30/08/2005 08:06:49
Panie konsulu, w jakim nastroju opuszcza Pan Londyn, po pięciu latach i czterech miesiącach służby konsularnej w Wielkiej Brytanii?– Objąłem urząd 26 kwietnia 2000 roku. Zwykle kadencja trwa cztery czasem pięć lat… Moje pięć lat minęło w kwietniu, dlatego już od dłuższego czasu narastała we mnie świadomość, że ten moment pożegnania i zakończenia mojej służby tutaj dobiega końca. A jednak… Uciekam od słowa żal i smutek, bo to trąci sentymentalizmem. Ale — nie o patos tu chodzi, tylko o zwykle ludzkie uczucia. Jest więc we mnie jakieś poczucie żalu, że ten etap się kończy. Bo spotkałem się tutaj z ogromnie ciepłym i serdecznym przyjęciem. I takie pozostawały moje relacje z tutejszą emigracją przez cały czas sprawowania przeze mnie urzędu. Zawiązały się nici przyjaźni, dlatego na zawsze pozostanie wielka sympatia do tego miejsca, do spraw, którymi się tu zajmowałem, a w szczególności do ludzi, do tutejszego środowiska polskiego. Ich otwartość i serdeczność, zawsze rekompensowało mi intensywną pracę, dodawała energii, inspirowała a co najważniejsze dawała poczucie satysfakcji. Poczucie straty łączy się we mnie z racjonalną myślą, że przecież nie następuje żadne zamknięcie książki i pisanie następnej, dopisujemy tylko kolejny rozdział. W logikę urzędu konsula wpisana jest rotacja, zmiana, ale również kontynuacja. Ja przyszedłem tutaj i kontynuowałem pracę mojego poprzednika, sądzę, że każdy mój następca będzie kontynuował moją. Tak naprawdę nic się więc nie kończy definitywnie. Zresztą – jak dowcipnie zauważył pan prezydent Ryszard Kaczorowski – zostawiam tu zakładniczkę, czyli moją młodszą córkę, która była tu z nami przez 5 lat (po zdaniu z bardzo dobrymi wynikami egzaminu A-level zaczyna właśnie studia na uniwersytecie w Cambridge, przyp. red.), więc chociażby z tego powodu mój kontakt z Wielką Brytanią nie zostanie definitywnie zerwany. Nie sposób przecież zerwać wielu więzi przyjaźni, które zostały tu nawiązane na przestrzeni tych pięciu lat.
Co się udało przez te pięć lat pracy?
– Trudno jest mi dokonać samooceny, zawsze jest lepiej, jeśli to zrobią przełożeni, czy ci, którzy ze mną współpracowali, bądź też ci dla których zostałem tu wysłany – a więc między innymi Państwo Szanowni czytelnicy „Dziennika”. Mam jednak nadzieję, że udało mi się realizować motto mego „konsulowania”, o którym wspomniałem, udzielając londyńskiemu „Tygodniowi Polskiemu” wywiadu na początku swojej kadencji : „Być razem. Być dla wszystkich”. Udało mi się myślę, być z Państwem, być dla Państwa – mam na myśli emigrację, naszych rodaków. Mogę tak domniemywać, chociażby po tym, że wolnych weekendów dla siebie przez te pięć lat wielu nie miałem. Starałem się poznawać przedstawicieli emigracji nie tylko w Londynie, odwiedziłem wszystkie większe skupiska Polaków w Anglii, Walii, Irlandii Północnej, na wyspie Jersey, niektóre kilkakrotnie. Próbowałem, gdzie i gdy tylko było można, wyrażać wdzięczność i szacunek dla emigracji powojennej. Jeżeli więc udało mi się znaleźć przyjaciół i zyskać przyjaźń wspaniałych ludzi, szczególnie z grona kombatantów i działaczy niepodległościowych, to być może jest to jest jakiś znak, że coś mi się tutaj udało.
Dobre kontakty ze środowiskiem to niewątpliwy sukces. Upierałbym się jednak, by przypomniał Pan konkretne działania i inicjatywy, do których Konsulat, pod Pana kierownictwem, się przyczynił...
– Pomijając obchody wielu rocznic i jubileuszy, wymienię chociażby odbudowę, zniszczonego praktycznie w 100 proc. pomnika powstańców listopadowych na cmentarzu w Portsmouth. To była inicjatywa, znanego wielu osobom, pana Ottona Hulackiego, ale wsparcie przy całej fazie realizacji konsulatu było znaczące. Dziś to miejsce jest pięknie zagospodarowane i to jest powód do satysfakcji. Zrobiliśmy też dokumentację fotograficzną i przygotowaliśmy wstępny raport w sprawie wzgórza Orła Białego na cmentarzu w Highgate w Londynie, sugerując konieczność odrestaurowania tego miejsca. To jest bardzo cenne polonikum, mam nadzieję, że uda się tę sprawę doprowadzić do końca i znaleźć pieniądze – w części na pewno w Polsce, ale w części także wśród tutejszej emigracji, żeby uratować to polskie nekropolium. Wspieraliśmy wszelkie inicjatywy kształcące i wychowujące w duchu polskim tutejszą polską młodzież. Wyposażyliśmy parę szkół w sprzęt audiowizualny, przeznaczaliśmy pieniądze na zakup książek do szkolnych bibliotek, pomagaliśmy polskim zespołom folklorystycznym i chóralnym. Wsparcia zarówno finansowego jak i organizacyjnego udzielaliśmy Zjednoczeniu Polskiemu, Towarzystwu Pomocy Polakom, polskim domom seniora, często z pomocy naszej korzystały polskie organizacje prowadzące działalność seminaryjno-wykładową, Wspieraliśmy także Polską Fundację Kulturalną, mając świadomość, jak ważne jest istnienie Dziennika Polskiego dla tutejszego środowiska. Za mojej kadencji konsulat uruchomił stronę internetową, która wymaga stałej rozbudowy i modernizacji – jest to z pewnością jedno z zadań dla mojego następcy.
A jakich braków i problemów nie udało się w pełni rozwiązać i wyeliminować?
– Na pewno wciąż nie rozwiązanym problemem jest kwestia powierzchni, jaką dysponujemy do obsługi interesantów oraz liczebność personelu. Za mojej kadencji liczba spraw załatwianych dziennie wzrosła od 100 do 150, ale problemy zbyt małej powierzchni do obsługi sami nie jesteśmy w stanie rozwiązać. I trudno o stworzenie tego problemu winić architekta czy władze Polski. Nikt po prostu nie mógł przewidzieć, że w tak krótkim czasie liczba Polaków w Wielkiej Brytanii tak drastycznie wzrośnie. Przecież jest nas tu znacznie ponad 200 tysięcy. Oczywiście nasze wejście do Unii Europejskiej było przygotowywane, ale nikt nie mógł przewidzieć, że to właśnie na konsulacie w Londynie będzie spoczywał w aż tak dużym stopniu ciężar tego wejścia. W chwili obecnej niełatwo jest uzyskać wsparcie z kraju, uwaga resortu jest skupiona na uruchomienie, bądź modernizację placówek konsularnych na Wschodzie, w byłych postsowieckich republikach, bo tam wszystko tworzy się od podstaw. Proszę mi wierzyć ja nie opuszczam tego miejsca w przeświadczeniu, że jest idealnie, ale robimy co w naszej mocy by być jak najbardziej przyjaznym urzędem. Manewrujemy godzinami otwarcia, pracujemy na najwyższych obrotach, nikt tu nie siedzi popijają przysłowiową herbatę, a niestety godziny otwarcia konsulatu muszą być limitowane, bo te same osoby, które najpierw obsługują przy okienkach i przyjmują petentów, muszą potem te sprawy wprowadzić do komputerów i przygotować odpowiednią korespondencję i tej procedury w tym stanie osobowym nie da przyspieszyć. Muszę dodać, że organizm konsularny to nie tylko konsul generalny, choć głównie może jego widać na zewnątrz, ale także czterech innych konsuli i pracownicy administracyjni konsulatu. Ci wszyscy ludzie intensywnie pracują, choć czasem, zwykle z przyczyn obiektywnych, nie wszystko idzie tak gładko jakbyśmy wszyscy sobie tego życzyli.
Najtrudniejszy moment, najważniejszy dzień w trakcie tych 5 lat?
– Najważniejszym momentem, i wbrew pozorom nie jest to banał, było wejście do Unii. Nawet nie dlatego, że to moment niewątpliwie historyczny. Ale my po prostu namacalnie, z dnia na dzień, odczuliśmy jakościową zmianę w naszej pracy i w traktowaniu Polski i Polaków tu na Wyspie. Ogrom problemów, z którymi borykaliśmy się przez lata nagle odpadł – 1 maja 2004 roku skończyły się utyskiwania na brytyjskie służby emigracyjne, na sprawę przekraczania granicy, kwestie pracy nielegalnej, ponadto zmniejszyła się ilość wystawianych wiz i wiele innych spraw stało się prostszych.
Jeśli chodzi o najtrudniejszy moment, to nie sposób uciec od wydarzeń sprzed 7 tygodni, data 7 lipca 2005 pozostanie na długo w pamięci,. To nami zatrzęsło, pozostanie na zawsze w psychice. Podobnie jak z czasów mojej służby konsularnej w Los Angeles, najbardziej, z przykrych momentów, utkwiło mi trzęsienie ziemi i jego skutki, które tam oglądałem, tak z Londynu niestety pozostanie pamięć po bombowych zamachach terrorystycznych.
Pomimo świetnych relacji z tutejszym środowiskiem pozostaje Pan, jako zawodowy dyplomata, człowiekiem z zewnątrz, a więc kimś komu czasem łatwiej spojrzeć krytycznie na nasz tutejszy polski światek. Dostrzega Pan w nim, poza całym jego pięknem i specyfiką, jakieś słabostki?
– Generalnym problemem, z którym już dziś mierzy się emigracja, jest kwestia wymiany pokoleń, mająca czasem, co chyba nie uniknione, znamiona swoistego konfliktu pokoleń. Ta wymiana pokoleniowa już następuje, ale trudno dziś przewidzieć jakie będą jej konsekwencje i jak się zakończy. Dokonujących analizy tego zjawiska przestrzegałbym, mimo wszystko, przed jego zbytnim demonizowaniem. To, że zdarzają się spory i konflikty, nie prowadzi, samo z siebie, do niczego złego. Chodzi o to, żeby szukać wspólnego języka i stworzyć nową wizję polskiego emigranta, już nie uchodźcy, na miarę Europy XXI wieku. Bo z całą pewnością i starsi i młodsi Polacy tutaj są patriotami. To, że czasem ten patriotyzm inaczej wyrażają, nie powinno stanowić problemu nie do rozwiązania.
Kilka słów o Pańskim następcy?
– Pana Janusza Wacha nie muszę przedstawiać tutejszemu środowisku, bowiem on tu już kiedyś na placówce w Londynie pracował i przez wielu jest znany i pamiętany. To doświadczony urzędnik konsularny. Wszystko jest przed nim. Zawsze ma się szansę być lepszym od poprzedników.
Czy po pięciu latach i 4 miesiącach, wywozi Pan z sobą poza wspomnieniami, jakieś nawyki wyspiarzy, zaraził się Pan ich kulturą?
– Mówiąc żartem to pomimo wielokrotnych prób, nie dałem się namówić na picie herbaty z mlekiem, pozostałem przy black tea, każdorazowo zaznaczając, że piję bez mleka, bo oczywiście, gdy tego nie powiedziałem, przynosili mi z mlekiem.
Londyn fascynuje, jest niezaprzeczalnym, światowym centrum kultury, starałem się z tego korzystać. Wielokrotnie bywałem, w muzeach i galeriach, czasem, choć na godzinę, w przerwie pomiędzy obowiązkami, żeby się od nich oderwać. Fascynujące jest życie muzyczne tego miasta, ilość koncertów. W pełni doceniała to zawsze moja starsza córka, która studiując w Krakowie wpadała na kilka dni do rodziców i z racji swych profesjonalnych zainteresowań korzystała z wielu możliwości jakie oferował jej muzyczny Londyn. Dla mnie osobiście wszelkie te wydarzenia kulturalne i możliwość uczestniczenia w nich dostarczały mi nie tylko wrażeń estetycznych, ale także wzbogacała intelektualnie, co jest niewątpliwie także częścią moich wspomnień które stąd wywożę, z kolei mojej młodszej córce z pewnością zwiększyło to szanse dostania się do grona studentów historii sztuki w Cambridge.
A co Pan będzie dalej robił?
– Zobaczymy. Na razie mam jeszcze trochę urlopu i wracamy z żoną do Krakowa, gdzie stale mieszkamy. Będę prawdopodobnie pracował w strukturach administracji państwowej, w Krakowie bądź w Warszawie. Na razie mogę powiedzieć tyle, że moje doświadczenie jako urzędnika państwowego od 1990 roku zostanie, mam nadzieję, jakoś spożytkowane w służbie publicznej. Więcej będzie wiadomo po wyborach i po okresie wakacyjnym. Ale z Londynem, jak również z Dziennikiem Polskim, pozostaję w kontakcie, zawsze możecie liczyć na moją otwartość i sympatię.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
Kategoria uslugi: 1. CSCS - CPCS - IPAF - NPORS - CPC 35H - ...
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
Przestań ubiegać się o nisko płatne prace!!!Zmień swoją rzec...
Szukasz pracy? zapisz się na kurs...
SZUKASZ PRACY ? PODNIES SWOJE KWALIFIKACJE I ZACZNIJ ZARABIA...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
Przestań ubiegać się o nisko płatne prace!!!Zmień swoją rzec...
Simvic-najstarszy skup metali kol...
NAJWIĘKSZY W LONDYNIE SKUP METALI KOLOROWYCH PŁACIMY NAJWYŻS...
Tanie kursy uk na wszystkie wozki...
Zdobądź uprawnienia uprawnienia na wozek widlowy i zacznij z...
Tanie kursy uk na wszystkie wozki...
TANIE KURSY UK NA WSZYSTKIE WOZKI WIDLOWE I MASZYNY BUDOWLAN...