03/10/2005 08:05:16
Afery i skandale, których głównymi bohaterami są znani politycy „Warszawki”, to nie jedyny powód rozgoryczenia Polaków, nieufności i braku szacunku dla rządzących. Wielu bardziej rozczarowała władza lokalna, najbliższa zarówno geograficznie jak też emocjonalnie. Gdy na początku lat 90. tworzono samorządy gminne, a potem po reformie terytorialnej także powiatowe i wojewódzkie mówiło się, że władza bliżej obywateli szybciej zauważy i skuteczniej rozwiąże ich problemy. Zadań i problemów było co nie miara, a niebawem samorządy same sobie dołożyły ich jeszcze więcej, żeby pokazać jakie są dzielne. Burmistrzowie, wójtowie, a potem także starostowie i marszałkowie sejmików wojewódzkich wzięli się nawet za politykę zagraniczną, rzecz jasna wyłącznie z myślą o swoich wyborcach. Sztandarowymi hasłami stały się walka z bezrobociem, ściąganie inwestorów oraz własne inwestycje. Bezrobocie gminy zwalczały przede wszystkim rozdzielając prace interwencyjne i roboty publiczne. Była to znakomita okazja do „łapania punktów” u elektoratu. To przecież, jak się mówiło, „burmistrz dał pracę”. A jak nie dał, to obiecał, że da. Jeśli zaś obietnicy nie dotrzymał, to przecież nie z własnej winy. Na górze znów obcięli fundusze i cóż nieborak mógł poradzić.
Bez „przychylności” ani rusz
Żaden przepis nie zobowiązuje samorządowców do zabiegania o inwestorów. Władze lokalne są natomiast od załatwienia leżących w ich kompetencjach formalności związanych, między innymi z działalnością gospodarczą. Tymczasem inwestorzy są ich oczkiem w głowie. Trudno stawiać zarzut, że burmistrzom zależy na tym, aby na terenie którym rządzą powstawały nowe firmy, a co za tym idzie miejsca pracy. Rzecz w tym, iż podłoże tych zainteresowań, nie jest czasem do końca przejrzyste. W Polsce każdy przepis można interpretować w zależności od sytuacji, a istotnym elementem załatwienia jakiejś sprawy jest dobra wola urzędnika. Oprócz spełnienia warunków określonych prawem, konieczne są najróżniejsze uzgodnienia i negocjacje. Wiele mogą o tym powiedzieć, i mówią zresztą, przedsiębiorcy z krajów zachodnich przywykli do innych standardów obsługi inwestora. Część z nich skutecznie zniechęciły piętrzące się problemy, niespodziewane utrudnienia, przeciągające się terminy. Inni natomiast, w czasie otwierania nowych firm, długo dziękują lokalnym władzom za przychylność i wsparcie. Nie wspominają jednak, ile ta przychylność kosztowała. Z pewnością woleliby nie cieszyć się tak wielkim wsparciem, ale po spełnieniu prawnych wymogów, załatwić co trzeba bez czyjejkolwiek „dobrej woli i zaangażowania”.
Postawimy sobie pomnik
Inwestycje prowadzone przez same gminy to oddzielny temat. O cudach dziejących się na przetargach, które miały przecież wyeliminować korupcję, napisano już w polskiej prasie tysiące artykułów. Powstał nawet dowcip o radnych, którzy nie wiedzieli co dać jednemu z kolegów na urodziny, bo miał już wszystko, więc wydelegowali go w końcu do komisji przetargowej. Kontrowersje budzą także cele na jakie wydawane są publiczne pieniądze. Cele, często z pozoru szczytne i chwalebne. W inwestycjach samorządowych panuje swoista moda. Swego czasu wzięto się z rozmachem za budowę wysypisk śmieci. Nic, tylko przyklasnąć. Należy przecież dbać o środowisko. Szkopuł w tym, że gminy postawiły sobie za punkt honoru posiadanie własnego wysypiska, co już nie miało ani ekonomicznego, ani ekologicznego sensu. Ignorowano głosy, iż powinno się budować jedno, duże wysypisko dla kilku gmin. Dziś, zgodnie z zaleceniami Unii Europejskiej, mają być tworzone zakłady utylizacji odpadów, jeden na około 100 tysięcy mieszkańców, a małe „śmietniki” likwidowane. O nonsensach związanych z budowaniem oczyszczalni ścieków (bywało, że zaraz po oddaniu do użytku trzeba je było gruntownie modernizować), skądinąd jak najbardziej potrzebnych – też napisano małą bibliotekę. Samorządowcy lubią uwiecznić swoją kadencję jakimś „pomnikiem”. Ostatnio w modzie są kryte pływalnie. Uzasadnienie oczywiście jest bardzo szlachetne – rozwój fizyczny dzieci i młodzieży. Któż mógłby być przeciwny tak wzniosłej idei? Fakt, że w oddalonej o 20 lub 30 kilometrów sąsiedniej gminie jest już podobna pływalnia, stanowi dla samorządowców raczej argument za budową niż przeciw. „Skoro oni mają, to my nie możemy być gorsi”. Skutek jest taki, iż baseny (zwłaszcza w mniejszych miejscowościach) świecą pustkami, a koszty ich utrzymania są niebotyczne. W porównaniu z tym, inna modna teraz fanaberia wielu burmistrzów – fontanny w centrum miasta – to naprawdę drobnostka.
Nie ulega wątpliwości, że inwestycje są gminom potrzebne. Chodzi o to, aby przynosiły lokalnej społeczności pożytek – niekoniecznie stricte materialny. Najgorzej jest, jeśli mają jedynie służyć zaspokojeniu ambicji grupy ludzi, lub nabić kabzę wykonawcom. A zdarza się, że tak to właśnie wygląda.
Wizyty ubogich krewnych
Władza samorządowe ochoczo biorą na swoje barki ciężary, których nikt im nie nakłada. Uprawiają, na przykład, politykę zagraniczną na szczeblu lokalnym. Poświęcają mnóstwo czasu na nawiązywanie, a potem rozwijanie i umacnianie kontaktów z gminami zachodniej Europy. Są więc wizyty i rewizyty (z tą różnicą, że z Zachodu przyjeżdża kilka osób, a z Polski jedzie kilkadziesiąt), poważne rozmowy w sprawie form współpracy, ma się rozumieć zawsze z myślą o korzyściach dla społeczeństwa. O tym, że pierwsi mają z tego korzyść uczestnicy delegacji, między innymi za sprawą kilkutysięcznych diet, jakoś rzadko się mówi. Bo i o czym tu mówić, gdy na horyzoncie pojawiają się świetlane perspektywy współpracy kulturalnej, oświatowej, wymiany młodzieży, a możliwe, że również ściągnięcia inwestorów. W praktyce, kończy się to na wycieczkach oficjeli lub przekazaniu przez jakąś niemiecką gminę starego samochodu strażackiego dla miejscowej jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej. Rola „ubogiego krewnego” nie jest szczególnie imponująca.
Wójt potęgą jest i basta
W ciągu prawie 15 lat funkcjonowania samorząd terytorialny wszelkich szczebli w Polsce urósł w siłę, a ludziom z nim związanym żyje się dostatnio. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, urząd gminy jest największym pracodawcą i inwestorem na swoim terenie. To nie jest sytuacja zdrowa. Wójt lub burmistrz (bywa jeszcze nadal, że dawny naczelnik gminy lub sekretarz PZPR) staje się panem życia i śmierci dla mieszkańców. Do tego dochodzi polityka. Jednym ze sloganów władzy samorządowej jest stwierdzenie, że na szczeblu lokalnym polityki nie ma. Tymczasem jest i nierzadko odarta z resztek przyzwoitości. Być może, właśnie tu są największe „republiki kolesiów”, funkcjonujące od lat układziki i powiązania. Dlatego naprawianie Psiej Wólki będzie tak trudne. Na wielki opór napotkają próby spowodowania, aby lokalne władze zajęły się tym do czego są powołane, a nie robiły z gmin „państw w państwie” i prywatnych folwarków, gdzie rządzą jak udzielni książęta. Podniesie się pewnie krzyk, że oto dokonywany jest zamach na ideę samorządności, hamuje się oddolne inicjatywy i w ogóle demontowana jest demokracja. Jeśli jednak to nie zostanie uporządkowane, to w końcu w Psich Wólkach zostaną tylko wójt, radni, kilku zaprzyjaźnionych z władzą biznesmenów i ich rodziny. Reszta przeniesie się do... Londynu.
Robert Małolepszy
Rys. Andrzej Krauze
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
Kategoria uslugi: 1. CSCS - CPCS - IPAF - NPORS - CPC 35H - ...
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
Kategoria uslugi: 1. CSCS - CPCS - IPAF - NPORS - CPC 35H - ...
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
SZUKASZ PRACY ? PODNIES SWOJE KWALIFIKACJE I ZACZNIJ ZARABIA...
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
Kategoria uslugi: 1. CSCS - CPCS - IPAF - NPORS - CPC 35H - ...
Kursy szkolenia uprawnienie itp....
Chcesz odmienić swoją sytuację materialną i zaczac zarabiac ...
Tanie kursy uk na wszystkie wozki...
Zdobądź uprawnienia uprawnienia na wozek widlowy i zacznij z...
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
Kategoria uslugi: 1. CSCS - CPCS - IPAF - NPORS - CPC 35H - ...