MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

29/07/2005 08:29:30

Zniewaga czy zakalec?

Psy szczekają, a karawana idzie dalej. Bomby wybuchają, a życie toczy się dalej swoim rytmem. Przez co rozumiem koryto inwektyw i kalumnii, pomówień, obraz, oszczerstw, zniesławień, zniewag, ubliżeń, potwarzy, obelg, uchybień i afrontów. Wystarczy? Wystarczy posłuchać wiadomości z kraju, czy poczytać krajowe pisma. Magiel całą parą! Jak się okazuje, zaraźliwy. Bo zaraził już naszych emigrantów.

Dziennik Polski

Każda redakcja na świecie otrzymuje paszkwile. Pod swoim lub czyimś adresem. W dobie doręczanej poczty, przynosił te paszkwile listonosz. Donosiciel donosów także. W „Dzienniku” panowała zasada kosza. Wszystko, co zakrawało na donos czy paszkwil, szło do kosza. Nic z tych pomówień nie drukowano. I na żadne nie odpowiadano. A pomówienia bywały różne. Na tle politycznych waśni, rozbieżnych interesów, zawiedzionych ambicji i osobistych pretensji. Maczano pióra w dziegciu z żółcią, smarowano inwektywy i wrzucano do skrzynki na listy. Przeważały anonimy. Teraz dziegciem zalewa się portale internetowe. Lub przedrukowuje cudze artykuły, bez zezwolenia ich autorów. Jak jeden z moich felietonów. Jak słyszę, bo nie czytam w portalu. A kto to czyta? Mniejsza o to, choć to bezprawie. I brak dziennikarskiej kultury.

Kiedy z upływem lat wzrastała liczba azylantów z PRL-u, paszkwile ustępowały miejsca donosom. Donoszono, kto miał ubeckie konszachty, kto mogł być ubecką wtyczką, kto wchodzi i wychodzi z konsulatu. I komu za donosy płacą. Podobno pięć funtów za donos. A jak się zdarzyło, że azylantem stawał się pracownik reżimowej tu placówki, podnosił się donosicielski rejwach. Końca nie było szemraniom, szeptom, anonimom listownym. A jeśli taki azylant został zatrudniony w brytyjskich ośrodkach inwigilacyjnych czy w mediach, mówiono, że musiał „sypać swoich”. Ujawniać szpiegowską działalność peerelowską. Nazwisk, jakie wtedy padały nie wymienię, choć dziś żadna to już tajemnica.Wystarczy sięgnąć do teczek IPN-u. Zaangażować w to sieć Wildsteina.

Przeważała jednak wtedy zasada tolerancji. Przygarniania na emigracyjne łono. Nieskazywania tych osób na towarzyską banicję. W wielu wypadkach sami się jednak skazywali. Większych szkód emigracji, jako byli kapusie, nie wyrządzili. A jako azylanci, sypiąc swoich, niewiele się przyczynili do obalenia systemu. Ot, taki był to kapusiowy plankton. Niektórzy z nich, jak słyszałam, zatracili się w tym procederze. Nabawili się kompleksów. Psychologia dobrze zna ten fenomen niespełnionych, zawiedzionych życiowo „popaprańców” społecznych, jak się o nich mówi w kraju. Obrzucających innych błotem pomówień.

Doniesiono mi, że w jednym z portali czy witryn internetowych obrzucono błotem redakcję naszego „Dziennika”, że się w nim ukazał na redakcję paszkwil. Takie niewybredne brednie. Czytać tego nie zamierzam. Współczuję tylko autorowi kompleksów, przed którymi się broni, atakując innych.

Zniesławienie na piśmie, w druku lub w innej formie czyli w internecie stanowi jednak przestępstwo. Jest ścigane w trybie postępowania karnego. Karane grzywną, a nawet pozbawieniem wolności. Orzeka o tym ława przysięgłych. „Libel”, czyli pisemne zniesławienie, uzasadnia roszczenia o odszkodowanie. Sprawa Romana Polańskiego o zniesławienie dowiodła stanowczości sadownictwa brytyjskiego w takich przypadkach. Polańskiemu, jak wiemy, zasądzono odszkodowanie w wysokości 50 tys. funtów. Plus koszta sądowe. Lata temu gen. Władysław Anders oskarżył o „libel” wydawców dziennika „Narodowiec”, wychodzącego we Francji. I otrzymał wyrok skazujący to pismo na wysokie odszkodowanie pieniężne. W tym kraju jest mniej pieniaczy niż w Polsce. Ludzie raczej wolą się nie procesować. Wybierają na ogół polubownie ustalone odszkodowanie za zniewagę. Zniewaga czy obraz czci bardziej do mnie przemawia niż prawne w kraju określenie: „naruszenie dóbr osobistych”. W tym kraju nadal obowiązuje stara zasada: „The greater the truth, the greater the libel”. A jakie przesłanki są brane pod uwagę w sądzie przy rozpatrywaniu procesów o „libel” można przeczytać m.in. w książce „Defamation” Davida Price’a, wydawcy Sweet and Maxwell. Polecam ją potencjalnym autorom oszczerstw, na wszelki wypadek. Żeby wiedzieli co im grozi. I czym to pachnie. Źle pachnie w tym naszym emigracyjnym światku! Pachnie dziegciem i maglem. Maglem osobistych, dość osobliwych rozgrywek. W meritum sprawy nie wchodzę, bo nie chodzi mi o meritum. tylko o „mendacity”. Tłumaczenie w słowniku. Dla mnie, przyzwyczajonej do zasady kosza, takie internetowe odzywki są zwykłym „nuisance”. Też zresztą w tym kraju podlegającym prawu znanemu jako „tort”. „Tort of niusance”. Nie mylić z ciastem, bo to niestrawny zakalec. Jak każde pomówienie

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska