MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

05/03/2006 09:33:34

Praca i płaca

Agnieszka i Albert przyjechali do Londynu przed pięcioma laty. Inna wówczas była sytuacja na rynku pracy i inne możliwości jej podjęcia. Ona - pedagog nie miała problemu ze znalezieniem sobie pracy. On z kolei od początku nastawił się na wykonywanie remontów. Sytuacja po wejściu Polski do Unii Europejskiej odbiła się na miejscowej branży budowlanej zwiększoną konkurencją. Albert z kuzynem, Mieczysławem, który w Londynie jest od niespełna roku, zaczęli mieć trudności w otrzymywaniu i wyszukiwaniu zleceń. Toteż w połowie stycznia postanowili skorzystać z ogłoszenia przeczytanego na jednym z polskojęzycznych portali internetowych w Anglii.

Polish Expres - Polski tygodnik w Wielkiej Brytanii

Ogłoszenie
„Angielska firma dekoratorska poszukuje wykwalifikowanych MALARZY z doświadczeniem, posiadających samochód, kartę CIS, komplet narzędzi i konto w banku, e-mail...”. Spełniali wszystkie powyższe kryteria, więc pod wskazany adres internetowy wysłali zgłoszenie. Jeszcze tego samego dnia oddzwoniła do nich z konkretna propozycją osoba, która zamieściła ów ogłoszenie. Przedstawiła się jako Justyna, powiedziała, że jest przedstawicielem firmy podjęliśmy, więc rozmowy - mówi Albert. Po krótkiej wymianie zdań poinformowano ich, że już następnego dnia mogą ruszać z pracami. Praca, o której była mowa była poza Londynem, w miejscowości Farnborough, gdzie też według umowy się zjawili. Na miejscu zastali jedynie pracownika firmy, Irlandczyka, wykonującego w mieszkaniu obok podobne zlecenie. Potwierdził, iż są oczekiwani dwaj pracownicy z Polski. Niezwłocznie zaczęli pracę. Tego samego dnia, a był to wtorek, zadzwonili do Justyny w sprawie umowy o pracę. Oddzwoniła do nas, gdyż nigdy sama nie odbierała telefonów mówiąc, że w piątek będzie manager firmy o imieniu Cleif i on tę sprawę załatwi, jako, że właściciel firmy już ją podpisał - dodają. W umówionym czasie i umówionym (przez Justynę) miejscu czekali na szefa. Na próżno. Dowiedzieli się później, iż w tym samym czasie był on w zupełnie innym miejscu. Czy z umową, tego oczywiście dowiedzieć się nie sposób. Faktem jest, iż przez cały okres pracy czyli 11 dni, nie otrzymali żadnego dokumentu świadczącego o jakiejkolwiek współpracy między obu stronami. Skontaktowali się, po raz kolejny z „przedstawicielem firmy” - Justyną. Poinformowali o skończonej pracy, pytając, co dalej. Odpowiedziała, iż skontaktuje się z Cleifem, aby odebrał pracę i ją ocenił. Umowa ustna zawarta na początku mówiła o kwocie tysiąca funtów na osobę. W efekcie skończyło się na kwocie £700. Teoretycznie, gdyż powyższych pieniędzy mieli już nie zobaczyć. Ten sposób „zbijania” umówionej kwoty powtarzali zresztą później również i inni, którzy mieli okazję współpracować z ową firmą i Justyną.

Kolejna propozycja...
Jeszcze tego samego dnia Justyna, sms-em przesłała jednak obu mężczyznom propozycję następnej pracy, tym razem w Londynie. E-mailem otrzymali adres, pod który mieli się zgłosić. Na miejscu, od foremna (brygadzisty) dowiedzieli się, iż za pomalowanie mieszkania (2 pokojowego) dostaną po... £50 na osobę! Skontaktowali się z Cleifem - managerem, odmawiając przyjęcia zlecenia. Zdziwiony odpowiedział im, że przecież powinni się cieszyć z propozycji, gdyż zazwyczaj płaci za tego typu usługę £40, ich podwyższona kwota jest wynikiem... premii za dobrze wykonaną poprzednią pracę! Umówili się z nim jeszcze w poprzednim miejscu, w Farnborough, w celu sfinalizowania ustaleń dotyczących skończonej już pracy. Nie przyjechał. Telefonicznie poprosili o telefon do biura. Otrzymali go, dowiedzieli się przy tym, że należne im pieniądze zostały zabukowane do zapłaty, a jakiego powodu nie ma na ich kontach przelewu, tego nie wie. W biurze tymi sprawami miała się z kolei zajmować niejaka Jeanette. Z nią jednak, ani Albert, ani Mieczysław, ani nikt inny nie miał przez okres kilku ostatnich miesięcy rozmawiać. Justyna zaś, tradycyjnie, nie odbiera od nikogo telefonów. Jedyny kontakt był z jej chłopakiem, Andrzejem, który także pracuje w firmie. Odpowiedzialna za wszystko jest firma. To ona jest zobowiązana do wypłat należności. Poza tym cała sytuacja wiąże się z tym, iż wszystkie te osoby nie dotrzymały warunków umowy o standardzie pracy. Ja jestem tylko foremanem - poinformował telefonicznie. W siedzibie firmy zaś kilkukrotnie odesłano do wspomnianej Jeanette, która jest „gdzieś w terenie”. Na pytanie zaś, gdzie mieści się siedziba firmy, gdyż na stronie internetowej jest podany jedynie Kent.

...kolejni poszkodowani
Postanowiliśmy związku z nieotrzymaniem zapłaty i brakiem możliwości wyjaśnienia tej sytuacji postanowiliśmy na tej samej stronie internetowej zawrzeć ogłoszenie ostrzegawcze: poszukujemy osób poszkodowanych przez Justynę (tu pada nazwisko), przedstawiającą się jako przedstawiciel angielskiej firmy dekoratorskiej. Firma nie wypłaca należnych pieniędzy - dodaje z kolei Agnieszka. Następnego dnia ukazało się sprostowanie, podpisane przez Justynę. Po kilku dniach oba ogłoszenia zdjęto. W poprzednią sobotę Agnieszka, Albert i Mieczysław ponowili jeszcze raz próbę skontaktowania się z innymi, ewentualnie poszkodowanymi osobami. - Nie wiedzieliśmy, czy ktoś odpowie na nasz apel. Jednak ilość odpowiadających przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewaliśmy się, iż to zjawisko ma aż takie rozmiary... - dodają. W ciągu kilku pierwszych dni zgłosiło się już do nich kilkunastu poszkodowanych, te z kolei mówiły o kolejnych znajomych oszukanych. W związku z tym część zainteresowanych już postanowiła dochodzić swoich praw przed brytyjskim wymiarem sprawiedliwości, zawczasu zgłaszając sprawę w Citizen Advice Bureau. Jesteśmy jednak przekonani, iż większość takich osób po porostu jeszcze się nie ujawniła - stwierdza na zakończenie Albert.


„Daj sobie spokój, bo możesz wrócić w czarnym worku...”
Osoba1 (imię i nazwisko znane redakcji):
Pracowałem tam od połowy października. Na początku Andrzej zapewniał, że wszystko jest i będzie ok. Pierwszy przelew dostałem jednak po trzech tygodniach. Dostałem wówczas £200 zamiast obiecanych £1400. W grudniu, gdy przyszedł Marcin, brat Andrzeja było już jeszcze gorzej. Zamiast obiecanych £800 dostałem jedynie £60, do których „dorzucono” mi jeszcze kolejnych £40. Ze strony Andrzeja były w dalszym ciągu zapewnienia, iż jeszcze przed świętami wszystko będzie wyrównane. Wyjechałem na święta do Polski wystawiając czekiem opłatę za mieszkanie. Po przyjeździe miałem problem w bank, gdyż obiecanych pieniędzy oczywiście nie otrzymałem. Nie otrzymałem należności także za ostatni flat, który remontowałem. Odeszłam. Straciłem tam ok. £2000. Wiem jednakże o wielu osobach, które także nie dostały swoich pieniędzy.
Osoba2:
Pracowałem tam wraz z kolegą 2 tygodnie przed świętami. Mieliśmy dostać £1800, dostaliśmy tylko £800. Obaj straciliśmy po £500. Dzwoniłem, aby to wyjaśnić. Od Andrzeja dowiedziałem się, „że mam dać sobie z tym spokój, bo mogę wrócić w czarnym worku”. Wiem, że wmieszanych w to jest 4 czy 5 osób, że grożą im w Polsce wyroki i że głównie z tego powodu działają tu.
Osoba3:
Do niedawna nie robiłem sobie większych nadziei na odzyskanie pieniędzy. Andrzej zapewniał mnie prawie regularnie, że „w piątek wszystko będzie załatwione”. I nic. Mam więc nadzieję, iż wspólnie z innymi poszkodowanymi ruszymy tę sprawę. Ja, dla przykładu, straciłem tam £1700.
Osoba4:
Pracowałem w tej firmie przez trzy tygodnie, na przełomie stycznia i lutego. Rozmawiałem też wielokrotnie, głównie z Cleifem o zaistniałej sytuacji. Byłem tradycyjnie przez niego, jak i innych zbywany. Z obiecanych £2400 dostałem tylko £400. Wynająłem, więc już swojego adwokata. Mają określoną ilość dni na udzielenie mi odpowiedzi.
Osoba5:
Byłem tam od końca listopada, aż do końca grudnia. Za pierwszy tydzień dostałem £280 zamiast £311. Później natomiast nie wypłacono mi już całej kwoty za umówioną pracę - niespełna tysiąc funtów. Chciałem to jakoś wyjaśnić, ale nie było, z kim rozmawiać. Marcin, brat Andrzeja odebrał raz słuchawkę, mówiąc, że akurat prowadzi auto i nie może rozmawiać. Więcej już nie miałem takiej możliwości. Z kolei Jeanette w biurze złapać jest nie sposób, a Lou, facet z office’u mówi, że ich to nic nie obchodzi, gdyż pieniądze były zabukowane. Ten problem można już tylko rozwiązać prawnie.

Osoby, które spotkała podobna historia, prosimy o kontakt z redakcją pod nr 087-00414686.

DAREK ZELLER

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska