MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

27/10/2005 14:56:47

To był szok

Dla zespołu redakcyjnego „Dziennika” zwolnienie redaktora naczelnego było szokiem. Zwłaszcza sposób, w jaki tego dokonano. „To ubeckie metody” – komentują dziennikarze, którzy kilka dni wcześniej byli zapewniani, że żadne zmiany w składzie redakcji nie nastąpią bez uprzedzenia

Goniec Polski .:. Polski Magazyn w Wielkiej Brytanii


Rzeczywistość okazała się inna. Grzegorz Małkiewicz, ok. godz. 15.30 wezwany do Tadeusza Filipowicza opuścił redakcję już jako były naczelny. Zespół poinformowano jedynie, że stało się tak, ponieważ Stowarzyszenie Polskich Kombatantów wstrzymało czek z dotacją, i uzależniło jego wpłacenie od odejścia Małkiewicza.
Wraz z Małkiewiczem redakcję opuściła jego żona, odpowiadająca za skład pisma Teresa Bazarnik. Jako zewnętrzna firma wykonująca usługi dla gazety, zabrała też ze sobą komputery, na których składano gazetę.
Dziennikarzy „poproszono” o przygotowanie środowego numeru dziennika już bez redaktora naczelnego. Poproszono - informując jednocześnie, że choć w redakcji jest miejsce dla nich wszystkich, jeśli nie przygotują kolejnego numeru gazety, „na ich miejsce będzie musiał przyjść ktoś inny”.

Również Grzegorz Małkiewicz nie spodziewał się takiego przebiegu wydarzeń. - 
Zostałem wezwany na rozmowę przez dyrektora Tadeusza Filipowicza i prezesa PFK Szymona Zarembę. Powiedzieli, że mają dla mnie przykrą wiadomość. Jestem zwolniony od zaraz - opowiada.
Dlaczego? – Zapytałem, czy są jakieś zarzuty merytoryczne wobec mojej pracy – mówi. – Nie było. Przyczyną zwolnienia była kwestia realizacji czeku.
Dlaczego Małkiewicza zwolniono nie czekając na efekty rzekomej reformy działu marketingu i niedzielnego spotkania? – Prawdopodobnie decyzje podjęto już tygodnie, a może nawet miesiące wcześniej – mówi były naczelny. Po co zatem organizowano niedzielne zebranie: - To był tylko sposób na społeczne uzasadnienie tak zwanych słusznych decyzji – komentuje Małkiewicz. – Wszystkie te wydarzenia były wynikiem decyzji prezesów, którzy postanowili na swój sposób ratować „Dziennik”. Problem w tym, że nie wiedzieli, kto za co odpowiada, kto jakie sznurki pociąga…

Małkiewicz odcina się od plotek i stawianych mu zarzutów: - Nie jestem odpowiedzialny za złą kondycję finansową „Dziennika”. Obejmując posadę nie stawiałem żadnych dodatkowych warunków, dostałem to, co mój poprzednik. Byłem trzeci w hierarchii zarobków – po głównej księgowej i kierowcy. I tak pozostało po dodatku za objętościowe powiększenie gazety i kontakty z drukarnią (co wcześniej robił dyrektor Filipowicz). Po objęciu funkcji redaktora zrzekłem się z pobierania honorariów, kosztów reprezentacyjnych i doliczania do pensji godzin nadliczbowych. Przede mną dodatkowe zarobki w znacznym stopniu uzupełniały pensje redaktorów naczelnych.
Problem „Dziennika” polega na ogromnej biurokracji, pociągającej ogromne koszta, braku działu reklamy i profesjonalnej dystrybucji. Mam świadomość, że taka gazeta nie będzie dochodowa, ale może się samofinansować, pod warunkiem, że będzie mieć reklamy i będzie obecna na rynku. Dwa tygodnie temu, kiedy przedstawiono mi dane finansowe firmy, uwzględniłem to w moich planach, które zignorowano.
Jaka przyszłość czeka zatem „Dziennik”? – Pismo może przetrwać dzięki dotacjom bogatych organizacji, przez które jest wspierany – twierdzi Małkiewicz. - Nie będzie to już jednak normalna gazeta, niezależna gazeta, która łączy pokolenia. Przez dwa lata pracowaliśmy nad tym, żeby taka była, żeby stworzyć jakiś pomost między pokoleniem, które tę gazetę stworzyło i przez lata utrzymywało i tymi, którzy teraz tu teraz przyjeżdżają. Niestety, nie zostało to dostrzeżone.

Inaczej tłumaczy wszystko prezes PFK Szymon Zaremba. Twierdzi, że zwolnienie Małkiewicza nie było wynikiem zawieszenia dotacji, ale krokiem ku reorganizacji i zwiększenia czytelnictwa „Dziennika”. - Tu chodzi o kompletną reorganizację pisma. – mówi Zaremba. Potwierdza jednak, że Małkiewiczowi rzeczywiście nie przedstawiono żadnych merytorycznych zarzutów.
Jaki zatem sens miało niedzielne spotkanie z odchodzącym redaktorem? – Zebranie nie dotyczyło pana Małkiewicza, a przyszłości „Dziennika”, tego, co zdaniem czytelników, powinno się w nim znaleźć – tłumaczy prezes. Pozostaje jednak pytanie czy nie lepiej byłoby o tym porozmawiać z przyszłym naczelnym, skoro to on będzie na co dzień decydował o zawartości pisma. Szymon Zaremba nie widzi tu jednak problemu – Nowemu redaktorowi wszystkie ustalenia zostaną przekazane – mówi.
Jest jednak jeszcze zespół redakcyjny, który żali się, że nie dotrzymano obietnicy konsultowania z nim zmian personalnych. Zaremba tak to komentuje – To nie pracownicy decydują, kiedy odchodzi ich szef. Ta zmiana nie ma z nimi nic wspólnego i jeśli chcą zostać, to mogą.

Członek redakcji „Dziennika”, Jędrek Śpiwok, był jednym z tych, którzy zostali. Przynajmniej do wtorku. - Część z nas nie przyszła i jest to ich suwerenna decyzja, do której mają prawo. Inni, z powodów finansowych nie mogli sobie na to pozwolić – mówi Śpiwok. – Nic nie jest jednak jeszcze do końca postanowione i czy ten zespół się utrzyma, nie wiadomo. Cześć z nas zniechęcona jest do tego, co dzieje się w polskim środowisku. Wprawdzie księgowa zapewniła nas, że do końca roku są pieniądze, ale mieliśmy już tyle innych zapewnień, że i do tych siłą rzeczy podchodzimy ostrożnie. Czas pokaże – kończy Śpiwok.
Decyzje o obsadzie stanowiska redaktora naczelnego podejmie rada powierników na najbliższym zebraniu, 26 października.

Katarzyna Jaklewicz

 

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska