25/03/2006 07:29:28
Pierwsi protestujący zjawili się tuż pod polską placówką już na kilkadziesiąt minut przed godziną 14.00, na którą zapowiedziany był początek pikiety. Wielu przyniosło ze sobą polskie flagi i transparenty z hasłami: „Zyta! Zyta! Londyn pyta?!”, „Podwójne opodatkowanie, to bandyckie działanie”, „Chcę wrócić i inwestować w Polsce” czy cytat z utworu krakowskiego poety i pieśniarza Macieja Maleńczuka – „Praca na saksach szkodzi na maksa”.
Chwilę później, gdy śpiewano „Mazurka Dąbrowskiego” ludzi było już tak dużo, że z trudem mieścili się po obu stronach chodnika przy Cavendish Street. Mimo to od samego początku demonstracja przebiegała pokojowo i apolitycznie.
„To po prostu bandytyzm”
Ludzie, choć zbulwersowani niedorzecznym prawem, starali się raczej pokazać swoją determinację i powiedzieć, że jeśli ich własne państwo, które nie potrafi stworzyć dla nich miejsc pracy, mnoży dodatkowo takie trudności, wolą zostać na stałe w Wielkiej Brytanii.
- To po prostu bandytyzm – mówili zgodnie Paweł Kaszuba i Adrian Piwoński, którzy w Londynie, jak spora grupa mężczyzn, pracują w branży budowlanej. – Gdybyśmy od naszych rocznych dochodów musieli w Polsce dopłacić różnicę w podatkach wyszłoby kilkanaście tysięcy złotych. Nie chcemy tego. Przecież już raz uczciwie zapłaciliśmy. Nie chcemy kręcić… Chcemy po prostu formalnego rozwiązania tej sprawy i dlatego przyszliśmy tutaj. Mamy nadzieję, że się uda. Jeśli nie, może się okazać, że nie wrócimy do kraju.
Takich głosów było jednak więcej. Od rozwiązania kwestii podatkowej, swój powrót do kraju, uzależniał średnio co drugi pytany przez „Gońca Polskiego” uczestnik demonstracji. Co ciekawsze deklarowali to nie tylko ludzie młodzi, ale tacy, którzy w Polsce zostawili rodzinę.
- Lepiej ściągnąć ich tutaj, niż samemu wracać – grzmiał Kazimierz Jończyk, który w Londynie świadczy usługi transportowe.
Oprócz mocnych słów, którymi pikietujący niezwykle chętnie dzielili się z przedstawicielami mediów, nie doszło jednak do żadnego incydentu. Tak jak apelowali o to organizatorzy manifestacji – Stowarzyszenie „Poland Street” – ludzie zamiast „taczek i kamieni” przynieśli nadzieję na zmianę obowiązującego prawa.
Czas na nowe rozwiązania
Rozwiązanie przyjęte w 1976 roku niestety nie wytrzymało próby czasu. Wychodzi bowiem na to, że kreatywni i przedsiębiorczy ludzie, którzy wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii, by zarobić i za kilka lat zainwestować w Polsce, są krzywdzeni przez niesprawiedliwy system podatkowy.
W wystąpieniu przed konsulatem podkreślał to także konsul generalny – Janusz Wach, który wyszedł do tłumu wywołany okrzykami: „Zapraszamy! Gdzie jest konsul?”
- Nowa rzeczywistość wymusza nowe rozwiązania, bo to sprzed 30 lat nie jest właściwe – mówił.
Potem z rąk organizatorów przyjął podpisane przez rodaków postulaty, które kanałami dyplomatycznymi zobowiązał się przekazać stosownym osobom w Polsce. Dał także do zrozumienia, że trzeba wierzyć w pozytywne zakończenie tej sprawy, bo strona polska rozpoczęła już renegocjacje z władzami brytyjskimi.
- Oby udało się to jak najszybciej – przytakiwał Grzegorz Nalewajko, pracownik jednej z agencji rekrutacyjnych. – To co dzieje się teraz jest absurdalne. Przecież ja nie chcę ukrywać się przed skarbówką w Polsce i zastanawiać „czy” i „kiedy” zastukają do moich drzwi, bo pracuję na Wyspach legalnie i jeden podatek płacę właśnie tutaj. Chcę w Polsce spać spokojnie… – dodawał.
„Chcemy spać spokojnie”
W mówieniu o „spokojnym śnie” nie był jednak odosobniony. Wielu z tych, którzy przyszli pod konsulat podkreślało, że tu w Anglii o dobrym śnie raczej nie ma mowy, bo z samego rana trzeba zrywać się do pracy, by zarobić na utrzymanie w Londynie i jeszcze coś zaoszczędzić. Bo ktoś, kto zarabia w Wielkiej Brytanii np. 18 tys. funtów rocznie (czyli 345 funtów tygodniowo brutto), według obowiązującego prawa, musi dopłacić około 11 tys. zł po powrocie do Polski.
- Tu płacę podatek 15-procentowy, a w Polsce z moimi zarobkami wpadłbym w 40-procentowy próg – wylicza Rafał Osiński, nauczyciel angielskiego, matematyki i IT w jednym z londyńskich college’ów, który w Wielkiej Brytanii mieszka od około dwóch lat. – Może chciałbym wrócić, ale wizja zapłacenia „różnicy” w ciągu czterech tygodni od przyjazdu skutecznie mnie do tego zniechęca. Będę więc dalej zbierał tu doświadczenia zawodowe i czekał na zmianę przepisów – dodawał.
Rafał, który na manifestację przyszedł razem z kolegą – także nauczycielem – był jedną z najbarwniejszych postaci na Cavendish Street. Ubrany w biało-czerwony kapelusz z polskim godłem i przyczepioną na piersiach kartką „Nie zapłacę ani grosza” stał się ulubieńcem fotoreporterów i kamerzystów. A trzeba przyznać, że dziennikarzy zainteresowanych polskim protestem, zjawiło się wyjątkowo dużo. Była telewizja TVN i redaktorzy Faktów, Telewizja Polonia, Gazeta Wyborcza, Polska Agencja Prasowa, korespondenci Polskiego Radia, RMF FM oraz wszystkie media polonijne, których przedstawiciele dziękowali zgromadzonym za przybycie i podpisy złożone pod drukowanymi we wszystkich gazetach petycjami do premiera Kazimierza Marcinkiewicza i minister finansów – Zyty Gilowskiej.
Katarzyna Kopacz
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...