09/02/2006 14:26:47
Grupa osiłków
Do Anglii przyjechał przed dwoma laty. W Koszalinie, gdzie mieszkał perspektywy na pracę były takie, jak i w całym kraju, czyli nikłe. - Przed dwoma laty zobaczyłem w jednej z gazet ogłoszenie o możliwości pracy w Anglii. Zadzwoniłem i po trzech dniach byłem już na Victorii - wspomina. Stąd, wraz z trzema innymi przybyszami z Polski dotarł do Slough, gdzie według ustnej umowy miał otrzymać lokum i podjąć pracę. Na umówione wcześniej miejsce przyjechał po nich Mariusz, zwany w światku jako „Maniek”. Zawiózł ich na Goodman Park. Wpłacili po £80 tygodniowego depozytu za mieszkanie oraz po £160 kosztem „znalezienia pracy”. Dalej sytuacja potoczyła się zgodnie ze znanym już scenariuszem. Po kilku godzinach wpadła grupa osiłków, wyrzucając ich z mieszkania. Mieli zrobić miejsce dla następnych. Szczęśliwym trafem udało im się jeszcze namówić jednego z napastników na wskazanie miejsca, gdzie mogliby przynajmniej przenocować. Zawiózł ich do niejakiej Marii, która obiecała pomoc i znalezienie mieszkania, jako, że sama mogła ich przytrzymać jedynie przez jedną noc. Następnego dnia trafili do Krystyny. To dość popularne w światku imię - dodaje z uśmiechem Szymon. Pani Krystyna, osoba miła i mało konfliktowa, za dach nad głową nie żądała pieniędzy „pieniędzy góry”.
8 funtów na łebka
Znana była jednak z tego, iż miała pod swoją opieką 12 mieszkań, a osoby u niej pracujące zarabiały głównie tylko na swoje utrzymanie, pracując jedynie 2-3 dni w tygodniu. Wielu było takich, którzy to zaakceptowali. To dziwne, ale to prawda. Ja tak nie chciałem, znalazłem, więc inną pracę na swoją rękę, a po pierwszej wypłacie wyprowadziłem się stamtąd - mówi.
Praca w firmie budowlanej sprawiła, że dość szybko stanął na nogi. Z czasem jednak pracodawca coraz częściej zaczął oszukiwać, postanowił znaleźć nowe zajęcie. Nieoczekiwanie dostał propozycję pracy wśród tych, przez których był na samym początku oszukany. Wziął pod uwagę plusy i minusy, a od jesieni 2004 roku był już jednym z nich. Praca polegała na odbieraniu z dworca w Birmingham przybyszów z Polski i odwożeniu ich „na miejsce” do odległego o ponad 100 mil Slough. - Codziennie woziliśmy po kilkanaście takich osób. Dostawaliśmy od 5 do 8 funtów za łebka. Tygodniowo wychodziło to nawet 500-600 funtów - wylicza Szymon i dodaje. - Wszyscy byli przekonani, że będą tam mieszkać. Interes polegał też na tym, że owych przyjezdnych wożono okrężną drogą do jednego z domów, tam ich „kasowano” (pobierano opłaty). Nieszczęśnicy zostawiali swoje bagaże, po czym zabierano ich busem do rzekomej pracy. Po drodze zostawali wyrzuceni, znajdując się bez bagaży, pracy i dachu nad głową, na przysłowiowym i dosłownym bruku.
Interes kwitnie
Jeszcze inną metodą jest wykorzystywanie rodaków do niskopłatnych prac. Krystyna, osoba znana w środowisku z tego, że to właśnie ona „stoi” za większością związanych tam z oszukanymi Polakami interesów, ma bowiem niepisany układ z miejscową, „hinduską” agencją pracy. Osoby zatrudnione pracują zazwyczaj za nikłe wynagrodzenie, albo np. przez dwa dni w tygodniu, albo też zostają oszukane i zostają nawet bez tychże pieniędzy. Tak czy inaczej „szczęśliwcom” płaci Krystyna, a nie agencja. To i tak tylko wierzchołek góry lodowej. Prawdą jest, bowiem, że interes kwitnie, ale tak jest już od momentu otwarcia granic po rozszerzeniu Unii Europejskiej. Wcześniej istniała jedna grupa. Później natomiast w miarę przypływu Polaków, zaczęło się to rozkręcać. Powstało kilka niezależnych, ale współpracujących z sobą grup, m.in. w Birmingham, Manchesterze i dwie w Londynie - dodaje Szymon. On z kolei pracował dla Marka z Birmingham. Jednakże tylko do połowy marca 2005 roku. Miałem tego dość. Finansowo było, co najmniej nieźle, ale za to kosztem innych. Ja już tak nie mogłem, więc odszedłem, a raczej uciekłem - dzieli się wrażeniami.
Obecnie mieszka w okolicach Hunslow i pracuje „w budowlance”, czyli fachu, który mówi „zna najlepiej”. Wie, że byli „pracodawcy” wciąż go szukają, chcąc się na nim zemścić. - To nie jest dla mnie aż tak ważne. Znacznie ważniejsze jest to, że obecnie wszystko, co mam, zawdzięczam sobie i własnej pracy. Jestem przekonany, że pomimo błędów z przeszłości, ten akurat krok wykonałem w dobrym kierunku - kończy Szymon.
Darek ZELLER
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...