17/01/2006 22:21:37
Silna obecność Polaków w Londynie to fakt. I nie chodzi tu jedynie o naszą liczebność, dzięki której rodzima prasa mówi o „województwie londyńskim”. To przede wszystkim realne i bez kompleksów przebijanie się Słowian znad Wisły w coraz to bardziej prestiżowych zawodach na brytyjskiej ziemi. Najpierw byli fachowcy budowlańcy, cieśle i sprzątaczki, teraz zaczęto doceniać polskich finansistów, prawników, lekarzy i artystów.
Po otwarciu przez Zjednoczone Królestwo swoich granic dla Polski, zaczęły też powstawać nowe ośrodki polonijne i organizacje, mające na celu nie tylko pomoc nowo przybyłym, ale także kształtowanie jak najlepszego wizerunku Polaków wśród tubylców.
Polacy w Londynie, tzw. świeża emigracja 2004-2005, często w ogóle nie wie, że są tu jakieś stowarzyszenia czy polskie kluby. Kiedy i z czyjej inicjatywy powstał Polish City Club?
Justyna Jackholt: Polish City Club powstał w czerwcu 2004 roku z inicjatywy grupy Polaków pracujących w londyńskim City. Wielu z nas , którzy tu pracujemy, znamy się ze spotkań przy okazji spraw biznesowych, a poza tym ta grupa nie była tak wielka. Napisaliśmy wspólnie statut, stworzyliśmy strukturę tej organizacji, natomiast honorowy patronat objął dr Stanisław Komorowski – ówczesny ambasador RP w Londynie, a następnie obecny – Zbigniew Matuszewski. Poza tym zaprosiliśmy osoby, które w Londynie spędziły już jakiś czas lub mają z Londynem coś wspólnego, zasłużonych nauce, działających w biznesie – i dziś mamy 18 członków honorowych. Wśród nich są nie tylko Polacy, ale także osoby przyjazne Polsce i jednocześnie takie, które przyciągają uwagę do naszej organizacji.
Radosław Illing: Poprzez kontakty z tymi ludźmi docieramy do innych osób. Staramy się też scalić grupę Polaków już tu będących i przyjeżdżających na bieżąco, stworzyć taką platformę do wymiany poglądów, żeby wypromować Polskę naszymi działaniami, codzienną pracą i tym, że się spotykamy – nie tylko w naszym wewnętrznym gronie, ale i na zewnątrz.
Czy w składzie zarządu coś się zmieniło od początku istnienia klubu?
RI: Justyna została wybrana prezesem 19 października 2005 roku, w pierwszych wyborach od czasu powstania klubu. Poprzednim prezesem był natomiast Piotr Michalik, jeden ze współzałożycieli.
JJ: Pierwszym przedsięwzięciem nowego zarządu była odsłona nowej strony internetowej. Chcieliśmy, aby strona oprócz informacji o klubie zawierała przydatne informacje dla odwiedzających. W tej chwili nasi członkowie, o już przetartych szlakach w Wielkiej Brytanii pracują nad poradnikiem dla tych, stawiających pierwsze kroki w brytyjskiej rzeczywistości biznesowej. Poza tym pracujemy nad kilkoma spotkaniami z ludźmi polityki, kultury i biznesu, które odbędą się w pierwszej połowie tego roku. Informacja o tych spotkaniach będzie umieszczona na naszej stronie internetowej. Umacniamy istniejące już kontakty z podobnymi organizacjami jak nasza i budujemy nowe - zarówno w Polsce, jak i Wielkiej Brytanii. Naszym celem jest organizacja jednego spotkania tematycznego w miesiącu oraz interaktywna strona internetowa, pozwalająca naszym członkom na wymianę doświadczeń.
Jak staracie się spełniać swoje cele?
JJ: Promować Polskę staramy się głównie przez swoją pracę - uważam, że to naturalny sposób na budowanie wizerunku Polski i Polaków. Naszą siłą są nasi członkowie. To osoby w większości związane z bankowością i finansami, pracujące w londyńskim City. Ale wśród nas mamy też muzyka z BBC Orchestra, dyrektora Museum of London, właścicielkę galerii, kilku prawników – i nadal szukamy innych grup zawodowych. Bardzo chcielibyśmy dotrzeć do lekarzy bo wiemy, że oni również stanowią znaczącą grupę.. W ich poszukiwaniu przeglądałam nawet Coolturę...
Jednocześnie postawiliśmy sobie za cel budowę pozytywnych kontaktów ze starą emigracją, staramy się do niej docierać poprzez organizację imprez o tematyce historycznej.Staramy się w ten sposób wyrazić nasz szacunek i uznanie dla ich dokonań dla Polski. Pierwszym naszym przedsięwzięciem w tym kierunku było spotkanie z panem prezydentem Ryszardem Kaczorowskim, na które zaprosiliśmy naszych członków – młode pokolenie – a jednocześnie członków tych starszych, istniejących tu od lat organizacji polonijnych. I ta współpraca układa się bardzo dobrze, choć starsza emigracja podchodzi do nowych ludzi z lekką niepewnością. Staramy się jednak przełamać w nich ten opór.
Kontynuacją tego rodzaju imprez będzie marcowe spotkanie, organizowane wspólnie z Instytutem gen. Sikorskiego. Spotkanie będzie próbowało przybliżyć młodemu pokoleniu losy starej emigracji
Inna inicjatywa, podjętą przez Polish City Club, jest cykl spotkań ze studentami w Polsce, poświęcony pracy w londyńskim City. W zeszłym roku odwiedziliśmy Szkołę Główną Handlową w Warszawie i Akademię Ekonomiczną w Poznaniu. Zaprosiliśmy do udziału w panelu kilku naszych członków, aby opowiedzieli, jak wyglądała ich droga zawodowa, która ostatecznie zaprowadziła ich do londyńskiego City. W Warszawie zaszczycił nas swą obecnością Jan Krzysztof Bielecki, który był jednocześnie moderatorem spotkania. Nasza inicjatywa miała bardzo dobry odzew, bo po tych prelekcjach wielu studentów spróbowało swoich sił w Londynie. W tej chwili wśród swoich potencjalnych członków mamy osoby, które wzięły udział w organizowanych przez nas panelach w polskich uczelniach.
RI: W najbliższej przyszłości chcemy takie spotkania zorganizować w Gdańsku i Szczecinie.
JJ: Chcemy pokazać, że uzyskanie dobrej pracy w Londynie jest możliwe, o ile dobrze się do tego przygotuje - zarówno merytorycznie, jak i psychicznie.
RI: Justyna wspomniała, że chcemy być łącznikiem między starą i nową emigracją. Mieliśmy jeszcze jedno spotkanie, poświęcone temu właśnie celowi. Była to promocja książki „Sprawa honoru - Dywizjon 303 Kościuszkowski - Zapomniani Bohaterowie II Wojny Światowej” Lynne Olson i Stanleya Clouda. To pasjonująca, błyskotliwie opowiedziana historia polskich pilotów myśliwskich, którzy przyczynili się do uratowania Anglii w czasie bitwy powietrznej w 1940 roku, oraz zdumiewającej zdrady, jakiej dopuściły się Stany Zjednoczone i Wielka Brytania pod koniec drugiej wojny światowej.
Promocja, zorganizowana wspólnie z Konsulatem Generalnym w Londynie, miała miejsce w polskiej Ambasadzie i odbiła się szerokim echem zarówno wśród kręgów starszej, jak i młodszej emigracji.
Jak Anglicy odnoszą się do Polish City Club, do samej idei zrzeszania się Polaków na brytyjskiej ziemi?
JJ: Wśród naszych członków mamy kilku Anglików. Są oni jak najbardziej pozytywnie nastawieni do naszej działalności i chętnie z nami współpracują. Zresztą jest w Londynie wiele innych tego rodzaju klubów, reprezentujących inne narodowości, a działających na bardzo podobnych zasadach, np. austriacki, bułgarski czy szwedzki, z którymi już nawiązaliśmy kontakt.
Generalnie Polacy są postrzegani jako szybko uczący się naród, skąd wywodzi się wielu dobrych fachowców. Oczywiście, że na razie bardziej jesteśmy znani z prac fizycznych w restauracjach czy na budowach, ale najważniejsze jest to, że wyrabiamy sobie dobrą opinię wśród Brytyjczykow - jako osoby pracowite i rzetelne. Również jesteśmy coraz liczniej reprezentowani w londyńskim City, gdzie też mają o nas dobrą opinię. Wciąż nas w Londynie przybywa i wkrótce mamy szansę stać się mocną, wpływową grupą. Oczywiście, musimy sobie na to zapracować.
RI: Warto dodać, że do Londynu przyjeżdża coraz więcej młodych ludzi – nie tylko z podstawowym czy średnim wykształceniem, pracujących na budowach. Docierają tu też studenci i absolwenci kierunków ekonomicznych czy prawniczych...
JJ: ...choć na budowach też zdarza się, że pracują osoby z wyższym wykształceniem - co niczego im nie ujmuje; ja też zaczynałam w Londynie od prac fizycznych. Ważne jest, aby mieć cel, do którego się dąży, a czy będzie on prowadził przez budowę czy nie - nie ma większego znaczenia.
RI: Właśnie. Nie chodzi nam o to, że dokonujemy tu jakiejś klasyfikacji polskiej emigracji i dzielenia jej na kategorie – nam jest po prostu łatwiej dotrzeć do osób pracujących w naszych zawodach, bo mamy z nimi bieżący kontakt. Ale widzimy duży potencjał w nowych członkach, możemy wykorzystać ich wiedzę, aby pomóc dotrzeć do nas innym osobom.
Czy to oznacza, że nie chcecie uchodzić za organizację hermetyczną, przeznaczoną tylko dla określonej grupy Polaków? A co z weryfikacją członków?
JJ: Oczywiście jest weryfikacja. Z uwagi na to, że organizujemy imprezy, o których wcześniej wspomnieliśmy, względy logistyczne nie pozwalają nam mieć zbyt dużej grupy członków. Pamiętajmy, że prowadzimy działalność klubu w swoim czasie wolnym, którego wiele nie mamy i to w pewien sposób ogranicza rozrost naszej organizacji. Może w przyszłości będzie nas stać, żeby klub stał się takim miejscem, w którym będziemy mogli kogoś zatrudnić - wtedy będziemy mogli pomyśleć o rozszerzeniem działalności. Żeby jednak mieć pewną jakość, musimy iść na kompromis i tym kompromisem jest teraz liczba członków, ograniczona do setki (teraz mamy ok. 50-ciu członków).
Osoba przyjmowana do naszej organizacji musi być polecona przez naszego członka. Dociera jednak do nas dużo osób, które nie znają osobiście nikogo w Polish City Club. Prosimy wówczas o więcej informacji na swój temat od takiej osoby i organizujemy z nią nieformalne spotkanie, na którym możemy porozmawiać, zobaczyć, jakie są jej oczekiwania w stosunku do naszej organizacji. Jednocześnie możemy wówczas ocenić, co ta osoba może nam zaoferować – pamiętajmy bowiem, że Polish City Club jest organizacją non profit.
RI: Chcemy, aby nasi członkowie angażowali się w pracę klubu. Trudno jest jednak oczekiwać od grupy większej niż sto osób pełnego zaangażowania – to niemożliwe. W związku z tym, jeśli znajdą się osoby, które chciałyby z nami współpracować, a nie mogą być członkami, to postaramy się opracować formę jakiejś innej współpracy. Mam tu na myśli głównie studentów, a także inne osoby, które nie spełniają wszystkich naszych kryteriów potrzebnych, by zostać członkiem klubu.
Chcemy się rozwijać, ale jednocześnie nie chcielibyśmy stracić swojej tożsamości, którą w dużej mierze jest ta tzw. ekskluzywność – co nie jest związane z hermetycznością, ale z jakością tego, co staramy się robić.
Ostatnio w Londynie daje się zauważyć swoistą „modę” na Polskę: plakaty firm zajmujących się transferem pieniędzy – po polsku, w wielu sklepach kartki z napisem „tu kupisz polskie produkty”...
RI: To nie moda, tylko potrzeba! Ja to odbieram bardzo pozytywnie, bo zdecydowanie ułatwia to życie nowo przybyłym Polakom.
JJ: Ilość Polaków, którzy tu przyjechali, wytworzyła nowe możliwości dla firm sprowadzających polską żywność czy inne polskie produkty. To darmowa reklama – bo chcąc nie chcąc polski sok „Kubuś” czy polskie pieczywo staje się znane Brytyjczykom - to po prostu biznes. Zjawisko to pokazuje jednocześnie, jak dobrze rozwinięty jest ten rynek, jak szybko reaguje na nowe potrzeby.
RI: Podobne zjawisko możemy zaobserwować w przypadku Azjatów czy innych grup narodowościowych – Polacy dołączyli po prostu do nich jako nowa grupa.
Jak Państwo widzą naszą – Polaków – obecność na Wyspach? Czy mamy szansę zakotwiczyć się tu na dobre w sensie biznesowym, podjąć lepsze zawody, poprawić swój dotychczasowy status?
JJ: Jak najbardziej. Porównują nas do narodów takich jak Hiszpania, Portugalia czy Włochy, które w latach 70-tych czy wczesnych 80-tych odgrywały dokładnie taką samą rolę jak my w tej chwili. Przedstawicieli tych narodowości jest dzisiaj dużo w finansowości, firmach prawniczych. Uczestniczymy więc w naturalnym procesie, który rozpoczął się dla nas dobre po wejściu Polski do Unii Europejskiej.
Uważam, że wkrótce będziemy tu stanowić jedną z większych grup narodowościowych - chociażby ze względu na naszą liczebność, a nie można też zapominać, że w Londynie obecność Polonii była i jest silna od wielu lat. Obyśmy tylko wyrabiali sobie dobrą opinię u naszych brytyjskich gospodarzy. Opinię, na którą wszyscy pracujemy - na budowie, w restauracjach czy w londyńskim City. Już wśród Brytyjczyków cieszymy się opinią pracowitych.
...pracujących po najniższych stawkach...
RI: To jest ważne, bo oprócz tego, że są wydajni, to na dodatek są konkurencyjni. Ale chyba im się to opłaca, bo inaczej by tu nie przyjeżdżali, a na pewno zarabiają tu więcej niż mogliby zarobić w Polsce – jeśli w ogóle znaleźliby tam pracę.
JJ: Miejmy nadzieję, że będzie z nami tak samo jak na przykład z Włochami, którzy prowadzą w Londynie mnóstwo kafejek, restauracji czy pizzerii. Oni przyjechali do Wielkiej Brytanii w latach 70-tych i wówczas robili dokładnie to samo, co dzisiaj robią tu Polacy. Obyśmy mieli za 20, 30 lat taką samą obecność, jaką mają oni – i myślę, że ku temu dąży. Nie można przecież oczekiwać, że po niecałych dwóch latach członkostwa w Unii Europejskiej będziemy na tym samym poziomie, na którym są dziś tu Hiszpanie czy Włosi. Oni są w Unii o wiele dłużej, pracowali na swoją pozycję i tak samo my musimy pracować.
RI: Z drugiej jednak strony jesteśmy bardziej widoczni niż inne, nowo przyjęte kraje – wynika to pewnie również z tego, że jesteśmy większym państwem. Nas widać – nie tylko na ulicach, w restauracjach, na budowach, ale też w bankach czy instytucjach, gdzie pracują tylko osoby z wyższym wykształceniem. To pozytywny trend i myślę, że będzie się utrzymywał. Dopóki młodzi absolwenci uczelni polskich nie będą mieli pewności, że w Polsce będą mogli się realizować - będą próbowali realizować się zawodowo za granicą.
JJ: Oby tylko mieli dużo wiary w siebie – zaobserwowaliśmy bowiem podczas wspomnianych spotkań na polskich uczelniach, że obawiają się oni gorszego traktowania ze względu na obywatelstwo. Londyn to prawie 10-milionowe miasto, gdzie przyjeżdżają ludzie z całego świata i nikogo tu nie interesuje, czy jesteś z Polski, Rumunii czy Ameryki. To jest na szczęście kosmoplityczne miasto, które ma do zaoferowania bardzo wiele możliowości i nie dyskwalifikuje ze względu na narodowość. Tu nikt nie ma czasu, by zastanawiać się nad czyimiś korzeniami - bo czas to pieniądz, w Londynie żyje się szybko. Trzeba być jednak dobrze przygotowanym na konkurencję z całego świata, mieć wiarę w siebie i siłę przebicia, nie poddawać się pierwszym porażkom i być nastawionym na ciężką i żmudną pracę, zanim nadejdzie sukces.
Rozmawiała:
Adriana Chodakowska-Grzesińska
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...