MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

08/03/2006 00:58:52

Anglicy jadą do Polski

W ubiegłym roku Polskę odwiedziło ponad 15 milionów turystów z zagranicy – donoszą statystyki Instytutu Turystyki w Warszawie. Z Wielkiej Brytanii przyjechało ich 345 tysięcy – o 100 tysięcy więcej niż rok wcześniej. Polska przyciąga jak magnes i na długo zapada w serca Wyspiarzy. Czym wytłumaczyć ten fenomen?

Goniec Polski .:. Polski Magazyn w Wielkiej Brytanii

Co wpływa na zwiększenie zainteresowania naszym krajem wśród Brytyjczyków? Na pewno nie bez znaczenia jest lepsza komunikacja między Wyspami i Polską – to zasługa tanich linii lotniczych i spadku cen biletów. Głównym jednak powodem rosnącej popularności Polski jest znudzenie innymi wakacyjnymi celami podróży. Serwis TripAdvisor (www.tripadvisor.co.uk), doradzający Brytyjczykom, dokąd warto się wybrać na wakacje i gdzie najlepiej się zatrzymać, odwiedza miesięcznie 13 milionów internautów. Serwis przeprowadził wśród klientów ankietę. 91 procent spośród 700 osób, które na nią odpowiedziały, uważa kraje Europy Środkowej, republiki bałtyckie, Rosję i inne kraje postkomunistyczne za ciekawsze od Europy Zachodniej. Wśród mocnych stron nowych państw Unii ankietowani wymieniali „większy autentyzm” (39 procent uczestników ankiety), „niższe ceny” (25 procent) i „względy estetyczne” (15 procent). 68 procent internautów, którzy wzięli udział w ankiecie odwiedziło już Europę Środkową, a 52 procent planowało właśnie pierwszy lub kolejny wyjazd. Rzeczniczka TripAdvisor – Michele Perry uważa, że turyści i urlopowicze spoglądają ku Nowej Europie, bo są spragnieni nowych wrażeń. Duże znaczenie ma fakt, że w tych krajach siła nabywcza pieniędzy brytyjskich turystów jest wyższa. Środkowa i północno-wschodnia Europa przyciągają swoim autentyzmem i oferują zupełnie nowe doświadczenia. – Wschodnia i centralna Europa jest bardziej otwarta na kontakty ze światem niż kiedykolwiek i ma do zaoferowania niepowtarzalne atuty przemawiające do ludzi ciekawych świata i przedsiębiorczych – dodaje Michele Perry.
Na czwartym miejscu wśród najczęściej odwiedzanych miast tego regionu – po Pradze, Budapeszcie i Sankt Petersburgu – usytuował się Kraków. Wśród miejsc, które ankietowani przez TripAdvisor internauci wymienili, jako najciekawsze do obejrzenia znalazł się obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Na drugim i trzecim miejscu wśród walorów krajobrazowych ankietowani umieścili Tatry i kopalnię soli w Wieliczce.
Według Instytutu Turystyki w Warszawie największym zainteresowaniem wśród Brytyjczyków w 2005 roku cieszyły się polskie miasta odwiedzane w ramach „city breaks”, zwłaszcza Kraków, Warszawa, Gdańsk, Wrocław i Zakopane.

Szampańska zabawa po polsku
Wyniki ankiety serwisu TripAdvisor potwierdzają londyńskie biura podróży. Tim Campbell z Fregata Travel uważa, że Kraków staje się najpopularniejszym miejscem krótkich wypadów weekendowych w Europie Środkowej. Zaraz za nim plasują się Warszawa i Gdańsk. – Polska cieszy się dużą popularnością wśród klientów Fregata Travel – mówi Tim. – Często mamy trudności ze znalezieniem wolnych miejsc w hotelach, zwłaszcza w Gdańsku i Krakowie. W Gdańsku po prostu nie ma zbyt wielu miejsc noclegowych. W Krakowie znajduje się naprawdę sporo dobrych hoteli, jednak miasto jest tak popularne ostatnimi czasy, że zwykle pokoje są zarezerwowane z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.
Tim zajmuje się również organizowaniem wieczorów kawalerskich w krajach Nowej Europy. Na razie największą popularnością cieszą się Praga i Budapeszt, ale Warszawa goni je coraz szybciej. Naprzeciw Anglikom, którzy chcą spędzić ostatni wieczór wolności w Polsce wychodzą Tomek i Paweł – właściciele firmy StagParty.pl. Zamierzają zapewnić spragnionym nocnych imprez Brytyjczykom doskonałą rozrywkę za niewygórowaną cenę. Na razie wystartowali z ofertą wyjazdów do Warszawy, Wrocławia i Krakowa. Niewątpliwie mają szansę odnieść sukces, bo jak na razie Wyspiarze posiłkują się polskimi przyjaciółmi w organizowaniu wyjazdów. Tak jak Tam, która miło wspomina panieński wieczór swojej przyjaciółki w Warszawie. Polak pracujący z jej narzeczonym znalazł dziewczynom hotel, zarezerwował stolik w restauracji i salę w klubie, a nawet wyszukał mówiącego po angielsku striptizera. Dziewczyny wróciły zachwycone – najbardziej zakupami, które zrobiły w stołecznych domach mody.

Hejnał i ciupaga
Fraser i Rachel na miejsce przedświątecznej weekendowej wycieczki wybrali Kraków. – Chcieliśmy trochę odpocząć, wyrwać się gdzieś na weekend. Nie byliśmy pewni, czy wolimy ciepłe kraje czy bardziej świąteczną, zimową atmosferę – mówi Fraser. – Ostatecznie zdecydowały ceny biletów. Najtańsze były loty do Krakowa, Warszawy i Rzymu. Przyjaciółka Rachel była wcześniej w Krakowie i wróciła zachwycona. Dlatego zdecydowaliśmy się na weekend w Polsce. Fraser i Rachel odwiedzili Kraków na początku grudnia ubiegłego roku. Spędzili kilka dni na zwiedzaniu miasta, znaleźli też czas na wycieczkę do Oświęcimia. Urzekła ich atmosfera starego miasta w Krakowie. – – Niezwykle spodobało nam się świąteczny jarmark na krakowskim Rynku, wróciliśmy obładowani pięknymi, oryginalnymi świątecznymi dekoracjami – opowiada Fraser. – Zachwycił nas Kazimierz i urokliwy żydowski cmentarz. Wizyta w Oświęcimiu była bardzo poruszająca. Uważam, że każdy Europejczyk powinien odwiedzić to miejsce.
Wieczorami Fraser i Rachel zabawiali się „really cool” w krakowskich barach i restauracjach. Najmilszym wspomnieniem z wycieczki jest dla nich dźwięk hejnału z wieży Kościoła Mariackiego, który wskazywał im po nocnych eskapadach drogę do leżącego przy samym Rynku hotelu. – Na pewno wrócimy do Polski. Kopalnia soli wciąż czeka na obejrzenie, przyjemnie byłoby też zobaczyć Kraków latem – mówią Frazer i Rachel – Oboje uważamy Kraków za piękne miejsce, a jego mieszkańców za otwartych i przyjaznych. Szczerze mówiąc, nie mielibyśmy nic przeciwko temu, żeby w Krakowie zamieszkać na stałe.
Entuzjazm Frazera i Rachel na temat Krakowa podziela Rohan – Południowoafrykańczyk mieszkający na stałe w Londynie. Odwiedził Polskę kilka razy – to kraj, z którego pochodzi jego żona. Największe wrażenie zrobiły na nim Kraków, Wieliczka i Oświęcim – każde z innego powodu. – Ale najbardziej w Polsce podobają mi się... polskie dziewczyny – śmieje się Rohan. –  Zwłaszcza jedna, którą na szczęście mam przy sobie w Londynie. Sam szarmancki wobec kobiet, polubił polskie zwyczaje przepuszczania koleżanek w drzwiach i traktowania ich z szacunkiem. W Zakopanem spędził dużo czasu przy stoiskach z ciupagami, zasmakował też w gołąbkach i polskiej kiełbasie. Narzeka tylko na drogie wino i taksówkarzy, którzy próbują naciągnąć angielskojęzycznych turystów na wyższe opłaty za kurs. Co najbardziej zaskoczyło Rohana w naszym kraju? – Strażnik kontroli granicznej oglądał mój paszport o wiele dłużej, kiedy wyjeżdżałem z Polski, niż kiedy do niej wjeżdżałem – dziwi się Rohan. – Może pierwszy raz widział taką ilość wiz w paszporcie? – zastanawia się jego żona Monika. – Odwiedziny obywateli Republiki Południowej Afryki w Polsce też chyba nie są na porządku dziennym? Nie są, ale mają szansę się nimi stać, bo Rohan zamierza definitywnie wrócić do Polski na dłuższe wakacje.

Nie tylko Kraków
Norbert – Węgier z pochodzenia, obywatel Słowacji, mieszkaniec Londynu zjednuje sobie polskich przyjaciół przysłowiem „Polak, Węgier, dwa bratanki”. Odwiedził Polskę dwa razy. Z pierwszej wizyty – pod koniec lat osiemdziesiątych – zapamiętał wszechobecną biedę, pełne pięknych zabytków miasta i miłych, bardzo otwartych na Zachód, ludzi. – W tamtych czasach w Polsce byłem milionerem – śmieje się Norbert – do dziś pamiętam niesamowity zegarek, który kupiłem sobie na pamiątkę.
Ostatniego roku, w czerwcu, Norbert wybrał się do Polski po raz drugi. Uderzyły go zmiany, które zaszły w naszym kraju przez ostatnie kilkanaście lat. – Razem z moją dziewczyną wybraliśmy się na wycieczkę do Szczecina – opowiada – miasto zrobiło na nas wrażenie niezwykle czystego, ze świetnie zorganizowaną komunikacją, dobrymi restauracjami, sklepami i uroczymi kafejkami. Gdyby nie brak czerwonego mostu, bez wahania nazwałbym Szczecin polskim San Francisco. Norbertowi podobało się w Polsce, że wszyscy młodzi Polacy, których spotkał mówili dobrze po angielsku. Urzekł go kraj, w którym można odpocząć nad morzem i w górach, popływać po jeziorach i pospacerować po lesie. – Polskie jedzenie jest zdrowe – Norbert wymienia kolejną zaletę naszego kraju – i aż za dobre. Przez dwa tygodnie w Polsce udało mi się przytyć trzy kilogramy. Największą niespodziankę i – o dziwo – radość sprawił Norbertowi i jego dziewczynie... stareńki polski PKS. Dwugodzinną podróż do Gryfina spędzili podskakując w górę i w dół w trzydziestoletnim autobusie ze zużytymi amortyzatorami. Nie wiadomo czemu, uznali to za niezwykle romantyczne doświadczenie. Norbert i jego dziewczyna również planują wrócić do Polski w najbliższym czasie.
Częstym gościem w naszym kraju jest Laurence. Odwiedza swoich polskich przyjaciół kilka razy w roku. Jego spostrzeżenia nam, Polakom, mogą wydawać się zaskakujące, jednak nie odbiegają specjalnie od wrażeń innych turystów odwiedzających Polskę. Laurence uważa polskie miasta za niezwykle czyste w porównaniu z Londynem. Podoba mu się pomysł zatrudniania bezrobotnych do sprzątania ulic i chciałby przeszczepić go na grunt angielski. Również polskie hotele dostarczyły mu pozytywnych wrażeń. – Zarówno jakość obsługi, jak i poziom czystości w polskich hotelach przewyższa o niebo angielskie – mówi. O dziwo – Laurence uważa też, że ściany budynków w Polsce „zdobi” o wiele mniej graffiti niż ma to miejsce w Anglii. Innym powodem, dla którego Laurence uważa Polskę za piękny kraj jest bezpieczeństwo. – Ilość narkotyków i przestępstw w bronią w ręku w Polsce i Wielkiej Brytanii jest nieporównywalna – mówi – na Wyspach niemal na porządku dziennym są zabójstwa policjantów. W Polsce nie podoba się Laurence'owi tylko kiepski stan dróg i mała ilość autostrad. Ale przy punktualnych i czystych pociągach (podróżuje zwykle pierwszą klasą Inter City), nie wydaje mu się to dużym problemem. – Gdybym tylko lepiej mówił po polsku i mógł znaleźć tam dobrą pracę, bez wahania przeprowadziłbym się do Polski choćby jutro – dodaje na zakończenie.

Czy grozi nam inwazja?
Czy Polskę czeka inwazja brytyjskich turystów. Jeśli statystyki będą rosły w tym tempie, co ostatnio, za kilka lat całe Wyspy przeniosą się na wakacje nad Wisłę. Pozytywne wrażenia Anglików z pobytów w Polsce nastrajają optymistycznie zwłaszcza nas emigrantów, którzy obcujemy z nimi na co dzień. Jest nadzieja, że za jakiś czas Polska przestanie się światu kojarzyć tylko z polskim hydraulikiem. Tymczasem, może zamiast planować kolejny wypad do Hiszpanii, warto samemu pomyśleć o wybraniu się na zwiedzanie rodzinnego kraju? Bo kiedy słuchamy zachwytów nad Polską płynących z ust obcokrajowców, na usta ciśnie się brutalna prawda. Cudze chwalicie – swego nie znacie.

Magdalena Gignal

************************************************

Polskie dziwactwa, czyli jak nas widzą cudzoziemcy?
Narzekamy na podwójne brytyjskie krany, ruch lewostronny i angielską flegmę. Dziwią nas wykładziny w łazience, przebierańcy w metrze i herbata z mlekiem. Czy obcokrajowcy odwiedzający Polskę mają podobne odczucia? Jakie polskie dziwactwa rzuciły im się w oczy?

Ewa i Liam, Londyn:
Co zdziwiło Liama w Polsce? Małe okienko w kiosku Ruchu, do którego trzeba się schylić, żeby zobaczyć sprzedawcę, bo na pierwszy rzut oka widzi się tylko ścianę papierosów. Maniacy na drogach – Liam mówi, że tacy są w każdym kraju, ale brawura polskich kierowców przy opłakanym stanie dróg przeszła jego najśmielsze oczekiwania. Sypana kawa z grubą warstwą fusów na wierzchu. Telewizja Trwam – księża i faceci w trzyczęściowych garniturach, dyskutujący ściszonymi głosami i śpiewający nabożne pieśni. Supermarkety, do których nie można wchodzić z zakupami zrobionymi gdzieś indziej – trzeba je zostawić w specjalnej szafce przed wejściem. Liam się zdenerwował, bo nie mieściło mu się w głowie, jak sklep może sugerować klientom, że są potencjalnymi złodziejami. Gniazdka w łazience – woda plus prąd równa się niebezpieczeństwo! Flaki i czernina – zupełne dziwactwo absolutnie nie w guście Liama, chociaż uwielbia inne polskie potrawy. I jeszcze ilość salonów fryzjerskich i kosmetycznych – stłoczonych jeden przy drugim w piwnicach osiedlowych bloków.

Iza i Matt, Leigh-on-sea:
Matta - rodowitego Anglika w Polsce zdziwiło bardzo, że w Łazienkach nie można rozłożyć się na trawie i poleżakować. Na polskim weselu podobało mu się, że Polacy tak dobrze się bawią, a stoły uginają się od jedzenia i picia. Angielscy teściowie Izy też byli zaskoczeni – Anglicy nie potrafią się tak spontanicznie bawić. Z serwowanych na weselu tradycyjnych potraw Matt nie przekonał się tylko do flaków. Co jeszcze zdziwiło go w Polsce? Smutni ludzie na ulicach i ogólny brak uprzejmości – nikt nie przytrzymuje drzwi drugiej osobie wchodzącej do sklepu, nikt nie uśmiecha się do innych przechodniów. W sklepach zaskoczyła go polska odmiana CCTV w postaci naburmuszonej pani po pięćdziesiątce lub wąsatego młodzieńca, depczących klientom po piętach. Na ulicach – oburzyło wszechobecne graffiti. Izę rozśmieszyło ostatnie spostrzeżenie męża – polska toaleta z „półką" zamiast po prostu dziury w środku.

Gosia i Ashley, Londyn:
Mąż Anglik zwrócił na to uwagę Gosi i teraz ją też do szału doprowadza fakt, że w sklepach często (zbyt często) nie mają wydać reszty. I to bez względu na to, czy poda się 100, 50, 20, czy 10 złotych. Nie mówiąc już o tym, że jak jest końcówka 99 groszy, najczęściej pytają o te 99 groszy zamiast wydać 1 grosz! Tu może przesadzam, ale chodzi mi o zasadę, że łatwiej byłoby wydać resztę, niż znaleźć w portfelu tę końcówkę. No i, pomimo że się intensywnie odzwyczajam, zdarza mi się jeszcze, że chcę tu w Anglii tych końcówek szukać, zamiast spokojnie czekać na wydanie reszty. Druga sprawa to może nie dziwactwo, a raczej udogodnienie - ilość taksówek w Polsce, a przynajmniej w Warszawie. Rzadko kiedy trzeba czekać dłużej niż 10 minut, a często wystarczy machnąć ręką. Ashley zwrócił też uwagę, że w Polsce jak tylko robi się ciepło, dziewczyny zaczynają chodzić w białych spodniach, a zimą noszą wysokie kozaki i krótkie spódniczki. Obie wersje polskiej ulicy bardzo mu się podobały.

Magda, Londyn:
Moich angielskich znajomych w Polsce zdziwił najbardziej fiat 126p, ale to chyba ewenement dla wszystkich obcokrajowców. Nie mogli nadziwić się, gdy zobaczyli kiosk, czyli okratowaną budkę, w której siedzi pani i sprzedaje wszystko: od gazety – po szampon pokrzywowy. Zwrócili moją uwagę na fakt, że – mimo iż Polska uchodzi za biedny kraj – nikt nie oszczędza ani wody, ani prądu i nikt nie segreguje śmieci (no, może są wyjątki). Zauważyli też Polki odstawione na tip-top od samego rana, jakby szły na nie wiadomo jaką imprezę, a nie do najbliższego warzywniaka. Albo na bazar – w samym centrum stolicy (kolejne dziwactwo). Całowanie kobiet w rękę uznali za przeżytek, a kasza gryczana skojarzyła im się z paszą dla świń. Przy tym wszystkim narzekanie, że mało który Polak mówiąc po angielsku używa rodzajników, wydało mi się mało istotne. Fakt – dla wielu rodaków „book", „a book" i „the book" to jedno i to samo. A dla Anglików to jeden z największych „zaburzaczy" komunikacji.

Agnieszka i Andrew:
Andrew, pół-Anglik pół-Australijczyk, ale o bardzo angielskiej duszy zdziwił się, że w Polsce pije się herbatę z cytryną, nie ma czujników przeciwpożarowych w domach, za to są gniazdka w łazienkach (przecież to niebezpieczne!), a w niewielkim mieszkaniu może mieszkać rodzina z trójką dzieci. Polscy kasjerzy nie uśmiechają się do klientów tak jak w Wielkiej Brytanii, więc Andrew za każdym razem, kiedy płaci za zakupy w Polsce dodaje „i uśmiech poproszę”. Zafascynowały go polskie cmentarze z płonącymi zniczami i... nagrobkami, które Polacy wystawiają sobie jeszcze za życia. Spodobały mu się sklepy mięsne, w których można kupić takie cuda jak płuca, mózgi, ozory, słoninę i inne podroby. Zachwyciło go polskie świętowanie. Dopiero po trzeciej Wielkanocy w Polsce zorientował się, że te całe biesiady-wyżerki to nie z powodu jego przyjazdu. Andrew spodobało się też, że w polskich miastach jest wiele miejsc, w których można coś zjeść przez cały dzień, a nie tylko lunch od 12 do 14 i potem obiad dopiero po 18. Przykre doświadczenia? Polski chleb, do którego do dziś został mu uraz po tym, jak Agnieszka kupiła chleb z zakalcem, mokrym i wstrętnym. Biedak myślał, że taka już natura polskiego chleba i go zjadł. Zdarzyło mu się też kupić najdroższe piwo w Lublinie. W Anglii, kiedy wręcza się komuś pieniądze, mówi się „thank you”. No więc Andrew podał kelnerce banknot 20-złotowy i powiedział „dziękuję”. Kelnerka ucieszyła się z dużego napiwku i... tyle widział swoją resztę.

Kasia i James, Glasgow:
Polska to według Jamesa kraj obfitujący w dziwactwa. Wyliczankę zaczyna od śniadań, na które serwuje się kanapki z wędliną oraz polskiej miłości do pomidorów, ogórków i sałaty na tych kanapkach. Dziwi go zupa podawana codziennie, zawsze przed daniem głównym i gołąbki. Zaczęło się od żartu Kasi, że Polacy jadają gołąbki (gołębie), ale James żartu nie zrozumiał i ze zdziwieniem patrzył na zajadającą się tym daniem rodzinę. Teraz – już po wyjaśnieniach – wciąż patrzy na gołąbki podejrzliwie i trzyma się od nich z daleka. Zdziwiła go ogromna ilość gatunków jabłek – każdy o innym smaku i ogromna ilość kupowanego przez Polaków jedzenia – wielkie, pełne kosze. James nie mógł zrozumieć kierowcy i pasażerów autobusu. Pomimo tłoku ten pierwszy i tak zatrzymuje się na przystankach, otwiera drzwi i czeka aż się wszyscy wepchną do środka. Ludzie potrącają się na ulicach i nikt nie mówi przepraszam. James zwrócił też uwagę na rzesze Polaków stojących przed kościołami – bo w środku nie ma miejsca i nagromadzenie kościołów – w każdej, nawet małej miejscowości obowiązkowo musi być przynajmniej jeden. Zdziwiła go staruszka sprzedająca na ulicy pietruszkę i... pumeks, lektor czytający dialogi na filmach w telewizji, mężczyźni całujący się na powitanie oraz publiczne toalety, w których – po zapłaceniu 2 zł – babcia klozetowa wręcza odmierzony kawałek papieru. Ciekawych spostrzeżeń dostarczyła Jamesowi podróż pociągiem. Nigdy nie wiadomo, czy konkretny pociąg jeździ, w dworcowych poczekalniach nie czeka się na pociąg – to sypialnia dla bezdomnych, w samym pociągu można spotkać pijanych i rozrabiających pasażerów, a przez dziurę w ubikacji widać tory. Gwóźdź do trumny stanowił nocny pociąg – tak samo zapchany jak dzienny i pełen czuwających – a nie śpiących – pasażerów.

Magdalena Gignal

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska