27/10/2005 14:42:01
Stanisław. Przez lata pracował w delegacjach. Trochę w Austrii, kilkanaście lat w Rosji. Wysoki, silny góral. Góral z wyglądu i charakteru. - Ja się tak szybko nie poddaję - mówi z powagą. Przetrwał. Do UK przyjechał w grudniu 2003 roku. - Ogłoszenie wyczytałem w Gazecie Wyborczej, chodziło o legalną pracę w Anglii, więc zadzwoniłem - opowiada 46-latek. Kontakt nawiązał z Krystyną - właścicielką fabryki czekolady, kwiaciarni i firmy budowlanej. - Zarzekała się, że bardzo chce pomóc Polakom. Nie nalegała, więc zacząłem się zastanawiać - wspomina.
Perfekcyjna akcja
Po kilku dniach zdecydował się na wyjazd. Plan został opracowany perfekcyjnie. Dostał od Krystyny dokładne wytyczne. Jedzie do siostry do Oxfordu. Siostra miała wypadek. Legalizacja pracy będzie kosztować 200 funtów, plus 35 funtów opłaty za mieszkanie. Polka zapewniła, że praca dla górala będzie zorganizowana w ciągu tygodnia. Problemy zaczęły się już na granicy. - Sprawdzili dane rzekomej siostry i powiedzieli, że wypadek miała, ale 2 dwa lata temu - wspomina. - Wytłumaczyłem, że przecież to nie jest ważne skoro cały czas potrzebuje pomocy. Dojechali na Victorię. Po godzinie zadzwoniła Krystyna. Na dworzec przyszło dwóch Polaków. - Jeden cały w tatuażach, wyglądał jak bandzior - opowiada. Potwierdzili dane pana Stanisława. Okazało się, że nie jest sam. Do auta wsiadło z nim jeszcze dwóch Polaków z ogłoszenia.
Całą trójkę zawieźli do pustego domu w Slought. Naprzeciwko był kościół, stacja paliw i salon volkswagena. W środku było pusto, zimno i ciemno. Ludzie, siedzący na podłodze byli zrozpaczeni. Na miejscu dowiedział się, że jeśli nie zapłaci ustalonej kwoty to go wyrzucą z domu. - Nie chciałem problemów, tym bardziej, że podobno następnego mieliśmy iść już do pracy - twierdzi. Zapłacił.
Puszka na czterech
Następny dzień przyniósł tylko rozczarowanie. Na próżno czekali kilka godzin pod stacją benzynową na pracodawców. Wrócili przemoczeni i zrezygnowani do domu. Na miejscu dowiedzieli się, że mieszkańcy domu już dwa tygodnie siedzą bez pracy. - Zdenerwowałem się i zadzwoniłem do Krystyny z komórki. Przeprosiła mnie, że ktoś nawalił i dlatego nikt po nas nie przyjechał - opowiada. Z dnia na dzień tracili nadzieję. Sylwestra spędzili przy puszce fasolki. - Zjedliśmy ją chyba w siedmiu i popiliśmy herbatą. Dotarło już do mnie, że mamy do czynienia z dobrze zorganizowaną mafią - twierdzi. Potem okazało się, że w każdym z takich domów, do których przywożeni byli Polacy była jedna wtyczka. Ta osoba codziennie zdawała raporty z tego, co dzieje się w grupie Polaków. Jakie panują nastroje. Jej zadaniem było też zniechęcanie ludzi, by jak najszybciej opuszczali dom. - Najbardziej odpowiadał im układ, gdy ktoś wpłacił pieniądze i bezkonfliktowo uciekł ze strachu, nie chcą odzyskać wpłaty - wyjaśnia.
Dni mijały, zmieniając się w tygodnie. W ciągu tego czasu pracowali może kilka razy. - To nie było łatwe. Byliśmy wygłodniali, a musieliśmy na przykład pakować pomidory czy paprykę. Człowiek walczył ze sobą, żeby nie zjeść, choć kawałka. Pomimo głodu wytrzymali. Zresztą każda próba kradzieży skończyłaby wywaleniem z pracy. A robota dla każdego z nich była najważniejsza.
Czas uciekać
W międzyczasie do domu przyjechała kolejna partia głodnych pracy i funtów rodaków. Pewnej nocy ludzie Krystyny wpadli w nocy z kijami bejzbolowymi. - Chcieli nas zastraszyć i wyczyścić chatę dla nowych. Wtedy zrozumieliśmy, że ten proceder trwa tu już od lat i my nic nie poradzimy. Spakowaliśmy się i uciekliśmy.
Pan Stanisław miał jeszcze 10 funtów. - Pojechałem na Victorię i czekałem na przewoźnika, który przywiózł mnie do Londynu. Chciałem żeby mnie zabrali do Krakowa. Tam za bilet zapłaciłaby żona. Niestety. Autobus wrócił do Polski pusty. A on zastanawiał się, co robić dalej. Na szczęście, na dworzec dojechało jeszcze trzech kolegów. - Dzwoniliśmy do ambasady. Niestety nikt nie chciał im pomóc. Postanowili znaleźć sławną ścianę płaczu. Poszukiwania się opłaciły. Tuż obok niej zaczepił ich Polak, który w Londynie był już cztery lata. Zaprosił ich na kolację. - Byliśmy w szoku, że jest taki gościnny. Do czasu, gdy okazało się, że prowadzi nas do kościoła na kolację dla bezdomnych - opowiada. Zaraz po posiłku zasnęli na podłodze. Ciepły posiłek po ponad miesiącu oszczędzania zapasów, to było coś. Niestety po godzinie bezdomni, którzy nie byli na liście musieli wyjść. I tak tułaczka rozpoczęła się od początku. Codziennie inny kościół, inna kuchnia. Noce spędzali na dworcu autobusowym na Hammersmith. Wieczorem rozpoczynali bitwę o numer rezerwowy na nocleg do kościoła. - Niestety może w ciągu miesiąca udało nam się to zaledwie kilka razy - wspomina niechętnie.
Który dzisiaj terminal?
Pewnego dnia stojąc pod ścianą płaczu, zaczepił go Polak, który zawiózł go na Heathrow. - Zrywałem cały dzień płytki. Zarobiłem 55 funtów. Byłem naprawdę szczęśliwy. Niestety szef stwierdził, że nie jestem komunikatywny. To prawda, mówię dobrze po rosyjsku, bo 10 lat pracowałem w Elektrowni w Rosji. Ale z angielskim gorzej... - przyznaje. Zatem praca się skończyła, ale lotnisko było wymarzoną noclegownią. Ludzie spali na podłogach w oczekiwaniu na samoloty lub bliskich. - Wśród nich wyglądałem jak normalny, cywilizowany człowiek, który jest tu tylko gościem - opowiada rozmarzony. Codziennie spał na innym terminalu. Rano wracał pod ścianę. Potem były autobusy. Najlepiej, jeżdżące na długich trasach. Można było wyspać się przynajmniej z dwie godziny. I ciepło było.
Od tego czasu minęło półtora roku. Pan Stanisław siedzi naprzeciw zmęczony, ale schludnie ubrany. Jest zadowolony, ma pracę, dach nad głową. Gdy opowiada innym o swoich początkach w Anglii nie wierzą. On sam w to nie wierzy. Nie wierzy, że Polacy Polakom robią takie rzeczy.
Za miesiąc jedzie do Polski. Jedzie, ale wróci tutaj, bo wie, że wygrał swoją bitwę...
Izabela Nowak
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...