29/10/2005 10:34:50
Kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Londynu kilka lat temu, w przeciwieństwie do wielu moich znajomych, nie miałam specjalnych obaw językowych. Od ósmego roku życia rodzice zmuszali mnie do nauki angielskiego i dziś jestem im za to dozgonnie wdzięczna. Nie rozumiem tylko, czemu mnie przy okazji nie zaciągnęli wołami na lekcje choćby francuskiego... W okresie szkoły średniej wyjechałam na rok do Stanów na wymianę, jako tzw. "exchange student", co pozwoliło mi na zdobycie dużej swobody i znajomości języka codziennego. Dlaczego Londyn miałby więc stanowić problem? A jednak...
Na początek zatrzymałam się w typowym "travellers house", domu liczącym sobie około dziesięciu osobników, w porywach do piętnastu, wszelkich ras, kolorów, nacji, płci i oczywiście akcentów. Powitał mnie przesympatyczny przyszły współmieszkaniec z, jak się później okazało, Newcastle propozycją herbaty z mlekiem, tudzież cytryną. Po około pięciu próbach komunikacji i moich bezradnych "can you repeat" machnął ręką i postawił na cytrynę. Najwyraźniej nie byłam pierwszym dziwakiem z kontynentu...
Tak też uzmysłowiłam sobie, że angielskiego wcale nie znam tak dobrze, jak mi się wydawało, a już na pewno nie tego, którym się posługuje na Wyspach. Spostrzeżenie to zostało ugruntowane wizytą w Walii oraz próbą oglądnięcia filmu "Trainspotting" w oryginale, bez napisów. Na próbie się niestety skończyło.
Jak to więc jest z tym angielskim? Właściwie należałoby zapytać: jak to jest z tym brytyjskim? Ile jest różnych akcentów i dialektów, od czego zależy ich użycie i czy jest szansa, że się kiedyś wszyscy dogadamy?
Po pierwsze należałoby wyjaśnić różnice między pojęciem dialektu i akcentu. Dialekt odnosi się do całości języka – nie tylko wymowy, ale również gramatyki, słownictwa itp., podczas gdy akcent jest tylko sposobem wymowy.
Zwykle akcent idzie w parze z dialektem – osoba urodzona w Irlandii będzie miała irlandzki akcent. Nie jest to jednak regułą, czego my, osoby spoza Wielkiej Brytanii, jesteśmy najlepszym przykładem. Po pewnym czasie opanowujemy (miejmy nadzieję) dialekt regionu, w którym się osiedliliśmy, co nie znaczy, że pozbywamy się polskiego akcentu. Ten w większym lub mniejszym stopniu pozostanie z nami na zawsze.
Angielski "wyspiarzy" jest bardzo zróżnicowany. Najczęściej spotykany podział dialektów to: północno-angielskie, środkowo-angielskie, południowo-angielskie, szkocki, walijski i tzw. Hiberno-English, czyli irlandzki.
Na północy najbardziej znany jest niewątpliwie dialekt "Geordie", występujący w okolicach Newcastle-upon-Tyne, którego to mieszkańcy określani są mianem "Geordies". Skąd wywodzi się ta nazwa, trudno powiedzieć, teorii jest wiele. Według jednej z nich, w XVIII wieku tamtejsi osadnicy popierali królów Jerzego I i II (Georges), w przeciwieństwie do zwolenników rewolucji szkockich Jakobitów. Możliwe również, że "geordies" odnosiło się do górników, których nigdy nie brakowało w tych rejonach, po czym stopniowo znaczenie rozszerzyło się na całą populację.
Dziś "Geordies" postrzega się głównie jako mieszkańców Newcastle, fanatycznych kibiców futbolu i piwa.
Jak zdołałam się przekonać na własnej skórze tego pierwszego dnia w Londynie, zrozumieć prawdziwego "Geordie" to nie lada sztuka i jak się później okazało, nie byłam w tym odosobniona. W przeszłości zdarzało się, że angielska telewizja używała napisów, aby ułatwić publiczności odbiór – np. podczas wywiadu ze znaną osobistością.
A oto kilka przykładów odmiennego słownictwa Geordie:
bonny = pretty (śliczny)
donnered = stupid (głupi)
gob = mouth (usta)
nowt = nothing (nic)
chuffed = happy (szczęśliwy)
netty = toilet (toaleta)
ket = rubbish (śmieci)
canny = very (bardzo)
Inny dialekt – "Brummie" – pochodzi z Birmingham. Pomimo, że nie jest on bardzo odmienny od języka uważanego za standardowy i nie jest tak trudny do zrozumienia, jak niektóre dialekty północne, nie cieszy się zbytnią popularnością wśród "nie-Birminghamczyków". Powodem tego jest charakterystyczna intonacja, gdzie ton głosu wydaje się zawsze opadać przy końcu zdania, co wpływa na rytm wypowiedzi i nadaje jej monotonny charakter. Może się więc wydawać, że niezależnie od treści, "Brummie" zawsze brzmi jednakowo - niestety niezbyt ekscytująco. Stąd też istniejący stereotyp o mieszkańcach Birmingham...
Trudności ze zrozumieniem Wyspiarzy wzrastają wraz z przemieszczaniem się na północ. Jeżeli "Brummie" i "Geordie" nie stanowią dla ciebie wystarczającego wyzwania, udaj się do Walii, tudzież Szkocji... Pierwszy szok nastąpi przy próbie wymówienia nazw tamtejszych miejscowości, jak choćby znanego kurortu Snowdonii, Betws-y-Coed (betuzikoed), czy też Llandudno (klandadno).
Walijski angielski (Welsh English) często określany jest mianem Wenglish. Według badań przeprowadzonych przez BBC w tym roku, Wenglish jest również jednym z mniej popularnych dialektów w UK. Wiele z 1000 pytanych osób stwierdziło nawet, że posługiwanie się tym akcentem może ujemnie wpłynąć na szansę znalezienia zatrudnienia.
Na nasze szczęście my, Polacy, na ogół oszczędzamy sobie dodatkowego stresu i w większości wybieramy za cel naszej podróży południowe rejony Anglii, a zwłaszcza Londyn. Tutejszy dialekt, używany w całym rejonie południowo- wschodnim, określany jest mianem "Estuary". Jest to sposób wymowy najbardziej przypominający angielski standardowy, którym posługuje się królowa i którego to uczy się nas w polskich szkołach. Dużym oczywiście uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że tak właśnie mówi się w całym Londynie. Jak w każdej metropolii, zagadnienie komplikuje pochodzenie jej mieszkańców, ich wykształcenie i miejsce zamieszkania.
Geograficznie najłatwiej podzielić Londyn na wschód i zachód. Londyńczycy urodzeni i wychowani na wschód od Tower of London będą często mówili z akcentem "East End", chociaż oczywiście nie w stu procentach. Podział między południem i północą jest mniej wyrazisty. Eksperci językowi są w stanie wyodrębnić pewne cechy charakterystyczne, natomiast przeciętny Anglik, a tym bardziej my, raczej nie. Dodatkowo sytuację komplikuje to, jaki wpływ ma na akcent wykształcenie i pochodzenie społeczne.
Akcent tzw. klas średnich - "middle classes" - określa się mianem "Received Pronunciation" (RP) i usłyszeć go można choćby w wiadomościach BBC. Ludzie posługujący się nim byli kształceni w szkołach prywatnych i raczej nie zamieszkują wschodnich rejonów Londynu.
Dużo bardziej zróżnicowany jest sposób wymowy klas pracujących, tzw. "working classes", wśród których odnajdziemy między innymi przedstawicieli East Endu. No i oczywiście nie zapominajmy o arystokracji ("upper class"), z ich archaiczną wymową, która nierzadko jest przedmiotem drwin reszty "normalnego" społeczeństwa.
Mówiąc o akcentach londyńskich nie sposób nie wspomnieć o "cockneyu". To rymowany slang, wywodzący się z robotniczych klas East Endu. Zgodnie z tradycją, w dawnych czasach za prawdziwego "cockneya" mógł się uważać tylko ktoś urodzony w odległości trzech mil od kościoła St Mary-Bow w Cheapside, czyli na tyle blisko, aby móc słyszeć dochodzące z niego dzwony. Ponieważ jednak dzwony nie były używane od II wojny światowej, tradycja ta straciła rację bytu. Obecnie każdy "cockney" jest East Enderem, ale nie każdy East Ender będzie się uważał za "cockneya".
"Cockney" charakteryzuje bardzo specyficzny akcent, oraz użycie tzw. slangu rymowego. Jak doszło do jego powstania, nikt nie jest pewny. Pewne jest natomiast, że używano go, aby zamaskować prawdziwe znaczenie słów i być niezrozumiałym dla osób "niewtajemniczonych". Czy jednak powodem był zwykły "wypadek" językowy, czy też świadome działanie np. środowisk przestępczych, do końca nie wiadomo.
Na czym więc owo "cockneyowskie" rymowanie polega? Słowo, które chcemy zamaskować, zastępujemy innym, które występuje we frazie, która się z tym słowem rymuje. Brzmi skomplikowanie? Oto przykład. Zamiast słowa "face" (twarz), cockney użyje słowa "boat" (łódka). Osoba wtajemniczona wie, że "boat" idzie w parze z "race" (wyścig), a "boat race" rymuje się z "face". Oczywiście, aby cokolwiek zrozumieć, trzeba znać cały słownik rymowanych fraz. Oto kilka przykładów:
Britney Spears = beers
Brown bread = dead
Bread and honey = money
Adam and eve = believe
Slang "cockneyowski" jest obecnie bardzo rozpowszechniony i nie spotyka się go jedynie we wschodnim Londynie. Pewne frazy przeszły nawet do potocznego australijskiego angielskiego. Możemy się z nim również spotkać w brytyjskich filmach, takich jak "Lock stock and two smoking Bartel" w reżyserii męża Madonny, Guya Ritchiego, czy też w telewizyjnych operach mydlanych ("East Enders").
***
Na tym oczywiście nie koniec, choć wszystkie dialekty i akcenty, którymi posługują się mieszkańcy Wysp trudno byłoby omówić. W samym Londynie jest prawie tyle sposobów wymowy, ile jego mieszkańców.
Właśnie ta niesamowita różnorodność zawsze podobała mi się w tym mieście. To właśnie dzięki niej, nigdy nie czułam się tu obco. To ona sprawia, że można poczuć się tu jak u siebie w domu, można poczuć się Londyńczykiem, nawet jeśli nie z każdym będziemy się mogli bez problemów dogadać. W końcu Anglicy mają ten sam problem we własnym kraju.
Monika Crouse
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Simvic-najstarszy skup metali kol...
NAJWIĘKSZY W LONDYNIE SKUP METALI KOLOROWYCH PŁACIMY NAJWYŻS...
Simvic-najstarszy skup metali kol...
NAJWIĘKSZY W LONDYNIE SKUP METALI KOLOROWYCH PŁACIMY NAJWYŻS...
Simvic-najstarszy skup metali kol...
NAJWIĘKSZY W LONDYNIE SKUP METALI KOLOROWYCH PŁACIMY NAJWYŻS...
Simvic-najstarszy skup metali kol...
NAJWIĘKSZY W LONDYNIE SKUP METALI KOLOROWYCH PŁACIMY NAJWYŻS...
Skup metali kolorowych 0773882127...
Skup metali kolorowych i stali.Działamy na terenie całego Lo...
Skup zlomu i metali scrap metal ...
07738821271NAJWIĘKSZY W LONDYNIESKUP METALI KOLOROWYCHPŁACIM...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...