MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

05/08/2005 08:36:56

Wielkie święto pienistego trunku

Lubię, kiedy się zieleni/ Lubię jak się piwo pieni/ Kiedy można w lekką piankę wsunąć wąs”. Słowa jakże sympatycznej piosenki grupy „Zdrowa Woda” są idealne na rozpoczęcie tej krótkiej opowieści. Z inicjatywy stowarzyszenia CAMRA (The Campaign for Real Ale) już po raz czternasty w Olympia Kensington rozpoczął się we wtorek Great British Beer Festival.

Dziennik Polski

Na dobry początek
W Londynie odbywa się Wielki Festiwal Piwa. Czterej prezesi największych browarów chcą się zrelaksować. Umawiają się więc na wieczór w pubie. Podchodzi kelner i pyta, co podać. Jeden z nich, z hiszpańskim akcentem, zamawia pierwszy. „Senior, najlepsze na świecie piwo, proszę podać Coronę”. Drugi z nich, z jowialnym uśmiechem i niemal nie otwierając ust mówi: „Podaj mi chłopcze The King of Beer, Budweisera”. Następny z ciężkim akcentem wykrzykuje: „Podaj mi jedyne piwo, do którego wyrobu używana jest prawdziwa źródlana woda z górskiego źródła Rocky Mountain. Coors poproszę!”. Ostatni z nich, szef Guinness’a, zamawia coca-colę. Przez chwilę panowie piją w milczeniu, ale w końcu nie wytrzymują i pytają czwartego, o co chodzi. „Szanowni panowie, uznałem, że skoro żaden z was nie pije piwa, to ja nie będę się wyłamywał”.

Ten piwny dowcip krążył mi po głowie, kiedy w długiej kolejce oczekiwałem na wejście. Nerwowo przeskakiwałem z nogi na nogę, bo świadomość nadchodzącego biesiadowania nie pozwalała zbytnio opanować emocji. Kiedy w końcu, po wnikliwej kontroli mojego plecaka, wszedłem do ogromnej hali, zaniemówiłem z zachwytu. Oto właśnie trafiłem do piwnego raju.

Dwa razy łza w oku
Wspomniany dowcip kazał mi pierwsze kroki skierować ku stoiskom z Zielonej Wyspy. Jakież było moje zdziwienie, ba, rozgoryczenie przechodzące w rozpacz, kiedy okazało się, że nie ma tu browarów irlandzkich! I kiedy łzy do oczu zaczęły już napływać, z pocieszeniem stosownym przybyła koleżanka ze stron rodzinnych. A pocieszeniu owemu dano wdzięczne imię „Pig’s Ear” (5-proc. Uley z Gloucestershire). Smutek rychło uleciał w niepamięć, a ja przypomniawszy sobie służbowy charakter mojej tu wizyty, udałem się w poszukiwaniu produktów polskich piwowarów.

Chociaż impreza ma w swojej nazwie przymiotnik „brytyjski”, znalazło się tu i miejsce dla browarów spoza Wysp. Przechodzę zatem wzdłuż pokaźnych rozmiarów stoiska i mijam piwa: amerykańskie, niemieckie, holenderskie, belgijskie, francuskie, czeskie, rosyjskie, litewskie, łotewskie i estońskie. Ani śladu nadwiślańskich specjałów! I chociaż od 10 lat nasz kraj należy do prestiżowej Europejskiej Unii Konsumentów Piwa (EBCU), nie pojawił się tu żaden przedstawiciel polskich browarów. Być może nasi rodzimi producenci uznali, że ta impreza nie jest wystarczająco prestiżowa. Po tym wielce smutnym odkryciu kolejne łzy już właśnie zaczęły się gromadzić, gdy w niezwykły sposób w mojej ręce pojawiła się „Blond Witch” (4,5-proc. Moorhouse’s, Lancashire).

Sielska atmosfera
Londyński festiwal każdego roku przyciąga tysiące spragnionych amatorów piwa, którzy mają do wyboru ponad 450 gatunków tego napoju. Kobiety i mężczyźni, młodzi i znacznie starsi – wszyscy z nieukrywaną satysfakcją opróżniali kolejne beczki (w ubiegłym roku wypito tu ponad 100 tys. litrów piwa!). Widziałem niejednego jegomościa z odpowiednio ukształtowanymi brzuchami, którzy już po pierwszym łyku zabierali się do szczegółowego opisywania spożywanego trunku w swoich podręcznych notatnikach.

Jednak najbardziej ujął mnie tego dnia absolutny spokój panujący w tej ogromnej hali. Tysiące osób, mniej lub bardziej uraczonych już spożywanym piwem, bawiło się doprawdy znakomicie. I nikomu nie przyszło nawet do głowy, by zakłócić ową sielską atmosferę.

Organizatorzy imprezy, zgodnie z powiedzeniem, iż „nie samym piwem człowiek żyje” przygotowali dla wszystkich uczestników liczne atrakcje. Były stoiska z piwnymi gadżetami, kuflami i koszulkami; obficie zaopatrzone bufety, gdzie każdy umęczony nieustającym podnoszeniem szklanki, mógł zregenerować nieco siły; wydzielone miejsca do gier zręcznościowych, które po wypiciu kilku piw do najprostszych – wbrew pozorom – nie należały.

Gdzie oni są?
Skoro nie udało mi się znaleźć rodzimych browarów, postanowiłem chociaż odszukać polskich piwoszy. Skoro mówi się, że jest nas w Londynie już 300 tys., zakładałem że owe poszukiwania rychło zakończą się sukcesem. Przemieszczałem się zatem wokół dziesiątek stoisk i z wrodzoną dyskrecją starałem się odnaleźć osoby znad Wisły. Detektyw chyba ze mnie marny, bowiem po kilkakrotnym obejściu festiwalowych barów nie natrafiłem na żadnego Polaka. I kiedy owe niepowodzenie chciałem analizować przy stoisku z czeskim piwem, moja koleżanka odnalazła tych, których poszukiwaliśmy.

Sebastian Wawszczak na londyński festiwal przyjechał aż z Islandii. Tam właśnie zbiera informacje do pracy doktorskiej poświęconej piwu właśnie! O pienistym trunku wie doprawdy wszystko. Wespół z jego kompanami, urodzonymi w Londynie Ryszardem Szydło i Ryszardem Kulczyckim oraz Piotrem Kowalskim, zasiedliśmy do wspólnego stołu. Smakując czeskie piwo (z niewiadomych powodów jego nazwa była mi umknęła...) dowiedziałem się, że wyrabiany w rodzinnym Grudziądzu „Hubal” jest piwem więcej niż dobrym. A kiedy takie słowa słyszy się z ust człowieka, który rzeczonym trunkiem zajmuje się od lat kilkunastu, radość ogarnęła mnie nieprzebrana. Szkoda tylko, że owo jakże miłe spotkanie nastąpiło kwadrans przed zamknięciem Olympia Kensington...

Parafrazując słowa wieszcza: I ja tam z gośćmi byłem, piwo i piwo piłem, a com widział i słyszał tutaj umieściłem.
Tekst i fot.: SŁAWOMIR FIEDKIEWICZ

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska