12/10/2005 06:26:13
Michał, 23 lata
Przyjechał do Londynu w okresie największego boomu, w maju ubiegłego roku. - Planowałem ten wyjazd dużo wcześniej, jednak poczekałem na otwarcie granicy przed Polakami. W międzyczasie odłożyłem trochę pieniędzy, przyszedł czas, wsiadłem w autokar i przyjechałem. Po skończeniu zawodówki pracował dorywczo jako kierowca w piekarni. W po pegeerowskiej wsi pod Rzeszowem, skąd pochodzi nie ma zakładów pracy. Brak perspektyw. Większość młodych porozjeżdżała się po świecie. Jedni do miasta, inni zdobywać świat.
Po przyjeździe wynajmował pokój u znajomego na West Endzie. Miał szczęście, po tygodniu znalazł pracę na budowie. Najpierw jako pomoc w tzw. wykończeniówce, potem już samodzielnie. - Może za dużo nie zarabiałem, ale i do domu było czasami, co wysłać. A i dziewczynie, która rozpoczęła w Polsce studia coś się kupiło. Praca ciężka, ale co tam.
Pod koniec sierpnia zaczęły się przestoje w pracy. Znajomy, u którego mieszkał nie chciał czekać z opłatami, nalegał. W listopadzie Michał stracił pracę na budowie. Przez krótki czas roznosił ulotki we wschodnim Londynie. Tuż przed świętami dowiedział się, że do końca grudnia musi się wyprowadzić. Z Polski nadeszła wiadomość, że rzuciła go dziewczyna.
- Wtedy złapałem doła. Miałem wszystkiego dość - wspomina. Połknął dwie garści tabletek. Na szczęście w porę zareagował współlokator. Skończyło się tylko na płukaniu żołądka.
Po wyjściu ze szpitala trafił prosto na ulicę. Tułał się. W kwietniu trafił na Wiktorię, gdzie jest do dzisiaj. - Jest tu nas kilku Polaków, a praca jak praca. Czasem coś się trafi. Policja nie gania, to da się jakoś wytrzymać - wyjaśnia. Ale do Polski nie pojedzie. Jeszcze nie teraz. - Tylko bym sobie „obciachu” narobił. Że tak z niczym wracam. Zresztą, żeby wrócić to też trzeba mieć, za co - kończy z żalem.
Janusz, 36 lat
W Anglii jest od roku. W Polsce żona i dwóch synów. - Przez 11 lat pracowałem w kopalni. Zaczęli zamykać to robiło się cokolwiek. Ale cokolwiek na Śląsku znaczy wegetować, a nie żyć. Nie było, co się zastanawiać - wyjaśnia z goryczą. Pracę zmieniał kilkukrotnie. Zazwyczaj była to budowa, czasami coś innego, co się dało znaleźć bez znajomości języka. Mieszkanie z dwoma kolegami w jednym pokoju na Ealingu. Dopóki była praca, były pieniądze. Potem zaczął pić. Z czasem popadł w długi. - Do żony staram się nie dzwonić. Bo co ja mam jej powiedzieć? - wyjaśnia zrezygnowany. Na początku czerwca został dotkliwie pobity. - Pożyczyłeś, to oddaj złodzieju - usłyszał na odchodne. Od tego czasu prawie nie pracował. A to, co zarobił przepił. - Mam tego dość. To nie tak miało być. Miałem zarobić, a jestem na kresce. Mam tego dość - twierdzi, zarzekając się na święta pojedzie do domu. I już zostanie.
Agnieszka, 24 lata
Do wyjazdu namówiła ją koleżanka ze studiów. W domu się nie przelewało, a właśnie pomyślnie zakończyła sesję na II roku socjologii Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Podobnie jak koleżanka wzięła dziekankę. To było 2 lata temu. Najpierw wynajmowały wspólnie pokój na Hammersmith, pracowały natomiast jako tzw. cleaner lady. Czasem sprzątały mieszkania, a czasem pilnowały dzieci. Po pół roku przyjaciółka Agnieszki przeprowadziła się do nowego chłopaka. Kontakt z nią od tego czasu praktycznie się urwał. Została sama. Zastanawiała się nawet nad powrotem, ale rodziców nie stać byłoby ją teraz utrzymywać, jednocześnie opłacając studia. A praca w Polsce jest, ale albo za grosze, albo jej nie ma wcale. Zaryzykowała. - Chciałam po prostu zarabiać, pracowałam więc ile mogłam. Bliskich i znajomych tu nie miałam, ale praca pozwalała mi o tym nie myśleć - mówi dzisiaj.
Zamknęła się w sobie. Mówi o sobie, lekomanka. Wszelkie tabletki, które przywiozła jeszcze z Polski łyka nawet wtedy, gdy nie musi. Lek na depresję kupiła już w Anglii. - Biorę go już pół roku. Z początku pomagał. Teraz już się do niego po prostu przyzwyczaiłam - twierdzi. - Właściwie on mnie tu chyba trzyma najmocniej - dodaje cichutko. W sierpniu tego roku zmieniła stancję. Mieszka teraz ze współlokatorką, Czeszką. Mamy podobne przeżycia, chociaż ona jest w Londynie krócej niż ja. Umówiły się nawet na wspólny powrót, Agnieszka do Polski, Maja do Czech. Potem jakoś się znajdą. Kiedy to nastąpi? Najchętniej wyjechałabym zaraz. Tylko, co po tym? Tutaj jest ciężko, ale wsiąkłam już w to miasto. W Polsce natomiast rodzina i jedna wielka niewiadoma. Trudny wybór, ale chyba zaryzykuje raz jeszcze. I jednak zostanę...
DAREK ZELLER
Fot.D.Zeller
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...