MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

25/02/2006 09:00:57

Wielka jest cena emigracji

Orest w połowie Ukrainiec, w połowie Polak, do Londynu przyjechał pięć lat temu. We Lwowie, gdzie mieszkał, zbankrutowała fabryka i stracił pracę. Wtedy zdecydował się wyjechać z ojczyzny. Od tamtego czasu nie był w domu, nie widział swojej żony, ani swojego syna...Spotkanie zupełnie przypadkowe. Wybrałam się z koleżanką na zakupy, a że byłyśmy akurat bezpośrednio po pracy i bez obiadu, postanowiłyśmy coś zjeść na mieście. Frytki – padł wybór na to, na co miałyśmy właśnie ochotę.

Polish Expres - Polski tygodnik w Wielkiej Brytanii

Zanim na Hammersmith, gdzie byłyśmy, znalazłyśmy restaurację, minęło kilka minut. Ale do rzeczy... Kiedy tam weszłyśmy zauważyłyśmy prawie samych Turów w obsłudze. Wielkie było nasze zdziwienie, gdy nagle podszedł do nas około czterdziestoletni mężczyzna o słowiańskich rysach twarzy. W języku angielskim złożyłyśmy zamówienie i usiadłyśmy. Po chwili mężczyzna podszedł do naszego stolika i po polsku powiedział ile mamy zapłacić. - No co, przecież jesteście panie Polkami... – powiedział „podejrzanie” dziwną polszczyzną. Od słowa do słowa, okazało się, że ów człowiek pochodzi z Ukrainy. Naszego języka nauczyła go matka, która była Polką.
 
Fabryka zbankrutowała
- Mieszkałem we Lwowie, gdzie też pracowałem w „Elektronie”. Pewnie pani pamięta taką fabrykę produkującą telewizory. Wysyłaliśmy je do: Polski, Węgier, Rumunii, Niemiec, a nawet na Kubę. To była dobra marka. Niestety, zbankrutowaliśmy – zaczął opowiadać pan Orest, czujnie rozglądając się, czy w restauracji nie pojawili się jacyś nowi klienci. Mężczyzna z rodziną na głowie stracił źródło dochodu, a o kolejną pracę w jego kraju nie było łatwo. Zbieg okoliczności spowodował, że z dnia na dzień zmienił swoje życie. – Kolega akurat mieszkał w Londynie. Zadzwonił do mnie, że ma dla mnie pracę – relacjonował dalej, tłumacząc, że dużo czasu nie potrzebował na podjęcie decyzji. Kupił bilet, pożegnał się z rodziną i przyjechał na Wyspy.  – Na miejscu okazało się, że miałem zająć jego miejsce w tej restauracji, w której do dziś sobie dorabiam – opowiadał. Na tym stanowisku pracował dwa lata. – Potem zmieniłem stanowisko, ale cały czas jednak pracuję tutaj po godzinach – mówił, na chwilę opuszczając nas, by przyjąć kolejne zamówienie.
 
Z rodziną na odległość
Kiedy po kilku minutach wrócił do stolika, zaczął opowiadać o swojej rodzinie. – Tutaj mieszkam sam. Moja żona i 19-letni syn zostali na Ukrainie. Przez te pięć lat, kiedy tu jestem, ani razu nie byłem w domu i ani razu się nie widzieliśmy – przyznał. – Szczerze mówiąc jednak na tęsknotę nawet nie mam czasu. Praktycznie cały czas pracuję. Szkoda mi też pieniędzy na to, by pojechać na odwiedziny. Ich też nie mogę tu sprowadzić. Nie jesteśmy, tak jak Polska w Unii. My misimy mieć wizy... – ubolewał. Tymczasem, jak mówił, pieniądze są potrzene i o wiele łatwiej jest zarobić je tutaj, niż w jego ojczystym kraju. – U nas nadal jest ciężko o pracę. Ciężko się żyje, więc każdego funta wysyłam do domu – przyznał, jednak mimo wszystko, z sentymentem myśląc o rodzinnych stronach. – Razem żyjemy na odległość. Wysyłamy sobie paczki, fotografie, dzonię do żony i syna. Wszystko, co się w domu dzieje, wiem – mówi, zaznaczając z dumą, że jego syn na Ukrainie studiuje finanse i rachunkowość.
     
Moja mama była Polką
Kiedy pytamy go o pochodzenie, wjaśnia, że w połowie jest Polakiem. – Moja matka była Polką. Pochodziła z rejonu Busku. To jest około piećdziesiąt kilometrów od Lwowa – mówił. – U nas jest taka tradycja, że kiedy w mieszanych małżeństwach rodzi się córka, to nadaje się jej polskie imie. Jeśli syn – tak, jak to było w przypadku moim i mojego brata – imię ukraińskie – wyjaśniał pochodzenie swojego imienia. Na pytanie, czy chce wracać do kraju i do rodziny, bez zastanowienia odpowiada. – Tak. Już czas. Chcę wrócić jeszcze w tym roku. Może już tego lata. Żona bardzo mnie o to prosi... – tłumaczył. Mimo że jest tutaj już pięć lat, to cały czas nie przyzwyczaił się do tutejszego stylu życia, do tego jedzenia, do obyczajów. - Od kiedy tu mieszkam cały czas sam przygotowuję sobie potrawy oparte na mojej ojczystej kuchni. Zupełnie nie odpowiada mi: fasola, bekon, tosty. Zdecydowanie bardziej wolę nasz rodzinny kapuśniak, barszcz ukraiński czy zupy owocowe...  – skwitował.

Katarzyna Reczek
 
Orest w Londynie pracuje od pięciu lat. W tym czasie ani razu nie był w ojczyźnie i ani razu nie widział żony i dziecka, którzy cały czas czekają na niego we Lwowie.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska