MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

15/01/2006 11:36:02

Galeria: Foxfire czyli alchemia barw, światła i materii

Z wizytą u Antoniego Malinowskiego. 30 lat temu istniał obowiązek regularnego meldowania się w ambasadzie polskiej i przedłużania zgody na pobyt w Londynie. Zawsze w drodze do Portland Place mijal gmach BBC. Dzisiaj jest częstym gościem rozgłośni, współpracuje z najlepszymi architektami, opracowuje wizje kolorów dla budynków BBC...

Goniec Polski .:. Polski Magazyn w Wielkiej Brytanii

Mieszka w domu na Shepherd’s Bush od lat, właśnie tam się spotykamy. Z Uxbridge Road należy skręcić w boczną uliczkę, przejść nią kawałek i już...
Wchodzę do tajemniczego, nieco dzikiego ogrodu. Dzisiaj jest piękne światło, igra uwodzicielsko z kolorami jesieni. Strome schody, drzwi z kołatką i jej dźwięk rozbrzmiewający echem po drugiej stronie. Słychać stąpanie. Drzwi otwarte, uścisk dłoni, wymiana spojrzeń. Pierwsze chwile, pierwsze słowa, pierwsze wrażenie…
Piękny dom, którego nawet najmniejszy skrawek jest wizytówką właściciela, daje świadectwo jego wrażliwości. Solidne, klasyczne meble lekko oświetlone przez słońce, które próbuje przedrzeć się przez gałęzie sąsiadującego z oknem drzewa. Drewniana, trochę skrzypiąca podłoga, na ścianie kuchennej nuty, na podłodze waza z wysuszonymi torebkami herbaty. Osobliwa dekoracja, ale tymczasowa – to do projektu znajomego.
Czuję się w tym pięknym domu jak na niedzielnej herbatce u panien z Wilka, w ich szlacheckim dworku, gdzie emocje chciałyby być trzymane na wodzy, ale naturalność nie pozwala na skrywanie ich pod maską. Nomen omen... Maska to imię kotki, która niepewna, czy warto mnie zaszczycić swą obecnością, przemyka za oknem.
Taca, zabawne filiżanki, dzbanek z zieloną herbatą i ciasto. Po krętych schodach wspinamy się na piętro do pracowni. Witają nas promienie pląsające po podłodze. Pracownia jest jak inny świat, rozciągający się ponad drzewami, gdzie nic nie blokuje dostępu światła. Porządek, ład i muzyka klasyczna. I rok 2005, ale zanim usiedliśmy przy wiklinowym stoliku, zanim Antoni zajął te pracownie, zanim Anglia stała się jego domem…

Tworzyć... ale nie w Polsce
Antoni Malinowski zamieszkał w Londynie w latach 70. Polska tamtych czasów mierziła go i paraliżowała, nie mógł w niej żyć, ani tworzyć.
- Psychicznie nie mogłem tego znieść, komunistyczna rzeczywistość paraliżowała mnie do tego stopnia, że nie mogłem nic robić. Takie były regalia i z tego trzeba sobie absolutnie zdawać sprawę. Dziś denerwuje mnie to, że w Polsce jest wszystko retuszowane, przerabiane, zamazywane. I że Polska Ludowa pokazywana jest jako miejsce, gdzie były kolejki. A to w ogóle nie o to chodzi. Nigdy mnie nie interesowały przepełnione sklepy.
Dzięki rozrzuconej po świecie rodzinie mógł w tamtych czasach, przecież niesprzyjającym podróżom, zobaczyć kawałek świata. Do Londynu przyjeżdżał kilkakrotnie. Taki był studencki system – przyjechać na wakacje, zarobić i z tego się utrzymywać przez następny rok. Antoni studiował na Akademii Sztuk Pięknych i zamierzał skończyć studia w Polsce, a potem wyjechać.
Wiedziałem od dawna, że muszę mieszkać na Zachodzie. Że to dla mnie jedyna możliwość przetrwania psychicznego... Nie wiedziałem tylko, w którym momencie to należy zrobić...
Któreś wakacje dobiegały końca. Antoni znów miał wracać do Polski… pięć minut przed odjazdem zdecydował, że nie jedzie.
Spoza kręgu
Zaczął pracować – w restauracjach, hotelach. – W takich miejscach człowiek spotyka się z ludźmi, których horyzonty myślenia są zupełnie inne. To jak dwie różne planety. Szczególnie dla młodego człowieka może to być bardzo destrukcyjne. Dla młodego człowieka, szczególnie dla artysty, to może być trudne, jednak Antoni obdarzony jest niesamowitą siłą psychiczną. Zresztą miał ją już wtedy. – Zawdzięczam ją moim rodzicom. Oni przeżyli tyle, że i mnie to uzbroiło. Ich przeżycia nie dały mi żyć w Polsce, ale dały mi szaloną siłę wewnętrzną. Bardzo trudno jest mnie zniszczyć psychicznie, to jest niemożliwe. Nie bardzo wiem, może ludzie się tacy rodzą?
Poza tym wiedział, czego chce. Malarstwo miał we krwi od zawsze. Rysował wieczorami, mozolnie pracował nad złożeniem teczki. Znajomi studenci, z którymi mieszkał na squacie zachęcali, by zdawał na ilustracje.
Któregoś dnia spotkał się z dyrektorem artystycznym CBS Records Rosławem Szajbo, który po obejrzeniu prac powiedział: - Niech pan maluje. Antoni słyszał te same słowa wcześniej. Ponownie powtórzone przeważyły szalę – już nie było mowy o niczym innym poza malarstwem.
Niestety, w tamtych czasach studia w Royal College of Art – mecce artystycznego życia studenckiego, były niemożliwe. Człowiek z Polski był postrzegany jak ktoś z innego wymiaru, a na pewno spoza systemu. Antoni znalazł więc kurs w Chelsea College. Kurs był nieco krótszy, dotyczył malarstwa, ale także wprowadzał elementy grafiki.
Decyzja o rozpoczęciu tego właśnie kursu, który dostarczał przy okazji praktycznej wiedzy, okazała się trafna. Był studentem, ale także – co może ważniejsze – wreszcie znalazł się w środowisku artystycznym. – Myślę, że prawie niemożliwe jest wybicie się kogoś spoza kręgu. Szczególnie w Anglii jest to bardzo trudne. Przez szkołę kształtują się powiązania artystyczne. Tak cały system operuje, z jakiej szkoły jesteś.
W Chelsea College zrobił dyplom, wystawę i w końcu zaczął pracować jako wykładowca. Uczył grafiki, rysunku i wreszcie malarstwa. Stopniowo odkrywał, co najbardziej inspiruje go w malarstwie. Brał udział w kolejnych wystawach, realizował nowe projekty, uczył wielkich marchandów sztuki jak wymawiać nazwisko Malinowski... Obecnie Antoni wykłada w prestiżowej School of Architecture, gdzie podczas zajęć dzieli się ze studentami swoją wiedzą i tym, co w sztuce fascynuje go najbardziej.

Alchemia twórczości
Siedzimy w pracowni, popołudniowe słońce igra z klasyczną muzyką. Jest tu kilka obrazów. Proszę, by opowiedział o swojej sztuce, żeby przeprowadził mnie przez świat barw i tajemniczych kształtów...  
W malarstwie intryguje go przestrzeń, spotkanie dwu- i trójwymiarowości. Już podczas studiów profesorowie zauważali ten aspekt jego prac. On sam jeszcze tego nie wiedział, to było podświadome. – Bo ja rysowałem modelkę, która siedziała na krześle, a oni mi mówili o trójwymiarowości. Potem, po latach architekci zaczęli kupować jego prace, a on pomyślał: dlaczego interesują ich moje prace? – Dlatego, że problemy, którymi oni się interesują, są w moich pracach – opowiada. Teraz odpowiedź na to pytanie jest już oczywista. – Architekci nie mogą tych problemów rozwiązywać w malarski sposób. I to ich fascynuje, oni to widzą. Przestrzeń w malarstwie i architekturze. Było to spostrzeżenie, nigdy nie myślałem o tym, teraz próbuję dwa aspekty tego samego łączyć.
Świadomie operuje pewnymi materiałami malarskimi, to właśnie one są sednem, podstawą, najistotniejszym elementem i solą obrazu. Światło oraz przestrzeń, i tam wprowadza się kolor.
I gramatyka abstrakcyjna, gdzie kształty zredukowane są do podstawowych form, przeważnie zdeterminowanych pociągnięciami pędzla. Ważne jest, jakie to pędzle, jakie pociągnięcie. Pociągnięcia pędzla dyktują i decydują o wszystkim.
Bardzo dużą wagę przykłada do materiału, jakiego używa. Alchemia twórczości – to, co do uzyskania danego kształtu służy. Chociażby magiczny „yellow change”... – Bardzo ciekawa żółć – pigment, który był robiony z moczu krów karmionych zgniłymi liśćmi mango. Potem zostało to zakazane, więc zaczęto go syntetycznie wytwarzać. Bardzo interesująca substancja, lubię z nią pracować – ciekawie się zachowuje, może być taką mocną żółcią, później przechodzi w takie bardzo głębokie złoto.
Też podążam drogą tej żółci, śledzę jej przemiany. Artysta śmieje się z mojej wyprawy w głąb koloru... No bo to są takie różne niespodzianki, piękne kolory tak się gdzieś dzieją…
Zachwycam się obrazem Foxfire. Błędny ognik, dlaczego? Błędny ognik jest tylko przypadkiem. To nie obraz powstaje do tytułu, ale tytuł do obrazu. Manipulacja materiałami wytwarza kompozycję przestrzenną, która później może być konceptualizowana. Sama w sobie nie jest i nie ma być ilustracją.
Antoni porównuje malarstwo do pracy laboratoryjnej: abstrakcyjnej i oderwanej od rzeczywistości. Ważne jest jednak, by dążyć do spotkania z publicznością, która jest swoistym stymulatorem. – Dla siebie nie muszę w ogóle malować, bo to wszystko mam w głowie. Maluje się dla innych ludzi. Ja bardzo lubię pracować nad realizacjami w architekturze, bo to jest dla wszystkich, każdy może to zobaczyć, odebrać, nie jest anonimowe. Uważam, że każdy człowiek jest zdolny odbierać sztukę. Dlatego właśnie lubię, gdy moje obrazy lądują w dużych miejscach.

Nie siedzieć bezczynnie
Wykłada na prestiżowej uczelni, jest reprezentowany przez prestiżową galerię, jest znanym i cenionym artystą... Zawdzięcza to talentowi, wewnętrznej sile i pracy. – Trzeba pracować, pokazywać, nie można siedzieć bezczynnie. I trzeba wierzyć w wartość własnej pracy, niezależnie od tego, co mówią naokoło. Trzeba posuwać się od punktu do punktu, wymyślać sobie kolejne stopnie.
Na londyńskim squacie odbyła się pierwsza wystawa – wystawiał swoje prace razem z pięciorgiem innych artystów, powstała na ten temat publikacja. Potem odbyła się kolejna duża wystawa, zorganizowana bez żadnych funduszy, bez niczyjej pomocy. To są właśnie cele, które trzeba samemu sobie wyznaczać. – Trzeba wiedzieć dokąd się zmierza, podążać wytyczoną ścieżką. To się dzieje stopniowo, po trochu, przez lata. Ważne było to, że byłem na studiach,  miałem wystawę, zauważyli mnie, ktoś napisał artykuł. Potem wystawiałem w Hamburgu, ktoś mi dał studio na lato, jakiś kolekcjoner się mną zainteresował...
Projekt, który zrealizował dla Royal Court Theatre jest uznawany za jeden z najciekawszych. W teatrze w Amsterdamie znajdują się dwa jego obrazy, które dziennie może oglądać około 500 osób. Ta świadomość daje satysfakcję, bo obrazy nie są tylko zamknięte w muzeum, żyją i są dla ludzi.
Podczas realizacji projektu z Michaelem Nymanem udało się połączyć dwa światy, które wydawały się być dotychczas odległe. Architektura i muzyka. Dialog muzyki i obrazu w Luxor Theatre. Antoni reprezentował też Anglię podczas międzynarodowej wystawy.
Obecnie opracowuje wizje kolorów dla budynków BBC. Był jedynym nie anglojęzycznym uczestnikiem konkursu. Wygrał. Jest to ogromne przedsięwzięcie, którego realizacja zakończy się za pięć lat.
Koło historii... Budynek BBC zlokalizowany niedaleko polskiej ambasady. 30 lat temu istniał obowiązek regularnego meldowania się w ambasadzie polskiej w celu przedłużenia zgody na pobyt w Londynie, błagania o wbicie kolejnego stempelka. W drodze na Portland Place Antoni mijał solidny budynek BBC. Miał wtedy nadzieję, że może jednak istnieje na świecie rzetelność, wolność i prawda. Dziś z satysfakcją uśmiecha się na wspomnienie tych paskudnych poranków, podczas których prosił o stempel w paszporcie.

Agnieszka Krasnolucka

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska