MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

30/08/2005 08:59:40

Słoneczniki to słońce, spełnienie marzeń…

Tyle nas już mieszka w Londynie. Każdy nosi w sobie przeżycia, niezwykłe historie, czasem cały własny świat. Wystarczy zapytać, a stajesz przed czymś niespotykanym i nowym.

Goniec Polski .:. Polski Magazyn w Wielkiej Brytanii

Dorotę Łopatyńską de Ślepowron mogłem właściwie spotkać przed wielu laty w Sopocie. Kto wie może mijaliśmy się na ulicy. W galerii BWA wykładałem o sztuce, a ona w niedalekim Sopockim Domu Kultury zjawiała się na prowadzone tam lekcje rysunku. Dużo później, dwa lata temu, mogliśmy się spotkać na Southfields, na jej wystawie w mojej lokalnej bibliotece. Mieszkała wtedy za rogiem. Ale o istnieniu Doroty i jej obrazów dowiedziałem się dopiero kilka dni temu. Na spotkanie musiałem jechać daleko, aż na drugi koniec Londynu. Ze swym mężem Hindusem, doskonale mówiącym po polsku inżynierem, doktorem wydziału Okrętownictwa Politechniki w Gdańsku, przenieśli się niedawno na północ, do dalekiego Tottenham. Nie żałuję wyprawy. Serdecznie przyjęty wysłuchałem ich niezwykłej historii i zobaczyłem intrygujące, niesamowite obrazy. Komentowane przez panią Dorotę otworzyły przede mną niezwykły, poetycki świat kosmicznych wizji i tajemnic. W jednym tekście pewno tego nie zmieszczę.
Zresztą posłuchajcie sami, opowiada Dorota Łopatyńska de Ślepowron, ja próbuję nadążać i jak najwierniej zapisywać jej słowa:

„Może opowiem na czym polegają moje obrazy”
Są w nich są ukryte znaki i symbole. Mają w sobie moc, zakodowaną pozytywną energię. Każdy emituje siłę, jest jak talizman, przynosi szczęście, radość, chroni.
Pewna Angielka, która kupiła u mnie obraz powiedziała mi, że przyniósł jej szczęście. Znalazła lepszą pracę. Te mniejsze obrazy-talizmany sprzedaję po 20 funtów. Mam różne. Ten to „Oko Horasa”, egipskiego boga, daje protekcję. Horas to Świetlna Istota. Użyłam tu dużo złota, żeby podkreślić ważność tego obrazu. Gustaw Klimt jest inspiratorem złotego koloru. Bardzo lubię jego obraz „Pocałunek”, ponieważ prezentuje ciepło.
Tutaj znów przedstawiłam różne znaki zodiaku, a tu „Czterolistna koniczyna”. Namalowałam ją z czterech serc. Oznacza cztery elementy. Przynosi szczęście i radość. A to „Tik-Taki” – zielony duch, opiekun. Dużo rozmawiam z różnymi ludźmi, a potem to maluję.
Mam też duże, bardzo skomplikowane obrazy. Ich malowanie zajmuje dużo czasu, czasem koło miesiąca. Przekazuję w nich wiedzę, jaką dostałam od innych. Używam wielu znaków i symboli. Widziałam wiele rzeczy, podróżowałam, poznałam inne kultury, nauczyłam się nie osądzać innych.
 Teraz jest nowy wiek. Wielu rzeczy ludzie jeszcze nie rozumieją, nie potrafią pojąć. W swoich obrazach, takich jak „Róża albo Tajemnice Vicca”, „Fairyland” czy „Brama do Boga” próbuję te tajemnice tłumaczyć. O tym trzeba by oddzielnie opowiedzieć.

Maluję od dziecka
Pierwszym moim inspiratorem był obraz „Gwiazda” Edgara Degasa. Kiedy byłam mała, chodziłam do Domu Kultury w Sopocie i uczyłam się malować. I właśnie reprodukcja tego obrazu wisiała tam na ścianie. Zawsze zatrzymywałam się przed nią, patrzyłam i zastanawiałam się jak on został namalowany. Taki piękny, jak łabędź na niebieskim tle. Emitował miłością i ciepłem. Marzyłam, aby namalować coś tak pięknego. Osoba, która tam uczyła już wtedy zauważyła, że moje obrazy zawsze są pełne ciepła. Na przykład jak trzeba było namalować wazon, to mnie nie wystarczało to i musiałam jeszcze namalować w wazonie kwiaty. A wszystko bardzo dopracowane.
Jeszcze wcześniej, kiedy zostawałam z babcią, dawała mi kredki i książki do kolorowania i miała spokój, bo całe godziny tylko rysowałam. W szkole lubiłam biologię, chemię, ale najbardziej chyba zajęcia plastyczne. Brałam udział w konkursach i wygrywałam wszystkie nagrody. Już wtedy byłam artystką, ale nie dostałam się do liceum plastycznego. Może dlatego, że mój ojciec był działaczem „Solidarności”.
Martwiłam się wtedy, czy mój talent nie będzie zmarnowany? Czy będzie wykorzystany? W szkole byłam przecież inspiracją dla wielu ludzi. Projektowałam swoje ubrania. Koleżanki naśladowały to, co nosiłam. Nie mogłam tego wszystkiego tak zostawić.
Wtedy poznałam mojego przyszłego męża, urodziła się Marta, mąż zrobił doktorat i pojechaliśmy do Indii. Do Goa.

Goa to raj
To bajeczne miejsce na ziemi, przepiękne plaże. Mąż pracował w instytucie, ja pracowałam jako modelka i byłam sensacją. Wszyscy byli dla nas niezwykle gościnni, otwarci i serdeczni. Codziennie byliśmy gdzieś zapraszani.
Ale nie wszystko na Goa było wspaniałe. Były okropne komary i woda nie była czysta. Nasza córka zaczęła strasznie chorować. W końcu po trzech i pół roku postanowiliśmy wrócić do Polski. Był rok 1989 i wszystko się tam zmieniało. W Gdańsku powstała szkoła angielskiego i zaczęliśmy tam uczyć. Robiliśmy też podświetlane reklamy. Wszystko ręcznie wycinane. Plotera wtedy jeszcze nie miałam. Było duże zapotrzebowanie, bo powstawały nowe firmy, a że miałam talent, ludziom się moje rzeczy podobały. Zostały zaakceptowane przez urząd miasta w Gdańsku. Biznes rósł. Ale nie wszystko było dobrze.
Najgorszy w Polsce był rasizm. Nie miło do tego wracać. Chciałoby się zapomnieć, ale po pięciu latach trzeba było z Polski wyjechać. Marcie, naszej córce, darto w szkole zeszyty; jej wychowawczyni powiedziała mężowi, żeby nie przychodził po nią do szkoły, bo wzbudza sensację. Nie można było pójść na spacer do parku, żeby nie obrzucano nas najgorszymi słowami. Prawie już nie pracowałam nad reklamą, bo ciągle trzeba było chodzić na policję. Dostawaliśmy anonimowe listy z groźbami, że porwą albo zabiją naszą Martę. Potłuczono nasze reklamy, w domu wybili szybę, ktoś wrzucił butelkę z cuchnącym płynem. To był mój kraj. Boli, kiedy coś takiego cię spotka.

W 1995 roku wyjechaliśmy do Londynu
Zamieszkaliśmy na początku w Southfields, koło Wimbledonu. Spokojne, miłe miejsce. Tam dużo się uczyłam. Zrobiłam różne kursy IT, m.in desktop publishing z najlepszymi ocenami. W tym czasie rozwinęłam też swoje zdolności artystyczne. Nauczyciel zwrócił uwagę na mój talent, bo kiedy mieliśmy za zadanie zrobienie książki, to do swojej, „ABC” dla dzieci użyłam 26 obrazków, które sama namalowałam, a potem zeskanowałam. Zresztą już wcześniej samą myszką robiłam bardzo skomplikowane rysunki i kiedy pokazałam nauczycielowi bardzo się dziwił jak to w ogóle możliwe. Wtedy, w 2003 roku, zdecydowałam się malować na kanwie. Tam powstały moje pierwsze ważne obrazy. Niektóre pokazałam w bibliotece w Southfields. Pisały o mnie gazety.
Teraz maluję tu, na Tottenham. Mam swoje własne małe studio w ogrodzie. Zasadziłam polskie słoneczniki. Słoneczniki to słońce, spełnienie marzeń. Wokoło tu masę różnych, bardzo ciekawych ludzi. Okazja do ciekawych rozmów. Myślę też o innych rzeczach. Planuję kolekcję wieczorowych strojów w stylu średniowiecznym. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja o tym porozmawiać.
- I ja mam taką nadzieję. Dziękuję za rozmowę.

Andrzej Maria Borkowski

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska