21/09/2005 08:53:30
Gdybym nie miał Cimoszewicza za postać drobnego formatu, mógłbym zestawiać go z Januszem Radziwiłłem. Jedno jest pewne: historia będzie długo pamiętać o zdradzie Cimoszewicza, a historycy będą biegać do psychologów po konsultacje, by zrozumieć motywy postępowania zdrajcy. Oczywista jest pycha; nieoczywista mściwość skierowana w stronę własnego obozu. Oczywista jest pogarda dla przeciwników, nieoczywista skrajna nielojalność wobec własnych stronników. Oczywiste jest krętactwo, niepozwalające wykaraskać się z sieci oskarżeń; nieoczywisty brak elementarnej odporności u człowieka, który w ciągu piętnastu lat działał na szczytach polityki, sprawując najwyższe funkcje w państwie. Oczywista jest tchórzliwa chęć ucieczki w trudnej sytuacji; nieoczywiste pragnienie, by na dno ciągnąć za sobą tych, którzy mu zawierzyli wszystko, łącznie z marzeniami Pierwszej damy, dorobkiem jej męża, Katarzyną Marią Piekarską i resztkami godności Tomasza Nałęcza.
W obozie postkomunistów wrze. Nie mogą oni nic innego zrobić, jak tylko wyrażać żal i współczucie, kreować Cimoszewicza na ofiarę straszliwej nagonki, prawicowych spisków i medialnej zmowy. Ich ostatnią szansą jest wzbudzenie gniewu i współczucia wyborców, i przeczołganie się w ten żałosny sposób nad progiem pięciu procent. Ale to, co mówią o Cimoszewiczu między sobą, słowa, których używają w zaciszu partyjnych lokali i przy dyskretnych stolikach lokali gastronomicznych, ubarwić by mogło i wzmocnić każdy dialog z filmu Pasikowskiego. I nikt w tych szczerych partyjnych pogaduszkach nie jest oszczędzany; a zwłaszcza prezydentostwo Kwaśniewscy. Słusznie, bo rzeczywiście Cimoszewicz nie miał żadnego wsparcia ze strony Pałacu; prócz dwóch przemówień Jolanty Kwaśniewskiej, z których publiczność zapamiętała jedynie passus o krwawiącym sercu, godny wenezuelskiej telenoweli. Wpakowawszy się na własne życzenie w pozór ponadpartyjności, ogłupił marszałek Sejmu naturalnych swoich sojuszników z SLD, którzy milczeli, bojąc się pomieszać mu szyki. Zebrawszy w sztabie grono autorytetów od Karola Modzelewskiego po Grzegorza Latę zrobił z nich Cimoszewicz durniów, podobno po to, by jako mąż i ojciec bronić małżonki i dziatek. Pani Cimoszewiczowej i dorosłym, zamożnym, wykształconym i amerykańskim na dodatek dzieciom marszałka, krzywdę miał zrobić jeden artykuł w tygodniku „Wprost”. A groźbą, która wisiała nad domem Cimoszewiczów była możliwość opublikowania następnego. Zatem pan Włodzimierz postanowił bronić rodziny, rejterując do Białowieży, gdzie będzie lizać najbardziej osobiste rany. Wylizywaniem tych bardziej publicznych zajął się ochoczo Adam Michnik, który zaliczył Cimoszewicza do Norwidowskiego Panteonu wielkich spotwarzonych, obok – między innymi – księdza Skargi, Adama Mickiewicza i generała Bema. Widać stąd jasno, że Adam Michnik na pewno nie jest postkomunistą, co mu insynuują liczni wrogowie. Postkomuniści bowiem, nienawidzą dziś Cimoszewicza, jak nikt inny w Polsce.
Postawiony przez Michnika w szeregu „przyjaciół znieważanych w nagonkach: razem z Tadeuszem Mazowieckiem w 1990 i Jackiem Kuroniem w 1995, Włodzimierz Cimoszewicz po raz ostatni znalazł się w tak dobrym towarzystwie. Ocena historii będzie z pewnością znacznie surowsza. A przecież warto zauważyć, że dzięki Cimoszewiczowi z postkomunizmem i tradycją PRL-u mamy, w zasadzie, spokój jeszcze przed wyborami. Ten upozowany na Hamleta i awansowany na ostatnią nadzieję czerwonych polityk schodzi ze sceny wśród złorzeczeń i lamentów towarzyszy i żegnać go wypada nie słowami Szekspira „Dobranoc, mój książę”, lecz raczej refleksją T.S. Eliota: „Oto jak kończy się świat. Nie z hukiem, lecz ze skomleniem”.
Kacper Rylski
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...