Paulina G. przez dwa lata prowadziła Saleta Fight Club. Bokser płacił jej tylko przez kilka miesięcy.
- Zrobiła mnie w konia - opowiada Saleta. - Początkowo chciałem jej płacić po 6 tysięcy miesięcznie. Tak jak ustaliliśmy, ale ponieważ klub nie przynosił dochodów, więc Paulina sama zaproponowała, że będą to mniejsze sumy. Ale 2 tygodnie po pożarze klubu zażądała wyrównania do 6 tys. za cały okres pracy.
Paulina G. nie jest jedyną wierzycielką. Saleta nie zapłacił też za wynajem pomieszczeń, w których mieścił się klub. Kiedy klub się spalił (w lecie 2004 roku), okazało się, że "zapomniał" o ubezpieczeniu.
Wierzyciele Salety posiadają w ręku prawomocne sądowe wyroki, ale... nie mają z czego odzyskać należności. "Dłużnik nie posiada ruchomości podlegających zajęciu, nie posiada uchwytnych wierzytelności, nie pracuje" napisał komornik Sądu Rejonowego w Wołominie, Mirosław Malik, wyjaśniając, dlaczego nie może dokonać egzekucji.
- Rzeczywiście nie posiadam teraz żadnego majątku - przyznaje eks-mistrz Europy w boksie. - W pewnym momencie, aby utrzymać klub, sprzedałem samochód i mieszkanie. Płacę za zbytni optymizm, brak doświadczenia w biznesie i nadmierne zaufanie do ludzi. Ale poczuwam się do spłaty tych długów!!! W ciągu roku spłacę wszystkie - obiecuje Saleta.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.