15/09/2005 07:04:23
Od długiego czasu na mapach przepatruję strefę międzyzwrotnikową i gdzie nie padnie wzrok, tam chętnie bym siebie widział. Muszę stwierdzić, że ostatnio poważnie „prześladuje” mnie archipelag Maskarenów. Szczególnie dwie wyspy Reunion i Mauritius, które leżą ponad 800 km. na zachód od Madagaskaru. To „siostry” tego samego pochodzenia tektonicznego, lecz o skrajnie odmiennych charakterach.
Jednak tym razem ma Pan zamiar jechać już nie sam, ale z gronem śmiałków, którzy bardziej niż wczasy w nadmorskim kurorcie cenią sobie mocne wrażenia. Kogo chętnie widziałby Pan w swojej ekipie?
Najchętniej nieśmałków. Proszę sobie nie myśleć, że żartuję. Śmiałek to osoba w dużym stopniu nieposkromiona i nieprzewidywalna. Podczas eskapad, jak to określają Anglicy, „far off the beaten track”, czyli tam, gdzie z reguły białych się nie spotyka, wszelkie formy indywidualnej ekstrawagancji są szkodliwe, wręcz niebezpieczne. I to nie tylko dla owego „śmiałka”, ale i współtowarzyszy wyprawy. Trzeba pamiętać, że wszelkie nasze dokonania „tam” dzieją się na oczach tubylców, z ich udziałem i, to przede wszystkim, za ich aprobatą. „Silne wrażenia” są najczęściej efektem nierozwagi, lekkomyślności, nieposzanowania bardzo powściągliwych tubylców. Miłośnik odkrywania nieznanych zakątków świata, szukający w tym niezapomnianego, głębokiego, duchowo przeżycia, powracający z notesem wypełnionym adresami egzotycznych przyjaźni, z pewnością jest najlepszym kandydatem do wyprawy far off the beaten track.
Czego osoby, które zdecydują się z Panem wyjechać, mogą się spodziewać podczas
wyprawy? Pięknych widoków, tego, że poznają niezwykłych ludzi, że będą musieli zmagać się ze słabościami własnego organizmu?
Większa część odpowiedzi mieści się już w pytaniu. Oczywiście widoki, panoramy,
krajobraz, pozostające na zawsze w sercu. Proszę zauważyć: dwa skromne słowa - wyspy tropikalne – a widzimy ich kolory, ciepło, spokój, choć nawet tam nie byliśmy. Tyle, że na miejscu to wszystko gra z pełną mocą. To właśnie ze względów krajobrazowych Reunion wabi mnie nad wyraz mocno. Otacza ją skalista, w większości stroma i niebezpieczna linia brzegowa. Wnętrze Reunion to wypiętrzone stromizny gór i głębokie przepaście oraz kotliny, do których, według opracowań i mapy, prowadzą serpentyny szlaków. Czynny wulkan też ma swoje walory, godne obejrzenia z bliska. Nie muszę reklamować krajobrazu dostrzeganego z najwyższych wierzchołków: dookoła góry i pierwotna dżungla z pióropuszami palm poniżej, wodospady o dziesiątkach metrów wysokości, błękitny Ocean Indyjski zlewający się kolorystycznie z linią nieba. To nie mało, licząc, że w tym otoczeniu trzeba z uporem dźwigać plecak pokonując zmęczenie i tropikalny upał. Jeśli ktoś nie spał w namiocie, będzie doskonała okazja popróbować. Bóle w kościach, nabyte na Reunion, będzie sposobność wyleżeć kilka dni w ustroniach Mauritiusu. Ta niecodzienna wyspa o hinduskim charakterze i ustronnych plażach doskonale się komponuje z całością przedsięwzięcia.
Domyślam się, że wszystkich interesuje, jakie trzeba mieć predyspozycje, by podołać tak niezwykłej „wycieczce”?
Predyspozycje sprowadzają się właściwie do jednej: pragnienie takiej podróży powinno w naturalny sposób wypływać z naszej duszy, chęci przeżycia niewygody w nadzwyczajnym wydaniu. Pozytywna akceptacja rozwiązań prowizorycznych jest niezbędna tak, jak świadomość, że ten rodzaj podróży służy najpełniejszemu poznawaniu świata. Po prostu nic „na przymus”, na „sprawdzenie się”. Lepiej nie. Siła woli zawsze rekompensuje niedostatki. Z doświadczenia wiem, że w warunkach takiej „wycieczki” lepiej sprawdzają się osoby przekonane do spodziewanych trudów, lecz powątpiewające we własne możliwości. Okazuje się, że bez problemu dają radę, a satysfakcja wynikająca z radzenia sobie w trudnych sytuacjach, serwuje im pogodę ducha i nadprogramową dawkę mocy. Należy wziąć pod uwagę, że na wyprawie jesteśmy częścią wspierającej się drużyny, nie zaś rywalizującymi indywidualistami.
A jak będzie wyglądała ta wyprawa od strony technicznej: czym będziecie podróżować, gdzie spać, jak zamierzacie kontaktować się z bliskimi, jak zaopatrywać w jedzenie i picie?
To pytanie zahacza o druga dewizę brzmiącą: rób to, co tubylcy, a dobrze na tym
wyjdziesz. Nie ma mowy fanaberiach (czytaj: luksusie). Transport między miastami czy osadami tylko i wyłącznie w oparciu o miejscowe możliwości. Dla przykładu w krajach biednych oznacza to przeładowanie zdezelowanego samochodu do granic możliwości. Aby przeprawić się przez rzekę, piroga wydrążona z pnia drzewa jest jedynym osiągalnym środkiem transportu. Dystanse między wyspami archipelagów Pacyfiku czy Atlantyku, pływa się statkami towarowymi, śpiąc po prostu na deskach pokładu. Noclegi, jeśli nie biwakowanie na własną rękę, to w miejscowych, tanich hotelikach z wszelkimi z tego tytułu wynikającymi konsekwencjami. Podobnie z wyżywieniem. Sklepy zaopatrzą nas wystarczająco. Osobiście przepadam za specjałami w lokalnych restauracyjkach serwujących niedrogie i obfite posiłki zgodnie z tamtejszymi smakami i obyczajem. Na Maskarenach będzie więc okazja degustacji potraw Oceanu Indyjskiego. A telefon do najbliższych tu, w Londynie, lub Polsce, nie stanowi kłopotu. Reunion przecież jest zamorskim terytorium Francji; Mauritius też nas nie zawiedzie. Bardziej zainteresowanych warunkami podróżowania w tropikach zapraszam na łamy Polish Express, gdzie wkrótce opiszę przygody z wyprawy bezdrożami Madagaskaru, jaką zorganizowałem dla zdecydowanych na wszelkie niewygody.
Zapowiada się rzeczywiście ciekawie…Mimo wszystko tak egzotyczne miejsca, o jakich Pan mówi często budzą strach. Przeraża nie tylko bariera językowa, ale również miejscowe zwyczaje. Czy rzeczywiście miejsc, do których nie dotarła cywilizacja, należy się obawiać.
Należy być bezwzględnie ostrożnym, lecz powodów do strachu nie ma. Musimy być
świadomi, że źródłem większości kłopotów podczas wakacyjnych wypadów do krajów egzotycznych jesteśmy my sami. Niefrasobliwość, brak rozwagi, gesty podkreślające naszą wyższość, „lepszość” wobec miejscowej ludności, są zaproszeniem do ciężkostrawnej lekcji pokory. Mimo tego i tak nie wszyscy potrafią wyciągnąć z niej należytą naukę. Zwracanie na siebie uwagi otoczenia, paradowanie w drogich ciuchach, nowoczesny aparat cyfrowy przewieszony przez ramię, to tylko nieliczne oznaki pojawienia się turysty - nowicjusza, by nie rzec żółtodzioba, wabiącego niezdrowe towarzystwo. W każdym, nawet najspokojniejszym kraju, miejscem koncentrowania się przestępczości są miasta. Tam należy zachować najwięcej umiaru i ostrożności. Dotyczy to również mało znanych wysp tropikalnych. Odległe, prowincjonalne regiony, zamieszkane przez wioskowe wspólnoty, rządzą się natomiast własnymi, odwiecznymi obyczajami, do których należy zasada gościnności. Proszę wierzyć, że trafiamy w dobre ręce. Oczywiście są miejsca, gdzie o niej nie słyszano, ale to temat do innej rozmowy. Nie ma powodu do strachu, ale jest powód do ekscytacji wynikającej na przykład z nawiązywania pierwszych kontaktów w wiosce, w której, lub obok której, chcemy się zatrzymać na noc. Mamy tylko czas pierwszego wrażenia, jakie wywrzemy na wodzu lub mieszkańcach, by zgodzili się przyjąć nas pod swój dach. To nie jest proste, a zarazem jest łatwe. Ludzie wysp „czytają” nas sercem, więc i my musimy przemówić do nich tą sama drogą. Nie dadzą się nabrać na miłe słówka. Pyta Pani, czy należy obawiać się miejsc, do których nie dotarła cywilizacja? Twierdzę, że raczej tamtejsza ludność powinna wystrzegać się kontaktu z naszą cywilizacją - cywilizacją zagubionych więzi rodzinnych i społecznych. Tam jest odwrotnie: wioski są wielkimi rodzinami, gdzie wspólnie dzieli się radości i smutki. W pytaniu padł też wątek językowy. Praktyczne jest porzekadło: koniec języka za przewodnika. Warto się więc o niego postarać: zyskamy swobodę działania, zaoszczędzimy czas i pieniądze, nawiążemy kontakty. Wyspy Atlantyku, Oceanu Indyjskiego i Pacyfiku można opłynąć posługując się językiem angielskim i francuskim. Inna sprawa to wypad do rejonów o językach specyficznych. Przed wyruszeniem na wyprawę dookoła Borneo przez miesiąc wkuwałem indonezyjskie słówka i zwroty, ale zasadniczą edukację wzięli później w swoje ręce sami mieszkańcy tej ogromnej wyspy. Skoro bahasa indonesia (język indonezyjski) jest bliźniaczo pochodnym do bahasa malaysia, to łatwo wywnioskować, że trafia się nam klucz do Azji południowo-wschodniej.
Jest Pan człowiekiem, który zjeździł niemal pół świata. Co dają takie wędrówki?
Solidną opaleniznę, stratę wielu zbędnych kilogramów, radość powrotu do starych katów i
wygodnego łóżka, pragnienie wiadomości w dzienniku telewizyjnym i … zalążek następnej podróży. Każdy powrót obciążony jest bagażem magicznych doświadczeń i przeżyć, które jeszcze bardziej rozniecają pragnienie nie ponownego wyjazdu, ale powrotu do unikalnego świata, którego, poprzez pozostawionych tam przyjaciół, jesteśmy już częścią.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...