30/08/2005 08:07:38
Co pewien czas odwiedza kilka domów dziecka, szpitali i ośrodków pomocy społecznej w Polsce. Przywozi sierotom odzież i buty, niepełnosprawnym sprzęt rehabilitacyjny, a chorym medykamenty kupowane przez szwedzką Polonię. Nikt by nie pomyślał, że ten elegancki starszy pan w znakomitej formie, ma za sobą tak barwne życie. Niestety, w znacznej jego części były to ciemne barwy. Adolf Szutkiewicz pochodzi z Wołkowyska, ale rodzinnego miasta nie zdążył zapamiętać. Zaraz na początku wojny NKWD zafundowało jego burżujskiej rodzinie „wycieczkę” do Kazachstanu. Tam skończył szkołę powszechną. Jako 14-latek czyli, według Sowietów dorosły i silny mężczyzna, trafił do brygady kołchoźników. Pracował od świtu do nocy, po 12-14 godzin. Zarabiał całkiem nieźle – za dniówkę 200 gramów kukurydzy. Jednakże pod warunkiem, że kołchoz wyrobił normę. Często jednak nie wyrabiał i wtedy „wypłaty” nie było. – Kto chciał przeżyć, nie mógł w nocy spać. Żeby zdobyć coś do jedzenia zakradaliśmy się do stodół i magazynów. Z głodu zapadłem na kurzą ślepotę, trzy razy przechodziłem żółtaczkę, byłem bliski śmierci z wycieńczenia. Pracowaliśmy 365 dni w roku, bez przerwy na żadne święta, nawet komunistyczne – wspomina pan Adolf. W Zielone Świątki 1956 roku doszło w obozie do buntu. Robotnicy zażądali wolnego dnia, nie stawili się w Kołchozie. Grupa szturmowa NKWD zaczęła wyciągać ludzi z domów, katować, tratować końmi. Szutkiewiczowi przywiązali do nogi sznur i ciągnęli za koniem. Miał ranę aż do kości.
Chociaż Ludowa, ale jednak Polska
Niebawem pojawiła się możliwość repatriacji do Polski. Trzeba było tylko udowodnić, że... jest się Polakiem. Najwidoczniej zesłańcy tak upodobnili się do rodowitych Kazachów, że Sowieci nie mogli ich odróżnić. Na szczęście, jeszcze większą trudność sprawiało im czytanie, więc wystarczył „dokument” opatrzony pieczątką wykonaną samodzielnie przez młodego Adolfa z ziemniaka. Po wielu tygodniach jazdy w bydlęcych wagonach, na tydzień przed świętami Bożego Narodzenia 1956 roku, w Białej Podlaskiej Szutkiewiczów powitała Polska. Rzeczpospolita, a nawet jeszcze Ludowa Miała również jak najbardziej ludową, acz niezbyt wyrazistą twarz UB-eka, który podsuwał wszystkim ten sam papier do podpisania. Jego treść była mniej więcej taka, że repatryjant zobowiązuje się nie dzielić wrażeniami ze swojego pobytu w ZSSR i uznaje, że było mu tam jak w raju. Wszyscy oczywiście ochoczo podpisywali, żeby tylko do tego raju nie wrócić. Adolf Szutkiewicz osiadł w Szczecinie. Ożenił się, doczekał dwóch synów. Szybko znalazł się w kręgach wichrzycieli, którzy nad wyraz sceptycznie patrzyli na rozkwit socjalistycznej ojczyzny i stale rosnący dobrobyt społeczeństwa. Jego polityczna nieprawomyślność nie uszła uwadze „odpowiednich organów”. Ich troskliwą opiekę odczuwał na każdym kroku. – Kiedyś na przystanku specjalnie stłukłem słoik z koncentratem pomidorowym. Za chwilę pojawił się SB-ek, pozbierał to i poleciał na komendę, pewnie w nadziei, że to czerwona farba drukarska – opowiada jedną z przygód Szutkiewicz. Po wprowadzeniu stanu wojennego został aresztowany. Zarzut – współpraca z obcym wywiadem. Przez trzy tygodnie nikt nie wiedział, co się z nim dzieje. Zaczęło się szykanowanie rodziny. Żonę Jolantę, nauczycielkę, zwolniono z pracy. Bezpieka przesłuchiwała nawet jego kilkunastoletnich synów. On został internowany, a po wyjściu był bez przerwy zatrzymywany na 48 godzin. W czasie przesłuchań pojawiały się coraz bardziej realne groźby wobec najbliższych. To sprawiło, że podjął decyzję o opuszczeniu kraju na stałe. Wyjechali 10 lipca 1983 roku. – Do końca nas dręczyli. Na granicy zostaliśmy rozebrani do naga, przejrzano każdy szew ubrania i zelówki butów – mówi.
Wróg ustroju zza morza
W gościnnej Szwecji mógł już bez przeszkód prowadzić działalność wywrotową, wymierzoną w podstawy ustroju PRL-u. Wraz z innymi emigrantami politycznymi zaczął organizować transporty materiałów dla solidarnościowego podziemia. W zmyślnych skrytkach przesyłano opozycji literaturę, materiały poligraficzne, części do nadajników radiowych. – Wpadliśmy tylko raz, kiedy bezpieka odkryła , że w izolacji lodówki były zakazane książki, a w miejscu agregatu powielacz. Pokazywano to później do znudzenia w Dzienniku Telewizyjnym. Co ciekawe, była tam również rzecz, której z pewnością nie włożyliśmy, a mianowicie pistolet. Ciekawe skąd się wziął – pan Adolf głowi się nad tym do dziś. PRL-owska propaganda ustami swojego rzecznika wyjaśniła to społeczeństwu od razu: – wiadome siły działające z inspiracji i przy wsparciu wrogich agentur nie cofną się nawet przez zbrodnią, aby osiągnąć swoje brudne cele i dlatego szmuglują do Polski broń. Być może kiedyś w archiwach IPN-u zostanie odnaleziona informacja o SB-eku, który udostępnił swój służbowy pistolet do tej pokazówki. Polska emigracja w Szwecji, podobnie jak i z całego, wolnego Zachodu, wspierała opozycję w kraju do końca lat 80-tych.
Buty zamiast „bibuły”
Gdy z nazwy Polski zniknął przymiotnik Ludowa, a orzeł odzyskał koronę, Adolf Szutkiewicz nie zaprzestał organizowania pomocy dla rodaków. Miejsce zestawów poligraficznych i antykomunistycznych pism zajęły sprzęty dla inwalidów, ubrania i komputery dla dzieci, wyposażenie oraz środki medyczne przekazywane szpitalom. Wraz z żoną Jolantą, pan Adolf organizuje i koordynuje po drugiej stronie Bałtyku akcje charytatywne na rzecz Polski. – Wiemy jak wielkie są w kraju potrzeby, szczególnie właśnie w domach dziecka, placówkach rehabilitacyjnych i zdrowotnych. Czynimy przy tym starania , aby dary trafiały tam, gdzie powinny – stwierdza społecznik. Z tego powodu, pieniędzy zebranych w czasie festynów i spotkań polonijnych nie przekazuje w formie wielkiego czeku przed kamerami, w błysku fotograficznych fleszy i w obecności lokalnych dostojników. Sam biega po sklepach, wybiera odzież, obuwie i przybory szkolne dla dzieci według rozmiarów i potrzeb. Targuje się o rabat, bo przecież kupuje hurtowo. Dzięki temu od kilku lat wychowankowie, między innymi Domu Dziecka w Wierzchowie koło Człuchowa w województwie pomorskim, chodzą zimą w nowych kurtkach i butach, a nie w trampkach i sweterkach. Mają też nowoczesną pracownię komputerową z dostępem do internetu oraz zabawki ze znanej na całym świecie fabryki pluszowych misiów państwa Bukowskich. Wózki inwalidzkie, łóżka dla przewlekle chorych i inny sprzęt rehabilitacyjny trafia do społecznych placówek z zastrzeżeniem, że nie może być sprzedawany, ani rozdawany, lecz tylko wypożyczany potrzebującym. Zbyt wiele było przypadków marnotrawienia zagranicznej pomocy lub zwyczajnych nadużyć przy jej rozdzielaniu, więc lepiej dmuchać na zimne. Pan Adolf mówi, że będzie pomagał rodakom w kraju dopóki wystarczy mu sił. A po tym, co przeszedł jest silny i zahartowany, więc jeszcze długo nie przejdzie jako społecznik na emeryturę. Nie wyklucza, że kiedyś przeniesie się do Polski. Ma w mieście Debrznie, koło Człuchowa przytulne mieszkanie.
Tekst i fot.: Robert Małolepszy
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...