31/08/2005 08:11:52
Nie da się tego zjawiska zmierzyć, opisać i określić jego skali. Wiadomo jednak, że są takie regiony Polski, chociażby południe byłych województw koszalińskiego i słupskiego, w których nie należą do rzadkości wsie lub małe miasta, gdzie nawet połowa rodzin utrzymuje się z tego, co tatuś przyśle z saksów. Wszyscy o tym wiedzą, co więcej, traktują jako rodzaj pewnej godnej szacunku życiowej zaradności, która uchroniła najbliższych od wegetacji na garnuszku opieki społecznej. Więc wyjeżdżają. Początkowo jadą tylko na trochę, żeby stanąć na nogi, odbić się od dna, opędzić się od biedy. Ale potem przedłużają swoje pobyty o kolejne miesiące, bo do czego mają wracać? Do małego miasta czy wsi, gdzie na jedno miejsce pracy zgłasza się siedmiu chętnych? A „szczęśliwiec”, któremu uda się dorywczo pomalować komuś mieszkanie zarobi 300 złotych?
Strach przed rogami
Jarek, 43-letni mieszkaniec Połczyna Zdroju od dwóch lat pracujący w Anglii uważa, że pytanie „dlaczego wyjechałeś?” nie ma sensu. – Zapytaj lepiej po co tam zostawać? – mówi z nutką goryczy. W Polsce pracował u prywaciarza, jako „złota rączka”. Taki facet od wszystkiego – stolarka, malowanie, naprawa dachu, cieknący kran. Do pracy wstawał o 5 rano. Jak dobrze poszło, to wracał około 19. A jak gorzej to i o 22. Do tego nieustanny stres, bo prywaciarz gnoił ludzi. Dla zasady. W Londynie zobaczył inny świat. Ze swoimi umiejętnościami szybko znalazł dobrze płatną pracę. Szef Anglik szanuje go, dziękuje za wszystko, co Jarek zrobi. Jest też jednak druga strona medalu. W ciągu ponad dwóch lat, tylko trzy razy pojechał do domu, do Polski. Czasem nachodzą go myśli, czy żona nie znalazła tam sobie jakiegoś „zastępcy”. Jako mąż dowie się pewnie ostatni. Sam znał kilku takich, co nosili poroże, jak renifery świętego Mikołaja, a byli przekonani, że ich ślubne usychają z tęsknoty i wieczorami w samotności wyszywają makatki. Już kilkakrotnie odkładał kolejne ostateczne terminy powrotu do kraju na stałe. Chęć zarobienia kolejnego tysiąca funtów wygrywała. – Ale posiedzę tu nie dłużej niż jeszcze dwa lata – zapewnia.
Tam ona, tu onMyli się. Za dwa lata nie będzie miał do czego wracać. Tak wygląda ta czarna strona zarobkowej emigracji. Tymczasowość wyjazdu przedłuża się w nieskończoność, a powodów do powrotu zamiast przybywać – ubywa. I to jest problem, którego nie da się oszukać pęczniejącymi plikami euro lub funtów. Emigracja całkowicie poplątała życie Agnieszki i Krzysztofa. Zaczęło się klasycznie – on traci pracę i bezskutecznie szuka możliwości zarobienia. Najpierw do domu zagląda bieda, potem nędza, aż w końcu pojawia się możliwość wyjazdu do Niemiec. Z tym że propozycja dotyczyła Agnieszki. Nie było o czym dyskutować. Spakowała manatki i wyjechała, aby sprzątać niemieckie mieszkania. Oczywiście „na trochę”. I – rzecz jasna – „trochę” zaczęło się przedłużać. Kiedy przyjechała na ubiegłoroczne Boże Narodzenie, całe miasteczko szumiało, że dzieci najczęściej przesiadują same w domu, a jej Krzysztof nocuje u innej kobiety. Nawet nie zaprzeczał. Przebrnęli przez kilka trudnych rozmów. Nie chciał od niej odchodzić, a ona nie chciała ani zostawiać go samego, ani rezygnować z pracy, która finansowo postawiła rodzinę na nogi. Załatwiła więc mu zajęcie w Niemczech. Wyjechali razem. Z trudem udało się posklejać to małżeństwo, ale nie wiadomo na jak długo. Dziećmi zajmuje się babcia.
Mamę czasem widzą w święta
O ile dorośli zdają sobie na ogół sprawę z konsekwencji swoich decyzji, to właśnie dzieci są w tym wszystkim najbardziej zdezorientowane. Każdy nauczyciel zna co najmniej kilku uczniów, którzy w ciągu zaledwie miesiąca czy dwóch stali się aroganccy i agresywni, choć nikt wcześniej nie dostrzegał u nich takich skłonności. Powodem najczęściej bywają nieporozumienia między rodzicami, nierzadko związane z wielomiesięczną nieobecnością. Nie zrekompensują jej atrakcyjne prezenty, świąteczne czułości i telefoniczne rozmowy. Rodzice tracą nad dziećmi kontrolę. Oderwani od rzeczywistości, w której one funkcjonują, nawet nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, na jakie są narażone ich pociechy. Tym większych, im starsze są dzieci. Ewa, matka 17-letniego chłopaka wpadła w panikę, kiedy dowiedziała się, że po jego szkole krąży dealer rozprowadzający narkotyki. – Myślałam, że takie historie zdarzają się tylko w dużych miastach – załamuje ręce. A skąd miała wiedzieć, co się dzieje, przecież od czterech lat pracuje za granicą. Nieraz wyrzuca sobie, że jest złą matką. Chłopak przechodzi trudny okres dojrzewania, praktycznie bez opieki. Ale czy w Polsce byłaby lepszą matką, gdyby nie mogła zapewnić dziecku utrzymania. Kto zatrudni byłą szwaczkę z wykształceniem zawodowym po czterdziestce?
Polacy wyjeżdżający na Zachód Europy, aby zarobić na godziwe życie, nierzadko tracą coś, co trudno odkupić za funty albo euro. Za poprawę sytuacji materialnej płacą rozłąką z najbliższymi, rozpadają im się małżeństwa, tracą kontakt z dziećmi. W ich coraz lepiej umeblowanych i lśniących nowymi kafelkami domach panuje pustka.
Tekst i fot.: Robert Małolepszy
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...