MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

15/11/2005 13:08:28

Wojownik dzisiaj

Zawsze interesowała mnie historia i zawsze czułem w sobie potrzebę chwalenia się naszą przeszłością i kulturą. Z trzema innymi osobami sam założyłem „Watahę Wilcze Kły”, która zrzesza około 25 osób. Teraz w Londynie jest ze mną paru znajomych. Ćwiczymy i trenujemy tutaj jednak w ramach jednej z angielskich grup… Ponad tysiąc lat temu ziemie Europy Środkowej zamieszkiwały słowiańskie plemiona pogan. Do dziś ówczesna historia, przekazy i znaleziska archeologiczne z tamtych czasów fascynują ludzi, którzy w XXI wieku chcą wskrzesić etos wojownika. Robią to, by krzewić wśród ludzi zapomniane – wydaje się – wartości honoru, braterstwa, więzi z ojczystą kulturą, poczucia odpowiedzialności oraz poświęcenia. Jednym z nich jest Arek Jęczmionka, w grupie zwany Wilczynem.

Goniec Polski .:. Polski Magazyn w Wielkiej Brytanii

Jestem…
Współzałożycielem poznańskiej grupy „Wataha Wilcze Kły” zrzeszającej osoby zafascynowane okresem średniowiecza, ówczesnymi technikami walki i rzemiosłem. W oparciu o znaleziska archeologiczne, materiały historyczne, współpracę z kołami historycznymi i archeologicznymi oraz muzeami – poznajemy i odtwarzamy życie ludzi okresu średniowiecza. Zyskaliśmy patronat naukowy Muzeum Archeologicznego w Poznaniu i grupy historycznej Millenium z Wrocławia.
Moje hobby to efekt zainteresowania przeszłością człowieka, jego korzeniami i historią kraju. To, co pochłania mnie od dwunastu lat pomaga też w obrazowy sposób pokazać ludziom, jak żyli ich przodkowie.
Moja pasja daje mi z jednej strony możliwość spędzenia czasu w atrakcyjny sposób, z drugiej zaś kształtowania siebie. W okresie średniowiecza panowały zasady honoru, poświęcenia i braterstwa. W ramach spotkań w grupie, uczymy się siebie i od siebie, wspólnie trenujemy, zżywamy się ze sobą, a w tym wszystkim przestrzegamy pewnego kodeksu uczciwego współżycia. Wytwarzamy między sobą zupełnie inne relacje, jakie panują zwykle pomiędzy ludźmi.
Zawsze interesowała mnie historia i zawsze czułem w sobie potrzebę „chwalenia się” naszą przeszłością i kulturą. Polacy mają przecież powody do narodowej dumy. Nie trzeba piękna i natchnienia szukać poza granicami naszego kraju. Wystarczy zwrócić się w stronę swoich korzeni. To dodaje mi sił do dalszego osobistego rozwoju i życia. Dlatego zainteresowałem się ruchami historycznymi w Polsce, zacząłem się w nich udzielać, a potem założyłem, wraz z trzema innymi osobami, „Watahę Wilcze Kły”. Teraz zrzesza ona około 25 osób. W Londynie jest ze mną paru znajomych. Ćwiczymy i trenujemy tutaj jednak w ramach jednej z angielskich grup.

Byłem…
Na początku lipca byłem na trzydniowym zjeździe-festiwalu wikingów na Wolinie, który odbywa się od jedenastu lat. Od sześciu biorę w nim udział wraz ze znajomymi, którzy, podobnie jak ja, żyją w trochę innej bajce. „Wataha Wilcze Kły” brała udział w występach artystycznych, odtwarzaliśmy sceny z życia Słowian i Wikingów, opracowaliśmy swoją własną inscenizację walki Mieszka I z Wichmanem.
Warto podkreślić, że przy tego typu spotkaniach jest ważna nie tylko wiedza historyczna, ale możliwie wierne odzwierciedlenie wyglądu ówczesnego człowieka. Pomagają w tym archeolodzy i ich materiały źródłowe. Staramy się wiernie oddać szczegóły ubioru i rodzaje używanych wówczas tkanin.
Na terenie zjazdu rozgrywają się bitwy, przenikają kultury a przy tym wszystkim toczy normalne życie. Oczywiście tylko pozornie normalne, bo na kilka dni przenosimy się w czasy średniowiecza. Mieszkamy w rycerskich namiotach, jemy ze stylizowanych na tamte czasy naczyń, pijemy z rogów lub pucharów, nosimy średniowieczne stroje.
W tym roku Wolin opanowali wikingów. Festiwal był żywą lekcją historii. Teren, otwarty dla zwiedzających, przyciągał kilkadziesiąt tysięcy zainteresowanych średniowieczem ludzi.
Co ich najbardziej pociągało? Dostępność. Wszystkiego można było dotknąć: ulepić garnek, sprawdzić, ile waży kolczuga, zobaczyć pokaz wytopu żelaza, dowiedzieć się nie tylko jak wyglądał miecz, ale też jak go produkowano, itd. Była okazją, żeby kosztować potraw z tego okresu historycznego, np. podpłomyków, miodu pitnego, kaszy ze skwarkami, kwasu chlebowego. Bardzo często zwiedzający kupowali rycerskie ozdoby, wierne ich kopie z X czy XI wieku – wyroby ze srebra czy brązu, oraz inne pamiątki.
W tym roku prawdziwą atrakcją była zrekonstruowana łódź wikingów, którą można było odbyć krótki rejs, a nawet chwycić za wiosło. Dużym zainteresowaniem cieszyły się zainscenizowane bitwy pomiędzy uczestnikami zjazdu. Do walki stawało około 300 ludzi, którzy uzbrojeni po zęby, opancerzeni stawali naprzeciw siebie z mieczami i walczyli. W jakim stopniu taka bitwa była improwizowana, a w jakim nie, jest trudne do określenia. Wówczas liczyły się emocje i sprawność fizyczna, swoje robiła też adrenalina. Czasami zdarzało się, że ktoś ucierpiał, ale zwykle kierowaliśmy się pewnymi zasadami, które chroniły przed wyrządzeniem sobie krzywdy.
A wieczorami? Wieczorami przychodził czas wspólnych spotkań towarzyskich. Na zjazd przyjeżdżały całe rodziny z dziećmi, klimat był naprawdę niezwykły. Przy ogniskach grały zespoły folkowe z różnych krajów Europy – Rosji, Ukrainy, Litwy, Szwecji, Niemiec, Włoch – ludzie bawili się, tańczyli…

Przeżyłem…
Jedną z największych przygód przeżyłem właśnie dzięki mojemu hobby. „Wataha Wilcze Kły” blisko trzy lata temu wzięła udział w realizacji filmu „Stara baśń”. Zgłosiliśmy się do firmy Zodiak z propozycją wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. Zaangażowano nas, ponieważ pokazaliśmy swój profesjonalizm. Mieliśmy własne stroje, sprzęt i umiejętności. Nie było łatwo, ponieważ konkurencja była mocna. Podpisaliśmy umowy aktorskie na udział w bitwie między wikingami a grupami słowiańskimi. Ponadto braliśmy udział w potyczkach i kilkusekundowych ujęciach pierwszoplanowych pojedynków. Najbardziej widowiskowe starcia należały do nas. Musieliśmy przygotować samodzielnie choreografię i umiejętnie ją „sprzedać” reżyserowi Jerzemu Hoffmanowi. Hoffman to perfekcjonista, nie akceptował czegoś, co do końca nie było dobre.
„Wataha Wilcze Kły” miała mnóstwo swoich sekwencji w filmie. Graliśmy w naprawdę trudnych scenach. Jest na przykład w „Starej baśni” taka, w której jeden wojownik nadziewa drugiego na włócznię i przerzuca go sobie przez głowę. Została ona przygotowana i zrealizowana przez nas.
Przez dwa tygodnie pobytu na planie, każdego dnia mieliśmy przed sobą nowe wyzwania i ciągłą rywalizację z innymi grupami, które podobnie jak my starały się być najlepsze. I choć bardzo ciężko pracowaliśmy – to był niezwykły czas, niezwykłe doświadczenie. To była też doskonała okazja do sprawdzenia samego siebie, swej odporności i swoich możliwości.

Marzę…
Marzę o determinacji do dalszej walki o siebie, swój rozwój. Boję się „spocząć na laurach”, boję się rozleniwienia. Każdego dnia chcę czuć, że żyję. Dlatego właśnie zaangażowałem się w założenie londyńskiej grupy „Włócznia Swaroga”, która zrzeszałaby zarówno polskich, jak i angielskich miłośników okresu średniowiecza. Niebawem zaczynamy pierwsze treningi. Planujemy podróże do wielu krajów świata, gdzie będziemy mogli pokazać, co potrafimy i czym się interesujemy. Mam nadzieję, że wśród nowo przyjezdnych Polaków znajdą się entuzjaści polskich tradycji i odległych czasów.

Wysłuchała Aleksandra Wiśniowska

 

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska