23/09/2005 09:06:48
Narzekając, zakłada się, że wyborca niczego innego nie pragnie tak bardzo, jak spędzenia kilku godzin, a może i dni na lekturze długaśnych i fachowych programów partyjnych, że nic wyborcy nie rajcuje bardziej niż toczona w atmosferze seminarium uniwersyteckiego (i niech to będzie najlepiej uniwersytet XIX-wieczny) dogłębna debata na temat subtelności polityki zagranicznej, ekonomicznej, społecznej, zagranicznej, kulturalnej, historycznej i wyznaniowej.
Tymczasem, zasiadając przed telewizorem w celu wysłuchania politycznych sporów, przeciętny wyborca jawnie, (a nieprzeciętny, z pretensjami intelektualnymi – skrycie) oczekuje dobrej zabawy, którą jest oglądanie kilku zaperzonych facetów, serwujących sobie złośliwości, popełniających błędy gramatyczne, przekrzykujących się i pogrążających w umysłowym chaosie. Po takim seansie, wyborca z ulgą i satysfakcją odnotowuje myśl, którą może podzielić się z żoną; że wszyscy ci politycy głupsi są od niego i że gdyby on, wyborca nie brzydził się całym tym oszustwem i złodziejstwem, to zrobiłby karierę polityczną już jutro, z samego rana. Istotnym składnikiem sentymentów, na których zasadza się przywiązanie do demokracji, jest łatwa pogarda, jaką możemy czuć wobec tych, którzy rządzą i pod rozmaitymi względami stoją od nas wyżej. Oczywiście całkowicie niezasłużenie. Jest to zresztą sentyment zdrowy; władza, której człowiek jest podporządkowany, żyjąc w społeczności zorganizowanej zwykle uwiera, jak każde ograniczenie. Środkiem przeciwbólowym, który łagodzi ów dyskomfort jest między innymi poczucie moralnej i intelektualnej wyższości. Dlatego nie ma nic radośniejszego niż podwyższanie samooceny kosztem ludzi, którzy chcąc być od nas ważniejsi muszą się najpierw wydać na pastwę naszych osądów i pakują się w ten sposób w Sartre’owskie piekło. Demokratyczne wybory wypełniają funkcję rozładowania frustracji poddanych nie gorzej od średniowiecznego karnawału, kiedy to znieważać władców można było jedynie zastępczo.
Co zaś się tyczy programów wyborczych, to w demokracji telewizyjno sondażowej każdy Mojżesz przedstawiający mapę drogową, która należy się koniecznie posłużyć, by dojść do ziemi obiecanej zostałby natychmiast zastopowany przez speca od marketingu politycznego. Przywódca z powszechnych wyborów jest dzisiaj, co najwyżej liderem opinii. Człowiekiem, który możliwie gładko i inteligentnie mówi to, co akurat mówić wypada, słowami i frazesami, które akurat są w modzie, na tematy dziś akurat uznane za ważne. Większość ludzi uznaje takie opinie za własne, choć pochodzą one z medialnej kuchni, gdzie pichcą się we wspólnych garach, nad których zawartością żaden konkretny kucharz nie ma pełnej kontroli. Toteż każda próba narzucenia zdania własnego, przekonania do opinii niepopularnej, sformułowania niebanalnego – nie mówiąc o próbach skłonienia do wysiłku czy wyrzeczeń – odbierana jest jako dyskwalifikująca. I dlatego przywódcy z krwi i kości, jeśli nie uda im się szczelnie ukryć własnych przywódczych zamiarów i ambicji, przegrywają wybory z kretesem. Chyba, że ich przywództwo zostało uznane za oczywistość w jakichś specjalnych okolicznościach; wojny, rewolucji czy kryzysu gospodarczego. A i to nie zawsze, o czym przekonali się i Churchill i Wałęsa.
Rzecz jasna, społeczeństwo, homogenizujące się jak mdły twarożek, głównie pod wpływem telewizji, nie osiągnie nigdy owej gładkiej, jednolitej konsystencji serka i zawsze będą tacy, którym myśli Leppera zabrzmią jak „z ust mi pan to wyjął” i tacy którzy, słuchając Tuska ucieszą się, że właśnie to samo myśleli. Stąd atmosfera zbiorowego zdenerwowania towarzysząca każdym, zwłaszcza spersonalizowanym, jak prezydenckie, wyborom. Świadomość, że obok nas żyje masa ludzi, którym może się podobać ktoś taki jak, Lepper, Kaczyński, Tusk czy Borowski (niepotrzebne skreślić) i że ludzie ci, głosując po swojemu, robią krzywdę naszemu faworytowi jest bardzo irytująca. Kiedy zaś pomyślimy, że ci ludzie są też Polakami, i że ich jawna głupota, prymitywizm, zły gust i tak dalej widziane są i oceniane przez inne narody, czujemy się urażeni w elementarnej godności i, jako Polacy, wpadamy w Sartre’owskie piekło zepchnięci tam przez wyobrażenie sobie cudzoziemskich opinii. Dzieląc po trosze los, który zgotowaliśmy politykom.
Pocieszające jest w tym wszystkim jedno; na mur beton tuż po wyborach ze zdumieniem stwierdzimy, że świat się nie skończył. A mniej więcej od pojutrza zaczniemy tęsknić do kolejnych wyborów.
Podziomek
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...