01/03/2006 07:54:16
Niedawno przekonali się o tym Michał i Olgierd, którzy ogłoszenie o rzekomej pracy w Leeds znaleźli na Londynku - jednym z polskojęzycznych portali internetowych działających w Wielkiej Brytanii.
Pilnie poszukuję 20-30 osób od zaraz, na stałe, do czyszczenia beczek Karcherem, nr... - ogłoszenie tej treści przykuło uwagę mężczyzn pozostających od kilku tygodni bez pracy. Obaj przyjechali do Anglii pół roku temu ze wschodniej Polski, gdzie perspektywy znalezienia i podjęcia pracy są nikłe. -Pracowaliśmy zazwyczaj na budowach, jednak były to tylko prace dorywcze. Dlatego, jak tylko przeczytaliśmy to ogłoszenie w Internecie, niezwłocznie postanowiliśmy zadzwonić.
Szef zamyka listę
Telefon odebrał mężczyzna, który przedstawił się jako Darek - mówi Olgierd. Poinformował on chętnych podjęcia pracy mężczyzn, iż jest pracownikiem miejscowej firmy chemicznej. Dodał także, iż został przez firmę upoważniony do zrobienia naboru na wymienione w ogłoszeniu stanowisko. „Co prawda szef zamyka już listę, ale dwie osoby jeszcze mogę wziąźć. Proszę się zgłosić jutro” - dodał na zakończenie telefonicznej rozmowy. Następnego dnia, w ubiegły piątek pojechali, więc z Londynu do Leeds. Wedle umowy, o 21-ej czekali już na niego na miejscowym dworcu. Po półtorej godzinie, gdy spotkanie wciąż się odwlekało, zadzwonili do niego. Powiedział, iż „jest bardzo zajęty, ale za 10 minut przyjedzie”. Po tym czasie, gdy wciąż jeszcze go nie było, zadzwonili raz jeszcze. Prosił, aby dojechali na dzielnicę Boston do pubu Broadway. Gdy już dojechali okazało się, iż mieszkanie, w którym mieli zamieszkać znajduje się dokładnie po drugiej stronie ulicy, pod nr 364. Prosto z pubu Darek zaprowadził ich tam. - W dwu piętrowym mieszkaniu znajdowało się kilka, bodajże sześć. W każdym z nich były, co najmniej trzy osoby, było to trochę dziwne, ale dostaliśmy zapewnienie, że to tylko miejsce tymczasowe - dodaje Michał.
Praca w fabryce miała odbywać się pięć razy w tygodniu po 9 godzin dziennie, z możliwym nadgodzinami. Stawka początkowa - £7,5/h. Darek pobrał jeszcze od każdego z nich po £120 (£40 pokój i £80 dwutygodniowy zastaw), po czym kazał czekać. Następnego dnia ok.20 osobowa grupa, w której kilka osób przyjechało tam bezpośrednio z Polski, nie doczekała się jednak na informację o terminie podjęcia pracy. Na domiar złego w domu nie było ani prądu, ani gazu. Szczęśliwym trafem jednak do mieszkania zawitał jego właściciel - Colin. Sprawiał wrażenie zdziwionego całą sytuacją, zakupił więc dwie karty pięciofuntowe służące do uzupełnienia gazu i obiecał postarać się wznowić dostawę prądu. Darek przyszedł dopiero wieczorem, powiedział, że w niedzielę rano leci w ważnych sprawach do Polski, jednak wieczorem będzie już z powrotem i powie, kiedy zaczną pracę.
Przyprowadził kolejne osoby
Jeden z lokatorów dowiedziawszy się, do jakiego miasta rzekomo udaje się Darek, wręczył mu także £50, aby przekazać w Polsce swojej dziewczynie mieszkającej w tym samym mieście. Mieliśmy już wówczas różne myśli. Uznaliśmy jednak, że jeśli faktycznie około godz. 14-15 pieniądze te dziewczyna w Polsce otrzyma, to nie jest to przysłowiowy kant. Jeśli jednak nie, to... - nie dokończają zdania. Następnego dnia, czyli w niedzielę oczekiwanej informacji od dziewczyny nie było. Zjawił się za to „pomocnik” Darka, ok. 20-letni chłopak, który... przyprowadził kolejne trzy osoby, które przyjechały do Leeds prosto z Żywca. Łącznie w domu przebywało już 26 osób. Spytaliśmy trzech nowoprzybyłych, czy wcześniej był jeszcze ktoś z nimi. Odpowiedzieli, że przywiózł ich... niejaki Darek. „To był znak, że sprawy przybrały dla nas zły obrót. Szczególnie, iż czterech lokatorów domu przyznało się, iż wiedzą niby o wszystkim i załatwiły już sobie u niego pracę, której reszta nie będzie miała. Po czym z ironicznym uśmiechem wyszli na spotkanie z Darkiem. Michał, Olgierd i pozostali lokatorzy postanowili, iż kilka osób, wychodząc pojedynczo, pójdzie za nimi, śledząc „kombinatorów”. Dziesięć osób pozostało w domu. Trop zaprowadził do pobliskiego pubu.
Nakaz opuszczenia domu
Pierwsze zaskoczenie przeżyli, gdy uderzony został przez Darka... jego ok. 20-letni „wspólnik”. Bez ogródek dowiedzieli się, że za to, „iż przyprowadził ludzi... nie do tego domu, do którego powinien”! Za chwilę pod pub przyjechało auto z sześcioma osiłkami uzbrojonymi w kije bejsbolowe. Jednakże przed nieuchronną bójką uchronił zebranych... Darek. Po prostu nakierowując bandę na tych, którzy zostali w domu. Niestety, zanim cała grupa przyszła do domu, znajdujący się wewnątrz współlokatorzy byli już pobici. „Niektórzy dość dotkliwie, więc sytuacja stawała się dość dramatyczna. Zwłaszcza, że kilkoro z nas, ci, którzy mieszkali „na piętrze”, a było ich siedmioro, dostali nakaz opuszczenia domu do piątek rano. Nie powiedziano tego wprost, ale wiedzieliśmy, iż robią już miejsce dla następnych” - dodają.
Następnego dnia rano, Darek przyszedł z aplikacjami do wypełnienia. Osoby, które pozostały, miały bowiem w niedługim czasie rozpocząć rzekomo pracę. „Na tej, „aplikacji” znaleźliśmy informacje, że osoby zatrudnione będą pracowały nie przy czyszczeniu jakichś beczek, ale w ... rzeźni. To już nam wystarczyło. Oznajmiliśmy, że wycofujemy się ze „współpracy” - dodają niedoszli pracownicy firmy chemicznej. Zadzwonili do znajomego, by jak najszybciej odebrał ich z Leeds.
Reszta koczuje na Victorii
W międzyczasie otrzymali już Darka i pozostałej jego bandy nakaz, by „w ciągu 10 minut spakować się i sp...ć stąd”. Dla własnego bezpieczeństwa opuścili dom, w którym pozostało kilkanaście, wciąż wierzących w możliwość otrzymania pracy, osób. Co ciekawsze, kilkaset metrów od feralnego miejsca napotkali patrol policji. Po wyjaśnieniu i opisaniu sytuacji z dwóch ostatnich dni dowiedzieli się z kolei... że pieniądze ich w takim razie już przepadły, a najlepszym rozwiązaniem jest po prostu... wyjechać z Leeds! „Byliśmy w takim stanie, że nawet nie byliśmy tym tak bardzo zaskoczeni, dopiero jak teraz to wspominam, to naprawdę się dziwię takiej sytuacji. Może gdybyśmy bardziej nalegali... - wspomina Michał.
W poniedziałek wieczorem, już po powrocie postanowili zadzwonić do „współtowarzyszy niedoli” z Leeds. Okazało się, iż niebawem po ich wyjściu, do mieszkania wkroczyła znana już im banda. Przed wyrzuceniem na bruk splądrowano jednak pozostałym bagaże, niektórym zginęły telefony, komuś tam odtwarzacz MP3, innemu zaś £100. Nieliczni z nich wrócili do Polski, kilku znalazło opiekę u znajomych. Reszta koczuje obecnie na Victorii.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to Polak oszukuje Polaka i korzysta najzwyczajniej z biedy. Dlatego warto w takich sprawach przed podjęciem decyzji sprawdzić wszystkie możliwe dokumenty i wziąć dane osoby, z którą się rozmawia. My tego nie zrobiliśmy, może jednak ktoś, kto to przeczyta zastanowi się i uchroni przed konsekwencjami błędnego kroku... - podsumowują mężczyźni.
Na polskich stronach internetowych wciąż regularnie ukazują się ogłoszenia typu: „Nowo otwarta fabryka w Leeds zatrudni od zaraz 20-30 osób, na stałe. Praca polega na oczyszczaniu beczek plastikowych, wynagrodzenie... nr...”. Zmienia się w nich tylko numer telefonu. I dane „pracodawcy”...
DAREK ZELLER
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...