się nie zarzekam. Zobaczymy jak się to ułoży. Natomiast chodzi o to, że kiedyś samo się pisało. Po prostu większość piosenek pisała się sama – było mi smutno – pisałem smutną piosenkę, było mi wesoło – pisałem wesołą. I tak było przez 25 lat. Nawet był taki okres, że się powstrzymywałem, żeby nie pisać. Czyli – studziłem koniunkturę, jak to mówią teraz politycy. A teraz czuję, że jeśli chodzi o stronę werbalną przekazu – ja nie mam nic nowego do powiedzenia. Muzycznie – nie mam nic nowego do powiedzenia.
Jak kogoś ciekawi postęp w muzyce, to niech sobie kupi ostatnią płytę Fisza, koncertową. (Jest paradoksem, że musiałem przyjechać do Londynu, żeby ich posłuchać). Tam jest świeża muzyka, świeże podejście od spraw, świeże widzenie spraw. To nie jest „przebojowe” w potocznym znaczeniu tego słowa. Ci młodzi ludzie widzą nowe rzeczy i nie przekazują ich w postaci jakiegoś jałowego, bardzo agresywnego hip-hopu, mają poczucie humoru, pokazują różne punkty widzenia, nie są agresywni i ortodoksyjni – i to dobrze – bo to prowadzi do destrukcji artystycznej. Na każdej płycie starałem się mieć taką piosenkę, która będzie moją emeryturą, nie w sensie finansowym, tylko muzycznym  – „Strzeż się”, „Kołysanka”, „Wyobraź sobie”, „Absolulu” i to jest taki rejestr głosów, zupełnie dla mnie nie wymuszony. Mogę jeździć z takimi piosenkami i je śpiewać po nagraniu ostatniej płyty jeszcze przez wiele lat. Także do Londynu.

Ostatnio zaobserwowałem taki trend wśród „średniego” pokolenia polskich muzyków, żeby przeżywać „przełomy duchowe” i „nawrócenia”. Ostatnio nawet Muniek Staszczyk z T.Love, którego mam za dość poważnego gościa, ogłosił, że przeżył coś takiego.
Przełomy religijne? To ciekawe. Nie, wiesz ja nie przeżyłem, ale może utrudnia mi to fakt bycia ateistą, choć nie walczącym. Z nikim nie będę prowadził na ten temat dysput teologicznych. Przy okazji poprzedniej płyty kwestia religijności nurtowała mnie na tyle, że zdecydowałem się zabrać głos, ale ten głos był taki nieznaczny, właściwie głosik. Choć trochę zazdroszczę wierzącym.
Nie, żadnego przełomu. Ja po prostu doginam siebie, stawy mi siadają, staram się nie palić, a od wczoraj znowu palę, po pół roku przerwy. Do 50. roku życia w ogóle nie piłem, a po pięćdziesiątce zacząłem popijać – przez brata, bo przysłał mi skrzynkę czerwonego wina. Staram się także mieć dystans do siebie, staram się nie sprzedawać rzeczy, które by mnie, jako słuchającego, żenowały. I wiem, że to jest trudne. Ale balansuję. To dotyczy każdego wykonawcy. Ja pamiętam taki wywiad Stinga, który po napisaniu „Walking on the moon” – przeżywał, histeryzował, że to koniec, że tego nie przebije, że nic lepszego nie uda mu się już napisać... Rzadko jest okazja, żeby się porównać do Stinga, ale tutaj z czystym sumieniem się solidaryzuję – wszyscy ludzie, którzy się napinają i „mają sukces”(to jest anglicyzm, ale ja wolę zdecydowanie anglicyzmy od rusycyzmów), podlegają takiemu prawu kryzysu i to jest naturalne. Trzeba się z tym pogodzić.

Kiedyś wspomniałeś, że jesteś ubrany od stóp do głów w rzeczy przysłane przez twojego brata z Nowego Jorku…
Tak, dziś też. Ja nie czuję takich rzeczy, nie zajmuję się nimi. W ogóle to brat miał prawdopodobnie spory wpływ na rozwój mojej kariery. Gdy grałem w Klausie Mitfochu, to przysłał mi takie czerwone buty na rzepy i one robiły absolutną furorę, wszyscy się gapili na te buty na koncertach, bo to był PRL jeszcze. Ja je pewnego dnia chciałem sprzedać. I mówię do kolegów z zespołu – słuchajcie, struny mi się porwały, nie mam za co kupić, sprzedam buty, bo wszyscy się na nie gapią i to jest dla mnie krępujące. Na co usłyszałem – po co struny, skoro masz takie buty?

Wiem, że nie lubisz grać „na zachodzie”. Jak było w Londynie?
Nie lubię, bo to są kłopoty. Teraz też miało być pięknie, a na lotnisku od razu zażądali ode mnie 2,5 tysiąca za nadbagaż – we Wrocławiu, przy wylocie. No więc – tak się zastanowiłem – w zeszłym roku miałem przyjechać, nie przyjechałem, a poza tym chciałem w National Gallery zobaczyć szkice Leonarda Da Vinci do Św. Anny Samotrzeciej, które są lepsze niż finalne dzieło. No i im zapłaciłem. Poza tym jest jak dotąd fajnie. Organizatorzy bardzo się postarali. Grałem na prawie identycznym zestawie jaki mam w Polsce. Publiczność przyszła i też się najwyraźniej dobrze bawiła. Czego wcale nie traktuję jako oczywiste, i uważam, że jest to objaw mojego zdrowia psychicznego.

Mógłbyś zamieszkać w Londynie?
Mieszkałem trochę u brata na Manhattanie, tutaj też bym mógł mieszkać. Ale już na pewno nie zamieszkam. Pomimo tego, że na parapecie sklepu z bibelotami widziałem puszkę piwa Warka, a jak chciałem sobie kupić sok, to trafiłem na Tymbark. Ja pracuję językiem i strasznie mnie deprymuje, gdy czegoś nie rozumiem, gdy nie rozumiem niuansu, gdy wiem, że mi coś unika, że nie znam kontekstów kulturowych, gdy widzę znak zapytania w oczach rozmówcy. To jest dla mnie dramat. Język jest takim bogactwem, że czasem nawet po polsku trudno się porozumieć. Ja nie mówię o prostych rzeczach, ale właśnie o niuansach – a ja lubię niuanse, to one trzymają mnie przy życiu. Więc – nie zamieszkam, ale bardzo chętnie przyjadę do Londynu, jeśli otrzymam kolejne zaproszenie.

rozmawiał Zbigniew Drzewiecki

Galeria MojaWyspa.co.uk: Lech Janerka

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska