MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

01/09/2005 08:23:57

Dwa dni szaleństwa

Pomimo obaw organizatorów, 41. karnawał w Notting Hill w Londynie przyciągnął blisko milion widzów i uczestników. Londyńczycy jeszcze raz udowodnili, że bawić się lubią i potrafią, i żadni terroryści zabawy popsuć im nie zdołają

Dziennik Polski

„Jedność i różnorodność” – to hasło tegorocznego festiwalu ulicznego w dzielnicy Notting Hill. Ma ono podkreślić wielokulturowość stolicy Wielkiej Brytanii, a jednocześnie przypomnieć, że ci wszyscy ludzie są jednym narodem – Brytyjczykami.

Hasła i poprawność polityczna to jedno, ale rzeczywistość to drugie. Z racji karaibskich korzeni festiwalu, przeważają na nim ludzie o czarnym kolorze skóry. Szczególnie wieczorem, proporcje wśród widzów zmieniają się drastycznie na korzyść afrobrytyjczyków, jak proponuje nazywać ich brytyjska wiceminister spraw wewnętrznych Hazel Blears.

Klimat festiwalu można i należy chłonąć wszystkimi zmysłami:

Poprzez łomot bębnów przebijają się gwizdki i trąbki, w które, czasem ma się wrażenie, że w nadmiarze, są wyposażeni widzowie. Tancerze i bębniarze są wspierani przez potężne, wielosetwatowe, ruchome, przemieszczające się na ciężarówkach systemy nagłaśniające. Tło dźwiękowe dopełniają ekstatyczne krzyki widzów i aktorów tego spektaklu, których role często się zmieniają. W kakofonii dźwięków daje się wyróżnić muzykę klubową, roots dub, soca, reggae i hip-hop.

Przemieszczający się na ciężarówkach-platformach, tak zwanych „flow”, artyści wybijają karaibskie rytmy na stalowych bębnach, tradycyjnym instrumencie na wyspie Trynidad, z której festiwal się wywodzi. Znalezienie się na dłużej obok ogromnych głośników może grozić poważnym ubytkiem słuchu. Nic więc dziwnego, ze większość policjantów ma w uszach zatyczki. Zastanawiam się tylko, w jaki sposób zorientują się, że ktoś wzywa pomocy?

Pośród tłumu roznosi się zapach egzotycznie pachnących potraw, nie zawsze oryginalnie afrykańskich, bądź karaibskich, ale zawsze znajdujących swoich amatorów. Nawet niedopieczone kurczaki, w ferworze zabawy, idą jak świeże bułeczki, a sprzedawca wyglądający na dziesiątego syna Boba Marleya, śmiertelnie poważnie zachwala je jako typowo karaibskie danie, zaciągając się dla kurażu jointem wielkości hawańskiego cygara.

Szczególnym powodzeniem, ze względu na sierpniowy upał, cieszą się zachwalane przez przekrzykujących się czarnoskórych handlarzy w dredach zimne napoje, ze szczególnym uwzględnieniem piwa oraz kokosy serwowane wprost z wypełnionych wodą wanien stojących na ulicach wzdłuż trasy parady. Co chwilę uderza w nozdrza przechodniów słodkawa, intensywna woń marihuany i haszyszu, niemal oficjalnie palonych przez „wyluzowanych” przybyszów z ciepłych krajów i do nabycia prawie tak łatwo jak puszka piwa wyławiana z wanny z zimną wodą.

We wszystkich uliczkach wewnątrz obszaru, po obrzeżu którego lewituje stanowiąca clou festiwalu słynna parada, porównywalna do tej z karnawału w Rio, przez dwa dni trwa szaleńcza zabawa. Tzw. „winning”, czyli kręcenie biodrami w rytmie soca jest podstawowym krokiem obowiązującym wszystkich, którzy chcą się włączyć do zabawy. A możliwości nie brakuje, tancerki i tancerze uśmiechają się i przytulają do każdego, kto znajdzie się w zasięgu wzroku, często niemalże siłą wciągają mniej śmiałych, „spętanych” cywilizacyjnie przez kulturę europejską widzów w roztańczony tłum.

Co prawda ogromne systemy nagłaśniające ustawione na ulicach kończą granie o 19.00, ale nie oznacza to końca zabawy. Platformy wciąż gromadzą tłumy roztańczonych „karnałowiczów”. Flows poruszają się powoli, wręcz majestatycznie, dookoła całej dzielnicy, a ludzie ciągną za nimi tańcząc, i bawiąc się prawie do północy. Z czasem tłumy topnieją, nawet najbardziej wytrwali rastamani i młodociani gangsta w łańcuchach tracą energię, i około północy Notting Hill się wyludnia.

Wracając mniej więcej o tej porze opustoszałymi z ludzi, w każdym razie tych trzeźwych, ulicami, usłyszałem rozmowę dwojga spóźnionych imprezowiczów: „Spójrz wokół, przypatrz się dobrze, tak właśnie będzie wyglądał świat i ulice naszych miast, po upadku cywilizacji zachodniej” – mówił chłopak do swojej towarzyszki.

Wokół, na długości i szerokości całej ulicy, leżały sterty śmieci.
Tekst i fot.: Zbigniew Drzewiecki


Polacy spotkani na Notting Hill
Na festiwalu na Notting Hill, jak wszędzie w Londynie, można było spotkać wielu dobrze bawiących się Polaków:

Magda i Filip z Gdyni
Magda przyjechała do Wielkiej Brytanii na rok, robiąc sobie przerwę pomiędzy szkołą średnią a pójściem na studia. Jest od niedawna, pracuje u Pakistańczyka Mahometa w sklepie, sprzedaje klapki, podobno ręcznie robione w Kenii.Filip jest na Wyspie od kilkunastu miesięcy. Także przyjechał po szkole średniej, ale nie wie jak długo zostanie. Obecnie pracuje jako kierowca w firmie dowożącej materiały budowlane na budowy...
– Ja nigdy jeszcze nie uczestniczyłam w takiej dużej europejskiej imprezie, przyszliśmy więc z ciekawości. Jesteśmy tu od paru chwil. Najpierw kupiliśmy sobie lody i będziemy się rozglądać. Nawet jeszcze nie wiemy, czy gdzieś tu jest jakieś centrum do którego należy najpierw pójść i pooglądać, czy od raz można iść za tą paradą...
– Ja byłem co prawda już rok temu, ale byliśmy z przyjaciółmi, i miałem potem strasznego kaca, więc prawie nic nie pamiętam. Można zatem powiedzieć, że jestem tu też po raz pierwszy.

Monika ze Słupska i Emilian z Warszawy
Mieszkają 50 km od Londynu od pół roku. Pracują. Do Londynu w trakcie festiwalu na Notting Hill przyjechali turystycznie.
– Jesteśmy po raz pierwszy. Informacje o festiwalu znaleźliśmy w przewodnikach turystycznych. Uznaliśmy, że warto to zobaczyć. Zjedliśmy już Jamaican jerk chicken i wypiliśmy Bombay Pilsner, mieliśmy najpierw nadzieję, że to wszystko oryginalnie hinduskie, ale na etykietce było napisane „Manufactured in the UK”. Bardzo nam się podoba. Za rok, jak się uda, to też przyjedziemy. Chcieliśmy dziś zwiedzać też inne miejsca w Londynie, ale wygląda na to, że spędzimy tu cały dzień.

 

Kasia, Magda, Monika i Zbyszek
Przyjechali z różnych stron Polski. Zbyszek jest w Londynie najdłużej, od ponad roku. Dziewczyny różnie – od trzech miesięcy do prawie roku. W Wielkiej Brytanii uczą się i pracują.
Na paradzie jesteśmy oczywiście po raz pierwszy bo większości z nas nie było jeszcze w Wielkiej Brytanii rok temu. Dowiedzieliśmy się o niej od znajomych, którzy są tutaj już dłużej. Bardzo nas zachęcali, żeby przyjść i poczuć klimat tego festiwalu. Przyszliśmy, i nie żałujemy. Parada naprawdę robi wrażenie. W Polsce nie ma tego typu imprez na taką skalę. Co ważne, wszystko jest sprawnie zorganizowane, dużo służb porządkowych, policji, ale nie natrętnej, jak w Polsce, tylko gdzieś w tle, z tyłu. Po paradzie pewnie pójdziemy się pobawić na którejś imprezie w bocznych uliczkach.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska