MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

04/09/2005 15:43:17

Szatański chichot historii

Temat służby cywilnej, z konsekwencją i uporem jeszcze kilka miesięcy temu lansowany przez wszystkie ugrupowania, wynoszony pod niebiosa przez urzędników i inne osoby publiczne, wychwalany na wszystkie strony przez największe media, teraz nagle jakby się rozpłynął we mgle. Również dla wszystkich. Polityków, mediów, urzędników. Po prostu go nie ma.

Dlaczego? Odpowiedzi możemy poszukać choćby w tekście zamieszczonym poniżej. Znamienne jest to, że po raz kolejny publikuje takie treści, bez osłonek, bez skrótów czy wygładzeń Redakcja, której nikt by nie podejrzewał, że treści o takiej wymowie będzie zamieszczać na swoich łamach.

A jednak.

 Miesięcznik DZIŚ (Nr 8/05 z sierpnia) po raz kolejny publikuje to, czego nie mają odwagi publikować żadne redakcje o zasięgu ogólnopolskim, w tym największe wydawnictwa tzw. mediów opiniotwórczych.

Zwłaszcza te, które jeszcze do niedawna ten akurat obszar administracji publicznej prezentowały jako twór nadprzyrodzony niemalże, bo poprzez kontrast z ustawicznie krytykowaną administracją publiczną, jako całością aparatu wykonawczego państwa.

Teraz zaś całą energię skumulowały, by koncentrować uwagę społeczeństwa poza granice RP, gdzie po raz kolejny Najjaśniejsza z całą swoją potęgą udała się bronić praw człowieka i zasad demokracji.

W kraju pozostały liczne sierotki, w tym i służba cywilna, o której najwyraźniej nikt nie chce już nawet słowem wspomnieć. Artykuły, o których mowa w zamieszczonym poniżej liście, ale i wiele innych, od lat otrzymywali wszyscy, o których na wstępie. W tym i kolejny artykuł z tej samej serii o ostatnim wydarzeniu – nowelizacji ustawy o służbie cywilnej.

Jak wszystkie pozostałe i ten rozpłynął się w elektronowej mgle, za wyjątkiem wspomnianej Redakcji, która nie wahała się go opublikować w tym samym wydaniu, w którym opublikowała poniższy list.

 

SLD - brak dialogu

Wśród wypowiedzi na temat kryzysu lewicy, pojawia się oczywiste pytanie: dla­czego, mimo niewątpliwej poprawy gospo­darki, nie nastąpiło zmniejszenie bezrobocia i nie polepszyła się sytuacja pracowników najniżej uposażonych? Wszystkie znane mi próby wytłumaczenia tego braku spodzie­wanych skutków wzrostu PKB, sprowadzają się do ogólnikowych stwierdzeń o bra­ku odpowiednich działań (bez wyjaśnienia, jakie to konkretnie przedsięwzięcia zostały zaniechane), czy o faworyzowaniu finansjery (w tej kwestii jako konkrety wypomina się udział Millera w bankietach i jego propozy­cję przedyskutowania ewentualnych skut­ków podatku liniowego).

Prawdopodobnych przyczyn braku spo­dziewanych efektów jest znacznie więcej. O jednej z nich, bodaj najistotniejszej, przy­pomina lektura artykułu Witolda Filipowicza w dwumiesięczniku „Forum Klubowe" (2005 nr 1), zatytułowanego „Dyrektora na chwilę przyjmę", w którym opisane są bul­wersujące praktyki stosowane powszechnie przy obsadzaniu odpowiedzialnych stano­wisk w administracji państwowej.

Wydaje się bowiem, że o ile czynnik podstawowy, jakim jest stan gospodarki ujmowany staty­stycznie przez tzw. PKB, może zależeć głów­nie od decyzji rządowych, to zjawiska wtórne (stan zatrudnienia, poziom płac, stan oświaty, opieki zdrowotnej itp.), są w znacznej mie­rze pochodną jakości zarządzania na niż­szych szczeblach. Jeśli to przypuszczenie jest słuszne, mamy wniosek, że winnymi katastrofy są: kierownictwo resortu odpo­wiedzialnego za administrację i premier, obo­wiązany do szczególnego nadzoru nad tak istotnym dla państwa działem.

Ta mająca charakter rozliczenia dawnych błędów (coś jak IPN) konkluzja stanowi wstęp do wyjaśnienia tego, co -jak sądzę - należy wiedzieć o przyczynach słabości lewicy, w praktyce, niezależnie od ambicji innych ugrupowań, reprezentowanej przez SLD.

Cho­dzi o wnioski wynikające z faktu, że wspomnia­ny artykuł Filipowicza nie jest jego pierwszą opublikowaną wypowiedzią na ten temat. Mam na myśli w pierwszej kolejności arty­kuł „Chora służba cywilna" („Dziś" 2003 nr 9), a także późniejszy (tamże, 2003 nr 12) „Raport o służbie cywilnej" wyróżniający się tym, że zawiera zdania będące wyraź­nym oskarżeniem (s. 63: „Kto ma interes w tym, by tysiące stanowisk tylko pozornie obsadzano pod rządami ustawy...").

Otóż na te alarmujące doniesienia nie było żadnej reakcji ani ze strony rządu, ani władz partyjnych. Ani premier, ani inne wpływowe osoby z jego otoczenia, nie uważały za ko­nieczne wytłumaczenie się przed społeczeń­stwem, a zwłaszcza przed desygnującą ich partią z tego, co uczyniono w odpowiedzi na tak wyraźnie postawione zarzuty.

A obo­wiązek taki, wynikający z realnych możli­wości działania, miał nie tylko Miller, lecz również m.in. Borowski i Celiński, przedsta­wiający się obecnie jako jedyni sprawiedliwi na lewicy.

Trudno bowiem sobie wyobrazić, że nikt z wymienionych nie zauważył alarmu­jących artykułów w najpoważniejszym pe­riodyku swojej orientacji politycznej. Tym bardziej, że jeśli chodzi o numer wrześnio­wy, tytuł sygnalizujący problem najwyższej rangi jest uwidoczniony wielkimi literami na okładce. Równie nieprawdopodobne jest przypuszczenie, że, odmiennie niż pozostający na niższych szczeblach hierarchii partyj­nej, nie miał możności podjęcia nie dających się ukryć przed opinią publiczną działań.

W dalszym ciągu jednak celem moim jest uzyskanie wskazań na przyszłość, a nie osą­dzanie. Chodzi mi głównie o to, że przedsta­wiona sprawa potwierdza wynikającą rów­nież z innych danych tezę, że źródłem słabości SLD jest brak demokracji, szczególnie przeja­wiający się w traktowaniu partii jako tworu „wodzowskiego", a w konsekwencji, że na­leży doprowadzić do tego, by SLD jako reprezentujący w naszym społeczeństwie lewicę, był partią demokratyczną, tzn. taką, w której podstawową rolę odgrywają człon­kowie.

Powtarzam: podstawową przyczyną klę­ski lewicy jest lekceważenie ogółu członków przez kierownictwo, które nie prowadziło rzeczywistego dialogu z partią, wykonywało swój mandat samowolnie, jako niezależny podmiot. (...)

Do szczególnie jaskrawego naruszenia nie tylko obowiązków, lecz nawet podstawowych zasad kultury czy grzeczności, do jawnego lekceważenia członków doszło w przypadku zmian dokonywanych wielokrotnie w podstawowym dokumencie, jakim jest statut SLD. Mimo usiłowań, nie udało mi się natrafić na ślad próby wyjaśnienia, kto, na jakiej podstawie i w jakim celu wprowadził kolejną innowację. Po prostu: władza jest od rządzenia, a członkom nic do tego!

Zresztą nasi prominenci partyjni statutu chyba nie czytają, gdyż np. z artykułu 8. pkt. 2d wynika niedwuznacznie obowiązek przeprowadzania konsultacji, sondaży i innych, obejmujących wszystkich członków, których to form zbierania informacji nie zastosowano ani razu, a przynajmniej nie objęto nimi nikogo ze znanych mi osób. A dobrze byłoby orientować się np., ilu z nas czyta prasę lewicową, jak przedstawia się stan faktyczny oraz potencjalne możliwości korzystania z SLD-owskich stron internetowych, jak są oceniane ważniejsze decyzje zarządu itd.

Stanisław M. Głąbiński Gdańsk („DZIŚ – przegląd społeczny”, Nr 8/2005, s. 196)

 

Na palcach jednej ręki można policzyć te wydawnictwa, które zdecydowały się zamieścić na swoich łamach artykuły obrazujące ów system w sposób diametralnie różny od oficjalnych wersji.

Dziesiątki serwisów internetowych publicystyki niezależnej, również i poza granicami RP, publikuje te teksty od lat, setki parlamentarzystów, wszystkie ugrupowania polityczne, bez względu na opcje, światopogląd, programy – otrzymywały w tym samym czasie dokładnie to samo.

Efekt każdy może zaobserwować, a przyczyn się domyślić, jeśli tylko zechce poświęcić chwilę czasu na lekturę i pogłębioną analizę problemu.

Pytanie: „o co w tym wszystkim chodzi” zdaje się być pytaniem podstawowym, a odpowiedź mogłaby się stać punktem zwrotnym w procesie konstruowania sprawnego, przejrzystego i uczciwego państwa, o rzeczywiście profesjonalnym aparacie wykonawczym.

Póki co, ta swoista ekstraklasa administracji publicznej oczekuje na swojego Dziurowicza. Znajdzie się. Prędzej czy później, ale się znajdzie.

 

Witold Filipowicz

6 sierpnia 2005 r. Warszawa

mifin@wp.pl

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska