25/09/2005 08:49:53
Już raz próbowała uciec, ale została złapana i tak dotkliwe pobita, że przez jakiś czas nie mogła ruszyć się z łóżka. Ksiądz poprosił, by poczekała - za chwilę miał udzielić ślubu. Ta zwłoka pozwoliła mu również na to, by zastanowić się jak pomóc tej dziewczynie.
To jeden z problemów, zapewne bardziej drastyczny od innych, z jakimi w ostatnich miesiącach przychodzą do księży w kościołach Polacy prosząc o pomoc. Czy księża są przygotowani do pracy, którą przychodzi im obecnie wykonywać?
Podziały czy różnorodność?
W tym przypadku sprawa do rozwiązania była stosunkowo prosta (mam na myśli rozwiązanie doraźne, a nie długofalowe). Ze względu na to, że kobieta była ofiarą przestępstwa ksiądz zadzwonił na policję. Wkrótce potem zabrano dziewczynę na przesłuchanie i do schroniska dla kobiet, ofiar przemocy. Jej zeznania być może przyczynią się do tego, że ta grupa przestępcza zostanie zlikwidowana. W wielu jednak sytuacjach księża czują się bezsilni. Często są młodzi, słabo znają kraj, w którym przyszło im pracować, a tym bardziej nie wiedzą, jak pomóc w trudnych sytuacjach. Przyjechali do pracy duszpasterskiej, a nie jako pracownicy opieki społecznej. Oczywiście Polacy szukający pomocy w Kościele stanowią maleńką mniejszość parafian, którzy są tak różnorodni jak różnorodna jest społeczność polska w Londynie.
Mówienie o tym, że społeczność polska w Wielkiej Brytanii jest podzielona to zwykły truizm. Trudno zresztą, aby było inaczej. Co bowiem może łączyć młodą dziewczynę pracującą w jednym z londyńskich pubów z żołnierzem spod Monte Cassino, emigrantem politycznym lat 80., czy polskim profesorem pracującym na jednej z londyńskich uczelni?
Może lepiej mówić nie o podziałach, a właśnie o różnorodności. Mamy Polaków POSK-owych, najczęściej starszą emigrację i osoby średniego pokolenia. To ludzie przychodzący do teatru, na wystawy, odczyty i do biblioteki, szukający polskich pierogów i polskiej kultury. W pobliżu mamy Polaków spod „ściany płaczu”, sięgających swymi wątpliwymi tradycjami do Polaczków spod budki z piwem, z całym ich cwaniactwem („tanie papierosy do sprzedania”), niechlujstwem i językiem, w którym zamiast znaków przystankowych znajdują się przekleństwa. Mamy Polaków skupionych w Polish City Club i odwiedzających snobistyczny, choć obecnie zazwyczaj pusty klub „Ogniska Polskiego”. I wreszcie młodzież tańczącą w polskich dyskotekach i nocnych klubach.
Wszyscy spotykają się w kościele
Londyńscy Polacy są z różnych pokoleń i fal emigracyjnych. Najstarsi, ci, którzy zbudowali podstawy materialne i organizacyjne tutejszej społeczności, pokolenie już odchodzące, nie lubią, gdy mówi się o nich „emigranci”. Oni byli uchodźcami. Emigracja końca lat 50. – współmałżonkowie (najczęściej żony) i dzieci wypuszczone „wspaniałomyślnie” po październikowej „odwilży” zasiliły tę grupę. Emigracja po roku 1968 pozostała właściwie prawie niezauważona. Była zresztą bardzo nieliczna - raczej jednostki, często wybitne. Emigracja „solidarnościowa” stanowiła dość zwartą, choć stosunkowo nieliczną, grupę. Kilka tysięcy osób, których pozostanie na Wyspach łączyło się z dramatycznymi wydarzeniami w kraju. To dziś osoby w wieku średnim, dość dobrze osadzone w polskiej i brytyjskiej społeczności.
W latach 90., kiedy Polska otrzymała status państwa stowarzyszonego z Unią Europejską, nastąpił gwałtowny przyrost Polaków szukających pracy nad Tamizą. Był to przedsmak tego, co stało się w ostatnim roku.
Jedynym miejscem, w którym wszyscy się spotykają, jest polski Kościół. Nie jedna, określona świątynia, ale polski Kościół jako ostoja wiary i tożsamości narodowej, a zarazem wspólnota parafialna. Jak wiara i przywiązanie do Kościoła w jego polskiej, narodowej formie jest ważne, najlepiej widać było podczas marszu, który odbył się w Londynie po śmierci papieża Jana Pawła II.
81 parafii
Ta nowa fala emigracyjna liczebnie porównywalna jest z emigracją wojenną, żołnierską. Jak bardzo jest liczna, najlepiej widać, gdy przyjdzie się przed mszą w niedzielę. Na ogół znaczna cześć wiernych musi stać na ulicy. To zjawisko budujące, ale też stawiające przed księżmi ogromne, nowe wyzwania.
Na terenie Wielkiej Brytanii znajdują się dwie Polskie Misje Katolickie. Jedna obejmuje swym zasiągiem Anglię i Walię; rektorem jest ks. prałat Tadeusz Kukla, a siedziba znajduje się przy najstarszym polskim kościele w Wielkiej Brytanii pw. Matki Boskiej Częstochowskiej przy Devonia Road w londyńskiej dzielnicy Islington.
Na terenie Anglii i Walii znajduje się 78 polskich parafii, zgrupowanych w sześciu dekanatach. Opieką duszpasterską objęci są Polacy w dalszych 56 miejscowościach. Druga PMK, w Szkocji, ma swoją siedzibę w Glasgow, a jej rektorem jest ks. Marian Łękawa. Tutaj znajdują się trzy polskie parafie.
Polskie parafie powstawały po zakończeniu drugiej wojny światowej tam, gdzie osiedlali się polscy żołnierze i ich rodziny. Początkowo na nabożeństwa wynajmowano kościoły angielskie. Z czasem parafie zaczęły kupować kościoły i domy przeznaczone na ośrodki parafialne. Dla ich zarządzania utworzono Polish Benavolant Fund, stanowiący osobowość prawną PMK.
Problemy na Ealingu
Na terenie Londynu znajduje się jedenaście polskich parafii. Największą z nich jest parafia na Ealingu. Prowadzą ją księża marianie. Kiedy w 1967 r. kupiono dom przy Courtfield Gardens, Zgromadzenie Księży Marianów przyjęło rolę powiernika. Podobnie było przy kupnie innych nieruchomości.
Choć polska parafia na Ealingu istnieje od ponad 50 lat, to dopiero w 1986 r. kupiono tu na własność polski kościół (wcześniej msze św. odprawiano w kościele pw. św. Mateusza). Część funduszy stanowiły pieniądze Zgromadzenia, a reszta pochodziła z dotacji Wspólnoty Europejskiej, Rady Dzielnicowej Ealingu, firmy Legal & General, a także z hojnych dotacji parafian. Zgromadzenie oo. Marianów zapewniło parafii pożyczkę (bezprocentową) z parafii św. Stanisława Kostki w Stanach Zjednoczonych, która w całości została przez parafię spłacona. W rezultacie cała posiadłość przy 2 Windsor Road należy w 60 proc. do parafii, a w 40 proc. do oo. Marianów. Z jakichś powodów własność obiektu została zapisana na Marian Fathers, a nie na Marian Fathers Trust, co nie pozostawiałoby wątpliwości, że księża marianie są jedynie powiernikami tej własności.
Te skomplikowane, choć ważne, sprawy formalne nie interesują większości tych, którzy przychodzą na niedzielne msze. Dla nich kościół to miejsce modlitwy i okazja do spotkań z rodakami. Nic dziwnego, że chętnie zostają po mszy, by wspólnie zjeść coś polskiego i po prostu pogadać. Niestety, od dłuższego czasu znajdująca się przy kościele na Ealingu restauracja jest zamknięta. Nie działa także klub. Podobno głównym powodem jest to, że stary bojler nie spełniał standardów British Gas. Trzeba kupić nowy, albo wyremontować stary.
Ale w klubie przed jego zamknięciem nie zawsze działo się dobrze. Miejscem zaczęła interesować się policja. W rezultacie parafia straciła źródło (poza „tacą”) dochodów, a Polacy stracili miejsce spotkań. Kiedy dojdzie do ponownego otwarcia restauracji i baru? Na razie nie wiadomo. Czy w dostosowywaniu się do „nowej epoki” przyjdzie ośrodkowi katolickiemu zatrudnić bramkarzy, by pilnowali porządku?
Balham w remoncie
Inaczej wygląda sytuacja na Balham. Tutejszy, przez lata deficytowy, klub parafialny Orła Białego został objęty na początku tego roku przez Polaków młodszego pokolenia, nie - jak marzyli powojenni emigranci - ich dzieci, ale przez parę przedsiębiorczych biznesmenów Magdalenę i Krzysztofa Buszmanów, którzy mieszkają w Londynie niecałe dziesięć lat. W ciągu kilku miesięcy ospały klub zmienił się w miejsce tętniące życiem, szczególnie po niedzielnych mszach odprawianych w położonym na przeciwko kościele pw. Chrystusa Króla. „Parafia ma dziś tyle pieniędzy, że mogliśmy nareszcie rozpocząć konieczny remont” - cieszy się ksiądz proboszcz Władysław Wyszowadzki. Wokół budynku stanęły rusztowania. Wnętrze również poszło do remontu.
Kierownictwo klubu ma szerokie plany na przyszłość - zabawy dla dzieci, klub jazzowy, może nawet własne, lokalne pismo. To wszystko obok dawnych form działalności. Podobno niektórzy członkowie starego zarządu patrzą z niepokojem co dzieje się w „ich” klubie, ale inni przyklaskują zmianom. Ważne jest obecnie to, by przedstawiciele starszego pokolenia, które wyłożyło pieniądze na zakup kościoła i klubu, nie poczuło się gościem niechcianym. Miejmy nadzieję, że takt i otwartość nowego kierownictwa pomoże ułożyć stosunki między różnymi pokoleniami w odpowiedni sposób.
Zarządy polskich parafii to miejsce spotkań Polaków różnych pokoleń. Obok najstarszych, którzy coraz częściej zrzekają się swoich funkcji, najaktywniejsi są ludzie średniego pokolenia, zarówno emigranci, jak i urodzeni już poza krajem. Ci ostatni być może nie zawsze dobrze mówią po polsku, ale z pewnością czują i myślą w tym języku. I mają jeszcze jedno: od urodzenia są „u siebie”, znają brytyjskie przepisy, obyczaje i formy działania.
Zrozumieć specyfikę kraju
W ostatnich latach zmieniła się nie tylko rzesza wiernych chodzących do polskich kościołów, ale i duszpasterze. Jeszcze kilka lat temu proboszcz znał prawie wszystkich, którzy chodzili regularnie na msze i tych, którzy zjawiali się w kościele jedynie na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Gdy zjawiał się ktoś nowy, można było zwrócić na niego uwagę. Obecnie większość duszpasterzy to młodzi księża, wychowani i wykształceni w Polsce, którzy nie zawsze rozumieją specyfikę duszpasterstwa emigracyjnego. Często sami jeszcze nie są utwierdzeni w swym kapłaństwie. W nowym, nieznanym środowisku czują się osamotnieni.
Ktoś powie, że Polacy są wszędzie tacy sami i nie ma znaczenia, czy ksiądz prowadzi pracę duszpasterską na Ealingu, w małej górskiej miejscowości, czy też na dalekich rubieżach Syberii. To nie do końca prawda. Dopiero po kilku latach mieszkania w jakimś kraju zaczyna się rozumieć jego specyfikę. Dopiero po kilku latach mieszkania w Londynie zaczyna się rozumieć polską emigrację.
Przyjeżdżający do Londynu księża nie są odpowiednio przygotowani do pracy na emigracji. Zresztą - czy przyjeżdżają najlepsi?
Opieka – nie tylko duchowa
Z drugiej strony, zagubieni w londyńskiej rzeczywistości Polacy oczekują, że w kościołach znajdą nie tylko opiekę duchową, ale także (a czasem przede wszystkim) pomoc w konkretnych sprawach życiowych. Także nocleg i pracę. I tu spotyka ich rozczarowanie. Stąd pojawiają się zarzuty o obojętność Kościoła. Ale czy londyńscy księża mogą i powinni wspierać wszystkich, którzy podjęli nie zawsze przemyślane decyzje o wyjeździe za granicę? W wyjątkowych przypadkach taka pomoc jest udzielana. Z drugiej strony rzadko kto pomyśli o tym, co ze swej strony może dać księdzu i parafii.
Rola Kościoła jest zawsze taka sama - prowadzić człowieka do Boga. Na emigracji rola ta obejmuje także walkę o zachowanie tożsamości narodowej. W wypełnianiu tej roli Kościół na emigracji powinien pełnić funkcję mediatora między różnymi emigracjami. Gorzej, kiedy księża nie wiedzą o tym, co zrobiły poprzednie pokolenia, z których dorobku sami korzystają. Tylko brakiem wiedzy, a nie dobrej woli można tłumaczyć np. wypowiedź jednego z księży na Ealingu, który rozmawiając o starej Polonii z dziennikarzem „Wprost”, powiedział, że „gromadziła się wokół wartości i patriotyzmu, wolności ojczyzny. Wierzyła, że jest depozytariuszem najwyższych polskich wartości, że kiedyś wyzwoli kraj i triumfalnie przywiezie do niego owe wartości. Kraj jednak sam się wyzwolił, a ich wartości okazały się nikomu niepotrzebne”.
Czy rzeczywiście patriotyzm, wolność ojczyzny, to tylko - jak to określa ksiądz - nikomu nie potrzebne „patriotyczne wzloty”? Gdyby nie to umiłowanie ojczyzny i umiejętność zabiegania o to, by stworzyć poza krajem jej namiastkę, nie byłoby obecnie w Londynie i innych miastach Wielkiej Brytanii tych wszystkich polskich instytucji, z których korzystają obecni przybysze. Nie byłoby także polskich kościołów.
Po 1989 r. wielokrotnie - na łamach prasy emigracyjnej, forum Zjednoczenia Polskiego, a także w licznych rozmowach z przedstawicielami polskiej dyplomacji - poruszana była kwestia przyszłości polskich instytucji z jednej strony, a tożsamości społeczności emigracyjnej z drugiej. W tej dyskusji liczył się także głos polskiego, emigracyjnego Kościoła. To jedna z tych trudnych dyskusji, która w praktyce nigdy się nie kończy.
Katarzyna Bzowska
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...