MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

09/09/2005 08:18:03

Tego się ludziom nie robi

Program „Prosto w oczy”, w którym Monika Olejnik przesłuchuje polityków, został przeniesiony na godziny późnowieczorne. Podobno dlatego, że przegrywał w oglądalności z serialem „M jak miłość” nadawanym w tym samym czasie na telewizyjnej dwójce. Nie da się ukryć faktu, że losy bohaterów najpopularniejszego z polskich seriali, bardziej interesują publiczność od losów partii ścigających się do ław sejmowych

Dziennik Polski

Partyjni politycy przegrywają z górnymi partiami aktorki Katarzyny Cichopek, serialowej Kingi. Zwłaszcza wtedy, kiedy zachodzą wydarzenia tak dramatyczne, jak kryzys małżeństwa Kingi i Piotra Zduńskich. Kryzys został wywołany przed przerwą wakacyjną (wyrachowana manipulacja scenarzystów) i polegał na obopólnej zdradzie małżeńskiej. A że małżeństwo było wzorcowo romantyczne, zawarte z Wielkiej Miłości, wbrew wszelkim przeszkodom i rodzicom obojga młodych, zdrada, która mu się przydarzyła, stała się prawdziwą katastrofą nie tylko dla małżonków. „Jak mogliście zniszczyć takie piękne małżeństwo?” – pyta syna Piotra, mama Zduńska, patrząc na niego z potępieniem w oku. „Rozwód? Nie wy. Nie wasze małżeństwo!” – przekonuje Kingę koleżanka studentka, podczas, gdy wstrząsane łkaniem górne partie aktorki Cichopek wdzięcznie falują. Jest rzeczą niewątpliwą, że obie kobiety mówią i reagują w imieniu milionów telewidzek. Zresztą telewidzów też.

Przesłanie scenarzystów jest jasne. Nawet jeśli Piotr i Kinga zadają sobie wzajemne cierpienie w skutek a to, uwiedzenia przez wredną blondynę (Piotr), a to, chwilowej, wywołanej rozpaczą słabości do reżysera Tomasza (Kinga), winni zacisnąć zęby i podtrzymywać małżeństwo. A to dlatego, że romantycznej doskonałości tego małżeństwa oczekuje otoczenie. Stary dowcip wyjaśnia, że różnica między komedią romantyczną a dramatem psychologicznym polega na tym, że komedia kończy się małżeństwem, zaś dramat od małżeństwa się rozpoczyna. Wbrew tej obiegowej wiedzy, ludzie chcą wierzyć, że w życiu możliwa jest prawdziwa małżeńska miłość; idealna, kiczowata i słodka. Para, która przekonująco wciela ów ideał przez czas jakiś, zaciąga wobec krewnych i znajomych pewne zobowiązanie. Część swego życia ma poświęcić innym, na swoisty pokaz „ku pokrzepieniu serc”, w zamian doznając stosownego uwielbienia. Rozwód, rozstanie, krzywdzenie się wzajemne jest złamaniem niepisanego kontraktu i atakiem na wartość wyższą i ważniejszą od banalnych przeżyć tworzących parę jednostek. Jest czynem społecznie nagannym. Tego się ludziom nie robi.

Perypetie serialowych postaci uświadomiły mi, że podobny mechanizm z natrętną powtarzalnością działa w innych dziedzinach życia. W trakcie niedawnych obchodów rocznicy „Solidarności” co rusz wychodziła głośno wypowiadana, lub tylko odczuwana pretensja; Coście zrobili z piękną „Solidarnością”? Gdzie porywy, euforie, podnoszenie głów? Gdzie czystość idei, altruizm i Jan Paweł II w tle? Nieważne, że pretensje kierowano do tych, bez których euforii i podnoszenia głów nie byłoby wcale. Bo jeśli mieli zasługę tworząc „Solidarność”, to ich winą jest, że nie dorastając do niej, nie dotrzymali niepisanych zobowiązań. Próżno się tłumaczyć, że nie sposób w małżeństwie utrzymać temperatury miłosnego szału a w polityce kierować się nieustannie szlachetnym porywem. Trzeba było bardziej się starać. Tego się ludziom nie robi.

Dziś, kiedy docierają do nas informacje o pierwszych symptomach, że ukraiński pomarańczowy szalik niestety zaczyna się pruć, w polskich komentarzach pojawia się nuta żalu i pretensji. Nie po to umieściliśmy w Juszczence nasze tęsknoty za piękną rewolucją, nie po to, przy ogniskach na Majdanie Niepodległości zagrzewaliśmy ducha polskiej młodzieży, żeby się teraz nasi adoptowani bohaterowie żarli. Jaką piękną parę tworzyli Juszczenko z Tymoszenko zanim zaczęli się podgryzać i ulegać nieprzystojnym słabościom. I ile my, Polacy, w nich zainwestowaliśmy własnej dumy i nadziei. Tymczasem oni… Tego się ludziom nie robi.

A teraz, z Warszawy, prześlę do Londynu ostrzeżenie. Mnożą się w polskiej prasie reportaże z Londynu. Londynu, który w tych tekstach, jak oblegana Częstochowa u Sienkiewicza zda się unosić ku niebu. Londynu, który z narastającą szybkością przemienia się w miasto polskiego sukcesu, raj przedsiębiorczości, Eldorado zaradnych, Miasto Swobody, osobliwie dla gejów i lesbijek. Londynu coraz to bardziej intensywnie polskiego, gdzie polskość nie kojarzy się z żołnierzami II wojny i rządem emigracyjnym, tylko z młodą, fachową europejskością, dziś może jeszcze na posadzie kelnera i sprzątaczki lecz jutro, lecz za parę godzin… Ostrzegam, że jeśli ów obraz miłości wzajemnej Londynu i młodych Polaków, utrwali się i nabierze barw pod piórami żurnalistów i w świetle telewizyjnych jupiterów, a potem w skutek jakichś słabości, zdrad i nieporozumień wyostrzy się i nieprzyjemnie urealni i jeśli się okaże, że wcale nie jest tak pięknie. To winni będziecie WY, polscy mieszkańcy Londynu. Nie ma zmiłuj się. Trzeba się było starać. Tego się ludziom nie robi.
Podziomek

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska