16/09/2005 08:12:31
Słyszeliśmy o tych brytyjsko-polskich spotkaniach w Krakowie, i w końcu namawiani przez organizatorów (Lady Belhaven and Stenton i Mariusza Szymańskiego) „Dziennik Polski” wziął udział we wspólnej zabawie.Niestety, do Krakowa nie przybył główny patron koncertu – książę Kentu. Przedstawicieli rodziny królewskiej na jubileuszowym już koncercie jednak nie zabrakło. Do Krakowa przyjechali synowie księcia Kentu – Earl of St. Andrews i Lord Nicholas Windsor. Kraków odwiedzili po raz pierwszy i dzięki pomocy Barbary Kaczmarowskiej Hamilton swój krótki pobyt zamienili w ucztę turystyczno-historyczną. – Byliśmy wszędzie, Wawel jest imponujący, jutro jedziemy do Wieliczki – powiedział nam po koncercie Earl of St. Andrews. Nie narzekał na przeładowany program. Nie zabrakło w nim także „braterskiej” nocy spędzonej w prywatnym mieszkaniu. – Była to swego rodzaju próba generalna przed koncertem. Śpiewaliśmy po polsku i angielsku – wspominała niepowtarzalny wieczór Teresa Szymańska.
Ciąg dalszy tej atmosfery można było zauważyć po koncercie. Prawie wszyscy goście po opuszczeniu Filharmonii przeszli do przestronnych, renesansowych komnat Urzędu Miasta. Prawdziwy królewski bankiet nie był jednak końcem wieczoru. Następną przystanią, jak się okazało, był angielski pub przy Małym Rynku. Do wczesnych godzin rannych przy kuflach Guinnessa siedzieli Earl of St. Andrews i Lord Nicholas Windsor. Jeden z angielskich gości, bywalec londyńskich Promsów, powiedział – Cieszę się, że dzisiejszą noc spędziłem w Krakowie, a nie w Londynie.
* * *
„Brytyjczycy i Polacy mają ze sobą bardzo wiele wspólnego. Łączy nas historia, łączy teraźniejszość. Niech żyje polsko-brytyjska solidarność!” - powiedział w minioną sobotę w Filharmonii krakowskiej Hrabia Saint Andrews otwierając dziesiąty, jubileuszowy koncert Last Night of the Proms in Cracow
Idea objawiona„Pierwsze Promsy, które odbyły się 28 września 1996, pomimo całkowicie wypełnionego teatru, przyniosły deficyt, ale były wielkim sukcesem - entuzjazm ogarnął całą publiczność.” – powiedział Dziennikowi Polskiemu Mariusz Szymański. Współtwórca i producent krakowskich Promsów, znany jest także z organizacji takich przedsięwzięć, jak „Charles Ives Festival - American Music Night” (z udziałem Sinfonietty Cracovii pod batutą Johna Neala Axelroda i Roberta Lee Irvinga III), koncertów „Missa pro pace” w krakowskim kościele św.św. Piotra i Pawła i w Katedrze Ewangelickiej w Berlinie, oraz monograficznego koncertu Stefana Kisielewskiego. Jak doszło do pierwszych Promsów pod Wawelem? Szymański opowiada: „Gdzieś w marcu 1996 r. Kajetan Łuczkiewicz powrócił z krótkiego pobytu w Hastings. Ściśle współpracowaliśmy wówczas w Krakowskim Towarzystwie Przemysłowym, będąc redaktorami pisma Kapitalista Powszechny. Kajetan powiedział mi o koncercie symfonicznym, który widział w telewizji. Mówił barwnie, wyraźnie był pod wrażeniem. Kilka dni później powrócił do tematu, mówiąc, że widział się z Richardem Lucasem i podzielił się z nim swoimi wrażeniami z Last Night of the Proms. Zdaje się, że nie zdziwiło to specjalnie, jak go nazywał - Rysia, bo gdzieś pod ręką miał kasetę magnetofonową z 100. koncertu Last Night. Muzyka z Royal Albert Hall była jego ulubionym lekiem na nostalgię za ojczyzną.” To wtedy, wedle Szymańskiego Richard Lucas miał westchnąć: „Gdybyż można było zrobić taki koncert w Krakowie..!” „Niech go zrobi KTP dla Brytyjczyków pracujących w Polsce” – odparł Kajetan Łuczkiewicz. „W ten sposób objawiła się idea.” – puentuje Mariusz Szymański.
Duke of Kent patronemSzymański podkreśla zasługi Lady Belhaven and Stenton – swego rodzaju spiritus movens krakowskich Promsów – bez której coroczny koncert nie miałby szans stać się tak fascynującym wydarzeniem. I to zarówno pod względem artystycznym, jak i towarzyskim. To dzięki niej festiwalowy koncert szczyci się patronatem Księcia Kentu (najbliższego kuzyna królowej Elżbiety II), którego syn – Earl of Saint Andrews – witał krakowską publiczność na X Promsach odwołaniem do polsko-brytyjskiej solidarności. Nie ulega wątpliwości, że przede wszystkim za sprawą wysiłków Lady Belhaven and Stenton krakowska replika koncertu z Royal Albert Hall z roku na rok przyciąga coraz większe grono osób ze sfer brytyjskiej arystokracji, dyplomacji i biznesu. Teresa Szymańska – żona Mariusza – równie mocno, jak mąż zaangażowana w organizację Promsów akcentuje ten walor krakowskiego spotkania. „Dzięki tego typu imprezom można osiągnąć o wiele więcej dla zbliżenia krajów i narodów, niż drogą wymiany dyplomatycznych gestów na najwyższym szczeblu.” – zauważa. Fakt, że do stałych bywalców Last Night of the Proms in Cracow należy prawdopodobny przyszły premier rządu RP, a w festiwalowych kuluarach, prócz artystów o znanych nazwiskach, można spotkać parlamentarzystów, eurodeputowanych i prezesów dużych instytucji finansowych, dodaje wagi spostrzeżeniom Szymańskiej.
Ojczyzna, nie wstyd
Z całą pewnością X już edycja krakowskich Promsów stanowi dobry przyczynek do rozważań nad potencjałem tkwiącym w obecnych relacjach między Polakami, a Brytyjczykami. Jest także okazją do zrewidowania (miejmy nadzieję – obustronnego) negatywnych stereotypów, jakie zdarza się nam wzajemnie żywić na swój temat. Last Night of the Proms in Cracow – impreza gromadząca publiczność wyrobioną, nie mającą przecież nic wspólnego z lansowanym od jakiegoś czasu w polskich mediach stylem „biesiadnym” – uświadamia, że wbrew pozorom i dzisiejsi Polacy zdolni są do szczerego, radosnego a zarazem podniosłego afirmowania tradycji. Problem jedynie w tym, żeby zechcieli do niej sięgać. I to nie tylko z okazji okolicznościowych akademii ku czci. A Brytyjczycy, przywiązani do tradycji w wielu jej aspektach, dają nam w tym względzie wspaniały przykład. Na zawsze trzeba też odesłać do lamusa przekonanie, że kulturalny Wyspiarz to skrępowany gorsetem form, nudny introwertyk. A spontaniczność, entuzjazm i żywiołowo manifestowany patriotyzm, to nie nacjonalistyczne patologie – jak jeszcze do niedawna pouczali nas rozmaici mentorzy - tylko przejaw duchowego zdrowia. Przynajmniej w przypadku ludzi, dla których narodowa tożsamość jest raczej powodem do dumy, niż do paraliżującego wstydu. Także ten wniosek warto potraktować jako wyraźną wskazówkę w debacie na temat, w którą stronę możemy i powinniśmy razem podążać w Zjednoczonej Europie Ojczyzn.
Śpiewać hymn...z radościąZgromadzona w minioną sobotę w krakowskiej Filharmonii polsko-brytyjska publiczność, umiejętnie prowokowana przez maestro Marka Fitz Geralda wybuchała niemilknącymi oklaskami w każdej choćby najkrótszej przerwie między częściami wykonywanych utworów. Najwyraźniej także dla muzyków Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia oraz Chóru Filharmonii Krakowskiej występ był przede wszystkim okazją do świetnej zabawy. Po mistrzowsku zagrane standardy muzyki klasycznej, pełne pasji wykonanie suity „Polonia” Andrzeja Panufnika stanowiły potwierdzenie znakomitej formy artystów. Skrzące się humorem interpretacje słynnych arii i duetów z oper Donizettiego, Pucciniego , Rossiniego i Bizeta, które po mistrzowsku zaśpiewali Przemysław Firek (baryton), Rafał Songan (baryton) i Michał Marzec (tenor), przygotowały publiczność do wspólnego wykonania „Land of Hope and Glory”, „Rule Britannia!” i „Jerusalem”. Dzięki planszom, z których można było czytać wyświetlany tekst owych arcybrytyjskich standardów, nawet ci, którzy słyszeli je po raz pierwszy mogli dołączyć do chóru. Zwieńczeniem koncertu stało się gromkie odśpiewanie przez wszystkich obecnych hymnu: „God Save the Queen” oraz Mazurka Dąbrowskiego. Po zakończeniu wiele osób wyrażało zaskoczenie odkryciem, że polski hymn udaje się zaśpiewać z prawdziwą, szczerą radością...
Patrioci wszystkich krajów – łączcie się!
„Dlaczego ci Anglicy uśmiechają się, gdy śpiewają o swojej ojczyźnie? Dlaczego nie wstydzą się śmiesznie wymachiwać papierowymi chorągiewkami z Union Jackiem niemal zawadzając w ten sposób o nosy sąsiadów? Czemu nie odczuwają zażenowania, gdy podczas londyńskich Promsów, pijąc piwo, pykając cygaretki i wybijając butem rytm o podłogę, śpiewają zarazem o Bogu, który da potęgę Brytanii? Jak to w ogóle możliwe, że brytyjski patriotyzm ich łączy, zamiast prowokować do wzajemnie wrogich okrzyków?” – pytał przed laty Jan Maria Rokita w felietonie podsumowującym pierwsze wydanie krakowskich Promsów.
Także dziś, w gorącym okresie kampanii wyborczej, kiedy słowo „Polska” odmieniane jest przez wszystkie przypadki nie są to pytania banalne i nieaktualne. Może w takim momencie warto byłoby spojrzeć na narastającą licytację mniejszych i większych „zbawców ojczyzny” przez okulary brytyjskiego common sense. I zanucić – nie koniecznie przecież z myślą o Albionie:
“Land of Hope and Glory,
Mother of the Free,
How shall we extol thee who are born of thee?
Wider still and wider shall thy bounds be set
God, who made thee mighty, make thee mightier yet.”
Teresa Bazarnik
Michał Tyrpa
Na zdjęciach: 1) Rule Britannia! 2) Earl of St. Andrews i Lord Nicholas Windsor; 3) Po polsku i angielsku gości przywitał Earl of St. Andrews; 4) Maestro Mark Fitz Gerald; (Fot. Michał Tyrpa)
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...