23/08/2005 20:49:49
Niemal w każdej dzielnicy Londynu znaleźć można kilka charity shopów. Dochód ze sprzedawanych w nich książek, ubrań, zabawek czy sprzętu kuchennego, zasila konto organizacji opiekujących się nieuleczalnie chorymi, pokrzywdzonymi przez los, uchodźcami. W północno - zachodniej części Londynu prężnie działa sieć charity shopów noszących nazwę St. Luke’s Hospice. Znaleźć je można m.in. na Harrow, Stanmore czy Wembley. Do ich odwiedzenia zachęca nie tylko bogaty asortyment, ale również miły personel, który zawsze miło pogawędzi o pogodzie, zapyta jak się czujemy czy pochwali np. bluzkę, którą właśnie wybraliśmy. Bo w Londynie zakupy w charity shopie to coś więcej niż „połów pereł” w polskim lumpeksie. Tu przyświeca im szczytny cel pomocy charytatywnej. Ale pomóc można, nie tyko wydając przysłowiowego funta.
St.Luke’s Hospice to bowiem nie tylko sklep z używaną odzieżą, ale również ośrodek hospitacyjny, który od początku swego istnienia korzysta z pomocy wolontariuszy.
Oni nas potrzebują
Hospicjum St. Luke’s otoczone jest pięknym, rozległym parkiem znajduje się w stylowym, tudorskim budynku dawnego domu polowań. Pacjentami ośrodka są głównie ludzie cierpiący na raka lub z chorobą Parkinsona. Wszyscy śmiertelnie chorzy otoczeni są tu specjalistyczną opieką fizjoterapeutyczną i psychologiczną. Obok personelu pielęgniarskiego i lekarskiego, na rzecz ośrodka pracuje też ok. 400 wolontariuszy. To głównie dzięki ich pracy i staraniom,
St. Luke’s Hospice może funkcjonować. Ich obowiązki są bardzo różne: asystują przy myciu pensjonariuszy, ich masażach, czy rehabilitacji. Do zadań wolontariuszy należy także organizowanie zajęć terapeutycznych, m.in. robótek ręcznych czy prac plastycznych. Wolontariusze pomagają też w pracach remontowych, ogrodniczych oraz przy sprzątaniu. Cześć osób zaangażowana jest też przy prowadzeniu biura oraz w ośmiu „charity shopach”; bo jednym z głównym zadań wolontariuszy jest pozyskiwanie środków finansowych. Najpopularniejszą formą jest tzw. fundrasting activities, czyli imprezy charytatywne; które organizowane są przez cały rok. Pomysłodawcą imprezy może być każdy.
- Jesteśmy otwarci na propozycje. Liczy się każda para rąk. Organizujemy bazary, sprzedaże roślin, loterie - mówi pani Antonia Warner od wielu lat wspomagająca hospicjum.
Dlaczego zdecydowała się poświęcić swój wolny czas innym?
- Praca na rzecz hospicjum pozwala mi oderwać się od szarej codzienności. Daje mi także satysfakcję z robienia czegoś dla innych ludzi. Od dzieciństwa marzyłam o pracy pielęgniarki, kształciłam się w tym kierunku i w latach wojny pracowałam w szpitalach wojskowych. Niestety musiałam zrezygnować i zająć się pomocą mężowi przy prowadzeniu sklepu. Bycie wolontariuszem jest więc w pewien sposób dla mnie rekompensatą niespełnionych marzeń. Pracuję jako tzw. links, informuję społeczność w której mieszkam o imprezach i akcjach organizowanych na rzecz hospicjum – opowiada kobieta.
Osiemdziesięcioletnia pani Antonia to jedna z wielu osób, które mimo podeszłego wieku i własnych problemów zdrowotnych nieprzerwanie wspierają hospicjum. Gdy mówi o swej pracy w charakterze wolontariusza, z jej twarzy emanuje radość i poczucie spełnienia. Tak jest też w przypadku innych osób.
Liczy się każda para rąk
Hospicja takie jak St. Luke’s to miejsca, gdzie ludzie potrzebujący doznają nie tylko specjalistycznej opieki, ale przede wszystkim troski, miłości i zrozumienia. Śmiertelnie chorzy, potrzebują bowiem szczególnych uczuć. Zwykła rozmowa, uścisk dłoni, czy nawet uśmiech, w ich przypadku może zdziałać więcej niż środki uśmierzające ból. Bo gdy wiedzą, że są kochani, łatwiej im pogodzić się z myślą o nieuniknionej śmierci czy cierpieniu.
- Jako pielęgniarka widziałam wielu umierających, byłam świadkiem ich agonii, czasem jedyną towarzyszką w ostatnich chwilach ich życia. Wiem z doświadczenia, że nikt nie chce umierać w samotności. Dlatego tak ważne i potrzebne są ośrodki hospitacyjne to właśnie w nich samotni i opuszczeni mogą zakończyć swoje życie z godnością - wyznaje ze wzruszeniem Gloria Steward, emerytowana pielęgniarka.
W hospicjum od wielu lat pomaga też Babs, która na rzecz chorych sprzedaje wykonane ręczne serwetki na jednym z bazarów.
- Zaczęłam to robić w hołdzie zmarłemu na raka brat - mówi. - Poza tym mogę dalej szydełkować i drucikować i czerpać satysfakcję z tego, że pieniądze z ich sprzedaży idą na szczytny cel.
Z kolei Cristine English sprzedająca stare książki i kasety VHS opowiada.
- Gdy przeszłam na emeryturę panicznie bałam się bezczynności i osamotnienia. Pracując jako wolontariusz, jestem ciągle wśród ludzi i to daje mi ogromną radość. Poza tym nie czuję się niepotrzebna i mam satysfakcję z robienia czegoś na rzecz swojej społeczności – dodaje.
Wielu z grona wolontariuszy St. Luke’s Hospice to jednak nie emeryci, ale ludzie młodzi; pracujący. Pytani o to jak udaje im się pogodzić wolontariat z pracą i życiem rodzinnym mówią:
- Praca w hospicjum niezwykle pochłania i jednocześnie skłania do większego zaangażowania. Jeśli tylko chcesz coś zrobić, możesz to zrobić. Tu nie ma innego wytłumaczenia - podkreśla młody mężczyzna. W wolontariacie liczy się serce i chęć
pomocy. Żeby pomagać, nie trzeba być zamożnym. Trzeba tylko chcieć – dodaje.
Dla Ophelii Chembers wolontariuszki pracującej w dziale marketingu i przy organizowaniu imprez, praca na rzecz St. Luke’s jest wyzwaniem.
- Pracowałam wcześniej w szkole, również jako dziennikarka. Jednak dopiero praca na rzecz hospicjum w pełni mnie satysfakcjonuje i daje zadowolenie. Pozyskiwanie funduszy i środków to prawdziwe wyzwanie. Tym bardziej, że tu nie chodzi o inwestowanie pieniędzy, lecz właściwie o ich znajdowanie. Jednym słowem robienie czegoś z niczego. Jedyny kapitał, jaki możemy wnieść, to własne pomysły i zaangażowanie.
Pensy na szczytny cel
Rozmówcy Polish Express, podkreślają jednak, że aby tak naprawdę zrozumieć fenomen wolontariatu, najlepiej zostać wolontariuszem. Bowiem kilkaset osób zaangażowanych w pomoc umierającym to nie tylko „jakaś” organizacja, to prawie jedna wielka rodzina. Takie wrażenie ma się m.in. odwiedzając organizowane przez nich imprezy. Bardzo dużo jest ich szczególnie w lecie. Każda impreza to sukces, bo jej dochód powiększa chociaż trochę skromny budżet hospicjum. Wolontariusze cieszą się z każdej zebranej kwoty. Na przykład party zorganizowane kilka tygodni temu w The Walled Garden w Kingsbury przyniosło aż 1,250 funtów.
- Zebrana suma przerosła nasze najśmielsze oczekiwania; tym bardziej, że impreza odbyła się w dniu koncertu Live 8 i w czasie turnieju tenisowego na Wimbledonie – wyjaśnia Jane Lanehnm, pomysłodawczyni imprezy.
Ale nie tylko takimi wydarzeniami żyją wolontariusze. Hospicjum wydaje też specjalna gazetkę ,,Hotline” informującą o tym co aktualnie dzieje się wewnątrz organizacji. A imprez jest naprawdę mnóstwo. Oprócz wspomnianych już wcześniej bazarów organizowane są tzw. „open gardens”, czyli otwarte ogrody. Podczas takiej imprezy odwiedzający mają możliwość za symboliczną wręcz opłatą wejść do ogrodu, gdzie zazwyczaj oferowany jest słodki poczęstunek. Jest też wyprzedaż kwiatów i loteria fantowa. Imprezy na większą skalę m.in. bazary, odbywają się zazwyczaj w parkach. Miła, rodzinna atmosfera oraz różnorodność atrakcji przyciągają tłumy odwiedzających. Ludzie przybywają całymi rodzinami. Każdy może znaleźć coś dla siebie i miło spędzić czas, a przy okazji wesprzeć hospicjum.
- Liczy się każdy pens, każda para rąk, bo potrzeby są ogromne - mówi pani Antonia.
Bo hospicjum to ośrodek utrzymujący się głównie z funduszy zebranych przez wolontariuszy. A my chcemy zapewnić naszym podopiecznym godne warunki i specjalistyczną opiekę; na to niestety potrzeba znacznych środków. Jesteśmy więc otwarci na każdą pomoc. Szczególnie zapraszamy ludzi młodych pełnych zapału i pomysłów. Wierzymy, że dzięki ich pomocy uda nam się choć trochę ulżyć naszym cierpiącym podopiecznym.
Grupa wolontariuszy St. Luke Hospice jest międzynarodowa. Dołączyć może naprawdę każdy. Tu nie ma żadnych ograniczeń dotyczących narodowości, wyznania czy koloru skóry. Liczy się tylko chęć pomocy i służenia wolnym czasem. Pracując dla podopiecznych St. Luke’s nie trzeba jednak poświęcać całego dnia, wystarczy godzina, chociażby raz w tygodniu. Od nowych wolontariuszy, bardziej niż czasu wymaga się, odpowiedzialności i wrażliwości na cierpienie innych.
Niestety w grupie pomagających nie ma jeszcze Polaków. Tymczasem drzwi St. Luke’s Hospice i wielu innych ośrodków stoją dla nas otworem. Wystarczy tylko chcieć.
Tym bardziej, że bycie wolontariuszem daje nie tylko satysfakcję z niesienia pomocy drugiemu człowiekowi, ale jest ponadto niezwykle cenionym sposobem na zdobywanie zawodowego doświadczenia. Brytyjscy pracodawcy patrzą bowiem bardzo przychylnym okiem na aplikantów kandydatów mających doświadczenie w pracy wolontariackiej.
Justyna Choroszewska
By zostać wolontariuszem którejkolwiek z organizacji pozarządowej niosącej pomoc potrzebującym, trzeba wykazać się następującymi cechami. Być tolerancyjnym, asertywnym, cierpliwym, odpowiedzialnym. Trzeba także mieć otwarte serce, odczuwać potrzebę niesienia pomocy i szacunek dla cierpiących, potrafić okazywać współczucie i mieć trochę wolnego czasu.
Idea powstania St. Luke’s Hospice była inicjatywą dwojga ludzi: Ann Hatswell i księgowego Johna Corner. W czerwcu 1987 roku założyli oni kilkuosobowy komitet, mający na celu pozyskanie środków na otwarcie pierwszego ośrodka. Początkowo hospicjum funkcjonowało jako St. Luke’s Day Care, oferując opiekę medyczną dla nieuleczalnie chorych tylko w ciągu dnia. W 1993 roku wolontariuszom udało się zgromadzić środki na zakup The Grange w Kenton, gdzie obecnie ma swą siedzibę ośrodek.
Jeśli chcesz zostać wolontariuszem St. Luke’s Hospice zgłoś się do pod adres: The Grange, Kenton Road, Harrow, Middlesex, HA3 0YG, website: www.stlukes-hospice.org
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...