MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

09/02/2006 14:26:47

Polska ośmiornica. Nie tylko Slough

Od kilku już lat działa i kwitnie w najlepsze, w Slough interes polegający na sprowadzaniu z Polski pracowników do robót, których faktycznie nie ma i najczęściej nie było. Nasi rodacy są następnie naciągani na różnorakie opłaty, po czym w efekcie, w zdecydowanej większości lądują na bruku. Jednak tego typu „interes” to nie tylko Slough. - Istnieje, bowiem kilka grup działających w ten sposób na terenie całej niemal Anglii. Może to i smutne, ale niestety prawdziwe - przyznaje Szymon, do niedawna jeszcze członek jednej z nich.

 


Grupa osiłków
Do Anglii przyjechał przed dwoma laty. W Koszalinie, gdzie mieszkał perspektywy na pracę były takie, jak i w całym kraju, czyli nikłe. - Przed dwoma laty zobaczyłem w jednej z gazet ogłoszenie o możliwości pracy w Anglii. Zadzwoniłem i po trzech dniach byłem już na Victorii - wspomina. Stąd, wraz z trzema innymi przybyszami z Polski dotarł do Slough, gdzie według ustnej umowy miał otrzymać lokum i podjąć pracę. Na umówione wcześniej miejsce przyjechał po nich Mariusz, zwany w światku jako „Maniek”. Zawiózł ich na Goodman Park. Wpłacili po £80 tygodniowego depozytu za mieszkanie oraz po £160 kosztem „znalezienia pracy”. Dalej sytuacja potoczyła się zgodnie ze znanym już scenariuszem. Po kilku godzinach wpadła grupa osiłków, wyrzucając ich z mieszkania. Mieli zrobić miejsce dla następnych. Szczęśliwym trafem udało im się jeszcze namówić jednego z napastników na wskazanie miejsca, gdzie mogliby przynajmniej przenocować. Zawiózł ich do niejakiej Marii, która obiecała pomoc i znalezienie mieszkania, jako, że sama mogła ich przytrzymać jedynie przez jedną noc. Następnego dnia trafili do Krystyny. To dość popularne w światku imię - dodaje z uśmiechem Szymon. Pani Krystyna, osoba miła i mało konfliktowa, za dach nad głową nie żądała pieniędzy „pieniędzy góry”.
8 funtów na łebka
Znana była jednak z tego, iż miała pod swoją opieką 12 mieszkań, a osoby u niej pracujące zarabiały głównie tylko na swoje utrzymanie, pracując jedynie 2-3 dni w tygodniu. Wielu było takich, którzy to zaakceptowali. To dziwne, ale to prawda. Ja tak nie chciałem, znalazłem, więc inną pracę na swoją rękę, a po pierwszej wypłacie wyprowadziłem się stamtąd - mówi.
Praca w firmie budowlanej sprawiła, że dość szybko stanął na nogi. Z czasem jednak pracodawca coraz częściej zaczął oszukiwać, postanowił znaleźć nowe zajęcie. Nieoczekiwanie dostał propozycję pracy wśród tych, przez których był na samym początku oszukany. Wziął pod uwagę plusy i minusy, a od jesieni 2004 roku był już jednym z nich. Praca polegała na odbieraniu z dworca w Birmingham przybyszów z Polski i odwożeniu ich „na miejsce” do odległego o ponad 100 mil Slough. - Codziennie woziliśmy po kilkanaście takich osób. Dostawaliśmy od 5 do 8 funtów za łebka. Tygodniowo wychodziło to nawet 500-600 funtów - wylicza Szymon i dodaje. - Wszyscy byli przekonani, że będą tam mieszkać. Interes polegał też na tym, że owych przyjezdnych wożono okrężną drogą do jednego z domów, tam ich „kasowano” (pobierano opłaty). Nieszczęśnicy zostawiali swoje bagaże, po czym zabierano ich busem do rzekomej pracy. Po drodze zostawali wyrzuceni, znajdując się bez bagaży, pracy i dachu nad głową, na przysłowiowym i dosłownym bruku.
Interes kwitnie
Jeszcze inną metodą jest wykorzystywanie rodaków do niskopłatnych prac. Krystyna, osoba znana w środowisku z tego, że to właśnie ona „stoi” za większością związanych tam z oszukanymi Polakami interesów, ma bowiem niepisany układ z miejscową, „hinduską” agencją pracy. Osoby zatrudnione pracują zazwyczaj za nikłe wynagrodzenie, albo np. przez dwa dni w tygodniu, albo też zostają oszukane i zostają nawet bez tychże pieniędzy. Tak czy inaczej „szczęśliwcom” płaci Krystyna, a nie agencja. To i tak tylko wierzchołek góry lodowej. Prawdą jest, bowiem, że interes kwitnie, ale tak jest już od momentu otwarcia granic po rozszerzeniu Unii Europejskiej. Wcześniej istniała jedna grupa. Później natomiast w miarę przypływu Polaków, zaczęło się to rozkręcać. Powstało kilka niezależnych, ale współpracujących z sobą grup, m.in. w Birmingham, Manchesterze i dwie w Londynie - dodaje Szymon. On z kolei pracował dla Marka z Birmingham. Jednakże tylko do połowy marca 2005 roku. Miałem tego dość. Finansowo było, co najmniej nieźle, ale za to kosztem innych. Ja już tak nie mogłem, więc odszedłem, a raczej uciekłem - dzieli się wrażeniami.
Obecnie mieszka w okolicach Hunslow i pracuje „w budowlance”, czyli fachu, który mówi „zna najlepiej”. Wie, że byli „pracodawcy” wciąż go szukają, chcąc się na nim zemścić. - To nie jest dla mnie aż tak ważne. Znacznie ważniejsze jest to, że obecnie wszystko, co mam, zawdzięczam sobie i własnej pracy. Jestem przekonany, że pomimo błędów z przeszłości, ten akurat krok wykonałem w dobrym kierunku - kończy Szymon.

Darek ZELLER

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska