MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

26/08/2005 09:13:37

Żegnaj, biały człowieku

Zauważyliście? Nie? To uważnie rozejrzyjcie się dookoła. Egzotyczne restauracje opanowały nie tylko Londyn, ale i Polskę: kebaby, chińskie czy wietnamskie specjały. Tajwańska odzież. A na warszawskim stadionie Murzyn sprzedaje jeansy. Coś niezwykłego? Nie, wcale. Nas - Białych jest po prostu coraz mniej.

 



Być może już niebawem uświadomimy sobie, że oto jesteśmy świadkami kolejnej rewolucji, która cichaczem rozgrywa się na naszych oczach i zmienia oblicze tego świata. Przyglądamy się jej spokojnie, często nawet nie zdając sobie sprawy, że coś się dzieje. A dzieje się dużo. Oto my, Biali mieszkańcy ziemi, powoli - ale systematycznie - wypierani jesteśmy przez kolorowych. I nie mamy na to absolutnie żadnego wpływu.
Nie jesteśmy już takim samym krajem jak parę lat temu. Zupełnie inaczej wygląda życie nie tylko w Warszawie, ale również w wielu innych miastach Polski. Zupełnie inna jest już Europa. Coraz mniej ma wspólnego z Europą z lat 70-tych. Innymi jesteśmy też ludźmi. Szczególnie tutaj, w Londynie, jest to widoczne.
- To, co stało się z nami po 11 września w Nowym Jorku, trudno jest ogranąć w paru słowach. Uświadomiliśmy sobie, że nagle powstało między nami coś w rodzaju narodowej tożsamości, w której jednak nieważna jest ideologia czy siła, ale pochodzenie etniczne i lojalność – stwierdził swego czasu na łamach „The Mail on Sunday” Patric Buchanan, jeden z byłych kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zwrócił też uwagę na ogromne zróżnicowanie etniczne mieszkańców Ameryki Północnej, w której miliony mieszkańców urodziło się poza granicami kraju, a kilka milonów przebywa nielegalnie, tworząc swoisty tygiel różnych nacji i narodowości. Różny jest ich kolor skóry.
W 1969 roku w Stanach Zjednoczonych żyło dziewięć milionów mieszkańców, którzy na świat przyszli poza granicami Ameryki. Dzisiaj jest ich 30 milionów i będzie coraz więcej.
- I to wcale nie są mieszkańcy Europy, dla których Stary Kontynent okazał się zbyt mały lub zbyt ciasny do życia. Największa rzesza obecnych mieszkańców Ameryki przybyła z Azji, Afryki lub Ameryki Łacińskiej i nikt nie jest w stanie tego procesu zatrzymać – stwierdza Buchanan.
Jeszcze na początku 1960 roku zaledwie 16 milionów Amerykanów nie miało żadnych europejskich korzeni. Dzisiaj bez związku z Europą żyje w Stanach przeszło 80 milionów ludzi. Liczba ta jest szacunkowa, tak samo jak szacunkowe są wszelkie dane dotyczące legalnej i nielegalnej imigracji do Ameryki. Jedno jest jednak pewne – liczby te, jeśli już, są jedynie zaniżone i co najwyżej mogą być dużo większe. Dla kraju, który nie tylko chce, ale pozostaje największym imperium na świecie, nie jest to dobra wiadomość.
- Taka mieszanka ludzi sprawia, że Ameryka powoli staje się krajem bez historii, bez bohaterów, bez języka, kultury, wrogów czy sprzymierzeńców. Jak bałkański becon, nie tylko etnicznie czy rasowo, ale także kulturalnie czy moralnie przestajemy być jednym narodem – Partric Buchanan ostrzega, że coraz więcej Amerykanów czuje się obco we własnym kraju. I dodaje, że Zachód - cała jego cywilizacja - jest na wymarciu.

RASA? BZDURA!

Tymczasem genetycy zdają się przeczyć Buchananowi i przyznają, że tak właściwie to należymy wszyscy do jednej rasy, którą już w XVIII wieku nazwał Karol Linneusz. Homo sapiens – stwierdził szwedzki przyrodnik.
Czy jednak miał rację?
Jeśli rozejrzymy się dookoła, to stwierdzimy jednak, że coś jest nie tak. Gołym okiem widać różnice zarówno w kolorze skóry, jak i w budowie. Jak więc jest z tym naprawdę?
Oglądając się wstecz stwierdzimy, że wszyscy pochodzimy od Adama i Ewy. I ich potomków. Ale co z ludami, których nigdy nie widzieli autorzy Biblii? Skąd Indianie w Ameryce Północnej?
Kłopot zaczęły już sprawiać odkrycia geograficzne i podboje kolonialne. Coraz głośniej zaczęto mówić o nowym problemie: co zrobić z ludźmi nie tylko wyglądającymi inaczej, ale przede wszystkim mówiącymi innymi językami? Wraz z pytaniami zrodził się nowy styl międzyludzkiej solidarności. Rasizm. I chociaż wówczas nikt całego problemu tak nie nazywał, to jednak dojrzewał on powoli, aż zaczął przybierać niebezpiecznych rozmiarów. Już Linneusz podzielił nas na Azjatów, Afrykanów i Białych – mieszkańców Europy.
Francuski kalwin, Isaac de la Peyrere, w 1655 roku dowodził, że były dwa akty stworzenia człowieka. Jeden - od Adama, z którego pochodzili Żydzi, splamieni grzechem pierworodnym. Potop, w trakcie którego wymarł cały ludzki ród z wyjątkiem rodu Noego, którego uratowała Arka, w rzeczywistości nie był aż tak duży, jak mówi Biblia. Nie objął całego świata, a jedynie Bliski Wschód. Poza nim życie biegło normalnie i tak należy tłumaczyć przetrwanie na Ziemi innych, w tym Indian.
Holendrzy kolonizujący kraje Afryki Południowej pozwalali co prawda nawracać się tubylcom, ale nie przeszkadzało im to żyć w systemie segregacji rasowej. Speców od „Białej Rasy” w historii tego świata było wielu. Najgłośniejszy zdaje się bezsprzecznie pozostawać Adolf Hitler, którego teorie o wyższości typu białego, czyli czystości rasy aryjskiej, zdają się znajdować dzisiaj coraz więcej zwolenników. Na wielu stronach internetowych można przeczytać cytat z „Mein Kampf”, w którym Hitler stwierdza wprost: „Doświadczenie historyczne dowodzi niezbicie, że każde zmieszanie krwi aryjskiej z krwią niższych ludów powoduje upadek ludu cywilizacyjnego”.
Mimo rozwoju cywilizacyjnego, jakiego jesteśmy świadkami, rasizm przybiera na sile niemal na wszystkich kontynentach. Wypowiedzi Buchanana z jednej strony stwierdzają fakt demograficzny, z drugiej idą w parze z doniesieniami prasowymi. W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej nadal legalnie działa Ku Klux Klan. I chociaż o Czarnych w USA mówi się już Afro-Amerykanie, to wcale nie ułatwia to im życia. Co prawda za Oceanem określenie Czarny, czy nawet zwykłe Black jest już słowem obraźliwym, to w Europie zdają się obowiązywać zupełnie inne standardy. Afrykańscy imigranci w Niemczech stają się automatycznie podejrzanymi, gdy tylko w pobliżu dochodzi do przestępstwa. Anglia swego czasu obserwowała zamieszki, do jakich doszło w Bradford między białymi a pakistańskimi imigrantami. Dzisiaj każdy muzułmanin (Arab?) w Londynie podejrzewany jest o terroryzm.
Ale rasim przybiera również inne formy. W RPA czarni policjanci dyskryminują innych czarnych tylko dlatego, że nie wyglądają jak członkowie plemienia Zulu. Kamery największych stacji telewizyjnych na świecie pokazywały wstrząsające zdjęcia z Zimbabwe, gdzie na mocy rozporządzenia prezydenta Roberta Mugabe trzy tysiące białych farmerów musiało opuścić swoje gospodarstwa. Bez znaczenia jest fakt, że kraj popada w ruinę. Ważne, że Czarny Ląd jest dla Czarnych.

EUROPEJCZYK NA WYMARCIU
W 1960 roku Europejczycy (czytaj: Biali mieszkańcy globu) stanowili jedną czwartą jego mieszkańców. W 2000 roku już tylko jedną szóstą, a w 2050 proporcja ta jeszcze zmaleje - do jednej dziesiątej. Takie są statystyki.
- Jeśli Europa szybko nie znajdzie odpowiedzi, jak temu zapobiec, umrze – przekonuje swoich czytelników Patric Buchanan.
Kraje uprzemysłowione już od dawna borykają się z ciągłym spadkiem przyrostu naturalnego. Następne półwiecze oznacza dla nich wzrost liczby mieszkańców zaledwie o cztery procent. W tym samym czasie przyrost w krajach nierozwiniętych wyniesie 58 proc., a w Afryce nawet 120 proc. Może więc być i tak, że na każde sto nowych mieszkańców 70 będzie innej rasy niż biała, 70 nie będzie chrześcijanami, tyle samo nie będzie miało okazji nauczyć się czytać czy pisać. 51 będą stanowiły kobiety, połowa z każdej setki będzie żyła w nędzy i cierpiała na chroniczny brak żywności. I na koniec najgorsze. Zaledwie jeden na stu nowych mieszkańców naszego globu będzie miał szansę na wykształcenie lepsze niż średnie. 
 Tyle cyfry. Demografia. W pierwszych komentarzach po głośnej konferencji ludnościowej w Kairze stało się jasne, że mit o grożącym nam przeludnieniu powstawał na słomianych nogach i nie utrzyma się długo. Tak samo jak naciągane okazały się przewidywania, że już niedługo będzie nas, Polaków, 40 milionów. Otóż nie będzie. Europa, w tym także Polska, się wyludnia. Zamiast bać się przeludnienia coraz bojaźliwiej przyglądamy się nowemu problemowi: starzeniu się. Demografowie przewidują, że w 2100 roku połowa mieszkańców Europy będzie po sześćdziesiątce.
 Tylko pozornie ten czarny scenariusz nie ma nic wspólnego z postępem technologicznym i naszym, przyznajmy się otwarcie, coraz wyższym stylem życia. Już nie jest dla nas ważne zakładanie rodziny, bo często uświadamiamy sobie, że nas na to nie stać. Na pierwszym miejscu stawiamy karierę zawodową i coraz wyższy styl życia. Przez długie lata decydujemy się na życie w pojedynkę, z rzadka decydując na potomka. Jeśli już, to przeważnie ograniczamy się tylko do jednego. A tymczasem naturalny proces odtwarzania się pokoleń potrzebuje co najmniej dwóch potomków. Ilość potomków w rodzinie szczególnie ważna jest w kulturze islamskiej, która głosi, że rodzina, w której jest tylko jedno lub dwójka dzieci skazana jest na wymarcie. Dopiero czwórka potomków gwarantuje przetrwanie rodu. Według „The Economist” najwyższa średnia statystyczna ilość potomków na jedną kobietę przypada w Nigerii – 8. W Jemenie, Angolii, Somalii i Ugandzie wskaźnik ten waha się w przedziale 7,6 do 7,0. Tuż potem, ze wskaźnikiem powyżej 6 klasują się takie kraje jak Afganistan, Etiopia, Liberia, Malawi, Czad. Wśród najniższych, tuż powyżej 1, przodują kraje Europejskie: Bułgaria, Czechy, Estonia, Włochy, Rosja, Hiszpania, Niemcy, Grecja, Rumunia, Ukraina i Polska. U nas współczynnik ten wynosi 1,5.
 To wciąż za mało. Powołując się na dane ONZ w najbliższych 50 latach ludność Rosji zmniejszy się o 28 milionów ludzi, Ukrainy – 12 milionów, Niemiec – ponad trzy miliony. W Rosji nacjonaliści coraz głośniej biją na alarm, że zostaną wyparci z Syberii przez Chińczyków, a z Zakaukazia i Azji Środkowej – przez muzułmanów.
 Podobne głosy słychać wszędzie. Swego czasu niemiecka prasa rozpisywała się nad kolejnym fenomenem. „Berlin dla singla” krzyczały nagłówki gazet. I tłumaczyły: „Berlin jest stolicą singli, samotnych ludzi, którzy z nikim nie są związani i żyją samodzielnie”. Tuż obok padają liczby: prawie 900 tysięcy osób.
 Z drugiej strony raport komisji polityków, przemysłowców i naukowców o sile roboczej stwierdza wprost: bez imigrantów nie ma dobrobytu. Niemcy mają dzisiaj do wyboru: albo otwarcie granic dla nowych rzesz imigrantów, albo pożegnanie się z dobrobytem, do którego przyzwyczaiła ich silna gospodarka. Początkowo mówiło się o 50 tysiącach rocznie, teraz coraz głośniej pada kolejna liczba: dwa miliony. Dwa miliony rocznie. Rachunek demograficzny jest prosty i nie przewiduje gwałtownej zmiany stylu życia w Niemczech.
 - Nie nastąpi gwałtowny wzrost przyrostu naturalnego – uspokajają demografowie. I wyliczają, że zapotrzebowanie na młodą siłę roboczą będzie rosło. – Potrzeba nam imigrantów, wykształconych, chętnych do pracy.
 Klaus Bade z uniwersytetu w Osnabruck ostrzega: - Najtrudniejsze będzie nie tyle przyjęcie tak dużej liczby obcokrajowców, ale pogodzenie się z faktem, że Niemcem można stać się tylko poprzez urodzenie.
 Już dzisiaj, jadąc berlińskim metrem, jesteśmy świadkami niesamowitego tygla narodowościowego, żyjącego w stolicy Niemiec. Albańczyk obok Serba. Afrykańczyk obok Turka. Rosjanin obok Wietnamczyka. I tylko gdzieś pomiędzy siedzi rodowity Niemiec. To, co w Niemczech dopiero teraz zaczyna być tematem rozważań i dyskusji, w Londynie można obserwować od lat. Coraz więcej mieszkańców Londynu nie mówi w ogóle po angielsku, liczba języków używanych w stolicy Anglii już dawno przekroczyła dwieście. Kolorowi nie są tutaj pojedynczymi osobami, są tłumem.
 Ale apel niemieckiego rządu jest jedynie kolejnym z kilku. 200 tysięcy legalnych imigrantów ściąga do siebie co roku rząd Kanady. Największy – bo 15 proc. odsetek tej liczby stanowią mieszkańcy Chin, Indii, Pakistanu i Filipin. Tylko w Toronto mieszkańcy pochodzą ze 169 krajów świata, używają ponad stu języków. Tam już nikogo nie dziwi policjant w turbanie.
 
TERAZ POLSKA
 Według badań Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego jeszcze w połowie lat 90 ofiarą agresji w czasie pobytu w Polsce padał co czwarty Azjata czy czarnoskóry. Od tego czasu wiele się u nas zmieniło na lepsze, ale także na gorsze. Wraz z przybyszami zaczynającymi życie w Polsce rośnie też przestępczość. Tym razem Polacy stają się ofiarami. Parę miesiecy temu prasa w Polsce ostrzegała przed zorganizowaną grupą bandytów, która terroryzuje Kraków. Określenie „mafia wietnamska” na stałe wpisało się już w polski krajobraz. Niedawno w Warszawie zamordowano dwóch czarnoskórych chłopaków. Simon Mol z Kamerunu, redaktor naczelny „Głosu Uchodźcy” wysyła do polskich gazet listy z apelem, by pozwolono innym rasom czuć się w Polsce bezpiecznie. I dodaje: - Afrykańczycy mieszkający w Polsce nie lubią słowa „czarny”. My przecież nie wołamy na was na ulicy „biały”...
- Your nation is death! Twój kraj jest martwy! – krzyczy Patric Buchanan. – Kiedy społeczeństwa europejskie wymierają, kraje Trzeciego Świata wydają na świat 100 mln osób co 15 miesięcy.
Już dzisiaj 40 procent mieszkańców Londynu stanowią przybysze różnych nacji i koloru skóry. W 2010 roku – zdaniem burmistrza – Biali będą już w zdecydowanej mniejszości. Nie wiem, czy dobrze czuję, ale być może zaczyna to być już sprawą honoru dla nas, Białych. Sprawą honoru czy kwestią przetrwania?
Tylko w ciągu ostaniego roku wszystkie państwa Unii Europejskiej zanotowały razem przyrost 343 tys. mieszkańców. Tyle, co Indie notują każdego tygodnia. Chiny i Indie już dzisiaj mają ponad miliard mieszkańców, a w ciągu najbliższych 50 lat przybędzie im następne 600 milionów.
Żegnaj, Biały człowieku...
 

Waldemar Rompca

 

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska