Jarmark Gęsi w Nottingham

Przeciętna liczba odwiedzających wynosi około pół miliona. Dorośli mogą skorzystać z przejażdżek na 65-u przeróżnych karuzelach, kolejkach, samochodzikach, wyrzutniach i podnośniach. Dzieci mają do wyboru 60 mniejszych karuzel oraz najrozmaitszych urządzeń do zabawy. Ponadto na około 150-ciu stoiskach można szukać szczęścia, na przykład, strzelając do tarczy, rzucając koła na butelki, grając w bingo lub słuchając porad wróżki. Można również na jednym z 200-stu stoisk popróbować angielskich jarmarcznych przysmaków, takich jak jabłka w lukrze, gorące obwarzanki, czy też groszkowe pure z octem.

Jarmark Gęsi rozpoczyna się zazwyczaj w pierwszą środę października i trwa do soboty. W tym roku organizatorzy przedłużyli imprezę o jeden dzień. Odwiedzający mogą bawić się również w niedzielę. W czasach obecnych jarmark ten ma przede wszystkim charakter zabawowy. Wywodzi się on jednakże z tradycji dożynkowo-handlowej, czego dzisiaj trudno się już dopatrzeć.

Do połowy XIX-ego wieku Jarmark Gęsi był bliski tradycji chrześcijańskiej ponieważ rozpoczynał się 21-ego września, czyli w dzień św. Mateusza. Był przede wszystkim okazją do wymiany zebranych latem plonów oraz zrobienia zapasów na nadchodzącą zimę, rozrywka stanowiła element dodatkowy. Pierwsze o nim wzmianki w piśmie pochodzą z roku 1284. Prawdopodobnie jego korzenie sięgają do wieków jeszcze wcześniejszych. Z wyjątkiem przerw spowodowanych epidemią dżumy w 1646 oraz wybuchem I i II Wojny Światowej odbywał się regularnie co roku po czasy obecne.

Nikt dokładnie nie wie skąd się wzięła nazwa Jarmark Gęsi, po angielsku Goose Fair. Uważa się powszechnie, że na jarmarku nottinghgamskim głównym obiektem transakcji handlowych były gęsi, sprowadzane z zagród rolniczych w hrabstwach Lincoln oraz Norfolk. Wielkie ilości sprzedawanych oraz kupowanych gęsi musiały zatem wpłynąć na charakter oraz nazwę targowiska w Nottingham. Jednakże, według podań historycznych, jarmark ten zasłynął ze sprzedaży wysokiej jakości sera.

Rozwój kolei oraz przemysłu w XIX-stym wieku spowodował wielkie zmiany w stylu życia Brytyjczyków, nieporównywalne do tego co działo się w tym samym czasie w Polsce, znajdującej się pod zaborami. Dystrybucja żywności stała się łatwiejsza, a zatem ludzie nie potrzebowali gromadzić zapasów na zimę na okolicznych jarmarkach. Targowisko w Nottingham przekształciło się w wesołe miasteczko, oferując odwiedzającym rozrywkę zamiast produktów żywnościowych. Na początku XX-ego wieku władze miasta przeniosły je z rynku na zielone tereny, rozciągające się nieopodal centrum miasta, na których jarmark mógł podążać za duchem czasu, oferując najnowsze rodzaje rozrywek.

W tym roku do rzesz bawiących się na jarmarku w Nottingham dołączyli się także Polacy, którzy licznie przybyli do Nottingham i jego okolic w ciągu ostatnich 17-nastu miesięcy od momentu naszego wejścia do Unii Europejskiej. Polacy lubią się bawić, z ciekawością więc przychodzili na nottinghamski jarmark, który zafascynował ich swoim rozmiarem, bogactwem kolorów i różnorodnością atrakcji. Niektórzy mogli się tylko przyglądać, przerażeni wysokością cen, przerastających ich skromne możliwości. Ci natomiast, którzy mają stałe prace i otrzymują regularne pensje, przyszli pobawić się i wydać ciężko zarobione pieniądze.

Tomasz wybrał się na jarmark ze swoja rodziną i nie żałował pieniędzy na zabawę: „W Polsce też jest drogo. Mnie chodziło głównie o sprawienie przyjemności mojemu dziecku”. I udało mu się. Siedmioletnia Paulinka z ogromną radością pokazywała zabawki, które wygrali lub zakupili dla niej dorośli: „Byłam już na karuzelach ze trzy razy i jeszcze bym poszła. Najbardziej podobała mi się jazda na samochodzikach. Udało mi się zderzyć z mamą i wujkiem”. Z dziecięcym wdziękiem zareagowała na rozmowy o cenach panujących na wesołym miasteczku w Nottingham: „nie wydali na mnie aż tak dużo!”

Ania i Karolina przyszły na jarmark z ciekawości: „nie jest to impreza tak do końca w naszym stylu, cierpimy na chorobę lokomocyjną, jest tu też i za głośno i za dużo śmieci leży dookoła. Jest to jednak ogromne widowisko i dla nas zawsze coś nowego”.

Rafał poszedł na jarmark z mamą. Ogólnie podobało mu się. Pojeździł sobie na samochodzikach. Polskie wychowanie, jednakże, sprawiło, że krytycznie odniósł się do nottinghamskiej tradycji: „co to mi za święto, takie dożynki...

Irena i Maciej ocenili Jarmark Gęsi podobnie. Byli zafascynowani ale także krytyczni: „Anglicy potrafią się bawić – stwierdził Maciej. „Wykazali się też dobrymi zdolnościami organizacyjnymi. Przygotowania rozpoczęły się już dwa tygodnie przed rozpoczęciem imprezy. Każdy wiedział, gdzie powinien rozłożyć swoją karuzelę lub kiosk z pączkami” – dodała Irena. Maciej zwrócił uwagę też na ogromne zakorzenienie tej tradycji w świadomości mieszkańców Nottingham: „Moi koledzy z pracy czekali na tę imprezę i przeżywali ją, tak jakby to były jakieś święto”. „Ja nie rozumiem takiego święta, dla mnie ma ono za mało wspólnego z kulturą. My w Zielonej Górze mamy święto Bachusa, które, moim zdaniem, bardziej odzwierciedla życie i kulturę regionu, na którym się odbywa” – zakończyła Irena.

Doświadczenie Jarmarku Gęsiego w Nottingham potwierdza, że nowo przybyli Polacy włączają się aktywnie w nurt lokalnych wydarzeń społeczno-kulturalnych, doceniając pozytywne elementy miejscowej tradycji oraz reagując krytycznie na, ich zdaniem, jej mniej ciekawe aspekty.
Beata Polanowska
Zdjęcia: Sarah Monteith i Maciej Lutowski

wyślij znajomemu

Dodaj artykuł do: