20/02/2006 08:46:20
Z pewnością jednak są też osoby, które poprzez swoją oryginalną inicjatywę pokazują, iż kreatywność połączona z niekonwencjonalnym pomysłem jest środkiem, który pomoże wypłynąć na powierzchnię wymagającego, brytyjskiego rynku pracy.
- Chciałem wejść w spółkę z Polakiem choćby po to, by pokazać, że Polak potrafi i może tutaj zrobić coś dobrego i użytecznego - mówi Bartosz Miernik, pomysłodawca i współwłaściciel Traditional Rickshaw Ltd, firmy zajmującej się przewozem rikszami po ulicach Londynu.
Z Tomaszem Myśko, wspólnikiem, poznali się w styczniu ubiegłego roku. Bartek był wówczas już w Londynie od roku. Przyjechał jeszcze przed otwarciem granic Unii Europejskiej. Tomek mieszkał w Anglii już kilka lat temu i znał dobrze tutejsze realia. Obaj mieli zapał do pracy i pomysły, choć początki jak zwykle były trudne. - Przyleciałem tu z żoną w styczniu, uciekając przed brakiem perspektyw i przeciętnością, chcieliśmy „zmierzyć się” z Londynem i już tu zostaliśmy. Imałem się różnych zajęć, między innymi roznosiłem ulotki jednak cały czas myślałem nad możliwością założenia własnego interesu - wspomina Bartek.
Od pomysłu do realizacji
- Duża zasługa w tym mojego Taty, który zawsze powtarzał mi „ucz się, ale nie po to żeby znaleźć dobrą prace, tylko żeby dawać dobrą pracę”. Robiłem po trzydzieści kilometrów dziennie, to była istna katorga, wówczas zrodził się w mojej głowie, najpierw pomysł, a w wkrótce rikszowy biznes plan - dodaje. W Łodzi wyszukał firmę produkującą riksze, a już w październiku sprowadził pierwszych 5 sztuk. W listopadzie rozpoczął działalność. W styczniu zaś dołączył do niego Tomek, posiadający wykształcenie techniczne, doświadczenie na stanowiskach managerskich w zarządzaniu dużymi projektami oraz grupami ludzi (w kilku wiodących polskich firmach), a także, co ważne, był właścicielem rowerowej firmy kurierskiej w Warszawie. Od tego czasu działają wspólnie, prowadząc Traditional Rickshaw Ltd. Ich biznesplan zakładał m.in. niezbędne rozszerzenie floty. Riksze z Łodzi reprezentowały niski poziom techniczny, były też dość awaryjne. W firmie produkującej je wychodzono, bowiem z założenia, że „i tak będzie się psuło” - mówi Tomek. Znaleźli w na Pomorzu Wytwórnię Rowerów Nietypowych. Pojazdy były ponad dwukrotnie droższe, jednak reprezentowały sobą wysoki poziom techniczny i gwarantowały odpowiednio długą eksploatacje. Dokupili w marcu pięć kolejnych sztuk. Było już wówczas 10 riksz w ich posiadaniu. Poszukiwali zarazem bazy, którą znaleźli niebawem przy moście Westminster. Zbyt kłopotliwe było bowiem codzienne dowożenie sprzętu na miejsce.
Bezpieczny transport
Nasze, charakterystyczne, żółto-niebieskie riksze są jedynymi, które mają siedziska z przodu. To niewątpliwie zapewnia większy komfort naszym klientom - dodaje Tomek. Obrali najbardziej uczęszczane części miasta. Już po pierwszym miesiącu, z uwagi na dużą ilość chętnych do podjęcia tej pracy, zabrakło riksz. Postanowili jeszcze raz powiększyć flotę zamawiając kolejne cztery sztuki. Dużo czasu wówczas spędzaliśmy na przygotowywaniu sprzętu do możliwie najwyższego standardu technicznego, zapewniającego bezpieczny wyjazd i powrót z miasta. Np. piasty przerabialiśmy sami wg. własnego projektu. Trochę też ryzykowaliśmy, nie chcieliśmy bowiem z nikim konkurować, szczególnie cenowo, a raczej współdziałać i przekonywać klientów do siebie jakością usługi - dodają. Jako jedyna firma „w branży” gwarantują serwis na mieście, choć, jak dotychczas nie było większych problemów od strony technicznej. Co najważniejsze jednak, riksza jest również transportem bardzo bezpiecznym, co chwalą sobie szczególnie korzystający z tego rodzaju lokomocji, klienci. Dotychczas nie zanotowano bowiem żadnego wypadku z ich udziałem.
Przez konkurencję zostali już w pełni zaakceptowani. Poznano się na ich działalności, więc w różnych sytuacjach współpracują z sobą. Np. w razie ewentualnego zagrożenia lub obsługi większej grupy ludzi.
Zauważyliśmy, iż obecnie do dobrego tonu należy korzystanie z riksz, np. wychodząc z teatru czy różnorakich przyjęć - mówią wspólnicy. Ich pojazdy były już też wykorzystywane podczas ślubów wówczas parad. To także zasługa riksz „eksponujących pasażerów” siedzeniami umieszczonym z przodu.
Plany na przyszłość
Bartek i Tomek już teraz myślą jednak o ciągłym rozszerzaniu działalności. W połowie marca wyjedzie na ulice Londynu 30 kolejnych ich riksz. Są one aktualnie w ostatniej fazie produkcji. - Oczywiście w oparciu o własne projekty, zapotrzebowanie i doświadczenie. To dość trudny proces, ponieważ nie ma jednego źródła, skąd można wziąć materiał. Kiedyś produkcja rowerów i osprzętu odbywała się w Bydgoszczy. Teraz z kolei w różnych miejscach Polski, częstokroć w małych warsztatach - mówi Tomek. To, jak dodaje, ma istotne znaczenie, gdyż sam fakt, z jakiego materiału jest wykonany sprzęt, czy jest wystarczająco trwały i solidny, wpływa później na obsługę klienta i jej jakość.
W przyszłości planują także wyjść ze swoją ofertą poza Londyn, np. do Brighton, Oxfordu i Manchesteru. Ale chęć tu nie wystarczy, to dość duża inwestycja, należy liczyć siły na zamiary. Riksza musi wytrzymać 3-4 sezony, a do tego czasu jej wszelkie koszty z nią związane z jej amortyzacją muszą się zwrócić - twierdzą zgodnie.
Praca w tej branży nie jest jednak zajęciem „lekkim, łatwym i przyjemnym”. Osoby pracujące w tym zawodzie muszą być błyskotliwe i elokwentne. Znać język angielski i historię miasta i jego zabytków. No i oczywiście posiadać kondycję i wytrwałość, by móc utrzymać się w tym zawodzie. To ludzie odpowiedzialni, znający przepisy ruchu drogowego i rozumiejący ludzi. Pełnią często rolę „spowiedników”, którzy muszą wysłuchać ludzkich problemów - mówią Bartek i Tomek. Najważniejsze jednak, jak dodają, są chęci do pracy.
Wzajemna satysfakcja
Na polskich rikszach pracują nie tylko Polacy, choć jest ich większość. Jeździł także, np. Anglik i Dunka. Jest też, co ciekawe, student prawa i v-ce mistrz Polski juniorów w boksie. A do niedawna był również wnuk ambasadora Polski w USA. Wszyscy rikszarze pracują, mając założoną własną działalność. Wynajmują pojazdy, opłacając tygodniowy rent. Natomiast pieniądze pobierane od klientów są ich czystym zyskiem. Cena usługi zaś to (około) £5 za milę, dla jednej osoby i £10 za dwie. W ten sposób w firmie panują jasne i proste zasady współpracy, czego wynikiem jest wzajemne zaufanie i wzorcowa atmosfera. Wkładamy w to dużo serca i pracy, najważniejsze jest więc, iż przynosi to wszystkim satysfakcję - dodają na zakończenie Bartek i Tomek.
DAREK ZELLER
redakcja@polishexpress.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...